Śr, 27 cze 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Ludzkie życie jest obserwowane przez tajemniczą siłę, która jest nam bardzo życzliwa. Kiedy nasze życie znajduje się w krytycznym momencie, czasami pojawia się „pomoc”. Pytanie jest proste: kto jest owym "pomocnikiem"?!
Na naszych stronach opisujemy Wam różne fenomeny, które czasami pojawiają się w naszym życiu i których w żaden sposób nie można wyjaśnić opierając się o tzw. „wiedzę akademicką”. Do takich fenomenów na pewno można zaliczyć ingerencję tajemniczej siły, która wyraźnie obserwuje bardzo uważnie życie każdego człowieka. W naszym archiwum mamy relacje od osób, które w decydujących momentach usłyszały głos, który nagle „zmieniał wszystko”. Kilka razy ten wątek już pojawiał się w naszych wiadomościach, ale tą publikacją chcemy powrócić do tej fascynującej sprawy. Oto kilka historii „z życia”, które przysłali nam nasi czytelnicy.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Czy w życie człowieka wkracza tajemnicza siła
Witam całą redakcje Nautilusa. Czytając wasz artykuł " Czy w życie człowieka wkracza tajemnicza siła" przypomniała mi się historia mojego brata którą mi kiedyś opowiedział. Pewnego dnia brat wracał ze szkoły, szedł na autobus by wrócić do domu. Śpieszył się trochę więc nie patrzył dokładnie na ruch drogowy. W momencie kiedy chciał postawić nogę na jezdni poczuł szarpnięcie swojej kurtki. Trochę to go wkurzyło bo myślał że ktoś go zaczepia. Odwracając się i mówiąc "czego chcesz!!", zobaczył że nikogo tam nie było. W tej samej chwili przejechał obok niego samochód z dużą prędkością. Całe wydarzenie trwało około 2 sekund. Całą historia daje trochę do myślenia. Pozdrawiam całą redakcje.
Kolejna historia dotyczy tej ingerencji w momencie próby samobójczej. Ponieważ podobnych relacji mamy kilka, postaramy się o tym "trudnym momencie" i niezwykłych wydarzeniach towarzyszących próbom samobójczym napisać oddzielny tekst. Przy tej okazji warto przypomnieć, że światowe religie nie zgadzają się w wielu punktach, ale w jednym są zgodne: samobójstwo to najgorsze z możliwych wyjść z trudnej sytuacji i każdy powinien zrobić wszystko, aby osoby myślące o tym dramatycznym kroku otoczyć natychmiastową opieką. Samobójstwo bowiem oznacza kłopoty, ale wcale nie dla żyjących, ale dla samego "żegnającego się z życiem na własne życzenie"... Pamiętajcie o tym zawsze!
To: Nautilus
Subject: Ingerencja nieznanego pomocnika
Droga Redakcjo,
Przeczytałam na waszej stronie relacje osób, które zaznały
niespodziewanej pomocy ze strony Nieznanego i postanowiłam podzielić się
z Wami i Czytelnikami doświadczeniem sprzed 24 lat, które całkowicie
zmieniło bieg mojego życia. Wplątałam się wtedy w traumatyczne
małżeństwo z alkoholikiem i psychopatą. Przeżyłam wiele upokorzeń, bólu
psychicznego i fizycznego, wiele wstrząsów, to zrozumiałe. Niewiele
brakowało, a sama stałabym się alkoholiczką. W końcu pewne wydarzenie
wstrząsnęło mną tak mocno, że postanowiłam odejść na zawsze, by, jak
wtedy mniemałam, pozbyć się bólu, upokorzenia i wzgardy dla samej
siebie. Wiedziałam, jak popełnić samobójstwo, by nie można było mnie
uratować. Pewnego wieczoru, gdy byłam sama w domu, przygotowałam
wszystko, co było mi potrzebne. Siedziałam w fotelu, gdy nagle chmury
rozwiały się i ujrzałam księżyc, chyba w pełni, ponieważ był bardzo
duży. Stanęłam więc przy oknie, by po raz ostatni popatrzeć na ten
piękny widok. Nagle, tuż przy uchu usłyszałam słowa wypowiedziane
pogodnym, jasnym i ciepłym męskim głosem: "Zanim ten księżyc odmieni
swój kształt, w twoim życiu zajdą wielkie zmiany". Zaraz potem poczułam
radość i spokój. Moje problemy przestały przerastać mnie. Zlikwidowałam
"samobójcze myśli". Minęło kilka dni. Poznałam pewnego mężczyznę...
Wiedziałam, że to on łączy się z tą dziwną obietnicą nieznanego
Przyjaciela. Umożliwił mi ucieczkę od męża (było to konieczne, zanim
przeprowadziłam rozwód). Staliśmy się małżeństwem. Wyrwałam się ze
wszystkiego, co dotąd mnie ograniczało. Żyję pełnią ciała i ducha.
Nie wiem, kim był Ten, który dodał mi otuchy, aniołem, dobrym duchem,
czy samym Duchem Świętym. Wiem natomiast, że po tamtej stronie
rzeczywistości (to umowne pojęcie, że jest tamta strona) jest życie,
bardziej intensywne i nawet prawdziwsze, niż nasze ziemskie. Wiem, że
Ktoś czuwa nad nami, aby każdy z nas mógł wypełnić na ziemi powierzone
mu zadania i wrócić do Domu... Pomoc przychodzi wtedy, gdy nasze błędy
mogą poważnie zakłócić lub uniemożliwić realizację indywidualnego planu
rozwoju, z jakim przychodzimy tu, na ziemię. Tak właśnie było w moim
przypadku.
I jeszcze jedna sprawa, o której nigdy nie pisaliśmy. Mamy kilka relacji, które dotyczą wydarzeń, które miały miejsce po żarliwej modlitwie. I nie piszemy tutaj wcale o ekstatycznych modlitwach katolickich, protestanckich czy osób bardzo silnie praktykujących. Czasami ludzie znajdujący się w desperacji, w poczuciu całkowitej klęski czy osamotnienia, decydują się na coś, czego nigdy wcześniej nie robili. Nawet, jeśli do tej pory byli całkowicie niewierzący, chcą poprosić „kogoś” o pomoc. Niektórzy nazywają to „opatrznością”, inni nazywają ową siłę „Bogiem”, następni używają sformułowania „świadomość wszechświata”. Nie ma znaczenie, czy ktoś jest wierzący czy też nie – w tych najtrudniejszych momentach próbuje ostatniej deski ratunku. Ludzie wierzący nazywają to od tysięcy lat mało popularnym słowem „modlitwa”, które zwłaszcza dla młodych ludzi brzmi nienajlepiej, ale... No właśnie, czasami ktoś nas wyraźnie wysłuchuje. Potraktujcie ten tekst jako początek dyskusji o tym, czy nasze prośby skierowane do „centrali uniwersum” są wysłuchiwane. ;)
Oto przykład takiej historii.
Witaj załogo Nautiliusa!
Przeczytałem Wasz artykuł:
"Czy w życie człowieka wkracza tajemnicza siła, która pomaga mu przejść trudny moment? Czy to jest duch, a może... sam... Bóg?"
Chciałem Wam opowiedzieć historię, którą doświadczyłem na własnej skórze.
Zdarzyło się to chyba w 1995 roku, to był okres świeżo po denominacji złotego. Pracowałem wtedy w biurze i dostałem zadanie by na poczcie dokonać płatności za rachunki telefoniczne i inne. Można powiedzieć, że należało to do moich obowiązków i robiłem to wielokrotnie. Pieniądze na opłaty wraz z rachunkami jak zwykle pobrałem z księgowości, wszystko było przygotowane i sprawdzone. Kwota opłat z rachunków wynosiła ok.1000 zł, pieniądze na opłaty były w osobnej kopercie. Wziąłem samochód firmowy i pojechałem. Na parkingu koło poczty podeszło do mnie kilkoro łobuzów i mnie po prostu okradli z tych pieniędzy. Generalnie nie mogłem nic zrobić bo mogło się to źle skończyć. Po tym zajściu po prostu byłem w szoku, oczywiście zaraz poszedłem na policję i złożyłem zeznania, by nie posądzono mnie w firmie, że sobie te pieniądze przywłaszczyłem. Oczywiście byłem całkowicie wstrząśnięty tą całą sytuacją, wróciłem do firmy, a że to było już pod koniec pracy, powiedziałem o tym księgowej i swojemu przełożonemu i po krótkiej dyskusji pojechałem do domu. Ustalone było w rozmowie z przełożonym, że następnego dnia miałem o tym zajściu opowiedzieć właścicielowi firmy. To była dla mnie straszna sytuacja zastanawiałem się jak ja mam się z tego wytłumaczyć i jakie konsekwencje to za sobą będzie niosło. Po przyjeździe do domu, było już dosyć późno, zastanawiałem się co zrobić, nic nie mówiłem domownikom o tym co się stało. W pewnym momencie, a nie jestem ortodoksyjnie wierzący, wziąłem różaniec i zacząłem się tak gorliwie modlić jak nigdy dotąd. Modliłem się o to by te całe zajście nie przyniosło żadnych szkód dla mnie, mojej rodziny, w firmie. W trakcie modlitwy wybaczyłem tym łobuzom, że mnie napadli, sądząc że pewnie byli w potrzebie. Wiem, że to brzmi naiwnie ale ja wtedy byłem w ogromnym stresie. Po odmówionym różańcu nie wiele rozmawiałem z bliskimi i zaraz poszedłem spać byłem skrajnie wyczerpany fizycznie i psychicznie. Następnego dnia pojechałem wcześnie do firmy by odpowiednio się nastawić do rozmowy z właścicielem. Chyba byłem jako pierwszy w firmie, potem zaczęli się schodzić inni pracownicy. W pewnym momencie przyszła do mnie księgowa, która wydawała mi poprzedniego dnia rachunki i pieniądze i powiedziała mi, że się pomyliła przez tą denominacje w wydanej gotówce i zamiast 1000 zł dała mi wczoraj 100 zł i że liczyła kasę rano z kilka razy i po prostu jest pewna, że wczoraj przygotowała dla mnie za mało pieniędzy. Jak to usłyszałem doznałem kolejnego szoku dla mnie to zabrzmiało jak cud, ja wtedy zarabiałem 600 zł miesięcznie, a ta wiadomość była szokiem dla mnie. Potem jak właściciel przyjechał oczywiście opowiedziałem wszystko, 100 zł potrącono mi z pensji i dano mi ostrzeżenie. Jak teraz sobie to przypominam to jestem pewien, że ten zbieg okoliczności ta pomyłka i te całe zdarzenie było kierowane ręką Boską i gdyby nie moja modlitwa to bym pewnie tego cudu nie doświadczył. Dla mnie rozwiązanie tego strasznego zajścia było cudem i dowodem na istnienie Boskiej Opatrzności, która nad nami czuwa tylko trzeba wierzyć. To zdarzenie, ktoś powie, że to zbieg okoliczności, może i tak ale dla mnie to był cud. Pozdrawiam Andrzej
Śr, 27 cze 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.