Czw, 1 lis 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Polska przedwojenna literatura zawiera fragmenty powieści czy reportaży, które wydają się nawiązywać do zjawiska, które często gości w naszym serwisie... Przykład znalazł nasz czytelnik w powieści Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka”.
Na tropach Smętka to powieść reportażowa Melchiora Wańkowicza, po raz pierwszy wydana w 1936. Wańkowicz opisuje w powieści swój pobyt w Prusach Wschodnich i spływ kajakiem "Kuwaka" z młodszą córką Martą "Tili" Wańkowiczówną. Ta podróż jest pretekstem i kanwą dla historycznych, politycznych i filozoficznych rozważań o losach mieszkańców tych ziem: Mazurów, Polaków i Niemców.
Kim jest tytułowy Smętek? To demoniczny diabeł złośliwie trapiący ludzi, występujący w ludowych legendach i pieśniach kaszubskich. Porusza się on przeważnie po niebie, czasami używając różnych "pojazdów".
Na tych łamach wielokrotnie była mowa o tym, że ludowe opowieści o przeróżnych „diabłach i skrzekach” to często opisy spotkań z załogami pojazdów UFO. W tamtych latach nikomu nawet do głowy nie przyszło, że Ziemię mogliby odwiedzać przybysze z innych światów... uznawano więc każdą „nieludzką” istotę za wytwór krain piekielnych. Na ciekawy wątek tej sprawy natrafił nasz czytelnik pan Maciej Mikołajczyk.
Szanowni Państwo,
Jestem czytelnikiem portalu od mniej więcej dwóch lat. Pomimo że posiadam tytuł magistra biologii, historie o UFO traktuję jak każde inne sprawozdanie z obserwacji, z uwagą, konieczną rezerwą i ciekawością szczegółów. To, co ktoś komunikuje, musi być na tyle szczegółowe, żeby wzbudziło zainteresowanie, a szczegóły nie mogą być logicznie sprzeczne. Za taką właśnie ciekawą historię uważam więc opis wydarzeń w Emilcinie. Czytałem o wielu obserwacjach UFO, ale nie wiem, czy któraś była równie sugestywna w swojej prostocie. Moim głównym źródłem informacji Emilcinie jest książka Zbigniewa Blani-Bolnara „Obecność UFO”.
Niniejszy list zrodził się z niedawnej lektury „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza. Pośród wielu opisywanych tam wierzeń ludowych Warmii i Mazur, które autor zebrał podczas wędrówki po tych niemieckich jeszcze ziemiach w latach 30. ubiegłego wieku, zwraca uwagę opis demona ogniska domowego, zwanego Kłobukiem. Oddam w tym miejscu głos Wańkowiczowi.
„Słuchając gawędzenia Kiwickiego myślałem o Smętku jako tym kimś dalekim, kto rządzi tym krajem, gdy nagle posłyszałem, jak stary opowiada, że przed kilku dniami widział Kłobuka, lecącego po niebie.
Nastawiłem uszu. Kłobuk to bożek domowy Mazurów, który znosi gospodarzom, u których mieszka, wszelkie dobro kradzione po ludziach (...).
Jakze on wyglądał? - pytam.
Jak tako ognisto drapako (miotła).
(...) Pamiętając swoje postanowienie tropienia nie tylko Smętka w zarządzeniach od góry, ale i jego służków, pytam Bocianów, czy tu w Kikutach nie słychać ostatnio o Kłobuku.
Jakżeby też nie... Młody Gustaw opowiada, że przed kilku dniami jechał z Jabłonki z kilku innymi i wszyscy widzieli, jak nad lasem jechał Kłobuk.
Jak wyglądał?
A niby tako dużo lichtarnio [latarnia – przyp. wł.], ungefaehr siebzig Zentimeter.
Widać Kłobuk miał ciężko nieść, bo strasznie skrami sypał; jest to znak, że leci obciążony.
(...) Ale najbliżej się zetknął z Kłobukiem starszy Gustawów brat.
Gustaw tak o tym powiada:
Sed on z chłopokami, a tu na kręciaku (zakręcie) za tymi olsami, to Kłobuk z naprzeciwka lecioł i nie uźrał ich w cas; to oni się zlenkli jego, a on ich i dał w bok; a tak nizko sed, co aze im Muetze [czapki – przyp. wł] ze łbów pozdzieroł.
Stary Bocian przysłuchuje się temu opowiadaniu w milczeniu. Pytam go, czy widział Kłobuka. A toć widział ze trzy razy, ale to już przed wojną [Pierwszą Światową – przyp. wł.] – opowiada niechętnie, jak o rzeczy zwykłej, która nie może być przedmiotem interesującego dyskursu.”
Parę słów własnego komentarza. „Ognista miotła” może być co prawda wyjaśniona jako meteor (sam widziałem w Krakowie spadający meteor w biały dzień, leciał jak „duża latarnia” i też iskrami sypał). Ciekawe jest jednak, że demona Kłobuka ludzie Ci, dziś już nieżyjący, a egzaminowani przez mistrza reportażu, jakim był Wańkowicz, jednoznacznie identyfikowali właśnie z obiektem świetlnym. Przypisywane mu podkradanie bogactw odbywało się przecież bez świadków, natomiast obserwowane zjawiska świetlne przypisywano zawsze tylko temu bożkowi. Godne uwagi jest spowszednienie tych zjawisk wśród indagowanych przez Wańkowicza, a przecież meteoryty nie spadają zbyt często często. Językoznawca powinien wypowiedzieć się na temat pochodzenia słowa „Kłobuk”, bo w języku czeskim określa ono chyba słomiany wyplatany kapelusz. Być może latające kapelusze obserwowano na naszych wsiach od dawien dawna, natomiast z czasem „kapelusz” stał się „talerzem”. Z czasem, a dokładnie wtedy, kiedy talerz pojawił się na wiejskich stołach.
W mojej rodzinie istnieją przekazy o tym, że w latach I Wojny Światowej latające talerze były obserwowane przez ludzi nad Starym Sączem. Obserwacje te były podawane jako coś zupełnie wiarygodnego, choć jednocześnie bardzo emocjonującego.
Maciej Mikolajczyk
W przesłanym liście p. Maciej wspomina o Emilcinie. Chcemy Wam pokazać naszą nową tapetę, którą wykonał jeden z naszych pokładowych grafików, który nosi pseudonim YEDYNY. Bardzo nam przypadła do gustu... zresztą oceńcie sami.
W sprawie Emilcina – pełną parą ruszyły przygotowania do 30-tych obchodów rocznicy lądowania UFO w lesie emilcińskim, które będą miały miejsce 10 maja 2008 roku. Wspólnie z Urzędem Miejskim w Opolu Lubelskiem przygotowujemy program imprezy i naprawdę wiele niespodzianek dla wszystkich, także gości z zagranicy. Okazało się bowiem, że od czasu postawienia w Emilcinie naszego „monumentu” ta miejscowość trafiła praktycznie do wszystkich liczących się przewodników turystycznych! Przypomina to kulę śniegową, która nabiera tempa i czasami sami ze zdumieniem dowiadujemy się, że o naszym "Pomniku w Emilcinie" jest informacja w kolejnej publikacji czy książce! I pomyśleć, że jeszcze cztery lata temu o wydarzeniach w Emilcinie pamiętali jedynie nieliczni... ;)
Czw, 1 lis 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.