Dwa i pół tysiąca lat temu chiński mędrzec Sun Tzu w traktacie „Sztuka Wojny” dał radę dla tych, którzy spotykają się z niezwykłą siłą i miażdżącą przewagą przeciwnika. Sun Tzu sugeruje w takiej sytuacji, aby zastosować podstęp wykorzystując nasz najsilniejszy element, którego druga strona nie będzie się spodziewać.
Badanie zjawiska UFO jest właśnie taką „nierówną grą”, gdyż jedna ze stron ma nieprawdopodobną przewagę, a nam zawsze pozostawało jedynie obserwować i gromadzić prostą dokumentację o tym zadziwiającym zjawisku. Co z tego, że będziemy mieli kolejnych sto obserwacji (codziennie mamy nowe, których już nawet nie mamy czasu publikować), zdjęcia i kolejne filmy pokazujące przeloty obiektów UFO? Czy to przybliżyło nas choćby o krok do zrozumienia istoty tego, dlaczego „tu przylatują, kim są i jakie mają wobec nas plany”?
Zgodnie z sugestią Sun Tzu trzeba było zastosować metodę nietypową. Czym dysponujemy? Śmiech człowieka ogarnia... Kamery, aparaty fotograficzne, noktowizory, proste detektory pól magnetycznych czy przeróżne mierniki promieniowania – to wszystko jest jedynie iluzją prawdziwych badań. Ostatnio dosłownie co tydzień kupujemy „coś nowego na pokład” i nasz NAUT-MOBILE powoli zaczyna być nafaszerowany specjalistycznym sprzętem po dach, a i tak mamy wrażenie, że wobec zjawiska UFO jesteśmy zupełnie bezradni. Istnieje bowiem rażąca nierównowaga sił, przypominająca pojedynek 2-letniego dziecka z opancerzonym czołgiem. Pozostała nam tylko jedna możliwość, użycie największej siły, jaką dysponujemy na Ziemi – potęgi ludzkiego umysłu!
Mamy kartę atutową w tej rozgrywce!
Fundacja NAUTILUS zajmuje się badaniem zjawisk niewyjaśnionych od wielu lat i spotkaliśmy wiele osób, które twierdziły, że mają „ponadnaturalne możliwości”. Dobijają się do nas wróżki, astrolodzy, bioenergoterapeuci, media, przeróżnej maści egzorcyści i wizjonerzy, a ostatnio mamy wysyp „channelingowców”. Nikomu z nich nie odmawiamy tego, że rzeczywiście mają jakieś zdolności, ale... najtrudniejsza jest ich weryfikacja. Jak sprawdzić, czy ktoś rzeczywiście ma „telepatyczny kontakt” z tym czy owym? Przekazami co prawda sypie jak z rękawa, ale... naprawdę to nic nie oznacza. Jak ocenić możliwości bioenergoterapeuty, którego pacjent po seansie poczuł się lepiej? Czy na pewno jest to moc tego człowieka, a może znany w medycynie efekt ‘placebo’?
Wyobraźmy sobie, że ktoś nas przyciśnie do muru i zapyta: „czy znacie choć jednego człowieka na Ziemi, który potrafi udowodnić swoją niezwykłą moc”?!
Jeżeli chcemy być uczciwi, to odpowiedź może być tylko jedna: owszem, mieszka w Człuchowie i nazywa się Krzysztof Jackowski.

Jego możliwości jasnowidzenia są bezdyskusyjne i trzeba naprawdę wyjątkowej głupoty i złej woli, aby wobec ponad pół tysiąca potwierdzeń policyjnych o trafnych wizjach jasnowidczych zakwestionować jego zadziwiające umiejętności. Zresztą, te wszystkie znane sprawy prowadzone przez niego i tak nie mają znaczenia. Często zdarzają mu się spektakularne wpadki (na przykład wizje polityczne, na które daje się niepotrzebnie namawiać...), do których zresztą się sam przyznaje. O wiele większe wrażenie – i musicie nam wierzyć na słowo – robią jego „mniejsze numery”, o których nie piszą gazety, a które mieliśmy okazję obserwować setki razy i które naprawdę ścinają z nóg. Wystarczy położyć przed nim zdjęcie obcej osoby, aby bezbłędnie zaczął ją opisywać, a czasami nawet potrafi podać nazwisko! Wielokrotnie biorąc do ręki jakiś przedmiot potrafił opisać okoliczności jego znalezienia, kto go znalazł, do kogo należał, a nawet jakie będą dalsze jego losy! Jak to robi? Bóg jeden raczy wiedzieć.
Co prawda tłumaczy coś o „trzecim oku” i energii „kogoś” ukrytej w jego przedmiocie, ale dla zwykłych ludzi brzmi to trochę jak magia i nikt tak do końca nie wie, jak on to robi... Najważniejsze jest to, że ten jego zadziwiający umysł przekracza bariery czasu i przestrzeni, a Jackowski po prostu jest! Jeździ, co chwila narzeka na telefony, zarywa umówione spotkania i nie dotrzymuje obietnic, nie oddzwania, pali papierosa za papierosem i pije hektolitry kawy (ostatnio ma przez to kłopoty z sercem). Jest żywym dowodem na to, że oficjalna nauka o człowieku nie ma pojęcia o tym, czym naprawdę jest ludzka istota! Krzysztof Jackowski... jasnowidz z Człuchowa.

Podobno ma pomyłki (sam mówi, że odnosi sukcesy tylko w co drugiej sprawie), ale my na samym początku tej publikacji musimy powiedzieć jasno, gdyż tylko w ten sposób będziemy uczciwi wobec siebie i czytelników: przez kilkanaście lat obserwowania Krzysztofa Jackowskiego wysłuchaliśmy setek (dosłownie) jego wizji dotyczących przeszłości i przyszłości. Wstyd powiedzieć, ale żadna z nich nie okazała się fałszywa! Głupio to brzmi i na pewno Jackowski się wiele razy mylił w swoich wizjach (czasami piszą do nas e-maile osoby rozczarowane tym, co usłyszały od Jackowskiego – to prawda!), ale my nigdy nie mieliśmy okazję złapać go na pomyłce! Zwłaszcza wizje wykonywane na podstawie pokazanych mu zdjęć porażały swoją trafnością i trudno nawet oceniać te wizje w kategoriach „trafił/nie trafił” – on po prostu dokładnie opisywał wydarzenia, miejsca, ludzi. I tutaj żadne opisy nic nie pomogą, takie rzeczy trzeba przeżyć i zobaczyć na własne oczy, żeby zrozumieć, co to znaczy „prawdziwy dar jasnowidzenia”.
Znajduje tyle zaginionych ludzi... dlaczego nie robi wizji o UFO?!
Od samego początku kusiło, żeby skorzystać z jego mocy i użyć jej w sprawie badania zjawiska UFO. Z takimi sugestiami zwracało się do nas wiele osób i było oczywiste, że wcześniej czy później to się musi stać. Dlaczego stało się to dopiero teraz? Odpowiedź jest trudna. Jackowski nie czyta ezoterycznych gazet, nie przegląda internetu. Z trudem zmuszamy go do czytania poczty, a i z tym różnie bywa. Interesują go głównie teksty dotyczące jego osoby lub spraw, które prowadził. Na inne po prostu brakuje mu czasu. Jest jeszcze jedna, ważna okoliczność... Z Krzysztofem Jackowskim łączą nas więzy przyjacielskie. On sam mówi, że jest „jednym z NAUTILUS-a”. W ciągu roku spotykamy się kilkanaście razy, znamy się „na wylot”, wiemy nawzajem o różnych tajemnicach związanych z naszymi rodzinami, życiem osobistym. Tematów do rozmowy jest tyle, że zwykle nie wystarczało czasu, aby podtykać mu pod nos jakieś „zdjęcia UFO” i prosić o odpowiedzi na „145 pytań”. Sprawy związane z jego innymi wizjami były na tyle zajmujące, że zwykle po prostu nie wypadało go o to prosić. Ten człowiek jest w ciągłym biegu, stresie, wyrywają go sobie poszczególne komendy policji (dokładnie tak!), a na jego telefon dzwonią co chwila nowi ludzie. Zaginięcia, porwania, utonięcia, krwawe zabójstwa – ten świat pochłania Jackowskiego bez reszty. On zresztą tego nie ukrywa, że istotą jego działalności są sprawy policyjne, bo jest to konkret, który tak lubi – mówi „żyje lub nie żyje”, wskazuje miejsce, gdzie leży ciało, ewentualnie mordercę, na koniec prosi policję o przysłanie faxem „potwierdzenia”. W tym kołowrocie nie bardzo jest miejsce na badanie UFO. Dla czytelników stron NAUTILUS-a takie wyjaśnienie może wydać się dziwne, ale tak dokładnie jest. Dla nas Krzysztof Jackowski jest przyjacielem i to trochę zmienia zwykły układ „jasnowidz/klient”, a na pewno wpływa na charakter spotkań. Jasne, że od czasu do czasu jasnowidz rzucał deklaracje „musze wreszcie zrobić wizje dotyczącą waszych materiałów o UFO!”, ale ciągle było to odkładane na przyszłość. Dopiero audycja w Pierwszym Programie Polskiego Radia i złożona publicznie na antenie deklaracja zmobilizowała obie strony do działania, dzięki czemu jest możliwa dzisiejsza publikacja. Jednak Polskie Radio to potęga!
Sprawa kamienia z Gołąbek
Zanim przejdziemy do tego, co wydarzyło się w ten niezwykły wieczór 23 maja 2007 roku, warto wspomnieć o dwóch interesujących momentach, kiedy Krzysztof Jackowski miał wizję w sprawach związanych z UFO. W ciągu kilkunastu lat naszej przyjaźni jasnowidz kilka razy zdecydował się użyć swojej mocy w sprawach, które wykraczają poza tematykę policyjną czy nasze sprawy osobiste, co czynił nagminnie i zawsze – piszemy to z całą mocą – obezwładniająco trafnie. Opiszemy Wam dwa takie przypadki

Pierwszy miał miejsce w 2002 roku, kiedy do jego mieszkania w Człuchowie wpadliśmy wracając z wybrzeża. Na jego stole w dużym pokoju wylądowało duże zdjęcie. Jackowski nie wiedział, co to zdjęcie przedstawia, gdyż leżało „obrazem do blatu stołu”. Mógł być na nim człowiek, przedmiot, jakieś miejsce, albo choćby... coś banalnego. Tymczasem na zdjęciu była ryba ze znakiem, którą wyłowił Robert Żmuda. Sprawa tego zdjęcia była wielokrotnie opisywana przez nas, ale nigdy nie wspominaliśmy o tym incydencie. Niestety, wtedy nikt nie pomyślał, żeby sprawę nagrywać na wideo (tego błędu już nigdy nie popełnimy). Jackowski najpierw „zastrzelił obecnych” tekstem, że to jest... zdjęcie karpia z krzyżem!
Już to wystarczyło, żeby kilka obecnych na tym spotkaniu osób poczuło zimny pot na plecach. Jackowski jednak mówił dalej (trzymając rękę na odwróconej fotografii!) o okolicznościach wyłowienia tej ryby, a wreszcie o samym znaku i o energii, która ten znak zrobiła!
Nie będziemy podawali teraz jakichkolwiek szczegółów tej sprawy, gdyż i tak trudno Wam będzie uwierzyć w to, co mówił jasnowidz. Fundacja NAUTILUS zdecydowała się przeprowadzić kolejny seans z jasnowidzem, podczas którego powtórzy on wizję ze zdjęciem ryby ze znakiem, która tym razem będzie w całości zarejestrowana na wideo. Kto wie, czy nie przebije ona na łeb wszystkich materiałów, które prezentujemy Wam w tym tekście...
Kolejnym momentem, kiedy w wizji Krzysztofa Jackowskiego pojawił się wątek związany ze zjawiskiem UFO, było spotkanie w jego domu w Człuchowie i eksperyment z „kamieniem z Gołąbek”. Ta sprawa było od samego początku wyjątkowa ze względu na okoliczności. Przypomnijmy je w kilku słowach. Było lato 1998 roku. W małej wiosce Gołąbki (niedaleko Trzemeszna) doszło do dziwnej obserwacji. Mieszkanka jednego z domów Ś.P. Ewelina Kuss
(ta przesympatyczna, starsza pani zmarła dwa lata temu) obserwuje w nocy jasne, czerwone światło, które powoli obniżając wysokość ląduje w odległości około 150 metrów od jej domu na krawędzi pola i pasa trawy. W pierwszej chwili pani Kuss jest przekonana, że dojdzie do „pożaru pola”, ale ponieważ światło gaśnie, więc kładzie się spać. Następnego dnia rano opowiada rodzinie o dziwnym wydarzeniu. Sprawą zainteresował się jej wnuczek, wtedy dziesięcioletni Miłosz Kuss, który poszedł na miejsce wskazane przez babcię i znalazł dziwaczne kamienie. Jeden z nich (najmniejszy) wziął do domu. Kiedy następnym razem poszedł razem z ojcem, aby przynieść pozostałe kamienie okazało się, że wszystkie znikły! Ta relacja była o tyle wiarygodna, że oprócz pani Eweliny i Miłosza nawet najmniejsze szczegóły potwierdzili rodzice Miłosza, którzy dokładnie pamiętali tamto wydarzenie. Ważne w tej sprawie było także to, że na dokumentację przyjechaliśmy do wsi Gołąbki z zupełnego zaskoczenia i świadkowie nie mieli najmniejszej szansy, aby uzgodnić wspólną wersję wydarzeń.

I tak trafiliśmy z kamieniem do Krzysztofa Jackowskiego. To był marzec 2003 roku. Jackowski wiedział tylko tyle, że przyjedzie do niego „grupa Nautilusa”. Te spotkania są zawsze bardzo miłe, a czasami mamy do jasnowidza jakąś prośbę. Przeważnie chodzi o poszukiwania osób. Jackowski prosi zwykle, aby przywieźć ze sobą jakiś przedmiot, który należał do danej osoby. To może być rękawiczka, ale także zapalniczka. Jeśli nie ma nic, to zdarza się, że jasnowidz prosi o trochę ziemi, która powinna być zebrana z okolicy domu, w której dany człowiek mieszka.
Kamień z Gołąbek został owinięty w papierowe ręczniki i umieszczony w plastikowym, przezroczystym pudełku po jakimś ‘fast-food’ z hipermarketu. Kiedy jasnowidz dowiedział się, że mamy „jakiś przedmiot” i prośbę o wizję, zgodził się natychmiast. Zostało zdjęte wieczko pudełka, ale Jackowski stanowczo poprosił, aby pod żadnym pozorem nie wyjmować przedmiotu z papieru. Po chwil położył rękę i zaczął mówić. Sama wizja trwała ponad pół godziny. Na samym początku Jackowski opisał miejsce znalezienia tego kamienia, a nawet narysował szczegółowy plan. Już to było zastanawiające, że bezbłędnie określił, że to „coś” zostało znalezione gdzieś na polu, a nie jest to na przykład jakiś kamień przywieziony z okolicy domu osoby, która zaginęła!
Jego wizja trwała prawie godzinę i zdecydowaliśmy, aby poświęcić jej zupełnie oddzielny tekst na stronach Nautilusa, gdyż jest tego warta. Widać wyraźnie, że Jackowski ma ogromny kłopot z dokładnym sprecyzowaniem, czym jest ów tajemniczy MOUS, który pojawia się w jego wizji. Tym razem przedstawiamy Wam tylko małe fragmenty tej wizji. Zwracamy Wam uwagę na jeden moment, niezwykle ciekawy. W trakcie spotkania nie pada od nas nawet słowo wyjaśniające, że ta sprawa może naszym zdaniem mieć związek z obiektem UFO. Jackowski w milczeniu obraca w palcach kamień, przykłada go do czoła, aby nagle mniej więcej w połowie wizji wstać i zadzwonić do swojego przyjaciela, którego nazywa „starym ubekiem”. To ulubiony „chwyt” Jackowskiego, w trakcie rozmowy dzwoni na zestawie głośnomówiącym do innych osób i w ten sposób udowadnia „to czy tamto”. Tym razem decyduje się zadzwonić z prośbą, aby jego znajomy opowiedział o obserwacji trzech obiektów UFO, która wiele lat temu miała miejsce nad Człuchowem. To był ten moment, kiedy zorientowaliśmy się, że on „wie” o dziwnej historii opowiedzianej przez rodzinę Kussów!
I jeszcze jedna drobna, ale ciekawa sprawa – po dokonaniu tej wizji przez kilka dni jasnowidz miał nagłe zawroty głowy, a „przed oczami” pojawiał mu się niewinnie wyglądający, zielony kamień... Kilka dni po tym spotkaniu Krzysztof Jackowski zadzwonił do Fundacji NAUTILUS z kategoryczną prośbą, aby ten kamień trzymać możliwie daleko od ludzi i za żadne skarby nie przykładać sobie do czoła! Zapraszamy do obejrzenia małego fragmentu tej wizji, która niech będzie zajawką większego materiału, który zaprezentujemy w przyszłości w postaci oddzielnego tekstu.
MATERIAŁ I
* Informujemy, iż treści zamieszczane w komentarzach, lub innych rubrykach, w których internauta może dodać swój wpis nie są stanowiskiem Fundacji Nautilus i nie stanowią one odzwierciedlenia naszych poglądów, upodobań bądź sympatii. Fundacja Nautilus nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy zamieszczanych przez Użytkowników.