Wt, 29 sty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Karp miał znaki z obu stron. Był to krzyż celtycki, starożytny symbol wiedzy i prymatu ducha nad materią – przedstawiamy dokumentację wideo dotyczącą przypadku z 2001 roku. To jedna z najbardziej zadziwiających historii typu X`Files, jakie znam
Jak pewnie wiecie, często odwiedzają nas goście z zagranicy. W wielu krajach na świecie są ludzie, którzy podobnie jak my zajmują się badaniem niezwykłych zjawisk i w sposób naturalny nawiązaliśmy z nimi kontakty. Ci ludzie mają setki zdjęć UFO, kul „orbs”, dziwnych smug i tajemniczych obiektów. Uwierzcie nam, że naprawdę trudno jest ich czymś zaskoczyć. Zauważyliśmy jednak, że w momencie przedstawienia historii pana Roberta Żmudy i jego ryby, naszym zagranicznym przyjaciołom po prostu z wrażenia odbiera mowę...
Istotnie, ta sprawa jest absolutnie na miejscu medalowym historii X`Files, z jakimi udało nam się kiedykolwiek zetknąć.
Jeden z naszych „załogantów Nautilusa” czyta Wasze opinie pod tekstami i zauważył, że pojawiły się wątki dotyczące ryby z Lublina. Poprosił, czy nie można by przedstawić tamtą historię raz jeszcze, gdyż od czasu jej zaprezentowania na stronach Nautilusa przybyło nam chyba kilkadziesiąt tysięcy nowych czytelników, którzy tej historii nie znają... Oczywiście ma rację i po krótkich negocjacjach decyzja była jasna: owszem, przypomnimy tę sprawę, ale trochę inaczej. Tym razem pokażemy bowiem jej głównego bohatera, czyli Roberta Żmudę. Sprawy X`Files mają bowiem to do siebie, że ich ocena jest w dużej mierze uzależniona od oceny wiarygodności świadka.
Trzeba go zobaczyć, posłuchać, poobserwować. W przypadku pana Roberta praktycznie natychmiast zobaczycie, że nie jest to człowiek skory do żartów czy fantazji. Właściciel restauracji Hubertus w Lublinie miał po raz pierwszy w życiu okazję zetknąć się z czymś, co do dzisiaj jest dla niego wielką zagadką. Do dziś go ta sprawa intryguje, a minęło w końcu 8 lat!
Ponieważ staramy się wszystkie sprawy dokumentować na wideo (tylko dźwięk i obraz zawiera w sobie pełnię prawdy o danym przypadku) przygotowaliśmy dla wszystkich niespodziankę, a raczej nasz prężnie działający zespół FN-Wideo. :)
Najpierw jednak w kilku słowach przypomnijmy sprawę „ryby ze znakiem”.
Historia karpia rodem z serialu X`Files zdarzyła się 6 lipca 2001 roku. Tego dnia mieszkaniec Lublina Robert Żmuda jak co weekend postanowił pójść się na ryby. Jako miejsce wędkowania wybrał mały staw położony kilkanaście kilometrów od centrum miasta. Jest to specjalny akwen sztucznie zarybiany, za każdą wyłowioną rybę wędkarze płacą drobną sumę pieniędzy. Początek był znakomity – pan Żmuda wyłowił parę pstrągów. Było kilka minut po 19.00, kiedy postanowił zapolować na karpia, a jako przynęty użył kukurydzy. Po kilku minutach spławik zanurzył się pod wodę – pan Robert triumfował! Podholował rybę pod brzeg i wtedy zdarzyła się dziwna rzecz. Pierwsza próba wyjęcia karpia ze stawu zakończyła się klęską – nowy podbierak pękł... jednocześnie w trzech miejscach!
Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu – opowiada wędkarz – to był pierwszy znak, że z tym karpiem jest coś nie tak!
Karp okazał się dorodną sztuką, ważył ponad 3 kilogramy. Pan Robert jest zapalonym wędkarzem i tuż po wyłowieniu ryby z wody łapie ją w podbierak, a następnie mechanicznie wręcz wsadza do plastikowej torby z wodą jeszcze nad jeziorem. Było już późno, pan Robert spieszył się do domu i nie miał czasu przyjrzeć się uważnie rybie, którą złowił. Jeszcze wtedy nie wiedział, że wśród tysięcy wyłowionych przez niego karpi tego zapamięta szczególnie... Po powrocie do domu wędkarz położył karpia w miednicy i poszedł spać. Tu kolejna ważna uwaga – zarówno pan Robert, jak i jego żona zgodnie opisują, że karp był przechowywany w miednicy z wodą, a nie w żadnym zlewozmywaku z kratką! To ważne szczegóły i tutaj relacja świadka i jego wiarygodność jest bardzo ważna, ale wróćmy do tej historii. Rankiem następnego dnia z przerażeniem zauważył, że ryba ma na sobie niezwykłe znaki. Po obu stronach karpia był widoczny tzw. krzyż celtycki, z okręgami na końcach ramion. Znaki były bardzo wyraźne i głębokie, idealnie symetryczne. Ryba wyglądała tak, jakby się z tym znakiem urodziła. Zaciekawiony wędkarz wykonał zdjęcia ryby i tego samego dnia... zjadł karpia na kolację.
Pan Robert zwraca także uwagę na inne elementy, które jego zdaniem świadczą niezbicie, że ta ryba miała w sobie... coś więcej niż tylko dziwne oznaczenia po obu stronach. Do dziś wspomina swoje bezgraniczne zdumienie, kiedy wyjmując rybę z wody pękł mu w ręku nowy podbierak. Wyobraźcie sobie zbieg okoliczność – oto wędkarz używa w swoim życiu dziesiątki podbieraków, wyjmuje przy ich pomocy tysiące, dosłownie tysiące ryb. Zdarza się, że wyławia z wody duże sztuki, są to kilkunastokilogramowe potężne i agresywnie zachowujące się ryby, a jednak nigdy nie zdarzyło mu się, aby podbierak pękł. Owszem, wyginały się, szczupaki przegryzały siatki, ale nigdy podbierak nie pękł!
Tymczasem tutaj mamy do czynienia ledwie z trzykilogramowym karpiem, podbierak jest całkowicie nowy... Ale to nie koniec dziwnych przypadków z tą rybą. Kolejna zastanawiająca historia miała miejsce wtedy, kiedy próbował zdjęcia zeskanować. Skaner w punkcie fotograficznym odmówił posłuszeństwa, co podobno nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Właściciel punktu fotograficznego był zdumiony, że po raz pierwszy w historii zablokował mu się skaner i to właśnie wtedy, kiedy skanował najdziwniejsze zdjęcie, z jakim ktokolwiek kiedykolwiek przyszedł do niego w życiu... Najciekawsze wydarzenie związane z niezwykłym karpiem miało miejsce kilka tygodni później, kiedy Robert Żmuda oglądał w telewizji program o kręgach zbożowych z miejscowości Wylatowo.
- Po prostu spadłem wrażenia z krzesła – opowiadał Robert Żmuda – jeden ze znaków wygniecionych na polu w Wylatowie był identyczny jak te, które znajdowały się na moim karpiu!
Robert Żmuda skontaktował się z Fundacją NAUTILUS i przekazał zdjęcia ryby. Jego relację w pełni potwierdziła właścicielka stawu Agnieszka Chmielewska-Rogala. Stanowczo zaprzeczyła, że ryba mogła uzyskać tajemnicze znaki poprzez specjalne odciśnięcie na kratce lub poprzez np. ściskanie w imadle. Właścicielka stawu opowiadała, że kilka miesięcy wcześniej jej mąż zauważył dziwne znaki na małym karpiu, którego wraz z innymi rybkami wpuszczał do łowiska. To oznacza, że „Karp X`Files” zdobył niezwykłe znaki prawdopodobnie w stawie w Opolu Lubelskim, gdzie się urodził. Robert Żmuda jest przekonany, że znaki na jego karpiu coś znaczą i niosą ze sobą jakieś przesłanie.
– To nie jest przypadkowy wzór - twierdzi Robert Żmuda – nie wierzyłem w dziwne zjawiska do czasu, kiedy nie wyłowiłem tej ryby.
Opowieści o świętych znakach na zwierzętach są znane od czasów starożytnych. W ten sposób wyższe energie miały przekazywać informacje dla ludzi. Znak na rybie występuje m.in. w symbolice judaistycznej. Święte znaki na zwierzętach mają się pojawiać w czasach przełomowych, a symbolizują nadejście nowej ery w dziejach ludzkości. „Karp ze znakami” spod Lublina jest jedynym znanym nam przypadkiem na świecie, gdzie znak na rybie byłby tak wyraźny!
Kilka słów refleksji
Sprawa „Ryby ze znakiem” ma kilka wątków, które nie są znane czytelnikom stron FN. Najciekawszym z nich jest udział w tej historii jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Wiele lat temu opisał on dokładnie wydarzenia, które kiedyś będą miały miejsce (jest wielu świadków tej wizji). Wtedy użył może mało wyszukanego, ale niezwykle trafnego określenia (wybaczcie nam cytat... ) „zawistne i głupie jak but kmioty”. Tak nazwał ludzi, którzy targani niskimi pobudkami wynikającymi z niechęci do nas będą starali się ośmieszyć każdą historię związaną z Fundacją Nautilus w nadziei, że to nas w jakiś sposób... hmmm ... ośmieszy lub skompromituje. Zainteresowała tych ludzi sprawa owej ryby, która miała wykazać, że Fundacja Nautilus przedstawia rzeczy niesprawdzone, które są oszustwem. Przykładem miała być owa ryba ze znakami, w czym pokładali wielkie nadzieje... ;)
Jackowski uprzedzał, że ci ludzie na szczęście to wyjątkowo prymitywne tępaki, a ich działania przyniosą odwrotny skutek do zamierzonego i istotnie po wielu latach okazało się, że się nie pomylił „nawet o milimetr”. Okazało się później, że w nadziei wykazania „oszustwa i banalności tej historii” jeden z najznakomitszych przedstawicieli gatunku tak ładnie, malowniczo i trafnie nazwanego przez jasnowidza umieszczał żywą rybę w imadle, w którym były kratki kładzione w zlewach. Oczywiście nad ranem na skórze ryby były wygniecenia. Co to miało wykazać? Oczywiście miało to udowodnić, że... ryba to banał, oszustwo, krętactwo, plugastwo, zwykły przypadek zdarzający się nagminnie, zwykłe zjawisko spotykane u milionów polskich rodzin tradycyjnie umieszczających w okresie świątecznym swoje karpie w imadłach, kładzących je w zlewozmywakach z kratkami, przygniatających karpie cegłówkami do wykładziny podłogowej, a sama historia z Lublina to po prostu efekt nocnej pracy rodziny państwa Żmudów z imadłem i kratkami ze zlewów...
Przy okazji tej historii musimy Wam przypomnieć pewien aspekt takiego – brakuje nam innego słowa na określenie tej postawy - idiotycznego myślenia o przypadkach X`Files, który ostatnio zagościł niestety także w telewizji Discovery. W pewnym programie dwaj panowie starają się wykonać zdjęcia „podobne” do tych, które przedstawiają niewyjaśnione zjawisko. Jest zdjęcie pokazujące obiekt UFO przypominający dwa złączone talerze? Autorzy programu jadą na miejsce, zlepiają dwa stołowe talerze, rzucają do góry i wykonują zdjęcia. Potem pokazują triumfując: oto zdjęcie, które zrobiliśmy przed chwilą. Jest podobne? Jest podobne! A więc zagadka wyjaśniona!!! Takie zdjęcie „można zrobić”. Owi kretyni nie dostrzegają, że liczy się także kontekst, jaki dotyczy danego zdjęcia. Co, że świadkowie widzieli lecący obiekt UFO? Nieważne! Że ich zdjęcia rzucanych „zlepek talerzowych” w wielu istotnych szczegółach różnią się od oryginału? Nieważne! Co jest ważne? Wykonali zdjęcie „podobne” i to dla tych baranów się liczy. A więc udowodnili, że takie zdjęcie można zrobić. A więc wykazali, że to zdjęcie to NIC NADZWYCZAJNEGO. A więc sprawa jest wyjaśniona. Naprawdę, można wiele zarzucić Jackowskiemu, ale kilka razy w życiu udało mu się w sposób wyjątkowo trafny określić niektórych przedstawicieli naszego gatunku... :)
Powtarzamy raz jeszcze: każde zdjęcie tego świata można w tej chwili wykonać, każdy efekt uzyskać. Tak samo jest z rybą ze znakami. Owszem, możecie przez całą noc trzymać rybę w imadle, możecie kłaść ją na podłodze na której jest kratka, przykryć drugą kratką, a na tej konstrukcji położyć worek z cegłami budowlanymi i na tej konstrukcji jeszcze posadzić dzieci i teściową... Rano na rybie będą znaki jak malowane, tylko tego typu myślenie jest po prostu... naprawdę, nie wymyślimy nic innego nazywając to, niż nasz mistrz jasnowidzenia z Człuchowa. Podobnie ktoś znalazł „kratkę”, na której jest identyczny wzór jak ten na rybie. A więc tajemnica ryby pana Roberta jest wyjaśniona! Co jest tego najlepszym dowodem? Kratka! Co mówi to, że istnieje owa „kratka”? Kratka mówi wszystko: to oszustwo! I znowu słyszymy w uszach głos jasnowidza bezwzględnie i trafnie oceniający ludzkie postawy i tego typu myślenie...
Przeprowadziliśmy eksperymenty ze zdechłym karpiem. Owszem, powstawały wygniecenia na skórze karpia, ale miały się one naprawdę nijak do tego, co było na rybie Roberta Żmudy. Szukaliśmy po całej Polsce osoby, która wie o karpiach najwięcej. Wszyscy mówili nam jedno: jest tylko jeden taki człowiek. Nazywa się Przemysław Mroczek i jest redaktorem naczelnym miesięcznika, który nosi nawet tytuł „KARP MAX”. Przez ręce tego człowieka przeszły tysiące karpii, wie o nich wszystko. Jeżeli ktoś ma zabrać głos w tej sprawie, to tylko on. Przemysław Mroczek po zapoznaniu się z ta historią powiedział wyraźnie: „Panowie, wybijcie sobie z Waszych głów raz na zawsze teorie o imadłach lub dociskaniu ryby do jakiś blatów podczas transportu!”
Karp jest bowiem bardzo, bardzo... delikatną rybą! Mało osób wie o tym, że mocniej ściśnięty po prostu zdycha. Poza tym transport ryby i jej przechowywanie – o czym w materiale filmowym mówi właścicielka stawu – nie ma nawet momentu, w którym ryba mogłaby być „ściśnięta, przyciśnięta lub zablokowana”. Przemysław Mroczek tak bardzo zainteresował się tym przypadkiem, że zwrócił się nawet do ichtiologów z prośbą o ekspertyzę. Ich opinia była absolutnie jednoznaczna – sprawa nie może być wyjaśniona inaczej niż to, że ryba urodziła się z tymi znakami (o czym zresztą mówi pan Robert Żmuda).
Bardzo ważna jest także opinia hodowców karpii, czyli ludzi, którzy w swoim życiu mają do czynienia z milionami karpii, które przewijają się przez ich stawy. Zdarzają się uszkodzenia karpii, zadrapania, rany cięte i tak dalej, ale nigdy w ich praktyce nie zdarzyło się, aby na karpiu został odciśnięty tak wyraźny wzór. Już nawet nie ma co wspominać o tym, jak często w milionach polskich rodzin kładzących martwe lub żywe karpie w zlewie z położoną na dole kratką okazuje się, że rano na karpiu są znaki... Na pewno "widzieliście takie sceny" i dobrze wiecie, że takie sytuacje po prostu... SĄ FIKCJĄ I SIĘ NIE ZDARZAJĄ. Nikt z nas nie widział i nie zobaczymy polskiej rodziny w święta nieruchomo nad ranem wpatrującej się w karpia, który przez noc leżał w zlewie i ma dziwne znaki... Choć w polskim domach w naszej historii na kratkach lądowały już dziesiątki milionów karpii. Jeśli ktoś nadal będzie się trzymał wersji z „kratką i zlewem”, to musi zarzucić oszustwo Robertowi Żmudzie. Po 8 latach znajomości z panem Robertem po prostu to wykluczamy.
Powtarzamy raz jeszcze – oceniając każde zdjęcie, film, rzecz czy przedmiot i wypowiadając się na temat prawdziwości (lub nie) danego zdarzenia jest wiele metod. Analizy komputerowe, graficzne, symulacje pikselowe, analiza zgodności różnych relacji świadków, ich opinia w tej sprawie rok później, trzy lata później, dziesięć lat póżniej!
Ktoś, kto zdecydował się na oszustwo, dwa lata później już nie ma „serca” do opowiadania bzdur, nie chce mu się kłamać. Dlatego tak ważna jest konsekwencja w utrzymaniu kontaktu ze świadkiem przez wiele, wiele lat. Mamy już w tej chwili w tym względzie doświadczenie i ta metoda zawsze działa bezbłędnie (przykładem może być historia ze Zdanów i świadkowie tamtego wydarzenia).
Ale jest jeszcze jeden element, o którym trzeba powiedzieć i który często jest bagatelizowany, gdyż trudno go zdefiniować. My nazwalibyśmy go... spojrzeniem w oczy człowiekowi, który opowiada o pewnej historii!
Nie opis, który nam przysyła w e-mailu, nie zdjęcia, które skanuje i załącza jako plijk, ale spotkanie twarzą w twarz. Przeważnie już po kilkunastu sekundach jest oczywiste, czy człowiek jest wiarygodny czy też wprost przeciwnie, czy to skory do żartów „dowcipniś fantasta”, czy też człowiek mówiący prawdę. Robert Żmuda jest właśnie jednym z tych ludzi, z którymi praktycznie natychmiast sprawa jest jasna: ten facet nie zrobił żadnej mistyfikacji, ten facet nie ma czasu na oszustwa, ten facet nie kłamie!
Wiele lat temu nie mieliśmy możliwości zaprezentowania materiału wideo w wielu, wielu sprawach zdokumentowanych przez FN. Powód jest prosty: jeśli plik z serwera zaczyna ściągać w ciągu jednej godziny np. 50 tysięcy osób, wtedy opłaty za serwer mogłyby iść w dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie! Na szczęście teraz są portale typu youtube czy google-wideo, które są dla nas wręcz wybawieniem. Nareszcie możecie zobaczyć nagrania ludzi, ich twarze, mimikę, słowa, okoliczności, a więc wszystko to, co składa się na ocenę świadka, relacji, zdarzenia.
Nasz prężnie działający zespół FN-Wideo dokonał rzeczy niezwykłej – z kilku godzin materiałów o „rybie ze znakami” wybrał małe fragmenty i zmontował materiał, który roboczo nazwany został „ZNAK”. To niektórym osobom pokaże tło sprawy „ryby ze znakami”, a dla dziesiątków tysięcy naszych nowych czytelników będzie okazją do zapoznania się z nią po raz pierwszy. Na koniec tego materiału są zaprezentowane zdjęcia z Chicago, o których także już kiedyś była mowa w materiale w serwisie FN. I tutaj mamy do czynienia z podobnym mechanizmem jak ze zdjęciami ryby z Lublina – także kilkadziesiąt osób zaczęło wydzierać się w niebogłosy, że oni niczym dwójka dzielnych dziennikarzy z Discovery „zrobią zdjęcia podobne i coś tym wyjkarzą”. Oczywiście w ten sposób „obalą i zdemaskują”. Ale tutaj także warto sobie postawić pytanie: skoro fotograf Ted Prejzner w chicgowskim „Copernicus Center” wykonywał tysiące zdjęć tym samym aparatem na tych samych standartowych ustawieniach (flesz, bez żadnych efektów) i nigdy (!) na zdjęciach nie dostrzegł jakiś szczególnych smug czy świetlnych efektów. Stało się to tylko i wyłącznie podczas wykładu FN w Chicago. Więcej – ten sam efekt smug został uzyskany na trzech zdjęciach wykonanych „jedno po drugim” z różnych punktów sceny! Można takie zdjęcie wykonać? Oczywiście można. Ale pamiętajcie to, co mówimy i powtarzamy zawsze – liczy się także kontekst zdjęcia. Jego ocena nie może się ograniczać do myślenia idiotów typu „zrobię podobne, a więc wykaże oszustwo”. Mamy nadzieję, że ten tekst dobrze wyjaśnia Wam tę drobną subtelność związaną z oceną prawdziwości zdjęć typu X`Files.
A teraz zapraszamy wszystkich do obejrzenia kolejnego seansu filmowego naszej małej „wytwórni filmowej”, któremu koledzy z pokładu Nautilusa dali tytuł „ZNAK”.
/to nie koniec sprawy ryby ze znakami, powrócimy do niej w kolejnym tekście. W końcu wśród osób oceniających zdjęcie ryby powinien być najsłynniejszy polski jasnowidz... Obiecujemy Wam to i słowa dotrzymamy. Prosimy tylko o wyrozumiałość i cierpliwość, o co apelujemy przy każdej sposobności/
A teraz film... :)
Wt, 29 sty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.