Czw, 9 sie 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Nawiedzone miejsca, znaki zza światów, manifestacje zmarłych – na zachodzie nazywa się je „ghost stories”, a my „historie o duchach”. Mamy ich bardzo dużo!
Kanał Discovery od kilku lat emituje znakomity serial dokumentalny pod tytułem „Ghost Stories”. Przedstawiane są tam przypadki nawiedzonych domów i innych dramatycznych wydarzeń związanych z istotami zza światów, które potrafią wkroczyć w życie doczesnych.
Od dawna jesteśmy gotowi zrealizować podobny serial oparty tylko i wyłącznie o polskie historie, które zbieramy od kilku lat i zebrał się tego pokaźny zbiór.
Nie wiemy, czy Polacy równie chętnie jak Brytyjczycy zgodzą się na to, aby wystąpić w takim filmie, ale... pomysł takiego serialu na pewno cieszyłby się dużą popularnością. Dlaczego? Bo o podobnych historiach każdy słyszał, jeśli nie od rodziny, to od znajomych. Z ostatniej poczty Fundacji NAUTILUS wybraliśmy kilka polskich „ghost stories”. Wybaczcie, że nie poprawimy wszystkich błędów i literówek, ale... dzięki temu... może zachowamy siłę przekazu autorów opowieści? Przedstawiamy różne historie, z różnych półek „historii o duchach”. Ale na pewno Was zaciekawią!
W latach 20-tych ub. wieku umarl ukochany syn Dziadków (brat mojej Mamy) - Tolus (Witold).
Dziadkowie mieszkali wtedy w domu przy Noakowskiego 10 (?), tam, gdzie sa 3 podworka - cukiernia "Wrobla" - na bodaj 7 pietrze w 3 podworku. Rozpacz po stracie syna pchnela ich do szukania pociechy w seansach spirytystycznych prowadzonych przes slynne medium "Guzika". Seans byl udany. Do mojego Dziadka zglosil sie Tolus i powiadomil, zeby sie o niego nie martwili, bo wszystko z nim jest w porzadku.
Ale oto inne zmartwienie: po tych seansach mieszkanie zaczelo być "nawiedzone". Sluzaca wymowila prace, bo cos jej "przeszkadzalo w kuchni i sluzbowce", a student, ktory mieszkal "na stancji" zostal "silnie uderzony w potylice" podczas cwiczen na fortepianie. Kres dziwnym wydarzeniom polozyl dopiero wezwany ksiadz - egzorcysta.
Moja Babcia byla osoba skryta i malomowna - tyle tylko nt. tej historii udalo mi sie z Niej wydusic!
Witam Załogę !!!
Piszę do Was już któryś raz z moimi przemyśleniami ale zawsze te moje przemyślenia były na podstawie Biblii lub jakiś tam dokumentów .Tym razem opiszę Wam historię mojej 4 letniej córeczki ,ja podejrzewam że to jest jej fantazja ale kto wie ocenicie sami .Przeczytałem ostatnio Wasz artykuł "Próba ucieczki z lekcji" ,tak samo jak Wy nie jestem za samobójstwem ale zaintrygował mnie ten drugi artykuł o tym dziecku który jakby rozmawiał z duchami .Właśnie moja mała córka też nam opowiada od jakiegoś czasu o "Bartku" który jak ona twierdzi mieszka do góry i czasem do niej przychodzi i rozmawiają .Z żoną podejrzewamy że poprostu tam coś sobie wymyśliła a nie że rozmawia z duchami .Nie zauważyliśmy żeby się bała tego "Bartka" dlatego myślimy że to jej fantazja .Zastanawia nas tylko ten fakt że ona twierdzi że on mieszka na górzeJakbyście mogli to napiszcie mi co o tym sądzicie .
Pozdrawiam Waszą Załogę .
Duch w domu dziecka
Witam, jako stały czytelnik chciałem przedstawić wam historię którą opowiedziała mi moja znajoma. Może warto byłoby skontaktować się z przełożonymi tego domu i dowiedzieć się coś więcej.
Działo to się w 1946 w Bogacicy koło Kluczborka, kiedy to Rosjanie wkroczyli na nasze tereny. Jak wiadomo byli przeciwni szerzeniu religii, i postanowili zabić cały kler i siostry zakonne. Pewna siostra zakonna widząc, że umrze postanowiła się powiesić, i też tak się stało. Z tym, że jej dusza ciągle do dziś błąka się po ośrodku wychowawczym (Dom dziecka) w Bogacicy. Wcześniej w tym budynku był właśnie klasztor sióstr. Do dzisiaj dzieją się tam nie wyjaśnione rzeczy, i zdarzenia, Nowi wychowawcy, kiedy mają swój 1 dzień w pracy opowiadają dziwne rzeczy. Np. ktoś schodzi po schodach, czują jakąś osobę w pomieszczeniu, wydaje im się, że ktoś ich obserwuje, czują dotyk obcej dłoni, szyby wylatują z okiennic, czy też otwierają się same drzwi. W innym pomieszczeniu zapala się i gasi się samo światło. Najgorzej właśnie mają te osoby, które są pierwszy raz w tym budynku, pracownicy i dzieci, które co dopiero się wprowadziły, widzą w nocy tą postać. Znajoma opowiadała, że czuła jak ktoś ją przytrzymuje, bo chciała w nocy wstać do płaczącego dziecka, które widziało tą postać. Dzieciom śnią się koszmary, Czasem pokazuje się ta postać w nocy, Co najlepsze kilka razy był tam ksiądz i nic nie pomogło.
Pozdrawiam Marcin
moje przezycia
Serdecznie witam i pozdrawiam wszystkich! Chodzi mi o sprawy nie wyjaśnione to mam ich kilka na swoim koncie które sie nazbierały. Jak żyła moja ukochana babcia a było to na kilka miesięcy przed jej odejściem zaczęły się dziać bardzo dziwne tajemnicze rzeczy. Mieszkałem wtedy razem z nią na pietrze w domku jednorodzinnym. Pokój był przedłużony przegrodzony w budowaną szafą na pół. Jej łóżko stało po drugiej stronie przy wejściu a ja byłem przy oknie po drugiej stronie pokoju. Byłem ponad rok po wojsku. Moja babcia była osobą bardzo wierzącą i czytała każdego dnia biblię oraz swoje książki liturgiczne w języku starocerkiewno słowiańskim bardzo podobnym do Białoruskiego. Będąc razem w pokoju byłem zawsze na zawołanie i pomoc jakby coś się stało ponieważ moja babcia bardzo słabo chodziła. Kiedyś budząc się w nocy usłyszałem... "Jurek ! Chodź i zabierz dziadka (jej mąż odszedł w 1955r., ja urodziłem się w 1964) żeby mi nie dokuczał". Budząc się widzę 2 ludzi w płaszczach i kapeluszach. To była dosłownie sekunda. Stali przy drzwiach ale drzwi były zamknięte, łóżka babci nie widziałem bo była zasłonięte szafą. Biła od nich niesamowita poświata jakby świeciło całe powietrze wokół nich (światło jarzenia?). Po chwili zniknęli przepływając na prawo przez ścianę. Uspokoiłem płaczącą babcie która powiedziała że mąż przyprowadził kogoś ze sobą kogo ona nie zna i chciał żeby się za tę dusze modlić, ale ona nie chce bo i tak ciężko dla niej jest. Powiedziałem że już pewnie nie przyjdą i dadzą dla niej spokój.
Babcia przestała płakać i zasnęła a ja obrociłem się na drugi bok i też zasnąłem. Po pracy po południu śpiąc na wersalce budząc się usłyszałem jak trójka dzieci biegnie do nas na górę po schodach rozbrykanych i śmiejących się. Pomyślałem... "no jeszcze ich tu tylko brakuje". Słyszę jak otworzyły się drzwi, widzę jak w leci a w zasadzie płynie w powietrzu jakaś postać nad samą podłogą ubrana w długi płaszcz lub ciemną suknię w kolorowe wzorki lub kwiatki? Twarzy ani butów nie dostrzegłem. Leżąc na tapczanie patrzę jak przepływa obok mnie w koniec pokoju pod oknem. Wstaję i odwracam się. A tam nie ma nikogo! Rozbudzony już na dobre myślę "coś mi sie chyba zdawało". Dzieciaki bardzo z czegoś radośnie się cieszą. Babcia za chwilę pyta, "a gdzie ta pani w czarnej kolorowej sukni do samej ziemi w piękne czerwone kwiatuszki co weszła przed wami".
Jerzy J.
Witam.
Niedawno przypadkiem weszłam na stronę Nautilus, która okazała się bardzo ciekawa, lecz nie mogłam poszukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie.Być może ty potrafisz wytłumaczyć mi co to oznacza.
Rok temu zmarła moja mama.Po 9 miesiącach od jej śmierci przyszła do mnie podczas snu. Usiadła na moim lóżku z poważną miną-wyczułam jakby się gniewała na mnie, patrzyła tylko na mnie-nic nie powiedziała. Po chwili wzieła za rękę mojego syna i wyszła z nim, widziałam tylko że wchodzą w jakiś tłum ludzi i znikają w tym tłumie. Jakiś miesiąc temu moja córka miała sen również z moją mamą-była u niej i też zapamiętał obrazoną minę mojej mamy. Co mogą oznaczać te sny? Bardzo dręczy mnie ten sen, boję się że mama daje mi jakieś znaki. Bardzo cię proszę o wyjaśnienie tego.
Pozdrawiam Barbara
Witam! Mam pytanie: Od pewnego czasu mnie i moją przyjaciółkę śledzi dziwna postać w czarnym kapturze. Porusza się dość szybko i nagle znika.Pojawia się koło starej stodoły w której teraz robią zakład meblarski.... Kiedy ta postać znika, chwilę po tym pojawia się czarny kot z żółtymi oczami. Pojawia się ona najczęściej w miejscach gdzie są rowy i rzeczki oraz zboże lub kukurydza. Dzieje się to w miejscowości Biskupice w gminie Syców w województwie dolnośląskim. Jeśli wiecie coś na temat tej postaci lub tej wsi prosimy o natychmiastową odpowiedź.
Witam szanowną załoge nautilusa.
Od bardzo dawna z zainteresowaniem śledzę tą stronę, jednak niedawno miałem okazje sam na własne uszy usłyszeć bardzo interesująca historie mojej znajomej z pracy.
Otusz moja znajoma Dorota miała bardzo dziwny przypadek który zaobserwowała u swojej córeczki, odkąd dziewczynka skończyła 3 lata co noc budziła sie i histerycznie płakała znajoma sama przyznaje że bała sie własnego dziecka które wygladało wtedy na opetane. Rano dziewczynka nic nie pamietała.
Może nie było by to na tyle dziwne gdyby nie to że te ataki zdarzały sie codziennie miedzy trzecią a czwartą w nocy.
Aktualnie córka mojej znajomej ma już 22 lata mieszka sama jest studentką i twierdzi, że nadal miewa te ataki ponieważ często w nocy sie budzi i jest prawie że pewna że znów krzyczała ponieważ jest cała spocona i roztrzęsiona a także sąsiedzi mówili jej już pare razy że w nocy poprostu krzyczy najdziwniejsze jest to że dziewczyna nic nie pamięta i zawsze dzieje sie to miej więcej o tej samej godzinie.Sam jednak niewiem co mam o tym myslec ze znajomą znamy się juz bardzo długo i nie mam
wątpliwosci co do jej prawdomówność.Czy załoga nautilusa potrafi mi to w jakiś sposób wyjasnić?
Z wielkimi wyrazami szacunku Szymon z Gdańska.
Witam !
Mam na imie Wioletta i jestem wielka fanka Waszej strony, uwazam ja za cos naprawde dobrego i interesujacego. Jest tez pewna sprawa ktora chcialabym sie z Wami podzielic. Zdaje sobie sprawe, ze interesujecie sie glownie zjawiskami majacymi miejsce w Polsce ale mysle, ze to co ja mam do powiedzenia Was zainteresuje. Mieszkam w Anglii od kilku lat -pracuje jako opiekunka w domu opieki. Jest to bardzo stara, zabytkowa posiadlosc w ktorej byl kiedys dom dziecka, ale- jak nam powiedziano- dzieci dorosly- wiec przeksztalcono posiadlosc w dom opieki. Jest cos co jednak naprawde nie daje mi spokoju a mianowcie duchy dzieci. Co chwile widza je rezydenci a mozecie byc pewni, ze oni nie sa informowani o tym, iz byl tu kiedys dom dziecka. Osoby, ktore sa w zupelnie innych czesciach budynku i nie mialy ze soba wogole kontaktu opowiaja co chwile o dzieciach ktore tu przychodza noca lub wrecz z nimi rozmawiaja przy nas kompletnie ignorujac pracownikow.Sa to osboby przytomne, bez chorob psychicznych mogacych wplywac na swiadomosc. Pracujac na nocnej zmianie co chwile odpowiedajac na alarmy rezydentow slyszalam prosby aby uciszyc te dzieci biegajace po korytarzach i smiejace sie gdyz sa strasznie glosne. Rezydenci zglaszaja,ze pojawija sie w ich pokojach dzieci, ktore odciagaja alarmy z zasiegu ich rak tak, ze nie moga wezwac pomocy. Dochodza tez sytuacje gdy pracownicy lub goscie widza ksztalty przypominajace mgly niespodziewanie znikajace. Zablokowana winda w ktorej slychac naprawde glosny i wyrazny smiech dzieci a po otwarciu okauje sie, ze nikogo tam nie ma.Oraz wiele naprawde przeroznych sytuacji, tak wiele, iz nie bede tracic czasu wypisujac je. Do tego przychodzi uczucie niepokoju czuje, nawet w domu jak ktos mnie obserwuje lub za mna chodzi. Nie jestem osoba zachwiana emocjonalnie czy zestresowana , nie jestem katoliczka ani osoba religijna- wymienione sytuacje nie strasza mnie juz, chcialabym tylko podzielic sie moim doswiadczeniem by Ci ktorzy nie wierza w duchy przynajmniej dopusili taka mozliwosc. Prawda jest taka, ze dopóki nie zetkniesz sie z takim zjawiskiem nic nie jest w stanie przekonac Cie na 100 %. Dlatego calej Waszej zalodze chce podziekowc za kawal naprawde dobrej roboty i dac Wam znac, ze sa ludzie, ktorzy docenija Wasza prace i zaangazowanie. Pozdrawiam
Wioletta
Opiszę historię, którą przeżyłam w szpitalu, w Poznaniu, na przełomie października i listopada 1991 roku.
Po operacji leżałam najpierw na bloku pooperacyjnym, potem z pomocą pielęgniarki przeniosłam się do salki dwuosobowej, gdzie przez resztę pobytu w szpitalu byłam sama. Wybrałam łóżko na końcu salki, przy oknie.
Muszę powiedzieć, że po przekroczeniu progu, już pierwszego dnia poczułam czyjąś obecność. Początkowo nie zwracałam uwagi na to odczucie, uznając, że to prawdopodobnie efekt leków i stresu. Wieczorem, po wyłączeniu światła, leżąc w łóżku usłyszałam delikatne stukanie, dochodzące z kąta przy drzwiach, wyłożonego kafelkami, gdzie stała umywalka, kosz na śmieci, półka z moim mydłem w mydelniczce, pasta do zębów itd. Stukanie, nierytmiczne i delikatne, unosiło się wzwyż pod sufit, po czym opadało w dół . Z podobnymi odgłosami spotkałam się już wcześniej, w mieszkaniu mojej mamy. Pojawiały się one przez pewien czas po śmierci jej sąsiadki.
Dla mnie, z subiektywnego punktu widzenia, te odgłosy uwiarygodniły wrażenie obecności. Tego dnia zasnęłam, w przekonaniu, że to ktoś zmarły w tym szpitalu manifestuje się.
Na drugi dzień zlokalizowałam mentalnie tę obecność pod sufitem, przy oknie, na przeciw mojego łóżka. Nie widziałam jej a jedynie wyczuwałam jej położenie, jak również nastawienie do mnie. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że było nieprzychylne, zawistne, złośliwe itd.
Co wieczór po zgaszeniu światła, gdy już leżałam w łóżku, rozpoczynało się pukanie i co wieczór stawało się coraz głośniejsze i bardziej napastliwe. Nie kryję, że ogarniał mnie strach. Liczyłam, że jakoś to zdzierżę, bo do wypisu ze szpitala pozostało mi zaledwie kilka dni.
Pewnego wieczoru stukanie stało się tak głośne, że wystraszyłam się interwencji pielęgniarki z pretensjami, że zakłócam ciszę nocną. Usiadłam na łóżku i w myślach dobitnie powiedziałam do tego kogoś, że chcę mieć spokój i niech idzie tam, gdzie jego miejsce. Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
Potem zapadła kompletna ciemność. Czułam, że jakieś energie łapią mnie za ramiona i wyciągają z łóżka. Kompletnie zaskoczona tą sytuacją zaczęłam się szamotać i wyrywać. Byłam przerażona, próbowałam krzyczeć, ale słyszałam tylko własne charczenie dochodzące, co ciekawe, jakby z boku mojej osoby. Te istoty porównałam do demonów, bo czułam, że były stworzone z negatywnej energii. Ciągnęły mnie w stronę drzwi, wiedziałam o tym, choć ze względu na nieprzeniknioną ciemność nie mogłam nic widzieć. Wiedziałam, że za tymi drzwiami, gdzie w świecie rzeczywistym był szpitalny korytarz, krył się mój koniec. Trudno opisać mi ten strach. Bała się każda komórka mojego ciała oddzielnie i wszystkie naraz. Ciekawe, że ponad tym wszystkim unosiła się ta złowroga obecność i czułam, że to ona wszystko „zainscenizowała”. Szamotałam się, usiłując wołać „siostro, siostro”, ale nie słyszałam już siebie i zaczęłam się dusić. Gorączkowo zastanawiałam się, dlaczego Bóg mi nie chce pomóc, przecież nie zrobiłam nic złego.
Drzwi uchyliły się, stanęłam jedną nogą za progiem i wtedy poczułam, że tam rozciąga się wielka, nieskończona, czarna otchłań. Miałam tam pozostać kompletnie sama, w całkowitej izolacji od wszystkiego, na wieczność. Byłam bardzo osłabiona, załamana i wtedy ostatkiem sił i resztką energii, którą odczuwałam, nie wiem czemu, jako zwierzęcą, płynącą jakby z głębi mojej istoty, podjęłam po raz ostatni próbę wyrwania się. I wtedy nagle wszystko zniknęło i ucichło. Czułam, że stoję przodem, sama przed zamkniętymi drzwiami, otoczona przestrzenią w kolorze niebiesko-szarym. Widziałam jak cząstki tego koloru poruszają się wokół mnie. Nagle coś szarpnęło mną do tyłu i uświadomiłam sobie, że tak jak stałam zaczęłam poruszać się z zawrotną prędkością, pędząc tyłem w kierunku łóżka dokładnie tą samą drogą, jaką mnie ciągnęły te demony. Nie miałam możliwości jakiegokolwiek przeciwdziałania temu ruchowi. Poruszałam się tworząc ramionami korytarz, o szerokości mojego ciała. Z wielkim pędem wpadłam plecami na łóżko i w tym momencie poczułam jakby otwarło się moje ciało i oczy jednocześnie. Leżałam z otwartymi oczami nie rozumiejąc co się stało, byłam jak ogłuszona tym zdarzeniem. Na oddziale panował spokój, przez szybkę w drzwiach do salki z korytarza sączyło słabe światło, słyszałam krzątanie pielęgniarki. Ogromna różnica w doświadczaniu tych skrajnie różnych rzeczywistości. W naszej, którą tak dobrze znamy, wszystko jest zorganizowane, poukładane, ale „tam” jest inaczej. „Tam” jest potencjalna możliwość istnienia wszystkiego. Takie wrażenie wyniosłam. Cały czas miałam zwykłe, normalne poczucie odbioru rzeczywistości. To nie był sen, ani jakiś letarg.
Byłam roztrzęsiona, w pierwszym odruchu chciałam o wszystkim opowiedzieć pielęgniarce, ale powstrzymała mnie myśl o możliwości skierowania do psychiatry po usłyszeniu tej opowieści. A ja miałam wszystkiego dosyć i chciałam jak najprędzej znaleźć się w domu. Poprosiłam tylko o środek nasenny, bo nie byłam w stanie zasnąć.
Po tym incydencie pukanie ustało i tak samo zniknęło odczucie tamtej obecności. Wyszłam ze szpitala bodajże w ciągu dwóch czy trzech dni.
Często roztrząsałam co to było, nie znajdując odpowiedzi, w końcu pogodziłam się z myślą, że prawdopodobnie nigdy jej nie uzyskam.
Przez lata nie opowiedziałam tego zdarzenia nawet najbliższej rodzinie, bo i tak by mi nie uwierzyli, aż kiedyś odważyłam się i jedyne co mnie spotkało, to dziwne uśmieszki i niedowierzające spojrzenia.
Pozdrawiam Nautilusa i załogę
Jolanta
Czw, 9 sie 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.