Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Na samym początku napiszę coś, co zawsze piszę przy okazji poruszania sprawy o tym przypadku - Emilcin jest tak prawdziwy i tak w każdym punkcie przekonujący, że to wydarzenie może naprawdę być niczym wzorzec metra w Sèvres (czyli w Międzynarodowym Biurze Miar i Wag w Sèvres koło Paryża). Tu naprawdę nie ma się do czego przyczepić, nie ma w ogóle nawet sensu mówić o tym, czy Jan Wolski, jego rodzina czy mieszkańcy wioski mówili prawdę, gdyż dla każdego, kto z nimi miał okazję rozmawiać jest jasne, że absolutnie mówili prawdę. To jest poza dyskusją!
Kiedy rozmawiałem z synami Jana Wolskiego (dziś już nieżyjącymi) opisywali mi oni z takimi szczegółami ślady bardzo butów, które obce istoty zostawiły na polanie w lesie i które ich wprawiły wręcz w bezgraniczne zdumienie, że po prostu jest oczywiste, że te ślady tam po prostu były. A skoro były, to znaczy, że ktoś je zrobił. Jeśli nie „obcy”, to ten, który urządził „wielką mistyfikację”. Podobnie było z prostokątnym śladem na trawie w miejscu, nad którym wisiał obiekt UFO.
Ślad ten utrzymywał się tam przez wiele lat, był nawet widoczny na początku lat 90-tych, kiedy ja miałem okazję po raz pierwszy przyjechać do Emilcina. Te ślady na łące musiały być naprawdę czymś wyjątkowo dziwnym, bo o nich mówili mi wszyscy, którzy w maju 1978 roku mieli okazję odwiedzić miejsce zdarzenia. Ktoś (lub grupa osób) stojąca za mistyfikację Emilcina musieli wykazać się mistrzowskim znawstwem robienia śladów na ziemi, skoro poruszyły one tyle osób… Absurd? Oczywiście, że absurd.
Wystarczy pomyśleć, że zrobienie „bardzo szczególnych śladów butów istot z UFO” wymagało by stworzenia odpowiednich modeli butów, starannego zrobienia ich odcisków w ziemi, krecich kopcach i tak dalej – nagle prosta mistyfikacja urasta do rangi „wielkiego przedstawienia” robionego nie tylko przez mistrzów manipulacji ludźmi, mistrzów hipnozy i mistrzów „technik wywierania wpływu”, ale także prawdziwych arcy-rzemieślników potrafiących robić wielkie scenografie, daleko wykraczające poza „siłę sugestii” i fałszywe obrazy wbite w głowę „siłą kosmicznej hipnozy” prostemu chłopu ze wsi. Pokazuję państwu tylko jeden drobny aspekt Emilcina, który powinien absolutnie zamknąć temat tego, czy spotkanie z UFO w Emilcinie było „wielkim teatrem mistrzów mistyfikacji, na które nabrało się pół Polski”, czy też zdarzeniem prawdziwym. A takich rzeczy świadczących o prawdziwości Emilcina, które są „wokół relacji Jana Wolskiego” i mogą być śmiało traktowane jako absolutne dowody prawdziwości tego zdarzenia - jest bardzo dużo, wręcz obezwładniająco dużo. W głowę zachodziłem, jak w takim razie „podejść Emilcin” i spróbować go opluskwić i sprowadzić do poziomu mistyfikacji. Zgoda, może i zrobionej przez prawdziwych mistrzów gatunku, swoistych „Leonardów da Vinci” mistyfikacji, ale jednak mistyfikacji.
Długo się wzdrygałem przed obejrzeniem na youtube wykładów z prelekcjami „wielkich demaskatorów Emilcina”, którzy zresztą nazwali te wykłady „śledztwami” (?!). Nie będę podawał linków (nie zasługują na to), ale bez najmniejszego problemu znajdziecie je w internecie. Wreszcie wczoraj po kolejnych e-mailach z sugestią od „spragnionych prawdy o Emilcinie”, aby „obejrzeć jakiegoś tam pana, bo on wszystko z Emilcinem wyjaśnił, że oszustwo i że pozamiatane” zmusiłem się i zacząłem oglądać. Już po kilku minutach wiedziałem wszystko – natychmiast rozpoznałem świetnie mi znane zjawisko z czasów robienia dokumentacji o Zdanach… Ale zanim je wyjaśnię, musze poprosić wszystkich o małe „ćwiczenie warsztatowe”, które często przeprowadzam z moimi studentami.
Wyobraźcie sobie mnie, jak idę do sklepu. Mieszkam na osiedlu w Warszawie i od czasu do czasu idę kupić to czy tamto. Zwykle idę przez podwórko, skręcam przez parking i już „jest sklep”. Zapytacie mnie tuż po powrocie ze sklepu: jaką drogą poszedłeś do sklepu? Powiem: … no… przez parking, ale… nie pamiętam… może obok parkingu. I już wątpliwość. Idzie do sklepu i nie pamięta, jak szedł? Dziwne. I podejrzane. Widać, że coś kręci… O, a kolejna rzecz – w torbie mam dwa rachunki ze sklepów. Niby poszedłem do sklepu spożywczego, a w torbie nie ma rachunku ze spożywczego, a jej z Media-Markt. I jak to wyjaśnisz kolego? Na to ja zacznę się tłumaczyć, że owszem – byłem w spożywczym, ale wziąłem torbę, z którą wcześniej byłem w Media-Markt, a ten rachunek „ od kasy w spożywczym” gdzieś mi po drodze zaginął.
Na to ktoś powie: „coś kręcisz kolego… nic się z tą twoją wyprawę do osiedlowej Żabki nie zgadza! Nic a nic! Mam uwierzyć, że w torbie trzymasz jakiś stary rachunek z Media-Markt, a nagle tak po prostu gubisz rachunek ze sklepu, w którym byłeś przed chwilą?! Kłamstwem czuć na kilometr! I tak dalej, i tak dalej – wątpliwości w sprawie mojej wycieczki do sklepu można mnożyć w nieskończoność, można dojść do „tysięcy nieścisłości” w mojej relacji o wizycie w sklepie tuż po powrocie do domu i relacji tydzień później. Nagle okaże się, że w tej mojej wycieczce po kefir i chleb „nie zgadza się dosłownie nic, nic!”. Same „niejasności”, same „podejrzane zbiegi okoliczności”, które mówią dla wnikliwego oka jedno: nie było nigdy żadnej wizyty w sklepie spożywczym, o czym świadczy tysiąc dowodów!
To małe doświadczenie powinno państwu pokazać jedną, podstawową sprawę we wszelkich tego typu dywagacjach, która mówi tak:
Przy odpowiednio złej woli możecie zakwestionować każde wydarzenie, znaleźć „setki nieścisłości”, tysiące „podejrzanych elementów”, które potem można przedstawiać jako poszlako-dowody wręcz krzyczące, że do danego wydarzenia nie doszło, a w powietrzu śmierdzi „szwindlem, aż miło!’
Przerobiliśmy to ze Zdanami, które od praktycznie początku były dla nas tak prawdziwe, jak tylko może być prawdziwe wydarzenie z UFO. Tymczasem już od pierwszej publikacji na stronach zasypywani byliśmy e-mailami od ludzi, którym „coś się nie zgadzało”. No bo jak: taki prosty Talacha mówi, że „przecież są trzy miliardy gwiazd, to może i gdzieś tam ktoś jest”. Skąd mu się nagle pojawiły te „trzy miliardy”? Takiemu prostemu byłemu ubekowi? Wolne żarty! Podejrzane, pachnie na kilometr szwindlem. Albo cel podróży: jadą Polonezem i nie chcą powiedzieć, dokąd jadą? (po wielu latach okazało się, że jechali do burdelu i się tego obaj panowie wstydzili). Dla tych ludzi wszystkie nieścisłości wynikające ze zwyczajnej ułomności natury ludzkiej są „podejrzane i coś mówią”. Co mówią? A że wszystko „szemraną nicią szyte”, wszystko „bujda na resorach”, a oszuści „przyłapani na krętactwie” i nogi im się poplątały w szczegółów. Czyli szwindel!
I ta sama metoda została zastosowane w sprawie Emilcina. Nagle wszystko „zaczęło się nie zgadzać”. Jan Wolski opowiada, że jechał windą do statku obcych i czegoś tam „nie poczuł”, co normalnie się czuje (?) jadąc windą. A skoro tak, to „jest to podejrzane”. I kolejna sprawa: coś tam powiedział tak, a potem coś tam „powiedział siak”. I jak z tą moją „wyprawą do Żabki”: przy odpowiednio dużej dawce złej woli i przemożnej chęci „wykazania szwindlu” nagle wszystko nie pasuje, nagle wszystko „podejrzane”, nagle wszystko „krzyczy wręcz, o drugim dnie”! Tą metodą można zanegować wszystko: od ataku dowolnych terrorystów na dowolny cel do wyprawy po chleb do sklepu. Metoda jest prosta „jak walenie cepem” i skuteczna, gdyż wiele osób ma naturalną chęć widzenia wokół siebie „spisków i wielkich przekrętów”, za którymi stoją wielkie i mroczne siły.
Traf chciał, że akurat tą „mroczną siłą” w przypadku Emilcina został Bogu ducha winny człowiek, Witold Wawrzonek, poczciwina naprawiający w domu telewizory dla sąsiadów i wysyłający w latach 80-tych dziesiątkami listy do warszawskiego Klubu UFO-Wideo, które potem trafiły do nas… To on okazał się najbardziej uzdolnionym „hipnotyzerem wszechczasów”, mistrzem inscenizacji i prawdziwym asem w tworzeniu scenografii, a zrobił to tylko po to, aby zemścić się na pewnym dziennikarzu z Łodzi i mu „coś tam wykazać”. Nazwanie tego typu myślenia „idiotyzmem rodem z Domu Wariatów” to jak nazwanie Billa Gates`a człowiekiem bogatym – jest to prawda, ale to jednak trochę za mało… ;)
Okazuje się, że tego typu „wariackie myślenie podważające każdą rzecz na tysiąc znalezionych nieścisłości” trafia do wielu ludzi i ma podatny grunt zarówno przy rozpatrywaniu spotkania z UFO, jak i zwykłej katastrofy lotniczej czy zamachu terrorystycznego. A także tak banalnej rzeczy, jak wyjście do sklepu.
Nie wiem, czy udało mi się państwu wyjaśnić mechanizm tego typu metody i jej źródło. Kluczem są bowiem „zła wola poszukującego szwindlu” i słabość istoty ludzkiej, która nie jest komputerem i popełnia tysiące błędów, pomyłek, przeinaczeń itp. Nie ukrywam, że wczoraj wieczorem miałem dużo śmiechu oglądając panów „demaskatorów Emilcina”, którzy ze śmiertelną powagą wypowiadali farmazony o tym, jak to Wolski został „zaprogramowany” przez pasjonata naprawiania telewizorów i pisania podań do Urzędów Wiejskich i Miejskich, który okazał się przy okazji „arcymistrzem hipnozy” – chyba jedynym człowiekiem na świecie – który wykorzystał skutecznie tę rzadko spotykaną umiejętność do stworzenia wielkich inscenizacji hipnotycznych, które znane są wszystkim miłośnikom serii filmów animowanych „Asterix i Obelix”, gdyż tam jeden z bohaterów potrafił „siekać hipnozą na innych ludzi” aż miło… ;)
Musiałem napisać ten „Dziennik Pokładowy” o negowaniu Emilcina metodą „na niezgadzające się nijak szczegóły” i jeszcze raz polecić wszystkim wysłuchanie mojej rozmowy z Adamem Wawrzonkiem, synem nieżyjącego Witolda Wawrzonka. Gdyby jego ojciec za życia dowiedział się, że po jego śmierci znajdą się (przezabawni na swój sposób) zawodnicy właśnie w jego osobie dopatrujący się „największego mistyfikatora i hipnotyzera wszechczasów”, to pewnie zrobił by jedną z tych min opisywanych przez p. Adama, którą robił zawsze kiedy to głowił się nad tym, co w reperowanym przez niego w domu telewizorze sąsiadów „jest nie tak”.
Baza FN, 12 maja 2016
/poniżej materiał o naprawie telewizorów, pisaniu podań do urzędów i innych, ciekawych rzeczach – rozmowa z Adamem Wawrzonkiem/
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie