Wt, 2 paź 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Macierzyństwo jest największym cudem. Miłości matki do dziecka nie można porównać z żadną inną. Układ „matka-dziecko” zawiera w sobie jednak wielką tajemnicę...
Ktoś może powiedzieć: o czym tu mówić? Wiadomo, że matka kocha swoje dziecko najbardziej na świecie i... już. Otóż jest o czym! Z punktu widzenia Fundacji Nautilus sprawa jest intrygująca, gdyż wiele relacji dotyczących tajemnicy relacji matki i dziecka pokazuje, że sprawa jest o wiele ciekawsza niż sprowadzenie tego do banału „miłości macierzyńskiej opartej o więzy biologiczne”.
Z punktu widzenia naszych materiałów nie istnieje przypadek, jeżeli chodzi urodzenie się każdego dziecka. Najpierw jednak trzeba wyobrazić sobie następującą sytuację, którą każdy z nas widział wiele razy w życiu i jest to jeden z najpiękniejszych obrazów, jakie zna ten świat. Park, piękna pogoda. Alejką podąża matka razem z dzieckiem, które baraszkuje wokół. Kobieta nie może oderwać oczu od swojego dziecka, jest ono dla niej nowym sensem życia, najważniejszą istotą, centrum wszechświata. Jest ona przekonana,, że oto w jej życiu pojawiła się zupełnie nowa istota, której nigdy nie znała, z którą nigdy ją nic nie łączyło. W Polsce, w której doktryna reinkarnacji jest traktowana jako sekciarskie bajdurzenia, nie do pomyślenia jest, aby ktoś spojrzał na dziecko jako na kogoś, kto żył już wcześniej i kogo się wcześniej znało...
Fundacja Nautilus w tej sprawie postępuje od lat... hmmm... trochę inaczej.:)
Mówimy o reinkarnacji konsekwetnie jako o czymś, co nie jest tylko i wyłącznie „ciekawym pomysłem wyjaśniającym sprawę życia po śmierci”, jedną z wielu "teorii". ale jest ideą uzyskującą potwierdzenie w przypadkach „z życia wziętych”. Sygnalizujemy Wam tę sprawę i zawsze wszystkim radzimy pewną postawę. Opiszemy ją w prosty sposób.
Wiele osób domyśla się, że do Fundacji Nautilus trafia niewyobrażalna wręcz ilość informacji dotyczących zjawisk niewyjaśnionych, w tym znaczna część dotyczy spraw związanych z sensem życia, istotą celu naszej „ziemskiej wędrówki”, a wreszcie tego, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. Na postawie setek opisów autentycznych przypadków emanacji niezwykłych zjawisk, relacji z pogranicza „spotkania ze śmiercią” i wielu innych można jak najbardziej wyciągnąć bardzo precyzyjne wnioski dotyczące odpowiedzi na pytania, o których wspomnieliśmy.
Od wielu lat mówimy otwarcie nie zważając na zarzuty o brak obiektywizmu: tak, naszym zdaniem jest wędrówka dusz. Tak, istnieją dziesiątki przypadków świadczących o istnieniu reinkarnacji. Tak, reinkarnacja wydaje się być wpisana w duchowe prawa wszechświata podobnie jak grawitacja w prawa rządzące materią. Macie inne zdanie? Proszę bardzo. Nie wierzycie w to? Macie do tego pełne prawo. Uważacie, że żyje się tylko raz lub w ogóle nie wierzycie w istnienie duszy? Możecie tak zakładać i nikt Wam tego nie zabroni. Pozwólcie jednak, że my także jasno będziemy w tej sprawie prezentować swoje stanowisko. Wiele lat temu padły ważne słowa „mówcie tak, tak – nie, nie”. I to nas odróżnia od wielu, że w sprawie reinkarnacji mówimy właśnie tak – „to jest prawda i już”.
W tym kontekście sprawa relacji matki i dziecka przedstawia się fascynująco. I to nie tych „matek i dzieci”, które znamy z telewizyjnych reklam margaryny lub proszków do prania. Piękne buzie dzieci, uśmiechnięte twarze mam-modelek, cudowne domy i jedyne zmartwienie, czy plamy z wylanego przez małego urwisa soku spiorą się, czy też nie.
O wiele bardziej fascynujące są inne sytuacje. Oto jedna z nich, autentyczna historia z Warszawy, o której chcemy Wam opowiedzieć. Para młodych, pięknych ludzi, stanowiących modelowe małżeństwo. Informacja o ciąży była powodem łez rodziców z radości i natychmiast zapadła decyzja o kupnie większego mieszkania. Jej rodzice mają świetnie prosperującą firmę, więc nie było z tym problemów. I miało być jak w tych reklamach, miało być wspaniale, rodzinnie, ciepło i miło, ale... okazało się, że zdjęcia USG pokazują kłopoty. Dziecko miało poważne schorzenie (mniejsza jakie), które skazywało je na straszne cierpienie i krótkie życie. Oczekiwanie na poród było niczym czekaniem na wyrok. Niestety okazało się, że lekarze mieli rację – dziecko urodziło się z piętnem strasznej choroby. Z dnia na dzień prysły marzenia o „idylli”. Świadomość tego, że dziecko przeżyje najwyżej kilka lat była tak potworna, że wszystko w tej rodzinie zmieniło się... Związek nie wytrzymał próby i małżeństwo się rozpadło, skończyła się radość życia i marzenia. Młoda matka nie mogła pogodzić się z widokiem swoich koleżanek ze studiów bawiących się ze swoimi uroczymi dziećmi na placu zabaw... Pytała: dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało? Co ja zawiniłam Bogu czy światu, że akurat moje dziecko przyszło na świat z tą straszną chorobą?!
Takie pytania pojawiają się zawsze, a odpowiedź na nie jest możliwa, ale... trzeba mieć do tego dużo odwagi. Ta autentyczna historia miała niezwykły epilog. Dziecko zmarło, ukochany mąż odszedł, gdyż nie zniósł zamiany domu w szpital, natomiast matka dziecka przez kilka lat szukała drogi do osiągnięcia spokoju i znalezienia odpowiedzi na pytanie: „dlaczego akurat ja?”
Kiedy była w Indiach, tam jeden z niezwykłych ludzi (w tym zadziwiającym kraju jest wielu takich) zaskoczył ją, gdyż nawet bez zadania pytania zaczął jej tłumaczyć tę sytuację. Powiedział, że w jednym z wcześniejszych wcieleń jej obecne dziecko było jej siostrą, którą ona wtedy jako mężczyzna (dusza nie zna płci) potwornie zraniła. Ta sytuacja pociągnęła za sobą „dług karmiczny”, który wreszcie znalazł swój finał w jej obecnym życiu. Planujemy napisanie kiedyś książki o przypadkach polskich historii związanych z reinkarnacją i na pewno ta opowieść tam się znajdzie. I naprawdę nie ma to znaczenia, czy wierzycie w takie opowieści, czy też nie. Radzimy Wam jednak uważnie rozglądać się wokół i dostrzegać ową wielką tajemnicę nierównego rozłożenia „szczęścia” już przy narodzeniu dzieci, owej „życiowej ruletki”, która dla wielu okazuje się być łaskawa, a dla innych tak bardzo okrutna... Jest w tym niezwykła tajemnica.
Na koniec e-mail z historią dotyczącą także ważnego aspektu spraw związanych z konsekwencjami różnych czynów człowieka, choć tutaj mamy do czynienia z dzieciobójstwem. Wiele osób pyta nas o to i postaramy się poruszyć tę ważną sprawę. Zrobimy to w oddzielnym tekście tylko i wyłącznie wyciągając wnioski z historii, które są w archiwum Nautilusa. Prawdziwych historii zwykłych ludzi, a nie „mądrych ksiąg” czy „myśli wielkich mistrzów”. Przedstawimy Wam naszą opinię opierając się tylko o to, co możemy zweryfikować, co ktoś „sprawdził na sobie”...
A teraz ten list. Niech będzie on początkiem dyskusji w tej trudnej sprawie. A jeszcze czeka nas kiedyś omówienie naszych obserwacji dotyczących aborcji. Wiele osób prosi także o poruszenie tego tematu. Liczymy na ciekawą dyskusję w „opiniach” pod tym tekstem.
----Original Message-----
From:
Sent: Monday, May 28, 2007 10:28 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: historia
Ja chciałem opisać historię, którą usłyszałem od swojej babci.
Przed wojną, kiedy była jeszcze mała, w jednej z wielkopolskich wsi,
jedna z dziewcząt, zaszła w ciążę, nie będąc mężatką. Nie muszę mówić,
jaka to by była ujma na honorze, gdyby się o tym cała wieś dowiedziała.
Rodzice, jak i sama dziewczyna, jednak skrzętnie ukrywali ten fakt przed
oczyma innych.
Gdy doszło do rozwiązania, nastąpiła tragedia - dziewczyna zamordowała
nowo narodzone dziecko i po zmroku, kiedy nikt nie widział, zakopała je
gdzieś w ziemi.
Od tego momentu, we wsi późnym wieczorem, słychać było co noc głośny
płacz dziecka, dochodzący właśnie z miejsca pochówku. W końcu wydało się wszystko, i ciąża, i zabójstwo, i pochówek
nieochrzonego dziecka. Nie była tylko znana płeć dziecka - z powodu
pośpiechu, dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Kobiety ze wsi robiły co
mogły, żeby "odczynić" to miejsce, nic nie pomagało. Z tego, co wiem,
ksiądz z miejscowej parafii niezbyt się kwapił, by odwiedzić to miejsce.
W końcu postanowiono ochrzcić dziecko. Uczyniły to najstarsze i
najmądrzejsze kobiety we wsi. Wzięły wodę święconą, gromnicę i odprawiły
chrzest, wypowiadając taką formułkę: "Jeśliś panna, jesteś Anna, jeśliś
pan, jesteś jan".
Po tym obrzędzie ucichły wszelkie nocne odgłosy, nastał spokój duszy
noworodka.Gdyby ktoś na ten temat chciał się wypowiedzieć, to bardzo bym prosił,
najlepiej kogoś, kto zna podobne zjawiska.
Pozdrawiam całą redakcję Nautilusa :)
Mariusz
Potraktujcie ten artykuł jako początek dyskusji. Uważamy, że nasze strony tym się różnią od setek (jeśli nie tysięcy) podobnych stron w polskim internecie, że będziemy poruszać także sprawę owych "trudnych pytań".
Wt, 2 paź 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.