Pon, 13 sie 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Płacz dziecka było słychać z pustego pokoju... wszyscy zerwali się na równe nogi! – niezwykłe wydarzenie, którego świadkiem była cała rodzina.
Płacz małego dziecka – ten dźwięk porusza każdego człowieka. Kiedy tylko słyszymy płacz dziecka, intuicyjnie chcemy „sprawdzić, czy coś złego się nie dzieje małej, bezbronnej istocie”. Wiele wskazuje na to, że ten motyw wykorzystują także siły, które są w terminologii egzorcystów nazywamy demonami. Dwie historie. Jedna to list do FN, druga dotyczy osoby, którą zna jeden z „oficerów NAUTILUS-a”.
I od niej zaczniemy.
„Nazywam się Marek /nazwisko do wiad. Red/ i jestem mieszkańcem Warszawy. Historia, którą chciałem opowiedzieć, wydarzyła się w 1981 roku w podwarszawskim Kostancinie, gdzie mieszkali moi rodzice i siostra.
Kilka miesięcy wcześniej moja siostra razem ze swoimi rówieśnikami bawiła się w tzw. wywoływanie duchów przy użyciu wirującego stolika. Znam to tylko z opisu mojej siostry. W pewnym momencie jeden z chłopców trzymających ręce na stoliku odchylił się do tyłu, upadł i dostał konwulsji. Po chwili wstał i zaczął ubliżać mojej siostrze przy pomocy potwornych słów. Mówił to dziwnym, chrapliwym głosem. Potem stracił przytomność.
Od tego czasu w domu było słychać dziwne kroki po poddaszu (to był stary, drewniany dom). Kiedy moi rodzice wspinali się po schodach aby zobaczyć, kto jest autorem tych kroków, okazywało się, że na strychu nie ma nikogo. Moja siostra dostawała prawdziwej histerii, jeśli tylko miała zostać w domu sama. Nie wierzyłem w te historie i jako student architektury na PW uważałem się za człowieka niewrażliwego na zabobony. Moja siostra czuła się moimi żartami potwornie dotknięta, a rodzice ją starali się uspokajać. Wszystko zmieniło się w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Razem z moją żoną przebywałem w domu rodziców. Przy stole nikt nie mówił o dziwnych krokach, gdyż ten temat był tematem tabu. Była godzina 18.00, kiedy nagle doszło do niezwykłego wydarzenia. Siedzieliśmy przy stole, kiedy nagle w drugim końcu mieszkania rozległ się płacz dziecka. Był on tak głośny, że praktycznie wszyscy uczestnicy kolacji zerwali się na równe nogi. Przebiegłem mieszkanie i wpadłem do pokoju, z którego dobywał się płacz. Był on tak głośny, że myślałem, że ktoś musiał wrzucić małe dziecko przez okno do pokoju, choć może to brzmi bardzo głupio. Nie ważne, czy mi uwierzycie czy nie, ale pokój był pusty. Zapaliłem światło. To, co zwróciło moją uwagę, to potworne zimno, które panowało w pokoju. Po tym wydarzeniu uznałem, że i siostra, i moja matka mówią prawdę. Do mieszkania został zaproszony ksiądz, który poświęcił całe mieszkanie. Od tego czasu wszelkie dziwne rzeczy ustały. Jestem gotowy poświadczyć na piśmie prawdziwość tej historii.
Marek”
I druga historia, przysłana nam przez Magdalenę. I tu też jest element „płaczu dziecka”, choć... trochę inaczej.
Witam.
Bardzo często odwiedzam Waszą stronę, i muszę przyznać, że artykuły jak i listy zamieszczane w portalu są wyjątkowo interesujące. Wielokrotnie czytając różne wypowiedzi, nasuwa się mi cały czas historia mojej znajomej. Od dawna mówi się, iż powinno się umieszczać jakiś czerwony przedmiot przy małym dziecku (najczęściej czerwoną wstążeczkę), gdyż mówi się, że chronić ma to przed rzuceniem uroku na dziecko przez jakaś złą energię bądź też osobę. Moja znajoma mieszka w miejscowości, która nie jest bardzo zaludniona, chodzi mi tutaj o to, że jej dom stoi w miejscu gdzie dopiero w odległości więcej niż kilkudziesięciu metrów znajdują się inne domy. Pewnego dnia będąc sama w domu zostawiła swoje dziecko w wózku tuż pod oknem swojej kuchni, by dobrze je widzieć, ponieważ akurat wtedy przygotowywała obiad. Prawdę powiedziawszy miała swoje dziecko cały czas na oku gdyż okno jej kuchni jest bardzo nisko. Dodam, że dziecko spało niezakłóconym niczym snem. W pewnej chwili dobiegł ją ogromny płacz jej dziecka, w momencie, gdy odwróciła się by sprawdzić, co się dzieje zobaczyła, że przy wózku z jej dzieckiem stoi stara, okropnie wyglądająca kobieta, która nachyla się nad jej dzieckiem. Dziecko bardzo płakało. Jak najszybciej wybiegła z kuchni i pobiegła do dziecka. Dotarła na miejsce w ciągu zaledwie kilku chwil. Jednak to, co zobaczyła w chwili, gdy przybiegła na miejsce wprawiło ją w osłupienie. Dziecko spało niczym niezakłóconym snem a po rozglądnięciu się wokoło (wokoło są same pola, dopiero w dalszej odległości inne domy!) Dostrzegła, że nie ma nikogo, nikogo tym bardziej żadnej starej kobiety. Po tym zdarzeniu od razu przypomniała sobie jak jej znajoma nie tak dawno wspominała jej o tym czerwonym „talizmanie”, który to ma chronić jak już wcześniej wspomniałam przed złymi mocami i urokami. Pobiegła, więc do domu i do wózka przywiązała małą czerwoną kokardkę. Od tej pory podobna sytuacja nie miała już więcej miejsca.
Czy ktoś z czytelników fundacji Nautilus miał podobne doświadczenia lub też zna podobne historie??
Pozdrawiam
Magdalena.
Z zainteresowaniem czytamy Wasze opinie pod naszymi tekstami. Niektórzy z Was są nastawieni sceptycznie, zgodnie z zadziwiającą zasadą „nie uwierzę, dopóki nie zobaczę”. Fal radiowych nie widzą, ale w nie wierzą. Ducha nie wiedzieli, więc nie wierzą... ;)
Drodzy czytelnicy FN, ten tekst porusza kwestię powszechnie wyśmiewaną, która jest związana z demonicznymi, niewidocznymi gołym okiem istotami, które czasami wkraczają w nasze życie burząc je dokumentnie. I nie ma znaczenia, że są ludzie, którzy w to nie wierzą... nie ma żadnego znaczenia. Mamy z tym pewne doświadczenia, o których nie powinniśmy nigdy mówić. Radzimy jednak stanowczo, abyście nigdy nie próbowali przywoływać takich istot lub „zabawiać się w wirujące stoliki”. Nawet, jak w to nie wierzycie... Zapamiętajcie to nasze ostrzeżenie. Reszta niech będzie milczeniem.
Pon, 13 sie 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.