Pon, 24 mar 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Czy zdarzyło Wam się przeżyć moment, kiedy czuliście obecność „niewidzialnego bytu”? Taką historię przeżyła pielęgniarka w szpitalu.
To historia o spotkaniu z duchem jakich dostajemy bardzo wiele, ale... zdecydowaliśmy się ją opublikować ze względu na precyzję opisu wydarzenia i jego uczestnika. Była to bowiem osoba, która niespecjalnie interesowała się "innym wymiarem naszego życia". I dlatego historia jest ciekawa. Jest jeszcze jedna, ważna sprawa, która rzadko się pojawia na naszych łamach.
Chodzi o sprawę szpitali jako miejsc manifestacji dziwnych sił. Tak się składa, że szpitale są miejscami gdzie umiera „90% ludzi umierających w Polsce”. Opowieści ze szpitali dotyczące duchów to tak naprawdę „wielka księga” i będziemy musieli poświęcić temu tematowi więcej miejsca. Ale najpierw historia nadesłana przez p. Piotra (nazwisko i adres do naszej wiadomości). Oto list, który dostaliśmy dosłownie w ostatnich dniach.
Witam
Zdecydowałem się napisać do Państwa nie z chęci przygody, ale raczej konieczności, z której co raz bardziej zaczynam zdawać sobie sprawę. Lubię opowieści o duchach, ufo, itp. choć raczej nie żyję nimi. Nie wykluczam i nie neguję niczego, czego nie mogę sprawdzić, ale jestem raczej pragmatykiem. Mam 32 l. wykształcenie administracyjne a zawodowo od kilku lat zajmuję się pozyskiwaniem środków z funduszy UE i innych, a ostatnio ochroną (rozbieżne dziedziny ale takie życie) dużych obiektów handlowych. Moje życie więc fantazją nie jest.
Ale do rzeczy. Jakiś miesiąc temu miałem nocny dyżur w mojej nowej pracy w ochronie. Moja żona też miała nockę w szpitalu na ortopedii. Spotkaliśmy się rano. Zanim dojechałem do domu ona zdążyła się położyć i zasnąć. Nie miałem klucza, więc obudziłem ją stukaniem do drzwi. Była zmęczona (wręcz "padnięta") i dziwnie roztrzęsiona. Spytałem: co sie stało? Odpowiedziała mi cyt.: - "Ja coś widziałam". – Co?-- spytałem, spodziewałem się, że znowu ktoś zmarł na jej oddziale - jest sanitariuszką więc dla niej to norma, a ostatnio szpital wyrabia kontrakt na siłę operując dziadków po 90 lat, którzy ledwie dyszą...
-"Nie wiem, co to było!" Odpowiedziała po dłuższej chwili. Była wyraźnie przerażona. Zaczęła w końcu opowiadać. Postaram się w miarę wyraźnie wszystko przytoczyć.
..."Ok. 1 w nocy wszyscy już spali, więc ja też poszłam się położyć na salkę opatrunkową. To mała salka ok 3,5 na 2,2 m. z dwiema leżankami przedzielona na pół przepierzeniem z zasłonką na stelażu metalowym. Prześcieradło, które leżało na leżance zdjęłam i położyłam własne, a tamto złożone w cztery byle jak, położyłam na drugą leżankę pod oknem za przepierzeniem. Na parapecie włączyłam małą lampkę nocną. Nie przeszkadzała mi bo była za przepierzeniem. Drzwi zostawiłam uchylone na 10-15 cm, aby słyszeć dzwonki pacjentów. Było jaśniej niż półmrok. Chwilę leżałam, gdy zaczynałam zasypiać, coś stuknęło, jak czasem kaloryfer, gdy się rozgrzewa. Otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Nagle coś zaczęło telepać, szamotać rozsuniętym na pół przepierzeniem. Jakby człowiek, ale nie było nikogo. Poderwałam się i usiadłam. Myślałam, że śpię i nie wierzyłam własnym oczom i uszom, ale tuż przy moich nogach to się działo. Szybko wtałam i zajrzałam za przepierzenie, tam gdzie stała druga leżanka, ale nikogo nie było. To szamotanie zasłonką trwało dłuższą chwilę. Gdy ucichło prześcieradło, które przełożyłam na drugą leżankę złożone zaczęło się podnosić na jakieś 20 - 30 cm, jakby ktoś włożył pod nie rękę. Odruchowo "przyklapnęłam je ręką z góry z powrotem". Włosy stanęły mi na głowie i poczułam własne tętno w całym ciele. Po chwili usłyszałam głośno i wyraźnie jakby agonalne sapanie z pojękiwaniem. Tuż obok mnie. Dziwnie widziałam a właściwie czułam, jakby innym zmysłem niż oczy, obecność starego mężczyzny, niskiego (po dłuższym przypominaniu uznała że miał siwe włosy i szare ubranie). Wrzasnęłam wtedy głośno "Spie...laj ode mnie!" To był odruch, ale już nie zniosłabym więcej, bo czułam jak mi serce wali (pół roku wczesniej miała jakieś dziwne napady - tachykardie) wybiegłam do dyżurki, gdzie spały inne osoby. Opowiedziałam im o wszystkim.
Wróciłam tam na opatrunkową gdy się trochę uspokoiłam, bo wiedziałam, że muszę aby lęk nie pozostał, ale nic już się nie działo" ...Koniec cyt.
Nie uwierzyłbym innej osobie, ale moją żonę znam i wiem, że nie zmyśla. Nie ma tego w zwyczaju. Nigdy nie miała skłonności do konfabulacji. Inne osoby też opowiadały, że na tej salce i jeszcze dwóch innych - obecnie połączonych w jedną dużą salę straszy. Nawet ksiądz kiedyś święcił, bo pacjenci nie mogli spać tak dawało. Na tej salce opatrunkowej zmarło wielu ludzi, gdyż wywożono tam pacjentów terminalnych, aby inni nie patrzyli na ich umieranie. I jest coś jeszcze. Przed tym dyżurem, moja żona była 3 dni na zwolnieniu lekarskim (grypa). W tym czasie na oddziale zmarł starszy człowiek, który był połamany i podupadł trochę psychicznie. Ona jako jedna z nielicznych pocieszała go i starała się rozweselić (nawet z nią żartował). Ale wg niej nie wyglądał on tak, jak osoba, której obecność czuła. Są też wątpliwości; Ona nosi soczewki, które zdjęła przed drzemką a wadę wzroku ma znaczną, była też zmęczona... Ale słuch ma za to jak radar!
Trochę to wydarzenie nam utrudniło życie. Często jest tak, że gdy ja mam noc, ona jest w domu sama i boi się. Nie może zasnąć, śpi przy włączonym telewizorze. Zasypia o 1-2 w nocy nawet jak ma na 7 do pracy. To raczej nie mija - przeciwnie - narasta. Boję się, że wpadnie w nerwicę, albo jakąś psychozę. Stała się też bardziej nerwowa, choć to nie tak wyraźne.
Co to mogło być i czy mogło waszym zdaniem? Czy mieliście już takie przypadki? I co stanie się dalej? Odpowiedzcie proszę. Ja nie panikuję, ale co raz bardziej się martwię. O czymś takim słyszy się często, ale nie z pierwszej ręki. Mało kto tez mówi o dalszych losach osób, które to przeżyły. Będę wdzięczny.
Jeżeli Chcecie Państwo list możecie dowolnie wykorzystać, ale dane personalne i wiadomość proszę zachować tylko do Wiadomości FN
Oczekuję tylko informacji, jeżeli coś macie lub wiecie.
Piotr (xxxxxxxxx)
Pozdrawiam
Panie Piotrze, drodzy czytelnicy FN
Przeżycie spotkania z „nieznanym aspektem naszego świata” zawsze zmienia ludzkie życie i nasze spojrzenie na świat. Do człowieka dociera nagle zaskakująca prawda: „a więc jednak istnieją niewidzialne byty!”
Jest coś, co opuszcza człowieka w momencie śmierci. To potrafi sie zmaterializować, wydawać dźwięki, poruszać przedmioty itp. Dla wielu osób (a naprawdę piszemy te słowa w oparciu o bardzo obszerny materiał) spotkanie z duchem sprawia, że inaczej zaczyna się patrzeć na wiarę, na kościół. Ludzie nowocześni, wykształceni, uważający siebie za „postępowych” takie rzeczy jak religia, kościół czy wiara uważają za stek bzdur, bajdurzenia ciemnoty, brednie prześladujące ludzkość od dwóch tysięcy lat.
Spotkanie z duchem dla zatwardziałego ateisty i człowieka "postępowego" jest niczym cios boksera z zaskoczenia w twarz – oszałamia i obezwładnia. Wiele osób zaczyna od tej chwili rozumieć, że skoro jest niewidzialny dla oka byt z którym się spotkali, to znaczy, że w ogóle może być „niewidzialny świat” ukryty przed naszym wzrokiem i tak dalej - konsekwencje tego faktu są bardzo daleko idące.
Ludzie, którzy przeżyli takie spotkanie, już nigdy nie będą tak samo patrzeć na sprawy związane z religią. Bo czymże jest każda religia? Mówi ona mniej więcej tyle:
„Człowiek to nie tylko mięso i kości, a także trochę wody. Tę niezwykłą strukturę napędza duch, który po śmierci żyje dalej”
Jak można uwierzyć w coś, czego nie widać? Więc ludzie nie wierzą i są przekonani, że nie ma duszy, życia po śmierci czy Boga... ;) Aż przychodzi ten moment, ten jeden moment, kiedy ten świat staje na głowie i od tej pory już nic nie jest takie samo. Fundacja Nautilus to pewnego rodzaju... fabryka informacji. Osoby odwiedzające nasze strony od tylu lat (!) znakomicie wiedzą, że to, co widzimy, to jedynie część rzeczywistości. Jesteśmy pewni, że nasi załoganci przyjmują wszelkie objawy „niewidzialnej rzeczywistości” jako stały i normalny przejaw naszego świata.
Naszym celem jest także uspokojenie osób, które przeżyły coś niezwykłego i nie mogą powrócić do równowagi, jak to stało się w przypadku żony p. Piotra. Należy się z czasem pogodzić z istnieniem owego ukrytego wymiaru naszego świata i cieszyć się, że należy się do elitarnej grupy ludzi, która „już wie”.
Jak się człowiek rozejrzy wokół, posłucha innych ludzi, obejrzy telewizję i przeczyta gazetę, wtedy dotrze do nas zadziwiająca prawda: „90% ludzi tego jeszcze nie wie i w to za grosz nie wierzy!” :)
Czy to nie jest zabawne?! Najważniejsze jest jednak to, że my wiemy, że świat nie jest tak banalny, jak postrzegają go chociażby ludzie walczący z "zabobonem i ciemnogrodem wierzącym w duchy i demony". Wcześniej czy później nadejdzie w ich życiu moment, kiedy będą u kresu swoich dni, a wtedy nagle zorientują się, że widzieli tylko wycinek pewnej całości. Spotka ich miłe zaskoczenie, ale... to temat na zupełnie inną opowieść.
Pon, 24 mar 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.