Nie, 6 lip 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Rozglądacie się wokół... ogarnia Was przerażenie... jesteście jedynymi ludźmi na ziemi! To kolejna karta z talii zjawisk niewyjaśnionych, która pokazuje możliwość istnienia tzw. światów równoległych. A może nawet coś więcej!
Już na samym początku tego tekstu uprzedzamy – wierzymy ludziom bohaterom tego tekstu - że mówią prawdę. Kilka razy mieliśmy okazję rozmawiać z ludźmi, którzy przeżyli to fenomenalne zjawisko i nic nie wskazywało na to, że kierowały nimi fałszywe intencje. To kwestia naszej, „wewnątrznautilusowej” oceny i nie będziemy podawali kryteriów, gdyż nie mają one znaczenia. Najpierw jednak wyjaśnijmy, o co chodzi.
Oglądaliście film
„I am a Legend”? /”Jestem legendą” tłum./ Film średni, z końcówką głupią, ale najciekawsze jest założenie filmu.
Oto jest człowiek, który któregoś dnia budzi się i spostrzega, że jest... jedynym człowiekiem na ziemi. Nie ma innych ludzi, są puste ulice, nie ma nawet cienia życia, jest sam.
Ten
„tani chwyt holywoodzki” ma jednak swoje odzwierciedlenie w archiwum FN, o czym pewnie twórcy filmu nawet nie mają pojęcia. Istotnie, były naprawdę fenomenalne przypadki ludzi, którzy nagle odkryli, że nagle znikli wszyscy ludzie, nagle znaleźli się w jakimś innym świecie, pustym świecie, w którym są jedynymi żyjącymi ludźmi.
Oczywiście można zawsze włączyć starą płytę i zawodzić, że
„to ludzka fantazja”, że to pewnie ludzie chorzy, że to, że tamto – takie zawodzenia zawsze usłyszycie od tych, którzy za grosz nie wierzą w takie historie. Ale na moment zapomnijmy o nich i skoncentrujmy się na relacjach traktując je jako prawdziwe.
Na stronach FN opisywaliśmy bardzo dokładnie zdokumentowany przez nas przypadek, kiedy czwórka młodych ludzi wypłynęła na wycieczkę kajakami i wpłynęli nagle we mgłę. Działo się to na rzece Widawce, która w najszerszym miejscu ma ok. 30 metrów. Tymczasem nagle, kiedy rozwiała się owa mgła, znaleźli się na...
morzu o nieruchomej tafli wody! Inne były chmury, ciemna barwa wody, nawet woda była gęsta niczym olej. Na tym morzu spędzili ok. 8 godzin praktycznie żegnając się z życiem. Kiedy wreszcie pojawiła się mgła i wpłynęli do niej, po chwili z powrotem znaleźli się w naszym zwykłym świecie. Ta historia ze względu na wiarygodność świadków jest poza dyskusją – znamy tych ludzi i wiemy, że mówią prawdę. To się zdarzyło. Co się wtedy stało? To inna sprawa, ale zapamiętajcie tę mgłę... wrócimy do niej na koniec tekstu!
Teraz sprawa
dużego miasta. Wszyscy to znamy – samochody, ludzie, krzątający się sklepikarze, szum, dźwięki klaksonów, zamieszanie. Miasto się robi w miarę puste w nocy (w miarę, bo nawet wtedy po drodze jedzie kilka samochodów). Czy podobne przeżycie z cyklu „ostatni człowiek na ziemi” może nas spotkać w mieście? Opowiemy Wam na początek historię, którą znamy od naszej serdecznej przyjaciółki ze Śląska, której opowiedział to mąż. Jest to człowiek niewierzący, obecnie zaawansowany wiekowo, ale wtedy miał ok. 50 lat. Zawsze
kpił z istnienia Boga, uważał wiarę w Boga za ludzką naiwność, manipulację, a wszelkie ruchy religijne za oszustwo. Dodajmy, że był to człowiek o bardzo dużej fascynacji marksizmem i popierający sowiecki nadzór nad Polską, co doprowadzało jego żonę do frustracji. Jest ona bowiem osobą wierzącą, która jest przekonana o istnieniu Boga i ludzi negujących jego istnienie zawsze uważała za tych, którzy nie wiedzą o świecie najważniejszej z możliwych informacji. Ta osoba jest także świadoma tego, że świat jest bardziej złożony niż podaje ten czy inny kościół, że Bóg potrafi przybrać wiele postaci – mówiąc krótko nie jest dziwne, że wcześniej czy później musiała trafić w takie miejsce, jak pokład Nautilusa... Ale powróćmy do meritum sprawy. Według relacji jej i jej męża owa zadziwiająca historia wydarzyła się na początku lat 70-tych. Wtedy to ukazała się książka dotycząca ezoteryki i reinkarnacji (wtedy było to wydarzenie), którą nasza obecna czytelniczka bardzo chciała mieć. Poprosiła męża, aby ją kupił w księgarni w Katowicach. Kiedy mąż dowiedział się, że chodzi o książkę o „tej bzdurnej reinkarnacji”, bardzo się zdenerwował.
„Jak można wierzyć w takie bajki dla naiwnych dzieci? Co za bzdury! Szkoda pieniędzy na takie głupoty!” – awanturował się.
Jego żona powiedziała mu wtedy dziwne słowa, które zabrzmiały jak proroctwo.
„Widzisz, to są wielkie sprawy, związane z sensem życia, istnieniem Boga. Nie wierzysz w niego, ale uważaj, bo może być moment, kiedy zobaczysz dowód jego istnienia. Może to być za 10 lat, może być na łożu śmierci, a może być nawet dzisiaj!” – te słowa na tyle go zaintrygowały, że postanowił wbrew sobie kupić książkę, o którą prosiła żona. Dalszy przebieg wydarzeń znamy już z jego relacji i pozwolimy sobie ją przytoczyć w całości.
„Słowa mojej żony jakoś mnie poruszyły. Nie to, że wierzyłem, ale... Przewrotnie pomyślałem sobie, że skoro jest cokolwiek czego nie widziałem nigdy i nikt zresztą tego nie widział, to może to coś mi się ukaże właśnie tego dnia. Jadąc pociągiem do Katowic kpiłem w myślach z „wielkiego dziadka na niebiosach”, którego istnienie tak bardzo zapaskudziło umysły ludzi... Przykładem była moja żona, którą kochałem i kocham, ale wtedy nie rozumiałem, jak można wierzyć w bzdury, takie bzdury... To, co teraz powiem, na pewno wzbudzi w Was zdumienie i opór, ale jako żołnierz AK przysięgam, że każde moje słowo jest prawdą. Wysiadłem z pociągu w Katowicach i nagle poruszyła mnie cisza. Obezwładniająca, prawie zapierająca dech w piersiach. Wokół nie było ani jednego człowieka. Co ja mówię człowieka... nie było psa, ptaka, nawet chyba nie było jednego owada!
Wyszedłem przed dworzec. Było zimno, ale przyjemnie. Chmury... to ciekawe, ale nie pamiętam chmur, natomiast na pewno nie było słońca. Nie rozumiałem, jak to możliwe, że pociąg którym przyjechałem do Katowic był pusty! Zero, zero, zero ludzi wokół! Szedłem po całkowicie pustej ulicy w ciągu dnia! W mojej głowie pojawiały się dziesiątki myśli. W Katowicach był jakiś atak bronią chemiczną, wszyscy zostali ewakuowani, zostałem tylko ja jeden w skażonym mieście... zacząłem powoli godzić się z myślą, że czeka mnie śmierć. Szedłem ulicami rozglądając się wokół i czułem, że to chyba nie jest zwykła ewakuacja, ale ja chyba znalazłem się w jakimś świecie bez ludzi. Nagle wystraszyłem się, że przyjdzie mi w tym świecie spędzić resztę mojego życia! Tu muszę wyjaśnić jedną ważną rzecz, bo zajrzałem przez szyby do sklepów i widziałem, że co prawda nie ma tam nikogo, ale jakieś towary są na półkach. Ostatecznie miałem co jeść i ta myśl także pojawiła się w mojej przerażonej głowie. Doszedłem do kościoła i – nie wiem czemu – postanowiłem do niego wejść. Chyba po to, żeby zobaczyć, czy przypadkiem w kościele się nie schowali ostatni ludzie. Kościół ku mojemu przerażeniu był pusty, ale poczułem wielkie rozbawienie. Czułem, że mnie ktoś obserwuje i jest wyraźnie ubawiony. Rozejrzałem się wokół, ale uczucie czyjeś obecności było tak potężne, że wyskoczyłem z kościoła jak z procy. I nagle zobaczyłem, że na ulicy są ludzie i samochody. To była ulica, jaką znałem.
Osunąłem się na kolana, zakryłem twarz w dłoniach i spędziłem tak chyba kilkanaście minut. Wreszcie ktoś zainteresował się mną i zapytał, czy pomóc... Wróciłem do domu na glinianych nogach. Do dziś na wspomnienie tej przygody na plecach pojawia mi się zimny pot. Wiem, że wiele osób nie uwierzy mi w tę historię, ale ja wtedy spotkałem się z czymś potężnym, co przerasta ludzką wyobraźnię i co było zainscenizowane specjalnie dla mnie. Miało mnie czegoś nauczyć i od tego momentu jestem innym człowiekiem, choć nie chcę o tym mówić, gdyż to bardzo osobista sprawa”.
Po tej historii czas na kolejne, nadesłane nam ostatnio na pokład NAUTILUS-a.
Original Message-----
From: Monika
Sent: Tuesday, June 10, 2008 8:16 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Zapytanie, historia - Monika Szyma
Dzień dobry!
Bardzo chciałabym dołączyć do Państwa ugrupowania. Od zawsze fascynowała mnie tematyka rzeczy niewyjaśnionych. Gratuluję rewelacyjnej pracy włożonej w powstawanie Państwa portalu. (...) Postanowiłam do Państwa napisać, aby przedstawić wydarzenie, które miało miejsce już jakiś czas temu, w roku 1999. Nie wiem, czy będzie to istotne, czy nie, niemniej jednak zawsze może to być dla Państwa jakaś informacja. Ale pokrótce jeszcze o mnie.
Nazywam się Monika, mam 25 lat, pracuję jako księgowa w dużej firmie, studiuję, a oprócz wyżej wymienionej pasji, moimi największymi zainteresowaniami są podróże, plane spotting oraz język angielski.
W 1999 roku uczęszczałam przez około 1,5 roku na spotkania dla młodzieży po Mszy Świętej, w piątki, przy mojej parafii. Była to grupa około 9 -10 osób. Rozmawialiśmy na temat związane z religią, chociaż bywały spotkania gdzie np. oglądaliśmy wspólnie mecz. Ale nie jest to istotne.
Pewnego piątku wybrałam się z przyjaciółką, jak prawie co piątek, na tą mszę. O 17:40 było już całkiem ciemno. Wszystko było jak najbardziej w porządku. Do kościoła mam około 10 minut pieszo, przy dosyć ruchliwej drodze. Nic nie wskazywało na cokolwiek dziwnego, do moment zbliżania się do kościoła. Nagle ustał ruch samochodowy. Chociaż to początkowo do nas nie dotarło. Była godzina 17:50 kiedy weszliśmy na plac kościelny. Na mszach wieczornych nie było zazwyczaj wielu ludzi, jednak mimo to zawsze na parkingu stały jakieś samochody. Ale nawet to nie specjalnie nas w pierwszej chwili zastanowiło. Do momentu, kiedy chciałyśmy otworzyć drzwi kościoła. Były zamknięte. Każde z trzech wejść było zamknięte. Odwróciłyśmy się, na ulicach ani jednego człowieka, ani jednego samochodu, totalna cisza. Salka gdzie odbywały się spotkania, także zamknięta. Zaczekałyśmy 10 minut. Ciągle nikogo, żadnego samochodu, cisza. Kościół wybił godzinę 18:00. Byłyśmy przerażone. Postanowiłyśmy czym prędzej wracać. Przez około 20 – 25 minut nie przeszedł żaden człowiek, ani nie przejechał żaden samochód. Po około 25 minutach, zbliżając się do ronda, przy którym mieści się nasze osiedle, pojawił się jadący pusty autobus, który o tej godzinie jest całkowicie pełny. Nie było w nim nikogo. Za nim, mały, czarny Mini. Nie byłyśmy w stanie dostrzec kierowców. Byłyśmy naprawdę przerażone. I w pewnym momencie, już przy samym rondzie z każdej strony zaczęły nadjeżdżać samochody, jak w każdy, normalny dzień. Odwróciłyśmy się do tyłu – stamtąd także normalnie jechały samochody, zaczęli chodzić ludzie, inni stali na przystankach. Niestety nie miałyśmy na tyle odwagi, by wrócić i zobaczyć, czy tam też wróciło wszystko do normy. Następnego dnia spotkałam kolegę. Spytał mnie, dlaczego nas nie było wczoraj na spotkaniu…
Piszę o tym, gdyż nie wiem, czy przyjmujecie wszelkie materiały czy też zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że podobnych historii, jak i zdjęć do weryfikacji są tysiące.
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję za poświęcony czas,
Monika (...)
I jeszcze jedna historia.
-----Original Message-----
From: Anka
Sent: Monday, June 09, 2008 12:54 PM
To: FUNDACJA NAUTILUS
Subject: Wycieczka do lasu.
Witam. Ponieważ gromadzicie Państwo tego typu informacje aby w swoim czasie przeprowadzić selekcję tematyczną opowiem historię a właściwie przygodę z późniejszymi reperkusjami jaka przydarzyła mi się wiosną roku może 1971 a może 1972 w Warszawie.
Była końcówka kwietnia , w powietrzu czuło się już wiosnę.W taki właśnie dzień wybrałam się na Krakowskie Przedmieście, gdzie miałam do załatwienia kilka spraw. Było już po 15 - tej.Pogoda iście wiosenna,słonecznie i ciepło . Z racji swojej słabości - lubię wyłączona iść pieszo i wczuwać się w atmosferę otoczenia , do centrum postanowiłam wracać pieszo.Stanęłam przed Placem teatralnym Teatru Wielkiego ,rozejrzałam się.Na ulicy ani na placu żywej duszy.Pomyślałam ; dziwne,czas kiedy ludzie wychodzą z pracy a tu tak pusto , nieopodal Ogród Saski - powinny być matki z dziećmi na spacerze,a tu nikogo.
Zrobiło mi się dziwnie bo wchodząc na Plac przypomniała mi się historia o tym miejscu opowiadana szeptem przez Warszawiaków.Ale , że jestem przekorek świadomie wybrałam azymut na przejście między budynkiem teatru a pomnikiem Nike. Idąc obserwowałam czy nie pojawią się przechodnie. Zaaferowana oberwacją nie zwracałam uwagi na pokonywaną trasę.W pewnej chwili ległam jak długa z podwiniętą prawą stopą do wewnątrz , wsparta na prawej dłoni na betonowych płytkach między budynkiem a pomnikiem.Jeszcze leżąc szukałam wzrokiem przechodniów.I oto od strony Ogrodu zmierzała w moim kierunku kobieta.Była średniego wzrostu, korpulentna ale nie przesadnie , ubrana w beżową jesionkę,na głowie miała chustkę też beż ale w nieco innym odcieniu.Mogła mieć i 60 i 70 lat - wiek trudny do określenia .Nie wiem jak ale szybko znalazła się przy mnie.Stałam już , zamierzając pójść dalej. Zapytała mnie ,czy nic mi się nie stało. Nie ,nic odpowiedziałam. Wie pani,to jest takie miejsce. - kontunuowała. Jakie miejsce odpowiedziałam, Takie miejsce.Ja tędy nie chodzę ale zdarzają się różne rzeczy.Nic mi nie jest odpowiedziałam i zaczęłam odchodzić.Ona jeszcze raz - nic się pani stało. Naprawdę nic .Zrobiłam jednak może dwa , trzy kroki i zaintrygowana odwróciłam się by spojrzeć na oddalającą się kobietę. Ona również idąc odwracała się i rzuciła raz jeszcze - naprawdę się pani nic nie stało , życzę pani wiele dobrego dodała odchodząc. Naprawdę,może być pani spokojna odpowiedziałam. Spojrzałam raz jeszcze na nią ale ujrzałam tylko plecy i odwracaną głowę.Wędrowałam dalej by zmierzchu wejść na filiżankę kawy do niewielkiej kawiarenki na Marszałkowskiej. Nazajutrz zdałam relację z przygody w pracy.Koleżanki popatrzyły na mnie przerażone i dodały - ona tak zawsze mówi. Mimo,że dociekałam nic więcej nie chciały powiedzieć.
Nie przypuszczałam , że historia będzie miała ciąg dalszy i to wiele lat później ale to już inna historia
(...)
Przepraszam,że tekst przydługi ale i historia frapująca.Może kiedyś się przyda.Serdecznie pozdrawiam.ADG
Na koniec historia z ową mgłą. Od razu warto powiedzieć, że kiedy słyszymy „mgła, wejście w inny świat, droga zabierająca nam kilka minut tym razem dłużyła się w nieskończoność itp.”, to od razu podejrzewamy naszych gości z obiektów UFO, którzy lubują się w wykasowywaniu pamięci osób uczestniczących w CEIII (Bliskich Spotkaniach III Stopnia), a następnie wdrukowujących im do pamięci jakieś „absurdalne pustkowia”. Uwierzcie nam, że tego typu teza jest absolutnie uzasadniona! /dlaczego? O tym może innym razem/
A teraz historia.
-----Original Message-----
From:
Sent: Sunday, July 06, 2008 1:57 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: moje wydarzenie
Szanowna Zalogo Nautilusa
Chcialbym podzielic sie moja historia, ktora sie wydarzyla, aczkolwiek malo kto da temu wiare, bo wiele razy bylem wysmiewany i pukano sie w czolo gdy opowiadalem co mi sie przytrafilo, co prawda sam nie do konca rozumiem co sie stalo, i dobrze by mi ktos wyjasnil.
Znalazlem kilka podobnych historii na stronie Nautilusa, chodzi o zaginiecia we mgle, lub zaburzenia poczucia czasu i przestrzeni, mnie to dotknelo. Zdarzylo sie to 20 lat temu, wiosna 1987 lub 1988 roku, koniec kwietnia lub poczatek maja, pamietam, ze trzeba bylo za komuny isc w pochodzie pierwszo majowym, czego nikt nie lubil i na pare dni przed jak i po swiecie jeszcze o tym dyskutowano, a zdarzylo sie to w okolicach 1 Maja. Dzisiaj mieszkam za granica, brak polskich czcionek widac w emailu, to efekt "uboczny", sprawa ktora opisze, nie lubie tego, bo to byl wrecz koszmar, snilo mi sie potem wiele razy, i mam wstret do mgly, przez wiele lat po prstu balem sie mgly.
CO sie wydarzylo? 20 lat temu wybralem sie na wies, do rodziny, mialem dlug ktory wtedy oddalem, pojechalem na wies, na weekend, w sobote wybralem sie pieszo na sasiednia wies, do dalszej rodziny, po prostu odwiedzic, odleglosc moze 2-2,5 km, zwykle zajmowalo mi to jakies 30-45 minut marszu, w niedziele rano juz wracalem, kilka minut po 9tej rano wyszedlem, poniewaz po poludniu mialem powrotny autobus, no i przytrafilo mi sie, cos czego nie rozumiem, mianowicie: na odcinku ktory wracalem "pochlonela mnie mgla" "zagubilem sie we mgle" jak moge to okreslic, czy jakos tak, po prostu sobie szedlem, asfaltowa droga, bylo chlodno, po drodze pasemka mgly, rzadkiej mgly, przy drodze pastwiska, na nich krowy, i w odali jakis row melioracyjny czy cos takiego.
Stamtad te pasemka mgly szly, nagle w pewnym momencie, w jednym z takich przejrzystych obloczkow mgly zrobilo sie bardzo gesto, co mnie mocno zdziwilo, bo kilka sekund wczesniej widzialem na wylot przez te mgle, tak rzadka byla, a tu nagle jak wyciagnelem reke przed siebie to palcow nie widzialem, mocno mi sie to nie spodobalo, bo mogl mnie samochod najechac przy takiej widocznosci, do tego przy drodze byl row z woda i blotem, a nie chcialem wpasc w row, i zostawic but w blocie, jak mi sie juz kiedys przytrafilo, bo buty za komuny to bylo "dobro luksusowe", wiec bardzo powoli zaczelem stawiac kroki przed siebie wyczuwajac asfalt i nadstawiajac ucha (jadace samochody), nagle w ktoryms momencie stracilem twardy asfalt pod nogami, zrobilo sie miekko jakby trawa, zaczelem sie obawiac ze zaraz wpadne do przydroznego rowu z woda, zaczelem isc bardzo powoli w tej mgle, kilkanascie moze krokow zrobilem i mgla zaczela sie rozrzedzac, przeswity sie pojawily, poczulem ulge, jeszcze kilkanascie krokow i wyszedlem z mgly. Oslupialem, zobaczylem zupelnie inny krajobraz niz wczesniej mi znany, wczesniej widzialem w oddali wioske, domy, obok mnie zaraz przy drodze pastwiska, krowy na nich, daleko las, a teraz pustkowie, doslownie nic, plaski po horyzon teren, pusty, zadnych domow, wsi, asfaltowej drogi, krow, nic, tylko cos jak step, suchy step, krotka wyschnieta trawa, jednostajny krajobraz, kilka pojedynczych drzew w oddali, teren plaski po horyzont, myslalem ze zabladzilem w tej mgle, ale nigdzie w Polsce nie ma takiego krajobrazu, nie moglem odejsc daleko od drogi,a tu nawet tej drogi nie bylo, totalne pustkowie.
Zaniepokoilem sie gdzie ja jestem, mgla sie gdzies rozwiala a ja zadnych ludzi nawet nie widzialem, postanowilem isc przed siebie w nadziei ze kogos spotkam to sie zapytam gdzie jestem, zaczelem tak isc przed siebie, i to sporo, i nic nie natrafialem, ciagle ten jednostajny step, zadnych drog, budynkow, nic, zadnych sladow dzialalnosci czlowieka, zadnych zwierzat, dzikich, ani gospodarskich, nawet ptaki tam nie lataly, mocno sie zaniepokoilem tym, zrobilo mi sie goroco, wczesniej jak wyszedlem z domu bylo chlodno, mialem na sobie kurtke,a teraz musialem ja zdjac, bylo parno i goroco, mimo ze slonca nie widzialem, niebo bylo jednolicie szare, zadnego slonca przez chmury, duszno i goroco, szedlem dosc dlugo i niczego nie znalazlem, mocno sie tym przestraszylem, nie rozumialem tego jak ja moglem zabladzic we mgle i gdzie sie znalezc, jak sie tym marszem zmeczylem, ustalem zeby odpoczac, wtedy znow przede mna pojawila sie mgla, nie spodobalo mi sie to, skad tam mgla, nie bylo tam widac zadnej wody tylko ten suchy step, a tu mgla plynie na mnie, chcialem uciekac ale zmeczenie wzielo gore i mgla mnie ogarnela, stanalem w miejscu mocno tym przetraszony i czekalem co sie stanie.
Mgla sie zaczela robic przejrzysta, az nie moglem uwierzyc wlasnym oczom, znow bylem w znajomym miejscu, obok asfaltowej drogi, na pastwisku, kilkanascie krokow od miejsca gdzie po raz pierwszy mgla mnie ogarnela, bylem zmeczony i spocony, z kurtka na ramieniu, ale sily mi wrocily i migiem przeskoczylem przydrozny row i pomaszerowalem do domu rodziny, jak wszedlem spojrzalem na zegar, dochodzila trzynasta, wyszedlem z drugiej wioski kilka minut po 9tej, i odcinek ktory zwykle moglem przjesc przz pol godziny(max, 45 minut) przeszedlem w ponad 3 h, gdzie ja bylem? w tamtej okolicy ani nigdzie w Polsce nie ma takiego stepu, jezeli ide jakies 4 km/h to powinienem przejsc jakies 12 km, a przeszedlem na tej drodze i lace we mgle kilkadziesiat krokow, jak ja znalazlem sie na tej lace skoro bylem na asfaltowej drodze, i odzielal mnie przydrozny row z woda, w tej mgle nei wpadlem w niego a jakos sie te kilkadziesiat krokow przemiescilem, co sie ze mna tam stalo, czy ktos mi to moze wyjasnic bez pukania sie w czolo? wiele razy sie zastanawialem nad tymi pytaniami.
Jak to powiedzialem ludziom to zaraz zaczely sie smiechy ze mnie, tacy ludzi sa, pytano sie ile i co wypilem, naprawde, nie pilem tamtego rana zadnego alkoholu, (tylko wieczorem ze 4 male kieliszki, nawet nie poczulem) narkotykow w tamtych czasach nie bylo, o nadprzyrodzonych rzeczach za komuny sie nie mowilo. Naprawde, potem mialem koszmary, snilo mi sie ze ja na tym stepie umieram z pragnienia i glodu, przez wiele lat balem sie mgly, balem sie ze jak wejde to z drugiej strony zobacze cos innego,
Czy ktos mi to wyjasni?
pozdrawiam
Tomasz /nazwisko do wiadomości redakcji/
Nie, 6 lip 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN