Dziś jest:
Piątek, 29 marca 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 429x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Śr, 4 mar 2020 06:45   
Autor: FN, źródło: FN   

NADCHODZĄ CZTEREJ JEŹDŹCY APOKALIPSY – ROZMOWA NA POKŁADZIE OKRĘTU NAUTILUS

Druga część Apokalipsy św. Jana zawiera opis kosmicznej walki między Bogiem, Barankiem i ich zwolennikami, a siłami zła. To właśnie tam pojawiają się czterej jeźdźcy apokalipsy, tajemnicze istoty, które mają wyruszyć na koniach przed Sądem Ostatecznym. Ich kolejność nie jest przypadkowa. Pierwszy jeździec symbolizuje zarazę.




Pandemia COVID-19 to światowa pandemia zakaźnej choroby COVID-19 wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Epidemia rozpoczęła się w listopadzie 2019 w mieście Wuhan, w prowincji Hubei w środkowych Chinach, a 11 marca 2020 została uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za pandemię.

Za tą pozbawioną emocji definicją COVID-19 kryje się wydarzenie, które zmieni oblicze całej Ziemi. Wszyscy wiedzą, że to jest początek czegoś, co się dopiero zaczęło, ale także wszyscy zadają sobie pytanie: co jest na końcu tej drogi, w którą właśnie wraz z pojawieniem się koronawirusa wyruszyła nasza cywilizacja?

Na pokładzie okrętu Nautilus odbyło się świąteczne spotkanie po raz pierwszy trochę inaczej, niż zwykle… Wszystko zgodnie z zasadami, w jakich przyszło nam żyć w czasach koronawirusa. Jednym z punktów naszej narady była rozmowa o tym, co teraz dzieje się na świecie. Wielu czytelników interesuje zdanie załogi okrętu Nautilus o tym, jak pojawienie się koronawirusa na Ziemi postrzega załoga okrętu Nautilus. Dlatego tę rozmowę prezentujemy poniżej.


Baza FN 12 kwietnia 2020




Od czego zaczniemy… może od pytania, czy czujesz lęk?

Przed zarażeniem koronawirusem czy przed tym, co nas czeka?

Zacznijmy od koronawirusa. Boisz się go?

Oczywiście, jak wszyscy zresztą. Ta piekielna zaraza była dla mnie czymś zupełnie abstrakcyjnym, dalekim i trochę niemierzalnym zjawiskiem, aż nagle dopadła moich znajomych. Ludzi, których znam, do których mogłem zadzwonić i zapytać, o co chodzi z tym koronawirusem i jak to jest być chorym na to paskudztwo. To był moment, kiedy zacząłem sobie zdawać sprawę z realności zagrożenia, a także powiedzmy czuć respekt i pewnie lęk, bo naprawdę powyżej 50 roku życia zaczyna się ruletka i niestety krupier oszukuje i im jesteś starszy, to masz mniejsze szanse… Dwóch moich znajomych we Włoszech przegrało tę walkę. Powiem szczerze, że do tej pory nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

Rozmawiałeś z nimi?

Nie chcę o tym mówić. Mogę opowiedzieć o innym moim znajomym z Niemiec, który przeszedł koronawirusa i chyba już ma to za sobą. Mówię chyba, bo cały czas czuje się słabo, co niepokoi lekarzy, ale to chyba sprawa nerwów… W każdym razie na jego przykładzie zrozumiałem, jak przebiegły jest ten wirus i dlaczego ludzkość tę walkę może przegrać.

Naprawdę tak uważasz? Możemy przegrać z koronawirusem?!

Tak, ale do tego jeszcze powrócę, postaram się to wyjaśnić. Zacznijmy od tego, co opowiadał mój znajomy, bo jego historia jest wyjątkowo ciekawa i pouczająca… Ale może na początku powiedzmy, jak się dowiedział, że jest chory. Do Berlina wrócił ze Sztokholmu, gdzie był na planie dokumentu, przy którym współpracował jako kamerzysta. To były czasy, kiedy Niemcy nie miały jeszcze zamkniętych lotnisk i jak  ktoś miał wykupiony bilet lotniczy w sprawach zawodowych, to leciał. Ludzie rezygnowali tylko z wyjazdów wakacyjnych, ale takie tam różne sprawy służbowe, to lecieli. Już wtedy było głośno o wydarzeniach w Lombardii, ale wiadomo, że biznes to biznes i pieniądze trzeba zarabiać. No więc poleciał, spędził w Sztokholmie dosłownie 24 godziny i powrócił do Berlina. Nie był świadomy, że jest zarażony koronawirusem.




Zaraził się w samolocie?

No właśnie nie, ale posłuchaj, co było dalej. Wrócił do Berlina i przez myśl mu nawet nie przeszło, że może być chory. Na lotnisku, w samolocie, w taksówce – wszędzie był w maseczce. Nic go nie bolało, nie miał kaszlu… no zupełne zero! Po tygodniu dostał telefon od służby sanitarnej, że będzie musiał przejść test na koronawirusa. I teraz najlepsze – okazało się, że kelner w jakimś barze w Sztokholmie był zarażony i to on go obsługiwał, kiedy wieczorem kolega poszedł na tzw. drinka. Doszli do tego po tym, że system zarejestrował transakcję jego karty płatniczej w zdalnym terminalu dla kart, który tego dnia był używany przez tego kelnera. Szwedzkie służby zawiadomiły niemieckie, a te z kolei dotarły do mojego znajomego. To był już taki czas, kiedy kolega czuł się trochę gorzej, ale to były objawy lekkiej grypy, takiej łagodnej. Od dwóch dni miał suchy kaszel, trochę czuł się źle, ale nic szczególnego. Ot, przeziębienie i nic więcej.

Brał pod uwagę, że może mieć koronawirusa?

Tak, trochę… bo od dwóch dni czuł, że coś go bierze, ale było to wszystko takie łagodne, że myślał, że jeśli nawet gdzieś go złapał, to jest w tej grupie bardzo łagodnej, dwa tygodnie kwarantanny i po sprawie. Ale bardzo się mylił, czekała go ciężka walka o życie. Acha, i zapomniałem powiedzieć, że on ma zaledwie 38 lat, więc wcale nie jest w grupie ryzyka.

Dlaczego mówisz, że stoczył walkę o życie?

Bo dokładnie tak było. Następnego dnia miał jechać na test na koronawirusa czy ten test mieli mu przywieźć rano… już nie pamiętam, w każdym razie wieczorem nagle chwyciła go gorączka. Po raz pierwszy w życiu miał ponad 40 stopni, dosłownie powiedział, że na termometrze skończyła się skala. To było tak: nie ma gorączki, kilka minut i nagle dosłownie przypomina piec hutniczy… bach, bach! Wszystko nagle. Ale nie to było najgorsze. W nocy zaczęło mu brakować powietrza. Opisywał, że początkowo opatulony kocem otworzył wszystkie okna, aby świeże powietrze wleciało do mieszkania i dzięki temu jemu minie to dziwne uczucie, że nie jest w stanie wypełnić płuc, tylko tak jakoś oddycha, jakby ktoś mu ścisnął płuca… Pierwsze dwie godziny próbował się ratować sam, ale potem poczuł, że musi ktoś mu pomóc, bo on się po prostu udusi. Zadzwonił na pogotowie i w nocy zabrali go do szpitala zakaźnego, gdzie podłączyli go pod ten słynny respirator, który wspomaga oddychanie. Najpierw dali mu tylko taką rurkę z tlenem pod nos, a jak to nie pomogło, to wtedy respirator. Od razu zrobili mu test. Kilka godzin potem dowiedział się, że ma koronawirusa.

Co ci mówił? Bał się śmierci?

W nocy, kiedy czekał na pogotowie myślał, że się udusi… To zabawne, ale zaczął się głośno modlić, czego nigdy nie robił. Po raz pierwszy znajdował się w stanie zagrożenia życia nie licząc jakiegoś wypadku na rowerze, kiedy był jeszcze dzieckiem. W każdym razie okazało się, że jest w tym drobnym procencie ludzi, którzy muszą wspomóc się respiratorem. Mówił, że uczucie lęku przed śmiercią jest tak dziwnym uczuciem, że ktoś, kto tego nie przeżył, nie zrozumie grozy, którą wtedy się czuje. Opisy ludzi, którzy przeżyli zakażenie koronawirusem są zresztą podobne, oni też opisują ten moment tej z piekła rodem zarazy, kiedy nagle otwiera się okna w nadziei, że to da powietrze dla płuc. Wystarczy wspomnieć relację byłego piłkarza Widzewa, o której czytałem w sieci… on to opisywał bardzo podobnie jak mój kolega. Warto, aby w tym wywiadzie zrobić link do jego relacji. Ten były piłkarz powiedział, że mocno schudł po starciu z koronawirusem. To samo powiedział mój kolega. W szpitalu stanął na wagę i dosłownie oczom nie wierzył… myślał, że waga się zepsuła.

Dobrze, damy link do tego tekstu.

Były piłkarz Widzewa pokonał koronawirusa. "Spojrzałem w lustro i się przestraszyłem. Schudłem ponad 16 kg"

Jarosław Cecherz, były zawodnik Widzewa Łódź, który obecnie mieszka w USA, opowiada o swojej wygranej walce z koronawirusem. - Zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że to był mój najważniejszy, wygrany mecz i powinienem się czuć, jakbym strzelił bramkę z rzutu karnego w finale mistrzostw świata. Moja walka z koronawirusem była bardzo trudna. W pewnym momencie powiedziałem: albo ty, albo ja - mówi Cecherz w rozmowie z Krzysztofem Smajkiem.

https://www.sport.pl/pilka/7,173971,25865189,byly-pilkarz-widzewa-pokonal-koronawirusa-spojrzalem-w-lustro.html#s=BoxOpMT

Wracając do naszej rozmowy… czekaj, bo straciłam wątek…

Mówiłem ci o tym, jak bardzo schudł przez tę walkę z koronawirusem i jak mocno się wystraszył, że sam w domu sobie z tym oddychaniem „na pół gwizdka” nie poradzi.

A tak… co twoim zdaniem pokazuje jego historia?

Bardzo dużo. Po pierwsze widać, czym różni się od wszystkich gryp tego świata. Ja to zresztą długo musiałem tłumaczyć Jackowskiemu (Krzysztofowi Jackowskiemu – przyp. FN), dlaczego koronawirus nie jest żadną grypą, bo on do znudzenia wymachiwał jakimiś statystykami, że niby to grypa i po co z grypy robić wielkie halo, skoro on ma te swoje statystyki i one dowodzą… cały czas gadał te bzdury przeczytane w sieci. Dopiero po rozmowie ze mną zmienił zdanie, co zresztą przyznał w jednym z tych swoich wideoblogów.

Czym się różni koronawirus od zwykłej grypy?

Pakietem dodatkowym. Owszem, i tu i tu jest złe samopoczucie, i tu i tu jest kaszelek. Ale pierwsza różnica jest przy zarażeniu, a raczej stopniu złośliwej agresywności, wręcz niepojętej zdolności do rozprzestrzeniania się koronawirusa. Mówiąc obrazowo: masz grypę i wchodzisz do biura załatwić sprawę. Pokasłujesz, gorączkujesz… mówisz, żeby się nie zbliżać, bo może masz grypę i lepiej uważać. Może zarazisz jedną osobę, a może dwie, ale najprawdopodobniej nikogo. Wyjdziesz z biura i pojedziesz się leczyć do domu. Jeśli masz koronawirusa, to jest ogromna szansa, że wszyscy pracownicy tego biura mogą być zarażeni. Nikt do końca nie wie, jak do diabelstwo się przenosi, bo nikt nie widzi koronawirusa… Ale do tego jeszcze wrócimy. W każdym razie wręcz olimpijska drapieżnicza umiejętność przenoszenia się wirusa na inne osoby to pierwsza z wielu cech odróżniającej koronę od grypy. Kolejne jednak są ciekawsze, gdyż ten wirus doprowadza do stanu, kiedy czujesz, że potrzebujesz trafić na pogotowie, bo brakuje ci powietrza. W przypadku grypy taki stan odczuwają tylko ludzie w zaawansowanym wieku, a tutaj koronawirus idzie szeroko po młodszych rocznikach. Po tym, jak miałem okazję wysłuchać relacji mojego kolegi zrozumiałem, że dla grupy 70+ ta choroba to naprawdę rosyjska ruletka. Bez respiratora ich szanse maleją prawie do zera.

Są jednak tacy, którzy przechodzą koronawirusa łagodnie, prawda?

Oczywiście, a nawet wręcz bezobjawowo. I to także kolejna, nieprawdopodobnie paskudna cecha tej choroby. Ktoś może czuć się cudownie, nie mieć żadnych objawów, a zarażać. Co to oznacza? Możliwości przetrwania w społeczeństwie koronawirusa są praktycznie nieograniczone. Zawsze bowiem mogą się tlić gdzieś ogniska tej choroby, które nie zostały wyłapane przez służby medyczne. Pułapką tej choroby jest także relatywnie niska śmiertelność. Wielu upatruje w tym rodzaj pozytywu, bo przecież umierają tylko najstarsi, a resztą przejdzie łagodnie, pokaszle i zapomni. Tymczasem gdyby umieralność w przypadku koronawirusa wynosiła dajmy na to 70-80 procent, to lęk przed śmiercią i zarażeniem byłby tak potężny, że ludzie zrezygnowaliby na kilka tygodni nawet z wizyt w sklepach i być może udałoby się ją zdusić w zarodku. A tak założenie, że „ja jestem młody, a jedynie te staruchy niech się martwią” sprawia, że koronawirus ma nieprawdopodobną moc do rozprzestrzeniania. Ostatnio czytałem, że wielu bogatych ludzi wynajęło wille na małych wyspach na Karaibach czy w Polinezji w nadziei, że jak jest 300 mieszkańców, to koronawirus na pewno tam nie dotrze.

I co?

I dotarł. Tu też jest kolejne pytanie: jak on się rozprzestrzenia? Oczywiście drogą kropelkową, czyli ktoś kaszlnie naprzeciwko ciebie i już w zasadzie „witaj w klubie”. Ale przecież są takie elementy wiedzy o tej chorobie, które każą się zastanowić nad drogą rozprzestrzeniania. W Paryżu fala zachorowań była po tym, jak w jeden ładny, słoneczny dzień ludzie ruszyli do parków. Wszyscy trzymali się na dystans, nawet mijali się zachowując odległość, a i tak się zarazili. To może oznaczać, że ten wirus może się przemieszczać wraz z przemieszczającym się powietrzem. Problem w tym, że wirusa nie widać. Wszystko to tylko przypuszczenia. Naprawdę ludzkość znalazła się w pozycji „szach!” i rzuciła wszystkie figury na szachownicy, aby się ratować. Takiej sytuacji jeszcze nie było na naszej planecie, aby jak szacuje WHO 4,5 miliarda ludzi starało się nie opuszczać domów.

Myślisz, że może być „szach i mat”?

Oczywiście, że to jest możliwe. Przywódcy wielkich światowych mocarstw mieli dostęp do symulacji, które pokazały im, z czym mają do czynienia. To jest powód, dla którego zdecydowali się na praktycznie zrujnowanie swoich gospodarek, aby zatrzymać bestię. Byli też tacy, jak Trump czy Boris Johnson, którzy mówiąc slangiem młodzieżowym „darli łacha” z naiwniaków, którzy mówią o zagrożeniu. Potem szybko zmienili zdanie, a brytyjski premier miał okazje na sobie przećwiczyć „tę zwykłą grypę”. Jak powszechnie wiadomo wylądował na OIOM i miał dużo szczęścia, bo akurat on był w tej grupie, której koronawirus nie „zatkał płuc” i nie miał pełnego uczucia duszenia się, jak mój kolega.

Dlaczego Wielka Brytania wycofała się z traktowania koronawirusa tak, jakby nie stanowił większego zagrożenia? Wszystkie firmy pracowały normalnie, banki, na placach zabaw dzieci, puby pełne, a nagle… wszystko pozamykane. Skąd to się wzięło?

To jest akurat proste. Wszystko przez ten „pakiet dodatkowy” koronawirusa, który sprawia, że część ludzi dusi się i błaga o pogotowie i dostęp do np. respiratora. Jeśli puści się sytuację samopas na zasadzie „nie róbmy paniki… zwykła grypa!” szybko okazuje się, że blokują się szpitale. Nie ma jakieś imponującej liczby ofiar, ale w szpitalach dosłownie zaczyna się Sajgon, a jeszcze dodajmy do tego, że zaraża się praktycznie zawsze personel. Okazuje się, że koronawirus sprawia, że następuje blokada służby zdrowia, a potem z kolei niebezpieczne jest wszystko: od ataku wyrostka robaczkowego po udar, bo każda choroba oznacza ogromne ryzyko, że nie przyjedzie szybko karetka lub nie będzie personelu, aby ratować życie, przeprowadzić operację itp.

Szwecja zdecydowała się na ten model „zero obostrzeń” i cały czas się jego trzyma?

Pewne obostrzenia jednak są, na przykład jest zakaz spotkań grupy większej niż 50 osób, a było niedawno 500 osób, ale faktycznie – oni próbują wyjść z tej pułapki bez zamienienia gospodarki w gruzy. Kto wie, czy nie mają racji, bo za chwilę my także będziemy musieli uwolnić gospodarkę i to mimo rosnącej liczby zarażonych.

Dlaczego uważasz, że musimy to zrobić?

Bo pojawi się głód i przestępczość. Ale jeszcze jedna uwaga: koronawirus tworzy ogniska, jak np. Warszawa czy Łódź. W większości miast czy miasteczek w Polsce są pojedyncze osoby, ale oddziały zakaźne przygotowane na przyjęcie zarażonych osób są zupełnie puste. To samo jest w Paryżu, Londynie czy Berlinie. Ilość osób zarażonych przypadająca na całą populację zamieszkującą dany kraj jest cały czas bardzo mała, a puste szpitale są tego najlepszym dowodem. Trzymając się przykłady Polski – aby każdy szpital w Polsce odczuł uderzenie koronawirusa i zapełniły się łóżka stojące dzisiaj puste wystarczy, aby liczba zarażonych przekroczyła 300-500 tysięcy. I wtedy znikną tacy wielce zaskoczeni, co to byli gdzieś w jakimś tam szpitalu, w którym o zarażonych ani widu ani słychu, a oni myśleli, że wszystkie szpitale mają pacjentów… To się w każdej chwili może zmienić, jeśli by tylko trochę pandemia ruszyła. Zresztą, symulacje już zostały zrobione.

Co masz na myśli? Ale jeszcze jedno pytanie: czy myślisz, że te obostrzenia wprowadzone przez tyle rządów na świecie coś dały?

Na pewno. Nie mam dostępu do danych statystycznych, ale bez dwóch zdań doprowadziły do spłaszczenia krzywej zachorowań. Ale to nie rozwiązuje problemu koronawirusa, a jedynie ogranicza jego ekspansję. Moim zdaniem świat sobie z tym nie radzi i za chwilę wszyscy przeżyjemy ciekawy eksperyment: będziemy musieli próbować ruszyć zrujnowaną gospodarkę przy jednoczesnej dużej ilości zarażonych. Czyli wszyscy na sobie przetestujemy wariant szwedzki.

Uważasz, że gospodarka musi znowu ruszyć mimo zagrożenia koronawirusem?

Musi. Zagrożenie koronawirusem jest niczym wobec tego, co nas czeka w najbliższych miesiącach. Uwierz mi, że koronawirus jest naszym najmniejszym problemem.




Powiedziałeś o tych modelach…

A tak. Tu może mała ciekawostka z mojego życia. Ja studiowałem i skończyłem ekonomię na UW, gdzie miałem okazję uczestniczyć w fascynującym seminarium, które miało banalną nazwę „badania operacyjne”. Zafascynowało mnie to mocno. Okazało się, że na podstawie przeróżnych informacji pozornie nieistotnych można opracować bardzo precyzyjne modele zachowań ludzi, dużych agregatów społecznych, gospodarczych, a nawet określić ruchy wojsk w trakcie wojny. Naprawdę ciekawa sprawa. Wzory opisujące mechanizmy są piękne jak w geometrii. Wszystko da się policzyć i z określonym prawdopodobieństwem przewidzieć.

Te modele czy jak to się nazywa… czy one się sprawdzają?

Działają bezbłędnie. Pamiętam, jak mój wykładowca przedstawił nam symulację polskich finansów, jeśli utrzyma się krzywa demograficzna i społeczeństwo będzie się starzeć w takim tempie jak obecnie. Z modelu wynikało jednoznacznie, że jeśli stanowczo nie podniesie się wieku emerytalnego, to w okolicach 2030 roku Polskę czeka całkowite załamanie finansów publicznych. To wszystko było przez nas liczone w roku 1989 albo 1990, kiedy byłem studentem. Pamiętam, że spotkałem mojego wykładowcę w czasie, kiedy w 2014 ekipa rządowa podwyższyła bardzo nieznacznie, wręcz symbolicznie wiek emerytalny, a on mi oburzony powiedział, że są zupełnie nieodpowiedzialni i trafią kiedyś za to przed trybunał stanu, gdyż tak małe podniesienie wieku emerytalnego nie uratuje Polski przed bankructwem i oni to wiedzą, a zachowując się w tak nieodpowiedzialny sposób i nie mówiąc ludziom prawdy mają za nic dobro przyszłych pokoleń. /śmiech/ /Okazało się, że modele operacyjne stworzone w latach 80-tych działają bez zarzutu nawet po 30 latach… Mistrzostwo Świata! Od tego czasu mam szacunek dla ludzi, którzy potrafią przewidzieć przyszłość na podstawie danych wyjściowych w postaci informacji ogólnie dostępnych. Ale wracając do sprawy koronawirusa – na całym świecie ludzie zajmujący się badaniami operacyjnymi tworzą takie modele. O większości z nich nigdy się nie dowiemy, ale jest dla mnie jasne, że to one sprawiły, że rządy praktycznie 90 procent państw zdecydowały się na gospodarcze samobójstwo, bo tak traktuję całkowity, pełny lock-out. Pojawiły się w mediach informacje o dwóch modelach zachowania koronawirusa zrobionych po dwóch stronach Atlantyku, bo w brytyjskim Cambridge i amerykańskim Harvardzie. Niezwykłe jest to, że wyszło im to samo.

Czyli?

Koronawirusa bez powszechnej szczepionki nie da się powstrzymać, a w tym roku czeka nas nieuchronna druga fala zachorowań na jesieni. O niebo wyższa od tej obecnej. Moim zdaniem mamy teraz próbę generalną, a nawet nie próbę, tylko mały test możliwości koronawirusa. Modele zakładają bowiem, że koronawirus będzie tym samym wirusem, a tymczasem należy policzyć krzywe zachowań przy założeniu, że zmutuje do wersji, która będzie miała skuteczność w doprowadzaniu do śmierci nie takie śmieszne 3-5 procent jak obecnie, ale powiedzmy 30 procent i więcej. Dopiero wtedy rozpocznie się coś, co do tej poru znaliśmy tylko z ekranów kin, kiedy szliśmy na film katastroficzny. Jeśli nie będzie skutecznej szczepionki i to nie na tę obecną wersję wirusa, ale tę przyszłą, zmutowaną wersję 2.0, to moja wyobraźnia odmawia mi posłuszeństwa.

Na koniec porozmawiajmy chwilę o tym, dlaczego chciałeś koniecznie porozmawiać o czterech jeźdźcach Apokalipsy. Czy uważasz, że druga część Apokalipsy św. Jana ma szansę się spełnić?

Zanim to wyjaśnię może jedna uwaga. Od zawsze dziwiły mnie te wersety o jeźdźcach Apokalipsy. Ja wiem, że tylko ostatni zwiastujący śmierć został jednoznacznie zinterpretowany, ale te trzy pozostałe są równie ciekawe i zawsze przybywają w kolejności, którą określił św. Jan.

O czterech jeźdźcach Apokalipsy czytaj w Tajnym Archiwum FN.
https://www.nautilus.org.pl/kajuta,tajne-archiwum.html?expandId=185

One zawsze nadchodzą w następującej kolejności: „Zaraza”, „Wojna”, „Głód” i „Śmierć”. Nikt nigdy nie pomyślał, że ich kolejność, którą wymienił św. Jan może mieć znaczenie. Ja zresztą zawsze się zastanawiałem nad absurdem tego, że wśród jeźdźców jest ten pierwszy, który jest interpretowany jako „Zaraza”. Jakie to nieaktualne, jakie nie przystające do realiów dzisiejszych. Gdzie zaraza? W dobie iphonów i zaawansowanej technologii? A jednak: pierwszy jeździec już przybył i przyniósł zarazę, jakiej świat nie widział. O niskiej śmiertelności, ale o gigantycznej sile destrukcji. Jednak ona nie przynosi śmierci, bo nie taki jest następny jeździec.

Następnym jest… Wojna?

Tak jest. Wojna. Zwracam ci uwagę na dziwne słowa Krzysztofa Jackowskiego, które wypowiedział w 2008 roku w rozmowie ze swoją córką Moniką. On nagle na pytanie córki „a co kiedyś będzie z Polską?” powiedział, że ludzie będą się bali oddychać, a będzie to na krótki czas przed wybuchem wojny. Dosłownie tuż przed! Jackowski sam nie rozumiał tych słów, wręcz się zdziwił tym, co powiedział. Ciekawe, że teraz cały czas powtarza, że pandemia koronawirusa jest tylko wstępem do wojny. To ona dopiero doprowadzi do pojawienia się dwóch kolejnych jeźdźców Apokalipsy, czyli głodu, a dopiero jako ostatni przybędzie jeździec „Śmierć”. Jeśli ta kolejność nie jest przypadkowa i jest w tym zawarte proroctwo przyszłych wydarzeń, to na razie nie należy się spodziewać szokujących statystyk umieralności. Koronawirus nie jest bezpośrednim zabójcą, a raczej prowadzi do szeregu wydarzeń, jest zapalnikiem. O tym rozmawiałem zresztą wielokrotnie z Krzysztofem Jackowskim. Bardzo lubię te nasze rozmowy, zresztą on chyba też. Szkoda, że nie są nagrywane, wiele osób by z przyjemnością ich posłuchało… ale trudno.




Ile dajesz procent, że po pierwszym jeźdźcu pojawi się kolejnych trzech jeźdźców Apokalipsy, czyli…

…wojna, głód i śmierć? Ciekawe pytanie. Jedyna znana mi przepowiednia precyzyjnie opisująca pojawienie się koronawirusa to ta z włoskiego Trevignano Romano. Tam nie tylko pojawiła się prawidłowa informacja o światowej pandemii, która ogarnie wszystkie zakątki kuli ziemskiej w 2020, ale został wskazany bardzo określony scenariusz przyszłych wydarzeń. Według Giselle Cordii z Chin przyjdzie drugi wirus, zdecydowanie potężniejszy niż obecnie, który przyniesie prawdziwe spustoszenie i śmierć. Ale ciekawe jest także to, że Giselle Cordia zapowiada trzy dni ciemności. Być może w tym roku czeka nas więcej niespodzianek, na przykład wybuch superwulkanu Yellowstone w USA czy Wezuwiusza we Włoszech… Na Ziemi coś się zaczęło, czego nikt nie powstrzyma.

https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3923,koronawirus-i-objawienia-maryjne.html

Co twoim zdaniem spowodowało pojawienie się koronawirusa?

Zgadzam się w 100 procentach z moją koleżanką Beata Pawlikowską, która uważa, że w ten sposób Ziemia postanowiła powstrzymać ludzka bestię w niszczeniu wszelkie życia w imię szaleństwa konsumpcjonizmu i żądzy posiadania przedmiotów. Odrzucam wszelkie marzenia miłośników spisków „wielkich złych”, którzy postanowili zamienić życie wszystkich ludzi w tym swoje i swoich rodzin w koszmar, aby zyskać kilka zer na koncie… Od dawna powtarzam, że jest to wizja szczenięco-dziecięca tego wielkiego spisku, bo nie ma takich idiotów, którzy chcą zamienić Ziemię w pobojowisko, skoro sami będą – w co wierzą zaciekli miłośnicy tych wariackich teorii – na wieki wieków tkwić w jakiś zamurowanych bunkrach, gdyż wyjście z nich narazi ich i ich rodziny na śmierć. I to nawet nie przez koronawirusa, ale przez przestępczość, która lada chwila się pojawi. O tym, dlaczego te wyśnione, ukochane teorie o „złych generałach o skrzywionych gębach i nienawistnych spojrzeniach” niszczących wszystko wokół i siebie „dla kasy i władzy” są kupą bzdur mówię od lat, ale… mniejsza z tym. Moim zdaniem mamy do czynienia z najpotężniejszą siłą na naszej planecie, z którą nie poradzi sobie żadne laboratorium, wojsko czy Bóg wie jeszcze coś – to karma czyli przeznaczenie, które stworzyła ludzkość niszcząc Ziemię. Beata (Pawlikowska – przyp. FN) ma rację kiedy mówi, że gdyby Ziemia postanowiła powstrzymać całkowity proces niszczenia planety wraz z mordowaniem zamieszkujących ją istot, czyli zwierząt zabijanych w skali przemysłowej, prowokując jaką katastrofę naturalną typu mega-powódź czy jakieś monstrualne pożary, to ludzie w swojej przebiegłości by sobie poradzili. Rzucili by na front walki o przywrócenie ich wygodnego życia wszystkie maszyny tego świata i znowu powrócilibyśmy do tego, co było. Ale Gaja czyli wielka i potężna istota duchowa stojąca za naszą planetą pokazała moc pozostającą poza ludzkimi możliwościami. Stworzyła drobinkę niewidoczną nawet przy użyciu szkła powiększającego, która za chwilę zamieni te wszystkie cudowne maszyny ludzkości w rdzewiejący złom. Bo moim zdaniem fala tsunami zniszczenia naszej cywilizacji jest niczym wobec tego, co przyniesie zbliżająca się wręcz apokaliptyczna fala światowej recesji, którą spowoduje obecne zatrzymanie światowej gospodarki.




Uważasz, że świat się z tego nie podniesie?

Zanim odpowiem na to pytanie jedna refleksja. Pracuję w mojej firmie z kolegą, który zarabia ogromne jak na warunki naszego kraju pieniądze. I on regularnie co roku sprzedaje swój praktycznie nowy samochód - bo roczny – i kupuje nowy z salonu. Ja jeżdżę SAAB-em z 1997 roku i jest to zachwycające i luksusowe auto, ale kiedyś zapytał mnie, dlaczego nie zmienię tego – jak się wyraził – starego rzęcha na normalny samochód. Kiedy powiedziałem mu, że wyprodukowanie nowego samochodu kosztuje tak gigantyczną liczbę drzew, ton surowców naturalnych i bezpowrotne zniszczenie kilkudziesięciu tysięcy – tak! – litrów wody, to on mnie wyśmiał i powiedział, że tacy ludzie jak ja są frajerami. Zrozumiałem, że takich ludzi nic nie powstrzyma w tym szaleńczym pędzie chyba że… Ziemia coś wymyśli. I moim zdaniem Gaja pokazała swoją moc, choć teraz to jest jeszcze zabawa, rodzaj próby generalnej. Ludzkość jeszcze się niczego nie nauczyła, to co się stało to wciąż jest za mało. Właśnie przeczytałem, że w chińskim Wuhan już ponownie zaczął działać tzw. mokry targ, gdzie zwierzęta w tym psy, koty i te osławione łuskowce i nietoperze zabija się w bestialski sposób tak, aby długo się męczyły, bo wtedy mięso jest lepsze, bardziej łagodne w smaku… A skoro tak, to bez dwóch zdań pojawi się druga fala apokalipsy. To będzie najprawdopodobniej drugi wirus, ale nie taki relaksacyjno-wypoczynkowy o śmiertelności kilku procent, ale prawdziwy jeździec Apokalipsy, który będzie zamieniał w ciągu 48 godzin ludzkie płuca w wypełniony wodą zbiornik i którego śmiertelność wyniesie powiedzmy 50 procent i więcej.

/poniżej film dokumentalny o początku pandemii koronawirusa/

Co jest na końcu tej drogi?

To bardzo proste pytanie. Jeśli mam rację i koronawirus nie jest żadnym eksperymentem tylko ma podłoże karmiczne, to na końcu drogi na którą właśnie wkroczyła ludzkość jest stan, kiedy jest zero emisji spalin, zero wydobycia rabunkowego złóż naturalnych, a także nawet jedno zwierzę nie jest zarzynane w fabrykach śmierci zwanych nie wiedzieć czemu „zakładami mięsnymi”. Jeśli masz wyobraźnię i możesz sobie wyobrazić taką sytuację, to jest to stacja końcowa tej potężnej przemiany naszej planety, która moim zdaniem się zaczęła.

Ale… to oznacza, że… w ogóle nigdzie na świecie nie będzie nic produkowane?

Tak.

Przecież… to jest niemożliwe!

Zobaczymy. Jeszcze w grudniu ubiegłego roku, jakbym ci powiedział, że za pięć miesięcy po Warszawie, Moskwie czy Nowym Jorku będziesz chodzić jak po wymarłych miastach, to byś nie uwierzyła, prawda?

To prawda.

Więc nie mów proszę „hop!”, dopóki nie zobaczysz mocy czegoś, co my nazywamy karmą planety, a w co nie wierzy 99 procent ludzkości. Łatwiej im sobie wyobrazić jakiś idiotów super-władców świata niszczących świat luksusowego życia na rzecz świata znanego z horrorów o zombies niż w to, że Ziemia jest istotą duchową, która właśnie powiedziała „sprawdzam!” w grze z ludzką bestią… Aby była jasność – koronawirus to zaledwie próba generalna, to jak zabawa w wojnę w piaskownicy, która z prawdziwym horrorem frontu wojennego nie ma wiele wspólnego. Ale proces się już rozpoczął i nic go nie powstrzyma. Nic i nikt.

Ludzie raczej wierzą, że jak już zakończy się koronawirus wszystko będzie jak dawniej. Wiesz o tym?

Dobre! /śmiech/ Ja jestem człowiekiem wiedzącym o wiedzy duchowej. Tylko droga duchowego rozwoju jest jedyna dla ludzkości, jeśli chce przetrwać. Bez zabijania zwierząt, bez walk MMA, KSW i tych wszystkich barbarzyńskich widowisk z uszkadzanie mózgów ludzi wzbudzających aplauz oszalałych tłumów, z tymi co miesiąc zmieniającymi samochody „normalnymi ludźmi”, z tym szaleństwem logarytmiczego tempa namnażania się ludzkości, bo „musi ktoś zarabiać na emerytury” i tak dalej. Nic ludzkiego by to nie powtrzymało, ale potężna Gaja znalazła sposób. Nie myśl, że to jest koronawirus… jej sposób na zmianę dopiero poznamy.

Mówiłeś mi kilka dni temu, że jesteś… powiedzmy – bardzo zdumiony, że możesz wokół oglądać taki spektakl, rodzaj „widowiska tysiąclecia”?

A tak, to prawda. Aby była jasność – ja też się boję. O zdrowie moje i bliskich, o pracę, o to, czy za chwilę będę miał za co kupić bułkę i ser w sklepie, a raczej to, czy w ogóle będzie ten sklep. Niemniej jednak Bogu dziękuję za to, że dostąpiłem zaszczytu na własne oczy obserwowania wielkiej zmiany na Ziemi. Bo to, że ona się właśnie zaczęła – nie mam wątpliwości.

Co ciebie najbardziej interesuje?

W sprawie koronawirusa?

Tak.

Kilka rzeczy. Po pierwsze kluczowa sprawa, czy osoby, które raz zachorowały i ozdrowiały są w stanie zarazić się ponownie. Ta kluczowa sprawa jest gdzieś tam poruszana na końcu tekstów o pandemii, a jest kluczowa. Bo jeśli mogą się ponownie zarazić, to… jest po nas. Kolejna sprawa, która mnie frapuje, to kwestia tego, jak będzie wyglądała gospodarka po zakończeniu pandemii, o ile ona w ogóle się zakończy, ale to inna sprawa. Ludzkość właśnie zmienia pod wpływem pandemii zwyczaje. Już nie będzie beztroskiego wsiadania do samolotu, bo zawsze z tyłu głowy będzie myśl, że ktoś z pasażerów może mieć w sobie coś, czym zarazi wszystkich wokół. Koronawirusa może nie być, a ten strach pozostanie. Już tylko to oznacza koniec wielkich biur podróży, mega-hoteli, które były dla środowiska naturalnego bezwzględnym zabójcą. A to jedynie początek długiej listy. Firmy organizujące eventy, wielkie widowiska, koncerty… one już się nie podniosą, bo ludzie będą pamiętali, co oznacza nieprzebrany tłum ludzi. Wystarczy, że zrezygnuje co drugi, a ten cały biznes upadnie. Za chwilę pojawią się miliony bezrobotnych, którym skończą się oszczędności, które w zasadzie… wielu już się skończyły. Zaczęło się pożyczanie od rodziny, życie z babcinej emerytury. Ale za chwilę ruszy inflacja, a ona sprawi, że za emeryturę babci będzie można kupić dwa bochenki chleba. I co wtedy? Dziecko prosi „tatusiu daj jeść”, a tatusiowi właśnie skończył się trzymiesięczny zasiłek dla bezrobotnych…

I co wtedy?

Historia nam podpowiada, co wtedy. Ludzie doprowadzeni do desperacji decydują się na wstąpienie na drogę przestępczą. Ja nie widzę szans, aby te miliony ludzi z przeróżnych „pjarów i innych w sumie mało potrzebnych profesji” po ataku koronawirusa znalazły pracę. Ludzie będą w niepewnych czasach mniej wydawać, czyli praktycznie załamie się rynek dóbr luksusowych, ale także wszelkie inne rynki produkujące rzeczy, bez których można się obejść. To ma fenomenalnie ważne znaczenie dla budżetu, bo praktycznie obetnie mu wpływy do takiego poziomu, że nawet nie wystarczy na sztywne wydatki, w tym emerytury i renty. A gdzie pieniądze na policję, wojsko? Czeka nas ciąg katastrof, z których jedna będzie pociągała kolejną i kolejną. Rządy zostaną zmiecione, ale to i tak niczego nie zmieni.

Kiedy przyjedzie trzeci jeździec apokalipsy czyli „Głód”?

To bardzo ciekawe pytanie. Mogę przedstawić własną teorię, którą nazwałem „Paradoksem dostawczaka do spożywczego”?


Proszę bardzo.

Otóż ja uważam, że bardzo niebezpiecznym elementem dzisiejszego przeludnionego do granic wytrzymałości planety świata jest oparcie całego systemu na pobliskim sklepie z żywnością zwanym popularnie „spożywczakiem”. Ludzie mieszkający w blokach czy nawet domach jednorodzinnych nie potrafią sami wyprodukować żywności, lecz są zdani na to, co kupują w sklepie. Ten cały mechanizm działa tylko dlatego, że codziennie do tego sklepu przyjeżdża dostawczak i przywozi żywność, którą my kupujemy. Ludzie przywiązują wagę do wielkich rzeczy jak światowe wydobycie ropy czy topnienie lodowców, a tymczasem pomijają pogardliwym milczeniem ten śmieszny samochód dostawczy, który codziennie przyjeżdża do sklepu. Popełniają jednak wielki błąd, gdyż jeśli kiedyś na skutek jakiegoś globalnego kataklizmu ten samochód nie przyjedzie, to głód w wielkich miastach zamieszkałych przez miliony pojawi się natychmiast. Ja nie ukrywam, że tętent kopyt trzeciego jeźdźca Apokalipsy już słyszę, choć… ale chce mój scenariusz przyszłych wydarzeń zachować na razie  dla siebie. Powiem tylko tyle, że znając scenariusz Wenezueli warto pamiętać, że tuż przed głodem pojawia się bandytyzm i złodziejstwo. Czyli zanim nie przyjedzie dzień, kiedy nie pojawi się ten samochód dostawczy, to najpierw będzie moment, kiedy samo wyjście do sklepu będzie nie lada ryzykowną wyprawą, gdyż będzie ogromna przestępczość. I to ona jest związana bezpośrednio z przybyciem trzeciego jeźdźca Apokalipsy.

A czwarty jeździec?

Śmierć?

Tak.

On przybywa niezauważenie. I zawsze na samym końcu. I oczywiście zawsze przybywa do wszystkich innych tyko nie do mnie, prawda? /śmiech/

Dziękuję za rozmowę.

Baza FN, 12 kwietnia 2020


Powyższy kadr/scren pochodzi z filmy "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy", Four Horsemen. Reżyser: Ross Ashcroft, Megan Ashcroft, film dokumentalny, Wlk. Brytania, 2012, 98 min. I jeszcze poruszające intro z legendarnego filmu "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli.

Komentarze: 0
Wyświetleń: 429x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Śr, 4 mar 2020 06:45   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Brak zainteresowanych Załogantów.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

WYWIAD Z IGOREM WITKOWSKIM

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.