Śr, 21 lis 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Nazywamy je zbiegami okoliczności, przypadkami, nieistotnymi drobiazgami "na chybił trafił" ułożonymi przez los. Czasami zadziwiają i każą się zastanowić, czy aby na pewno... „przypadek” w ogóle istnieje?
„Przypadków nie ma; to, co jawi się nam jako ślepy traf, pochodzi właśnie z najgłębszych źródeł.”
Friedrich Schiller (niemiecki poeta, filozof 1759-1805)
Czy przeżyliście kiedyś niezwykły zbieg okoliczności? Jasne, każdy go przeżył. Ale chodzi tutaj o zbieg okoliczności na granicy absolutu... Oto przykład takiej historii.
W latach 70-tych do USA wyjechał z Polski mężczyzna, który w poszukiwaniu dobrej pracy przez wiele lat przemierzał zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Wreszcie trafił do Los Angeles, gdzie w firmie prowadzonej przez irlandzkiego przedsiębiorcę sprzątał luksusowe apartamenty. Kiedyś zdarzyło mu się pracować w wieżowcu w centrum LA. Myjąc parapet okna przez nieuwagę wypuścił z rąk specjalną „myjkę”, która po krótkim locie w dół zatrzymała się na wystającym metalowym elemencie elewacji innego apartamentu kilka pięter niżej.
Mężczyzna wiedział, że bez tego „narzędzia” trudno mu będzie dokończyć mycie zewnętrznych elementów apartamentu, więc po chwili wahania zszedł kilka pięter w dół i zapukał do drzwi lokalu, na którego parapecie zatrzymała się jego „zguba”.
W apartamencie mieszkał młody chłopak, pracownik jednej z agencji reklamowych. Kiedy zorientował się, co się stało, wpuścił mężczyznę do środka mieszkania, a ten ostatni otworzył okno i po chwili miał już w ręku przedmiot, który wypadł mu z ręki kilka pięter wyżej. Kiedy już miał wychodzić, dojrzał na regale zdjęcie, które go bardzo zainteresowało. Powód był bardzo prosty: na zdjęciu był ktoś... bardzo podobny do niego samego! Zapytał, kim jest człowiek na zdjęciu stojący obok kobiety. Chłopak odpowiedział, że na zdjęciu są jego rodzice, a wskazany mężczyzna jest jego ojcem, z pochodzenia Polakiem. Okazało się, że jego nazwisko brzmi... identycznie jak mężczyzny, który przyszedł po zgubę! Po kilku godzinach wyjaśniło się wszystko. Oto po blisko 40 latach odnaleźli się dwaj bracia, których rozdzieliła wojna. Ponieważ rodzice zginęli rozstrzelani przez Niemców, starszy brat mężczyzny najpierw ukrywał się w lesie, a potem został przygarnięty przez pewną rodzinę. Po ukończeniu studiów wyemigrował do USA. Zdarzył się cud – ta historia jest prawdziwa. Obaj bracia odnaleźli się po tylu latach!
Wyobraźcie sobie globus, na nim dwa pyłki kosmiczne, czyli tych dwóch mężczyzn. I nagle te „pyłki” spotykają się na swojej drodze... Oto przykład zbiegu okoliczności, istnego gwiezdnego błysku przypadku. Wbrew pozorom takie historie zdarzają się częściej niż myślicie.
W korespondencji do FN pojawiają się wątki niezwykłych zbiegów okoliczności, które urzekają naszych czytelników. Przeważnie nie ma nawet komu o nich opowiedzieć, gdyż ludzie reagują śmiechem lub wzruszeniem ramion. Kiedy jednak zauważy się swoisty „kod” porozumiewania się z nami wszechrzeczy, jakieś „świadomości wszechświata” czy jak to chcecie sobie nazwać, wtedy słowa Friedricha Schillera zacytowane na początku tego tekstu nabierają innego znaczenia.
-----Original Message-----
From: jacek
Sent: Tuesday, November 20, 2007 7:35 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: zbieg okoliczności? przypadek?
Witam!
Mam do opisania kilka zbiegów okoliczności. Przydarzają mi się one bardzo często, niestety tylko tyle udało mi się przypomnieć:
1. Wczoraj czytając streszczenie książki w internecie natknąłem się na słowo "pejoratywny". Nie wiedziałem co oznacza (nigdy wcześniej się z nim nie zetknąłem). Dzisiaj w szkole usłyszałem to słowo już dwukrotnie z ust nauczycieli (w obu przypadkach z wyjaśnieniem)!
2. Czytam właśnie pewną książkę. Występuje tam planeta o nazwie "Lusitania". Jakiś miesiąc temu na lekcji historii czytałem tekst z podręcznika na temat I wojny światowej, zerknąłem na obrazek z podpisem - "Brytyjski statek pasażerski Lusitania [...]"
3. Mam psa, a właściwie suczkę, wabi się Lila. Pewnego dnia oglądam sobie serial, patrzę - jedna z aktorek gra dziewczynę o imieniu Lila.
4. Niedawno (najdalej 3 tyg. temu) siedząc sobie w internecie przypadkiem poznałem jakieś nowe zagadnienie (nie pamiętam już co to było). Po pewnym czasie zgłodniałem, więc poszedłem coś zjeść do kuchni. Telewizor był włączony - właśnie leciały wiadomości. Oczywiście reporterka w swojej wypowiedzi użyła zagadnienia, które właśnie poznałem. Gdyby nie to, na pewno nie zrozumiałbym co ma do przekazania.
Pozdrawiam całą załogę!
Jacek
I na koniec historia niczym „wysokie C” – dostępna już tylko dla nielicznych. Po wielu dyskusjach zdecydowaliśmy się przedstawić Wam tę historię. Jeden z naszych czytelników z Warszawy opowiedział o niezwykłym zdarzeniu z ostatniej soboty, które można śmiało uznać za „wymysł jego wyobraźni”, ale... on jest przekonany, że właśnie wtedy dane mu było odczytać jakiś znak dany przez opatrzność, która zdecydowała się odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie. Odpowiedzieć niezwykłym „zbiegiem okoliczności”. Historia jest banalna, ale przez to urzekająca.
W ostatnią sobotę nasz znajomy załatwiał różne sprawy poruszając się samochodem. W czasie jazdy słuchał jednej z lokalnych warszawskich stacji, czyli RMF Classic. W pewnym momencie na antenie można było usłyszeć piosenkę po francusku, śpiewaną przez jakiegoś nieznanego mu piosenkarza. Nasz kolega nie zna francuskiego, nie interesuje się piosenką francuską ani jej nie słucha, ale akurat przypadkiem słuchając tego utowru wyraźnie rozróżniał imiona dziewczyn, które pojawiały się w refrenie piosenki. Oto jego relacja:
„... nie rozumiałem słów, nie znam za grosz francuskiego, ale słyszałem imiona „Dominik”, „Emanuel” i tak dalej... Domyśliłem się, że piosenka jest banalną wyliczanką kobiet, które przewinęły się przez życie autora tekstu i odegrały w jego życiu jakąś rolę. Zupełny banał, każdy sam może wyliczyć kilka imion, ale wtedy zacząłem się zastanawiać nad dziwną rzeczą. Jeśli założymy, że jest Bóg, i że to Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, a więc istotę ludzką w dwóch różnych postaciach, to... musiał to zrobić w jakimś celu! Gdyby nie było w tym celu, to wystarczyłaby jedna płeć, a jednak ten tajemniczy dualizm dotyczy wszystkich rzeczy na świecie, zwłaszcza istot obdarzonych uczuciami. Jeśli to jego dzieło, to jaki miał cel? Takie myśli przebiegały mi przez głowę stojąc w korku i słuchając tej francuskiej piosenki. Dlaczego muszą być dwie płcie? Dlaczego dwie postaci tej samej istoty ludzkiej, bo przecież jest reinkarnacja... I nagle do głowy przyszło mi zaskakujące rozwiązanie tej zagadki, pewna hipoteza. Bóg musiał stworzyć świat z miłości, gdyż akt tworzenia musi być oparty właśnie o miłość, a nienawiść może tylko niszczyć. Być może chciał nauczyć istoty, które stworzył, do miłości do siebie samego, gdyż także stworzone przez niego istoty muszą być w pewien sposób częścią jego samego. Aby ich nauczyć tego dziwnego uczucia zwanego miłością, musiał nauczyć ich miłości na najprostszym poziomie, czyli do drugiej takiej samej istoty. Wszak kiedy kogoś kochamy, to kochamy nawet psa, który szczeka obok domu, gdzie ta istota mieszka... Może ten dualizm świata istot obdarzonych świadomością jest kluczem do zrozumienia zamysłów Stwórcy, kiedy tworzył świat? :) Wiem, że brzmi to dziwnie i ludzie przeważnie nie myślą o takich rzeczach wcale, ale ja tego dnia w samochodzie miałem akurat taką małą „minutę filozoficznej zadumy”. ;)
Ale najciekawsze było to, co zdarzyło się po chwili.
Kiedy skończyła się piosenka, DJ powiedział słowa, które sprawiły, że poczułem na plecach zimny pot. Odtworzę je z pamięci:
„... tylu poetów zastanawia się, czym jest miłość, tylu artystów, a autor piosenki znalazł odpowiedź na to pytanie, czym ona jest i taki dał tytuł tej piosenki. To Bóg...”
Usłyszałem wyraźnie słowo „Bóg”!
Trudno mi to wyjaśnić, to bardzo osobista historia, ale poczułem gdzieś w środku, że ktoś wyraźnie dał mi znak, że moje rozumowanie było poprawne. Okazało się po ułamku sekundy, że DJ zaakcentował dziwnie tytuł piosenki, który brzmiał „Bukiet róż”. Ja jednak usłyszałem wyraźnie tylko pierwsze trzy litery. Wiem, że ludzie racjonalnie chodzący po ziemi w otaczających mnie wtedy samochodach w ogóle nie myślą o takich rzeczach, nie interesuje ich to i jest im takie filozofowanie do niczego nie potrzebne, a ludzi zastanawiających się na czymś takim uważają za naiwnych głupków, religijnych świrów, którzy doszukują się wszędzie różnych znaków, zamiast dobrze bawić się i „tłuc kasę”.
Zaręczam jednak, że jestem człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i uznanie mnie za człowieka religijnego byłoby nadużyciem na dużą skalę, ale... tamta banalna sekunda w samochodzie wstrząsnęła mną bardziej, niż setki innych, z pozoru wyjątkowych i widowiskowych sytuacji, które miałem okazję w swoim życiu przeżyć.
Śr, 21 lis 2007 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.