Sob, 26 sty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Potrafią cieszyć się, rozpaczać, zazdrościć, prosić, kochać bez granic, a nawet płakać – nasi „mniejsi bracia” mają jeszcze jedną cechę... po odejściu „do światła” zdarza się, że wracają do swoich bliskich.
Ten tekst nie stawia pytania, czy zwierzęta mają duszę. Stali czytelnicy naszych stron wiedzą, że zakładamy to jako coś oczywistego. Tym razem chcemy poruszyć temat powrotów dusz naszych „mniejszych braci” do swoich bliskich. Temat jest fascynujący i posiadający dość bogatą dokumentację. Chcemy przedstawić Wam trzy historie nadesłane do FN. Pierwsza pochodzi z 2002 roku, ale często do niej wracamy myślami, gdyż... zresztą, przeczytajcie sami.
Droga Fundacjo!
Czytam regularnie Wasze strony i bardzo Wam dziękuje za pracę, ale mam prośbę. Czy możecie poruszyć temat pojawiania się duchów zwierząt? W mojej rodzinie wydarzył się przypadek, który chcę Wam opisać. Moja mama miała ukochaną suczkę jamniczka, która wabiła się „Niunia”. Po śmierci ojca była to najbliższa osoba dla mojej mamy, bo ja z bratem wyprowadziliśmy się z domu i mama mieszkała sama.
„Niunia” była naprawdę najbardziej kochanym stworzonkiem na świecie. Kiedy tylko mama zaczynała płakać tęskniąc za ojcem, to ona potrafiła godzinami patrzeć się na mamę i popiskiwać. Brzmiało to dokładnie tak, jakby płakała razem z mamą, ja to słyszałam i naprawdę było to niesamowite. Moja mama i nasza „Niunia” były nierozłączne, ta psinka chyba pozwoliła mamie przeżyć te lata samotności, choć my staraliśmy się bywać u niej tak często, jak to tylko było możliwe.
„Niunia” miała taki zwyczaj, że kiedy chciała, żeby się nią zająć, to na przykład wsadzała pyszczek w nogawkę spodni i dotykała zimnym noskiem nogi. Wszyscy wiedzieli, że dokładnie tak jest zawsze siedząc przy stole jak ktoś poczuł nosek „Niuni”, to wiadomo było, że „suczka prosi o to, żeby o niej sobie przypomnieć”. Mijały lata, „Niunia” zaczęła chorować, aż wreszcie zdechła. Rozpacz mojej mamy i nas wszystkich zresztą też była nie do opisania, ale mojej mamy jednak największa.
Po prostu straciła najbliższą istotę i naprawdę była tak przygnębiona, że baliśmy się o jej zdrowie.
Tę historię znam z opisu mojej mamy, która przeżyła coś naprawdę wyjątkowego. Była noc, około trzeciej nad ranem. Mama miała sen, w którym zobaczyła „Niunię”, która była szczęśliwa i która tak jak zawsze „kręciła kółka”. Mama obudziła się i zaczęła płakać. Było to już dwa lata po odejściu naszej suczki, ale cały czas płakała i tęskniła za nią. I wtedy nagle stało się coś dziwnego. Mama opisuje, że w pokoju pojawiło się światło, bardzo delikatne, które przypominało postać. Mama zawsze bała się duchów, ale tym razem w ogóle nie czuła strachu. Mówi, że ta postać przyszła chyba do niej po to, żeby ją uspokoić. Mama nagle zrozumiała, że „Niunia” jest szczęśliwa i że dalsze zamartwianie się nie ma sensu. Opisuje to tak, że ta wiadomość nagle pojawiła się w jej głowie, nie słyszała żadnych słów, ale nagle po prostu ją odebrała. I wtedy poczuła na nodze dotyk zimnego noska „Niuni”, po czym wszystko znikło. Natychmiast zadzwoniła na komórkę mojego brata, a była to trzecia w nocy! Opowiedziała mu o tym po to, aby nikt nie pomyślał, że to wszystko było tylko snem. Możecie mi wierzyć lub nie, ale od tego czasu przestała płakać i naprawdę wydarzenie z tamtej nocy zmieniło ją diametralnie. Opisałam Wam tę historię także po to, aby pokazać istnienie duszy zwierząt, które wracają do nas po śmierci. Proszę napiszcie kiedyś o tym tekst. Zgadzam się na publikację bez podania mojego nazwiska.
Z wyrazami szacunku
Katarzyna, Kraków
Kolejny e-mail przysłała nam p. Natalia.
-----Original Message-----
From: xxxxxxxxxxxxxx
Sent: Saturday, December 29, 2007 1:33 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Czy zwierzęta mają duszę? Wierzę, że tak-moja historia
Witam serdecznie
Przeczytałam właśnie artykuł dotyczący zwierzęcej duszy. Pomyślałam, że opowiem, co przytrafiło się mi, bo może pomoże Wam to w zweryfikowaniu czegoś. Przepraszam za obszerność:)
Będąc w wieku przedszkolnym miałam kocicę o niezłym charakterku, chociaż bardzo ufającą mi i mojej mamie. Pewnego lata miała 2 młode kotki, które trzymaliśmy odgrodzone na nieogrodzonym podwórku przy ruchliwej ulicy miasta. Kociaki zniknęły, jednak wątpliwe było by rozjechał je samochod. Przypuszczaliśmy, że ktoś je wziął.
Późny ranek jesieni. Wychodzę z mamą do przedszkola-pamiętam to dokładnie. Mama weszła do sklepu obok, ja czekając usłyszałam miałczenie na niskim dachu szjerka na węgiel. Zdziwiłam się, bo moja kotka była w domu. Na dachu była zaginiona wcześniej kotka, którą wzięłyśmy do domu by nakarmić i pomyśleć co dalej. Obie kotki nie mogły być razem-biły się. Starsza kotka przez to opuściła dom.
Młoda kotka, która została z nami była moją świetną przyjaciółką przez następnych parę lat. Gdy coś mnie smuciło, kładłam się obok niej na łóżku, rozmyślałam i miałam wrażenie że ona mnie rozumie! Może to tylko ten koci stoicki spokój albo diecięca wyobraźnia, ale wydawała się podchodzić do mnie z miłością i szczerością! Mimo, że to kot,wierzę że była szczera. Tyle wstępu, teraz do rzeczy.
Kotka któryś już raz była kotna. Już moje wczesne lata szkolne. Wypuściłam ją na dwór i miałam wpuścić za godzinkę-dwie ale oglądałam film i się przeciąnęło. Chociaż byłam nieświadoma tego, co zrobiłam nie wpuszczając jej w porę, w czasie filmu nerwowo spoglądałam na zegar, że czas ją wpuścić. Później parę razy schodziłam, ale jej nie było. Nie wróciła już nigdy. Wieczorami, gdy mama krzątała się w kuchni, niegdyś często wracała i pomiaukiwała za drzwiami by ją wpuścić. Wiele razy po jej zaginięciu słyszałam miałczenie za drzwiami, mówiłam- Mamo, tam chyba jest jakiś kot, czeka by go wpuścić. Mama odpowiadała, że napewno nie. -Ale ja słyszę miauczenie! Otwierałam drzwi korytarza i rzeczywiście nic tam nie było, ale z nadzieją ją wołałam. A miauczenie było tak wyraźne i prawie oczywiste dla mnie. Słyszałam je naprawdę wiele razy(mama nie słyszała), otwierałam drzwi nie tylko korytarza, za którymi zwykle siedziała czekając, ale także te frontowe na dole domu. Dlaczego? Może ten kot, a raczej jego dusza w jakiś sposób miała świadomość, że ja go nie chcę wpuścić i pomiaukiwał za drzwiami, a ja jako mała dziewczynka czekałam z nadzieją i wiarą jeszcze ponad rok! A pół roku gdy byłam w domu otwierałam drzwi.. Że może się, znajdzie, może wróci jak odchowa młode. Było to mniej niż 10 lat temu, bo młoda jestem ale jeszcze dziś serce mi drży jak to wspominam.
Jeszcze jedno, ale krótkie:)
Pies mojej kuzynki, kilkutygodniowy mops zabił się spadając na pyszczek z kanapy. Nikogo nie było w domu, pewnie rozbił nosek i udusił się krwią. W rodzinie bardzo go żałowali, ja też. Gdy byłyśmy z kuzynką same u niej w domu, raz po raz wydawało nam się że ten piesek przy nas przebiegł lub kątem oka błysnął jego obraz, chociaż obraz to może wynik wyobraźni, ale zadziwiające że raz zobaczyłyśmy tak samo. Po lewej jej dawny pies siedział tuż za siedzącym po prawej mopsem. Heh, nie wiem co o tym myśleć. Jej obecny pies, także mops czasem poszczekuje bez powodu w jakimś kierunku, pustego kąta domu. Może to nie zbieg okoliczności? Bo podobno takich nie ma:)
Ciepło pozdrawiam całą załogę FN
Natalia xxxxxxxx (nazwisko do wiadomości redakcji:)
Nazywamy ich „mniejszymi braćmi”. Bo tak naprawdę to określenie w pełni oddaje to, kim są naprawdę. Ludzie nie dostrzegają ich piekła, które od wieków trwa na trzeciej planecie od słońca. Ludzie traktują je jak produkt, towar, przedmiot niewiele różniący się od kamienia na wyrobisku, który zmielony zostanie użyty jako żwir na drodze dojazdowej.
W swoich określeniach wobec nich używają często słów „produkcja, żywiec hodowlany”. Za tymi niewinnymi określeniami kryje się nieprawdopodobna rzeź, jęk i skowyt wystraszonych śmiertelnie zwierząt, ociekająca krwią rozpacz żywych istot podłączanych do prądu, zabijanych mechanicznym nożem, krajanych, mielonych i siekanych, z których każda część jest wykorzystywana, zjadana, przerabiana i wykorzystywana. Liczy się tylko to, że potrzeba mięsa na parówki, skóry na wykwintne torebki, sadła na kremy „przeciwzmarszczkowe”... Warto jest pamiętać o tym wstydliwie przemilczanym aspekcie naszej „cywilizacji miłości”. Jest to tym bardziej ważne, kiedy my – zarówno czytający te słowa, jak i piszący – wiemy o tej niezwykłej prawdzie, o której milczą autorytety, telewizyjne ikony, media... Musimy zawsze pamiętać, że to są nasi „mniejsi bracia”, którzy są na tej samej drodze, którą i my podążamy. To nie są kamienie leżące przy drodze, to nie są kamienie...
Sob, 26 sty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.