Śr, 27 sie 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Ogromne drzewa wyrwane z korzeniami, metalowe latarnie zgięte w połowie, fragmenty domów i samochodów tworzące jedną bezkształtna masę – nasz konwój NAUTILUS dotarł na miejsce uderzenia tornada. Mamy tylko jedno słowo komentarza: ARMAGEDON̷
Musieliśmy zobaczyć to na własne oczy! Jak wygląda miejsce, gdzie natura pokazała swoją boską moc? Na trasie konwoju NAUTILUS-a przemierzającego Polskę znalazło się miejsce obok Strzelec Opolskich, gdzie tornado uderzyło z największą furią. Pierwsze wrażenie po opuszczeniu naszych samochodów? Jesteśmy na planie filmu katastroficznego…
Las kikutów drzew złamanych w połowie, powyginane metalowe słupy i plątanina kabli wysokiego napięcia, dużych konarów drzew i części dachu zerwanych z okolicznych domów. Widzieliśmy już wiele rzeczy, ale przyjeździe na miejsce ludzie FN po prostu stanęli jak wryci w ziemię. Co innego jest słuchać o żywiole w telewizji czy czytać w prasie, a co innego zobaczyć to na własne oczy. Żywioł niczym gigantyczny potwór wyrywał siedzenia z samochodów i zamienił kilkudziesięcioletni las w pas martwej ziemi. Dokładnie było widać trasę poruszania się tornada. Niczym śmiertelny ślad widać było, gdzie wirujący wiatr z potworną siłą łamał coś, co wydawało się niemożliwe do złamania. Jesteśmy wszyscy pod wrażeniem tego, co może zrobić natura… Ten punkt naszej trasy konwoju Nautilusa chyba najbardziej nami wstrząsnął. Oto kilka wybranych na gorąco zdjęć (zapis wideo przygotujemy już po powrocie do Bazy FN w Warszawie)
Mamy zebrany potężny materiał z naszej wyprawy, ale pozwólcie, że na koniec tej krótkiej relacji jeszcze „dwie pocztówki z podróży”.
Byliśmy bardzo daleko na południu Polski praktycznie obok naszej granicy. Odwiedziliśmy kilku świadków obserwacji UFO, a w Schronisku na górze Ślęża wynajęliśmy pokoje i tam założyliśmy naszą tymczasową „Bazę Nautilusa”. W nocy udało nam się po raz kolejny przeprowadzić eksperyment z udziałem kamer na podczerwień i naszego nowego sprzętu, czyli reflektora podczerwieni. Daje on na tyle silne „podczerwone światło”, że po włączeniu jest w stanie oświetlić teren w zasięgu kilkuset metrów. Efekt w kamerach wyposażonych w detektor podczerwieni jest naprawdę zadziwiający, gdyż w wizjerze nagle „pojawia się silny snop światła”, mimo że wokół panują egipskie ciemności. Akurat szczyt Ślęży idealnie nadawał się na tego typu eksperyment, stąd tutaj w schronisku założyliśmy naszą tymczasową Bazę. Na samym szczycie Ślęży znajduje się starożytne miejsce kultu Prasłowian. Jest to miejsce mityczne i jak najbardziej przesiąknięte klimatem dawnych obrzędów pogańskich, które posiada w sobie jakąś zadziwiającą tajemnicę.
Na kamerach udało nam się zarejestrować kilka ciekawych rzeczy, ale obejrzymy je dopiero po powrocie do Bazy Nautilusa w Warszawie. We wtorek mieliśmy ciekawe spotkanie z chyba najsłynniejszą osobą, która zaczęła być znana w Polsce dzięki temu, że posiadała „implant” od obcych. Sprawa została nagłośniona dzięki jej występowi w programie „NA KAŻDY TEMAT” w Polsacie (to my wtedy zaproponowaliśmy tę osobę do programu), a także w stworzonym przez nas programie „NIE DO WIARY” w TVN. Chodzi o panią Zofię N., której opowieść wstrząsnęła wtedy całą Polską.
Po raz pierwszy w historii naszego kraju w 1997 roku w dużych stacjach telewizyjnych wystąpiła osoba, która opowiedziała o spotkaniu z istotami ze statku UFO. W zdarzeniu uczestniczyła jej cała rodzina (wszyscy członkowie rodziny zgodnie potwierdzali opowieść o spotkaniu dziwnych istot, ich wiarygodność na początku lat 90-tych nie budziła żadnych wątpliwości), a efektem tego i następnych spotkań był implant, który został umieszczony w jej głowie przez „obcych”.
Cała jej historia oczywiście została wyśmiana i wygwizdana przez media i „ludzi rozsądnych i racjonalnych”, ale była jedna rzecz, która zakłócała ten idylliczny obraz. Pani Zofia N. była bowiem poddana badaniom, w czasie których prześwietlono dokładnie jej ciało. Ku bezgranicznemu zdumieniu lekarzy na zdjęciu rentgenowskim jej głowy widać było mały przedmiot, który znajdował się w jej lewej półkuli… To potwierdzało relację świadka. Jej dalsze losy po występie w programie „Nie do Wiary” śledziliśmy już tylko czytając artykuły w prasie poświęcone jej przypadkowi. Podczas naszej wizyty była okazja porozmawiania z nią o tym, co się stało przez tych kilkanaście lat. Pani N. była rozżalona i nieufna. Największy żal miała do wszystkich, którzy na jej przypadku próbowali zarobić pieniądze. Opisywała jednego z badaczy UFO z Wrocławia, który zaproponował jej… „trasę objazdową po Polsce” połączoną z jej występami przed publicznością i pokazywaniem publicznym jej zdjęć z implantem „od obcych”! Pani Zofia N. miała partycypować w zyskach z wpływów ze sprzedaży biletów na te pokazy. Naprawdę, jej historia pokazuje, jak bardzo dużą cenę płaca osoby, które zdecydują się publicznie mówić o swoim przeżyciu spotkania z UFO.
I jeszcze jedna kartka z podróży, tym razem dotycząca samej góry Ślęża. W związku z tą górą warto wspomnieć o pewnej ciekawostce. Kilka lat temu Ślężą zainteresowała się pewna grupa ludzi, która posiadała ich zdaniem wiarygodne przekazy dotyczących ukrytych pod górą „korytarzy i labiryntów”, a także ogromnych ilości złota. W zapisach channelingowych posiadanych przez ta grupę były informacje, że wejście do całej „sieci podziemnych pomieszczeń” znajduje się pod Kościołem postawionym na szczycie Ślęży. W dawnych czasach budowano Kościoły w miejscach kultu Pogan, aby odwrócić kult pogański i zastąpić go wiarą chrześcijańską.
Pod warunkiem „poszukiwań archeologicznych” owa grupa zdobyła zezwolenie na wykopanie w owym Kościele na Ślęży gigantycznej dziury. Ich przekazy były niezwykle precyzyjne i zawierały proroctwo, a także precyzyjny obraz tego, co będzie po tym, jak tylko usunie się posadzkę i wykopie otwór. Tam miało być ukryte wejście do sieci podziemnych korytarzy, a całość miała jako żywo przypominać film „Indiana Jones”. Miały być komnaty pułapki, duchy przeszkadzające i pomagające, zapadnie i ukryte studnie, a śmiałkowie, którzy podejmują próbę wtargnięcia do labiryntu Ślęży mieli zostać poddani wielu próbom. „Na szczęście” w owej grupie była osoba, która posiadała kontakt z bytem, który absolutnie „znał przyszłość” i podał przebieg wydarzeń. Ów byt uspokajał w „przekazach channelingowych”, że sprawa jest przesądzona i efekt pewny, a cała zabawa z „wykopaniem w Kościele na Ślęży głębokiej dziury” zakończy się wejściem owej grupy do labiryntu, z pomocą owego bytu szczęśliwie uporają się z „pułapkami i zapadniami”, dostaną się do komnaty ze złotem, które po sprzedaniu i opłaceniu pieniędzmi władz Egiptu umożliwi wykopanie podobnego otworu, ale w pobliżu Sfinksa w kompleksie Giza w Egipcie. Cała historia z poszukiwaniami na Górze Ślęża po raz kolejny boleśnie zweryfikowała prawdziwość całej „historii o ukrytym złocie”, a zwłaszcza obnażyła trafność przewidywania przyszłości przez „ów byt”, który to miał podobno znać przyszłość, gdyż jest przecież „wszechwiedzący”… Kościółek na Ślęży rozkopano do nieprzytomności. Poza śladami wcześniejszej prawdopodobnie pogańskiej świątyni owa grupa oczywiście nie znalazła żadnych „korytarzy czy komnat”, a wcześniejsze informacje o przebiegu wydarzeń ze złotem okazały się nie warte nawet funta kłaków. Efektem całości jest jedynie to, że Kościół na Ślęży będzie na lata zamknięty dla zwiedzających, gdyż w środku jest dziura niczym w urobisku w kopalni… Niech ten tekst będzie odpowiedzią dla wszystkich, którzy przysyłają do Fundacji NAUTILUS pytania, jaki jest nasz stosunek do pewnego przedsięwzięcia i jak oceniamy „wiarygodność” całej sprawy oraz dlaczego w serwisie FN nie ma na ten temat informacji.
/szczegółów podawać nie będziemy, ale osoby zadające nam te pytania na pewno domyślą się, o co chodzi/
Śr, 27 sie 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN