Dziś jest:
Czwartek, 28 marca 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 6587x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Nie, 2 gru 2007 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   

"Proces tworzenia się foremek członków ludzkich w parafinie jest dowodem obiektywnie wyraźnym, świadczącym o materializacji tych członków" - Dr Gustav Geley

Mediumizm fizyczny, czyli ten, który obejmuje formy komunikowania się ze zmarłymi przebiegające poza organizmem medium (telekineza, teleplastia), od zawsze wzbudzał wiele kontrowersji. Znany od niepamiętnych czasów zawsze wymagał coraz to nowszych dowodów. Opisywany w legendach, żyjący w wierzeniach prostych ludzi i dzieci większości, o ile nie wszystkich, epok najprawdopodobniej nigdy nie cieszył się mianem czegoś oczywistego i powszechnie uznawanego. Jest też wysoce prawdopodobne, iż medialność tego rodzaju nigdy wcześniej nie cieszyła się taką popularnością, co w drugiej połowie XIX wieku i w okresie międzywojennym. Na te dwa okresy przypada również wzmożone (jak na tego rodzaju zjawiska) zainteresowanie fenomenem ze strony świata oficjalnej nauki. Wbrew wszelkim normom i przyjętym, w wyniku uprzedzenia, tendencjom do ignorowania wszelkich zjawisk noszących znamiona cudowności, w niemal wszystkich krajach cywilizowanego świata, znaleźć można było w owym czasie niewielkie grupy zajmujące się badaniem zjawisk matapsychicznych (ówczesna nazwa psychotroniki). Co interesujące, nie były to wcale osoby nieznane, ludzie pokroju ekscentrycznych, na wpół normalnych umysłowo naukowców, ale cieszące się powszechnym szacunkiem i sławą osobistości. Wymienić tu można, między innymi, późniejszego noblistę, profesora Sorbony - Charlesa Richeta, odkrywcę thallium i radiometru - Williama Crookesa, niezależnego odkrywcę teorii ewolucji - Alfreda Russela Wallace`a, wybitnego fizyka - Olivera Lodge`a, psychiatrę Cezara Lombrosso, Dr Paula Gibier`a, astrofizyka Zoellnera, psychiatrę - Alberta von Schrenck-Notzinga i wielu innych. Niemniej jednak, od czasu powołania przez Londyńskie Towarzystwo Dialektyczne sławnego Komitetu 33 w latach sześćdziesiątych XIX wieku, którego zadaniem było wydanie opinii rozstrzygającej kwestie realności ówczesnego mediumizmu i który wydał opinie pozytywną, oraz od czasów sławnych do dziś badań Crookes`a nad zjawiskiem materializacji, ludzie wciąż domagali się nowych badań i nowych dowodów. Istotne, jak sądzę, jest zjawisko następujące. Ówczesne społeczeństwo podnosiło niewspółmierne okrzyki zadowolenia, gdy w gazetach ukazała się jakakolwiek, chociażby zupełnie pozbawiona sensu, wzmianka o rzekomym przyłapaniu któregoś ze sławnych mediów na próbie dokonania oszustwa. Z kolei, gdy na rynkach wydawniczych pojawiały się relacje ze skrupulatnych i wytrzymujących najostrzejszą krytykę, ściśle naukowych badań, potwierdzających prawdziwości fenomenu, odbiór społeczeństwa, a szczególnie naukowców, był nad wyraz zdystansowany i sceptyczny. Krytyczne podejście sceptyków ma też pewne plusy. Motywowało ono badaczy do zwiększania wiarygodności swoich relacji, a co za tym idzie, do zaostrzania środków kontroli. Eksperymentatorzy potrzebowali prawdziwego dowodu. Media musiały dokonać czegoś, czego nie da się w żaden sposób dokonać wyjąwszy czynniki nadnormalne. Potrzeba było dowodu namacalnego, który w każdej chwili można poddać drobiazgowym oględzinom. Trzeba było stworzyć przedmiot materialny, który sam stanie się dowodem, iż zjawiska materializacji istnieją, gdyż przy zdolnościach tak niestałych i tak mało zbadanych jak mediumizm fizyczny zapomnieć można o powtarzaniu wyników na życzenie dowolnego (zazwyczaj z góry przeświadczonego o oszukańczych intencjach medium) eksperymentatora.. Dowodu takiego, nie bez racji, dopatrywano się w tzw. foremkach parafinowych. Technika otrzymywania foremek, a z nich odlewów gipsowych wymyślona została w USA w 1876 przez prof. Dentona i jest dość prosta (oczywiście pod warunkiem posiadania zdolności medialnych). Przebieg uzyskiwania foremek w skrócie wygląda następująco. Na seans, z udziałem dostatecznie silnego medium materializacyjnego, przygotowuje się dwa wiaderka. W jednym znajduje się gruba warstwa roztopionej parafiny unosząca się na powierzchni gorącej wody, a w drugim wiadrze tylko zimna woda. Po rozpoczęciu seansu, gdy rozpoczyna się proces materializacji lub wcześniej, prosi się zjawę o pogrążenie ręki, stopy, twarzy czy innej części ciała najpierw w parafinie, a później w zimnej wodzie. Następnie zjawa ulega dematerializacji pozostawiając po sobie pustą formę. Foremkę po seansie wypełnia się gipsem, a po jego stężeniu usuwa się parafinę poprzez włożenie całości do gorącej wody lub pary wodnej. Metodę można dowolnie modyfikować i udoskonalać. Być może na pierwszy rzut oka nie wydaje się ona niczym nadzwyczajnym, czyli czymś, czego nie dałoby się sfabrykować przy pomocy pewnych sztuczek. Jest jednak zupełnie inaczej. Jeden z największych badaczy mediumizmu - Dr Gustav Geley powiedział: "Proces tworzenia się foremek członków ludzkich w parafinie jest dowodem obiektywnie wyraźnym, świadczącym o materializacji tych członków". Foremki uzyskiwano z niejednym medium. Zdolności tego typu stwierdzono m.in. u medium Firman, panny Wood z Newcastle czy u amerykańskiego medium, pani Hardy. Jednakże najbardziej zasłużone w tym względzie zdaje się być wybitne polskie medium - Franek Kluski. Obok wysokiej jakości zjawisk medialnych, będących jego udziałem, wielkim atutem jest nieposzlakowana opinia osoby medium. Franek Kluski, dziennikarz i poeta warszawski o faktycznym imieniu i nazwisku - Teofil Modrzejewski, w okresie międzywojennym nazwany został "Królem mediów współczesnych". Dlaczego? Po pierwsze, z pewnością, ze względu na różnorodność i wysoką jakość zjawisk (pismo bezpośrednie, pismo automatyczne, aporty, lewitacje, zjawiska świetlne, materializacje w przybliżeniu 243 osobowości stwierdzonych w przeszło 830 manifestacjach) występujących w jego obecności, a po drugie, co nie mniej istotne, ze względu na fakt, iż nigdy nie zarzucono mu próby oszustwa. Gwoli przypomnienia na seansach z Kluskim, od grudnia 1918 do końca marca 1925, w kraju i za granicą, bywało łącznie blisko 350 różnych osób, w tym ok. 4 profesorów i ok. 35 doktorów. Spośród znanych osobistości wymienić można, między innymi, marszałka Piłsudskiego, prof. Richeta, sławnego astronoma Flammariona, czy poetę Żeleńskiego. Na tle mediów takich jak Marta Beraud czy Eusapia Palladino, którym nieraz zarzucano świadome wprowadzanie w błąd badaczy, opinia, jaką cieszył się Kluski była czymś wyjątkowym. Zdolności medialne Kluskiego odkryte zostały dzięki dr T. Sokołowskiemu, który, nie podejrzewając niczego, zaprosił go jako już 46-letniego mężczyznę na seans z udziałem pewnego medium. Był to piąty seans z kolei. Na poprzednich czterech nie zarejestrowano żadnych zjawisk. Ten jednak był inny, na krótko po zgaszeniu światła stwierdzono szmery, stukania i dotyki zmaterializowanych rąk. Co od razu rzuciło się w oczy, zjawiska koncentrowały się nie w pobliżu medium ale obok Kluskiego. Z początku podejrzewano, iż nowym medium jest pewna panna siedząca obok Kluskiego, która wykazywała znaczne podenerwowanie, gdy zjawiska się nasilały. Następny seans, zorganizowany po tygodniu już bez owej panny rozwiał wątpliwości. Sokołowski przeprowadził jeszcze z Kluskim różne doświadczenia, powtarzano z Kluskim eksperymenty Reichenbacha ukierunkowane na widzenie aury magnesu oraz robiono udane próby psychokinetyczne z użyciem ustawionej na korkowej podpórce niemagnetycznej igły metalowej. Kilka dni później Sokołowski zorganizował kolejny seans w gronie znajomych z Kluskim jako medium, gdyż zdolności jego zostały już stwierdzone ponad wszelką wątpliwość. Dr Sokołowski, nie wyjaśniając nikomu z obecnych, co zamierza zrobić, postawił na stole naczynie z rozgrzaną parafiną. Po seansie znaleziono foremkę parafinową wielkości dłoni męskiej. Od tego czasu zaczęła rosnąć międzynarodowa sława Kluskiego jako wszechstronnego i wybitnego medium. Człowiek ten niebawem miał się stać jednym z najsilniejszych i najbardziej wiarygodnych mediów w historii spirytyzmu. Doświadczenia z foremkami parafinowymi rozpoczęto u Kluskiego w kwietniu 1919. Największą inicjatywę wykazał w tym kierunku dr J. Guirard. Od tego czasu na każdym seansie znajdowało się naczynie z rozgrzaną parafiną. W 1919 roku uzyskiwano przeciętnie trzy foremki w czasie jednego seansu. Uczestnicy na ogół rozdzielali je między sobą i zabierali do domu jako osobliwości. Przełom w badaniach nad medialnością Kluskiego nastąpił, gdy ten, zaproszony, wyjechał w 1920 do Paryża, aby poddać się tam badaniom w Międzynarodowym Instytucie Metapsychicznym. Instytut będący, obok Londyńskiego SPR, najważniejszą europejską placówką, zrzeszających ludzi zajmujących się badaniem zdolności parapsychicznych, został założony przez zamożnego przemysłowca Jean`a Meyer`a w roku 1919. Jego pierwszym prezesem został Dr Gustaw Geley. W niedługo po powstaniu Instytutu nawiązał się kontakt pomiędzy środowiskami metapsychicznymi w Paryżu i w Warszawie. Główne zasługi należą się tu, zamieszkałej w Paryżu Polce, niejakiej Gordon-Jurgielewicz. Zarządzająca sporą fortuną i posiadająca znajomości niemalże na całym świecie pani Jurgielewicz przejęła się badaniami mediumizmu i postanowiła pomóc w zapewnieniu należnego miejsca polskiej metapsychice. Jako delegatka Instytutu zajęła się wysyłaniem polskich mediów do Paryża w celu dokonania eksperymentów. Jednym z wysłanych mediów był Franek Kluski. W Paryżu przeprowadzono 14 seansów, z tego 11 uznano za udane, a 3 bez znaczenia. Istotny jest tu fakt, iż Kluski w owym czasie chorował, a stan psychofizyczny ma istotny wpływ na jakość medialnych zdolności. Tę prawidłowość zaobserwowano także u innych mediów. Seansami kierowali dr Geley, prof. Richet i inżynier fizyk M.A. de Grammont. Trzynaście posiedzeń zorganizowano w specjalnym laboratorium Instytutu, umożliwiającym przeprowadzenie pełnej kontroli (brak okien, drzwi oddalone od koła sensowego i zamykane na klucz itp.). Oprócz uzyskania zjawisk takich jak materializacje zwierząt i lewitacje ciężkich przedmiotów (m.in. 10kg lampy z podstawką i stołu) otrzymano 9 foremek, w tym 7 foremek rąk, jedną nogi i jedną dolnej części twarzy (wargi i broda). Osiem foremek rąk przedstawiało członki dziecka od 5-7 lat, a na seansach żadnych dzieci nie było. Co ciekawe, w wyniku dokładnej analizy budowy anatomicznej rączek, a konkretnie w wyniku stwierdzenia na odlewach charakterystycznych zmarszczek, stwierdzono, iż są to ręce nie dzieci ale osób dorosłych, tyle że w pomniejszeniu. Zjawisko zniekształceń materializowanych tworów ludzkich było już wówczas znane i nieraz obserwowane wcześniej, także na seansach z innymi mediami. Najczęściej chyba u Ewy C, u której materializowane twory były najczęściej dwuwymiarowe. Sposób otrzymywania foremek, jaki zastosowano w Instytucie, różnił się trochę od sposobów używanych przez innych badaczy i jak sam przyznał Geley, wykazywał zasadnicze braki techniczne. W celu uproszczenia i uzyskania większej pewności kontroli nie stosowano wiadra z zimną wodą. Nie przeszkadzało to jednak zjawom, ponieważ jak się później okazało parafina tężała znacznie szybciej niż robi to w zwykłych warunkach. Czasem trwało to krócej niż jedną minutę. Zjawy posiadają zdolność szybkiego zmieniania temperatury swojego ciała. Używano ok. 1kg parafiny, która unosząc się na powierzchni gorącej wody tworzyła mniej więcej 10cm warstwę. Naczynie stało na piecyku elektrycznym, który przed seansem wyłączano, aby temperatura parafiny nie była zbyt wysoka. Zdaniem Geley`a, warstwa parafiny była zbyt mała, a piecyk miał dawać temperaturę stałą i umiarkowaną. Wiadro z parafiną ustawiano na stole w odległości ok. 60 cm od medium. Uczestnicy, łącznie z medium, tworzyli wokół stołu łańcuch rąk. Jako oświetlenia użyto czerwonej lampy, ustawionej tak, iż światło dawane przez nią było raczej słabe. Gdy wszystko było już gotowe, czyli mniej więcej po 20 minutach od chwili rozpoczęcia seansu, proszono ducha, aby zanurzył kilkakrotnie w parafinie jakąś konkretną cześć ciała i prawie natychmiast tworzyła się foremka. Cała operacja odbywała się w trzech etapach. Najpierw ręka, czy inna cześć ciała zmaterializowanej zjawy, zanurzała się we wiadrze z parafiną. Po wyjęciu z parafiny dotykała palcami, pokrytymi parafiną, rąk kontrolerów. Następnie ręka znów zanurzała się w parafinie i na koniec foremka, jaszcze ciepła, ale już twarda była kładziona przeważnie na ręce jednego z kontrolerów. Foremki były bardzo cienkie. Miejscami ich grubość nie wynosiła więcej niż 1mm, a na powierzchni dłoniowej miały grubość 2-3mm. Fakt ów ma znaczenie podwójne, po pierwsze zwiększa wiarygodność, gdyż jest kolejnym argumentem na poparcie twierdzenia, iż foremka nie została przyniesiona na seans przez medium (zgniotłaby się przy jakiejkolwiek próbie jej ukrycia). Po drugie, gruba foremka, jeśli jeszcze ciepła zostałaby położona na płaskiej powierzchni uległaby zdeformowaniu. Zapadłaby się pod wpływem własnego ciężaru. Aby uniknąć możliwości oszustwa, polegającego po prostu na przyniesieniu foremki na seans, zastosowano także inne środki ostrożności. Pomijając dyskretną rewizję medium i kontrolę rąk, podczas seansu, stosowano następujące środki ostrożności. Eksperymentatorzy, tuż przed seansem, bez wiedzy tak medium jak i uczestników, znaczyli parafinę. Była zatem absolutna pewność, iż foremki sporządzone na seansie zrobione zostały właśnie z tej parafiny. W tym celu barwiono parafinę na niebiesko. Inny sposób, opracowany przez Geley`a, polegał na dodaniu do parafiny środka, który mógłby później zostać wykryty w wyniku reakcji chemicznych. Do tego celu wybrano cholestrynę (nie mam pojęcia co to takiego, nigdzie nie udało mi się znaleźć objaśnienia, nazwę podaję za N. Okołowiczem). Test przeprowadzano rozpuszczając tak spreparowaną parafinę w chloroformie a później dodawano trochę kwasu siarkowego. W wyniku tego całość stopniowo przybierała barwy czerwonej, która powoli przechodziła w kolor brunatny. Nie uzyskano by zabarwienia ze zwykłą parafiną, bez dodatku owej cholestryny.


Innym sposobem było ważenie parafiny przed i po seansie. Gdyby parafina została przyniesiona przez medium waga nie zgadzałaby się, tymczasem za każdym razem była ona zgodna. Przed seansem ważono całą parafinę, po seansie ważono parafinę, która została we wiadrze i tę, z której wykonano foremki. Po zsumowaniu waga zawsze była mniejsza niż waga całej parafiny przed seansem. Brakujące dekagramy znajdywano w parafinie porozrzucanej po pokoju, na podłodze blisko medium, na podłodze daleko od medium (czasem do 3m, blisko aparatu fotograficznego, w miejscu, do którego medium nie podchodziło ani przed ani po seansie), a także na rękach medium, których kontrolerzy nie wypuszczali ze swoich dłoni, i na jego ubraniu. Aby się przekonać, iż foremki nie zostały zrobione podczas seansu przez samo medium nie potrzeba było wiele. Jak już wspomniałem, stale było ono kontrolowane przez, siedzących po jego dwóch stronach, badaczy. Nieprzerwanie trzymali oni medium za ręce. Ale nawet, jeśli, to po bliższych oględzinach stwierdzono, iż ani jedna z foremek nie przedstawia dłoni medium, co więcej nie były to dłonie, ani inne części ciała, żadnego z uczestników, jaki bywał na owych seansach. Ponadto 7 foremek przedstawiało ręce w pomniejszeniu, tak że, mimo iż pozostawiła je ręka osoby dorosłej, miały wielkość ręki dziecka od 5 do 7 lat. Dzieci ani karłów na seansach nie było. Aby zwiększyć wiarygodność orzeczenia poproszono o przeprowadzenie badań i wydanie opinii w tej sprawie Szefa Służby Tożsamości Prawnej, niejakiego Bayle. Jak twierdzi Geley przeprowadzone badania wypadły przekonująco. W połowie 1922 roku Dr Geley wraz z kilkoma innymi przedstawicielami Instytutu Metapsychicznego udał się do Warszawy w celu przebadania polskich mediów (w tym Franka Kluskiego) oraz znanego psychometry, Stefana Ossowieckiego. Metodyka pracy z Kluskim była taka sama jak w Paryżu, tyle że w Warszawie uniknięto niedopatrzeń jakie miały miejsce w doświadczeniach paryskich. Użyto tym razem większej ilości parafiny, wobec czego podczas tworzenia foremek woda nie wlewała się pomiędzy zmaterializowaną dłoń a parafinę. Umożliwiło to otrzymanie foremek znacznie lepszej jakości (nie zacierały się drobne szczegóły na skórze dłoni, takie jak linie papilarne). Seansowano, jak to zwykle robiono w Warszawie, w mieszkaniu medium. Z uwagi jednak na rodzaj otrzymanych rezultatów i powzięte środki kontroli (medium pomimo sprzeciwów badaczy i stosunkowo niskiej temperatury seansowało nawet całkiem nagie) nie powinno to budzić zastrzeżeń. Foremki, które uzyskano podczas doświadczeń warszawskich były jeszcze cieńsze niż te, które otrzymano w Paryżu. Ich grubość na całej powierzchni wynosiła ok. 1mm. Dr Geley powiedział, iż "cienkość ta była tak wielka, że po napełnieniu form gipsem, można było zauważyć najdrobniejsze szczegóły anatomiczne poprzez warstwę parafiny, przypominającą wyglądem arkusz przeźroczystego papieru." Wlewanie gipsu do form odbywało się w laboratorium jednego z najwybitniejszych polskich parapsychologów - inż. Piotra Lebiedzińskiego. Pomagał on także podczas napełniania foremek. Niektóre foremki niszczyły się już podczas tego procesu. Co ciekawe, w Warszawie również uzyskano odlewy nie naturalnej wielkości ale w pomniejszeniu. Czas teraz poddać analizie wartość foremek jako dowodu na obiektywne istnienie zjawiska materializacji. Zdaniem tak Dr Geleya jak i wielu innych badaczy (m.in. Gabriela Delann`a, czy Aleksandra N. Aksakowa) żadne inne zjawisko medialne nie jest równie przekonywujące co właśnie foremki. Nawet zdjęcia ektoplazmy budziły i nadal budzą więcej zastrzeżeń niż wiary. Należy rozpatrzyć trzy możliwości. Po pierwsze możliwość przyniesienia gotowej foremki na seans, po drugie ewentualność wykonania foremki podczas seansu wyjąwszy sposoby parapsychiczne oraz, po trzecie, należy się zastanowić czy w ogóle istniała wtedy jakakolwiek metoda otrzymania foremek, jeśli nie była to materializacja i dematerializacja ręki czy innej części ciała zjawy. Odnośnie pierwszej możliwości podałem już kilka przeszkód, jakie stanęłyby na drodze żartownisia. Przedstawię je teraz wszystkie razem. A zatem medium było rewidowane przed rozpoczęciem seansu. Parafinę znaczono niebieskim barwnikiem i substancją wykrywaną później w wyniku reakcji chemicznej, uzyskane foremki były tego samego koloru i zawierały niniejszą substancję. Przed i po seansie ważono parafinę i stwierdzano zgodność obydwu wartości. Foremki były jeszcze ciepłe, gdy kładziono je na rękach uczestników. Na ogół foremki były tak cienkie, iż zgniotłyby się przy najmniejszym ucisku, jaki niewątpliwie towarzyszyłby próbie ich ukrycia. Często proszono ducha o stworzenie foremki konkretnej części ciała i prośba była spełniana, a trudno żeby medium mogło zawczasu przewidzieć, jakiego odlewu zażyczą sobie uczestnicy seansu. Gdyby oszukańcze medium zaplanowało sobie foremki wykonać na miejscu miałoby nie mniejsze problemy. Jak już wspomniano, medium podczas seansów z przedstawicielami Instytutu Metapsychicznego, a także na innych seansach, stale było trzymane, za obydwie ręce, przez osoby siedzące po jego obu stronach. Stosowano tzw. łańcuch rąk, którego przerwanie tożsame było z przerwaniem lub znacznym osłabieniem zjawisk i całkowitym lub częściowym wybudzeniem medium z transu. W pokoju seansowym na ogół panowała ciemność albo świeciło się słabe czerwone światło. Wszystko to jednak ma tylko drugorzędne znaczenie, gdyż oprócz tego, że medium nie miało najmniejszej możliwości, aby foremkę przynieść ze sobą, ani żeby wykonać ją na miejscu, to foremek takich, jakie tworzono na seansach z Kluskim najprawdopodobniej w ogóle nie dało się wykonać w sposób inny niż nadnormalny. Od kiedy metoda uzyskiwania foremek stała się szeroko znana, powstawały coraz to nowe hipotetyczne sposoby fabrykowania odlewów. Żaden z nich jednak nie wytrzymywał krytyki. Jest bardzo prawdopodobne, że używając technologii naszych czasów udałoby się bez problemu tworzyć odlewy tego rodzaju, ale w latach dwudziestych XX wieku? Generalnie oszukańcze sposoby można podzielić na dwie grupy. W pierwszej znajdą się metody, w których przedmiot wkładany do parafiny zostaje po utworzeniu formy albo zmniejszony albo całkowicie usunięty (np. poprzez rozpuszczenie go). Druga grupa obejmie techniki, podczas których formę, w celu jej ściągnięcia, tnie się na dwie połowy, które następnie są ze sobą łączone jako już puste w środku. Można też dokonać tylko częściowego nacięcia, gdyż gorąca parafina wykazuje pewną plastyczność. Aby sobie uzmysłowić, iż tylko te dwie możliwości wchodzą w grę należy wiedzieć, że wiele spośród foremek rąk uzyskanych na seansach z Kluskim przedstawia takie pozycje rąk, których w żaden sposób nie dałoby się zachować wyjmując rękę z zastygłej parafiny. Chodzi tu na przykład o haczykowato zgięty palec, o dwie ręce złączone w taki sposób, iż palce się ze sobą przeplatają, a także o to, iż foremki przedstawiają nie same dłonie z palcami, ale także nadgarstki i koniec przedramienia. Wiadomo, iż dłoń jest szersza od nadgarstka. Nie jest możliwe wyjęcie dłoni z formy parafinowej, sięgającej poza nadgarstek, bez przecięcia lub zniszczenia formy. Jeśli chodzi o pogrążanie własnej dłoni, to pomijając już oparzenia (parafina nawet, gdy już zaczyna tężeć jest dość gorąca, aby oparzyć), nie jest możliwe wyjęcie jej bez zniszczenia foremki z przyczyn wyłuszczonych powyżej, a jeśli dodać nadzwyczajną cienkość ścianek, zdjęcie foremki, poprzez rozcięcie jej na dwa kawałki, zaczyna graniczyć z niemożliwością (kawałków najprawdopodobniej byłoby trochę więcej niż dwa). Oprócz mistrzowskiej precyzji wymagane by jeszcze było, aby ręka, pokryta parafiną, nie wykonywała żadnych niekontrolowanych ruchów, mimowolnych skurczy, nie drżała, itp. Znane powszechnie, w owym czasie, było używanie ręki kauczukowej czy gumowej, nadmuchiwanej lub napełnianej zimną wodą, którą smarowano od zewnątrz jakąś śliską substancją (olejem, naftą...) i zanurzano kilka razy w parafinie. Po stwardnieniu parafiny, wypuszczano powietrze lub wylewano wodę. W wyniku tego rękawiczka się kurczyła i można ją było wyjąć nie niszcząc tym samym foremki. Sposób ten ma jednak olbrzymi mankament. Foremki uzyskane za jego pomocą tylko ogólnym kształtem przypominają formy ludzkich rąk. Nie da się uzyskać tym sposobem dokładności, jaką uzyskiwano na seansach spirytystycznych. Odlewy wykonane przez zjawy Kluskiego posiadały wszystko to, czym się charakteryzuje ręka ludzka. Posiadały paznokcie, wszystkie potrzebne linie, ścięgna, żyły i inne szczegóły. Eksperymentatorzy konsultowali się w tej sprawie z artystami, malarzami, odlewnikami, rzeźbiarzami i z wieloma doktorami. Wszyscy byli zgodni co do tego, iż są to odlewy rąk ludzkich. W przypadku użycia rękawiczek gumowych, detali takich jak powyższe nie było. Inny sposób polegał na sporządzeniu odlewu wklęsłego, do którego wlewa się jakąś substancję, która po czasie nabiera cech ciała stałego. Gdy substancja stwardnieje usuwa się formę, a uzyskany odlew wkłada się do parafiny i wyjmuje. Po stwardnieniu parafiny całość wkłada się do zimnej wody, aby rozpuścić stężałą substancję. Można w tym celu wykorzystać cukier, żelatynę itp. Zamiast substancji rozpuszczalnej można użyć po prostu zamarzniętej wody, która ma jeszcze tę zaletę, iż po włożeniu do parafiny sprawia, że warstwa tworząca się wokół niej momentalnie ulega stężeniu. Na seansach z Kluskim jednak zawsze używano tylko jednego wiadra, a w przypadku zastosowania powyższej metody potrzebne są dwa naczynia, jedno z parafiną, a drugie z wodą. Co więcej, nawet gdyby użyto dwóch wiader, po seansie dałoby się wykryć ślady rozpuszczonej w drugim wiadrze substancji. Jeśli chodzi o zamarzniętą wodę, jest ona nieprzydatna z tego prostego względu, iż foremki zwykle tworzyły się po upływie 15-20 minut od chwili rozpoczęcia seansu. Odlew z zamarzniętej wody, trzymany w kieszeni, w pobliżu ciała, przez 20 minut, zmieniłby nieco swój kształt i objętość. Powyższe metody mają jeszcze te słabe punkty, że tworzenie formy wklęsłej, aby we wszystkich detalach odpowiadała zmniejszonej ręce żyjącego człowieka, (należy usunąć ślady spojeń powstałe przez rozdzielenie formy na dwie części) jest niewątpliwie pracą artysty. Warto jeszcze zaznaczyć, że foremka, w tym przypadku, nie jest tworzona z oryginału, ale z kopii. Najdrobniejsze szczegóły ulegają w wyniku tego częściowemu zatarciu. Próbowano też naśladować medialne foremki za pomocą odlewu twardego i nierozpuszczalnego. Odlew taki smarowano jakąś śliską substancją i pogrążano w parafinie. Po ostygnięciu rozcinano jeden brzeg i zdejmowano formę. Następnie łączono formę ponownie i wkładano jeszcze raz do parafiny, aby zlikwidować przecięcie. Do tego jednak przede wszystkim potrzeba 3-4 razy grubszych foremek. Te, które uzyskiwano na seansach z Kluskim były zdecydowanie za cienkie. Formy o ściankach cieńszych niż 3mm łamały się za każdym razem, gdy próbowano wyciągnąć z nich rękę. Od czasu opublikowania wyników eksperymentów z Kluskim, do paryskiego Instytutu stale przychodziły listy z coraz to nowymi opisami prób, jakie czyniono w celu sztucznego uzyskania foremek. "Nie ma prawie tygodnia abyśmy nie otrzymali wiadomości o najrozmaitszych usiłowaniach spreparowania odlewów jednolitych; usiłowania te jednak na ogół nie wytrzymują krytyki". Dr Geley wspomina o pewnym inżynierze z Belgii, który miał ponoć odkryć sposób nadający parafinie wielką elastyczność i odporność. Belgijczykowi, jak sam twierdził, udawało się odlewać ręce ludzkie i wyjmować je później z rękawiczek parafinowych jak z rękawiczek gumowych. Niestety, pomimo usilnych starań Geleya, ów inżynier nie zdradził tajników swojej metody. Dr Geley za decydującą uznaje, w sprawie foremek, opinie Karola Gabrielli (w owym czasie jednego z najznakomitszych Paryskich odlewników) oraz kilku jego kolegów. Geley oddał odlewnikowi do badania foremki parafinowe wypełnione już gipsem. Streszczając najważniejsze informacje z protokołu Gabrielliego nadmienię, iż po pierwsze stwierdza (m.in. na podstawie charakterystycznych zmarszczek i układu mięśni) on, że oczywiste jest, iż do sporządzenia odlewów użyto rąk żywych. Po drugie odlewy, które przebadał były odlewami z oryginałów a nie odlewami z odlewów. Po trzecie nie stwierdzono żadnych spojeń, rys itp., które, jak podaje, byłyby nieuniknione gdyby foremkę zdejmowano w częściach. Po czwarte wyciągnięcie żywej ręki z tak cienkich foremek nieuchronnie prowadziłoby do zniszczenia formy. Po piąte, nie użyto w tych przypadkach substancji rozpuszczalnej (według sposobu, o którym pisałem wcześniej) gdyż byłoby widać, że nie jest to odlew z oryginału, a jak podaje, specjalista nigdy się nie pomyli w odróżnianiu oryginału od reprodukcji. Co ciekawe Gabrielli sprawdzał też czy do sporządzenia odlewów można było użyć rąk ludzi zmarłych. Doszedł jednak do całkowitego przekonania, iż odlewy sporządzono z rąk ludzi żywych. Konkludując Gabrielii stwierdza: "Robiliśmy dużo prób, aby otrzymać sztucznie rękawiczki podobne do tych, jakie badaliśmy, ale nie udały się nam zupełnie. Stwierdzamy, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jakim sposobem zostały otrzymane formy parafinowe doktora Geleya i jest to dla nas prawdziwą tajemnicą".

Komentarze: 0
Wyświetleń: 6587x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Nie, 2 gru 2007 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Brak zainteresowanych Załogantów.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

WYWIAD Z IGOREM WITKOWSKIM

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.