Nie, 24 luty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
„Człowiek zabija się codziennie nożem i widelcem” – to stare powiedzenie nabiera zupełnie nowego znaczenia dzisiaj, kiedy wreszcie wiemy, co wchodzi w skład naszego jadłospisu. I jest to naprawdę niepokojące.
Zacznijmy od tego, że człowiek współczesny je bardzo dużo i często. Jedzenie ma być rozrywką, wiecznie dostępną przyjemnością. Znane gwiazdy filmowe zapytane o swoje pasje odpowiadają z uśmiechem „lubię dobrze zjeść”, po czym kilka lat później umierają na raka.
W czasie II wojny światowej doszło w Skandynawii (chodziło chyba o Finlandię) do sytuacji długotrwałych braków żywności. Ludzie jedli mało, bardzo mało, czasami na granicy głodu. Lekarze cały czas prowadzili badania i zwrócili uwagę na dziwny czynnik „uboczny” na terenach, gdzie występowały okresy głodu. Oto dokładnie tam gwałtownie zmniejszyła się ilość... chorych na raka i na choroby wieńcowe! Uznano wtedy, że zmniejszenie ilości spożywanych pokarmów ma jakiś wpływ na występowanie niektórych chorób. Wniosek był bardzo prosty: człowiek współczesny po prostu za dużo je, co doprowadza jego organizm do wielu chorób, począwszy od otyłości, a na chorobie nowotworowej skończywszy.
Temat spożywanej przez nas żywności rzadko trafia na łamy portalu FN, a chyba warto od czasu do czasu trochę o tym porozmawiać. W Polsce bardzo trudno jest się przebić ludziom, którzy stosują diety odbiegające od tradycyjnego odżywiania. Ktoś mówiący o tym, że "jemy zbyt dużo" posądzany jest o dziwactwo, chorobę psychiczną czy przynależenie do niebezpiecznej sekty... ;)
Wokół jedzenia narosło wiele mitów i jednocześnie teorii spiskowych. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile na pokład Nautiliusa trafia opowieści o „zatrutej i zmodyfikowanej żywności”, spisku światowych producentów mięsa i tak dalej w tym stylu.
Staramy się (i wiemy, że to dostrzegacie) zachować dystans wobec wszelkich teorii, które często wykraczają poza granice zdrowego rozsądku. Unikamy prezentowania jakiejś idei, która mogłaby skłonić kogoś do działań zagrażających jego zdrowiu, a tak często bywa w przypadku, jeśli chodzi o tzw. bioenergoterapię czy specjalne sposoby żywienia. Trzeba być tutaj bardzo ostrożnym i zawsze robimy to zastrzeżenie.
Są jednak materiały, który chcielibyśmy Wam pokazać z tą właśnie prośbą, abyście zachowali wobec nich właściwy dystans potrzebny do racjonalnej oceny. Pamiętać trzeba, że nauka jasno i zdecydowanie potępia wszelkie „praktyki medycyny niekonwencjonalnej” ostrzegając, że tą drogą można tylko zrujnować swoje zdrowie. Ale z drugiej strony mamy także wiele przykładów, kiedy owa potępiana w czambuł „niekonwencjonalna” okazywała się zadziwiająco skuteczna... trudny temat.
Aby przełamać opór naszych „oficerów okrętu N” w prezentowaniu posiadanych przez nas materiałów udało uzyskać „warunkową zgodę” na przedstawienie filmu o tzw. Terapii Gersona. W filmie oprócz przedstawienia samej metody Gersona jest bowiem wiele ciekawych przemyśleń o człowieku i pożywieniu, które on spożywa. Jeśli ktoś ma trochę wolnego czasu, to mimo wszystko warto ten film obejrzeć.
Terapia Gersona (od nazwiska Maxa K. Gersona) polega na spożywaniu co godzinę tartych warzyw i owoców w celu skorygowania domniemanej nierównowagi fizjologicznej.
Oficerowie okrętu N prosili stanowczo, aby przed projekcją umieścić wyraźnie informację, że zgodnie z oficjalną nauką ta metoda to niebezpieczny mit... Podobno wiele niezależnie przeprowadzonych analiz poszczególnych przypadków wykazało, że skuteczność tej metody leczenia jest niedostrzegalna. Z tym zastrzeżeniem zapraszamy na seans pamiętając, żeby traktować ten film jedynie jako „ciekawą hipotezę” i nic więcej. Swoją drogą ciekawe, jak film zostanie przyjęty przez czytelników Nautilusa... :)
Nie, 24 luty 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.