Dziś jest:
Piątek, 17 maja 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7394x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Nie, 14 wrz 2008 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   

Rusza międzynarodowy projekt AWARE badań "doświadczeń bliskich śmierci", o których opowiadają osoby mające za sobą śmierć kliniczną.

Według dotychczasowych badań naukowych ok. 10 - 20 proc. osób, które przeżyły zatrzymanie akcji serca i śmierć kliniczną twierdzi, że w tym czasie zachowały jasność myślenia i rozumowania oraz szczegółowego wspominania minionych wydarzeń. Niektórzy utrzymują też, że mieli uczucie "wyjścia z ciała", lub że widzieli i słyszeli, co się wokół nich działo. Jak tłumaczy dr Sam Parnia, kierujący projektem, wbrew popularnym opiniom śmierć nie jest to nagły moment, lecz proces. Zaczyna się on, gdy przestaje bić serce, płuca przestają pracować i ustaje działanie mózgu. Wszystko, co dzieje się w tym czasie w ludzkiej świadomości chcą zbadać uczeni z University of Southampton w ramach projektu AWARE. Po 18 miesiącach pilotażowych badań w kilku brytyjskich szpitalach zaprosili do niego również lekarzy i naukowców z Europy i Ameryki Północnej. Specjaliści użyją nowoczesnych technologii by zbadać ludzki mózg i świadomość w chwilach, gdy serce przestaje bić. Przy okazji informacji o uruchomieniu projektu AWARE warto opublikować ledwie kilka wybranych relacji o śmierci klinicznej, które przysłali czytelnicy stron FN. To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Poza światem, w nawiązaniu do artykułów pod nazwą "Umarłeś? Idź do światła..." Witam Droga Fundacjo:) Piszę do Was, ponieważ czytając Wasz artykuł "Umarłeś? Idź do światła...", przypomniała mi się pewna sytuacja sprzed kilkunastu lat. Mam obecnie 25 lat. Sytuacja owa przytrafiła mi się kiedy byłem w 3 lub 4 klasie podstawówki. Do mnie do mieszkania przyszła koleżanka z którą chodziłem do klasy i zaczeliśmy się bawić, tzn. trzymając się za rece kręciliśmy się w koło tak szybko jak tylko mogliśmy. W pewnym momencie puściłem ręce koleżanki i z impetem wyleciałem, uderzając głową w róg stołu. Po chwili zemdlałem. Kiedy byłem już nieprzytomny, zobaczyłem że jestem gdzieś jakby w innym świecie, ale nie było tam żadnych krajobrazów ani pomieszczeń. Jedynie wszędzie było jasno, a ja czułem się spokojnie, szczęśliwie, lekko, niczym się nie przejmowałem, czułem nawet czyjąś obecność, przy której chciałem być cały czas. Nie wiem jak długo ten stan trwał, ale nie czułem czegoś takiego jak czas, po prostu nie obchodziło mnie to. Tam gdzie ja byłem, czas był po prostu zbędny. W pewnej chwili poczułem, że robi mi się jakoś ciężko, a ten ciężar z każdym momentem przybierał na sile. Można powiedzieć, że czułem powrót "ziemskiego" ciężaru, że wracam do świata fizycznego, materialnego. I tak się stało. Po chwili ocknąłem się, i widziałem jak mój ojciec robił mi sztuczne odychanie. Mówiąc szczerze, nie czułem się aż tak szczęśliwie, kiedy wróciłem do świata ziemskiego. Po prostu tak tam było, w tym "innym świecie" wspaniale, chociaż widziałem tylko jasność. Potem rodzice zawieźli mnie na pogotowie, gdzie lekarz opatrzył ranę i wróciliśmy do domu:) Pozdrawiam Artur Ixxxxxxxxxxx (dane osobowe tylko do wiadomości Fundacji Nautilus) To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Śmierć kliniczna. Witam i pozdrawiam Fundacje Nautilus. Jestem waszym stałym czytelnikiem już od bardzo dawna. Piszę w odpowiedzi na waszą prośbę zamieszczoną w artykule „Wyjść z ciała” 24.2.2008 dotyczącą przeżycia śmierci klinicznej. Nie jestem na sto procent przekonany czy zaliczam się do kategorii osób, które przeżyły zjawisko śmierci klinicznej jednak miałem wypadek, który mnie do niej raz przybliżył jak nigdy, w moim życiu. W czasach, gdy chodziłem jeszcze do szkoły średniej (byłem w wieku16-17 lat) miałem zorganizowany wyjazd na basen. Dość mocno z takiego obrotu spraw się cieszyłem gdyż w wczesnej młodości byłem całkiem dobrym pływakiem, niestety potem z braku okazji i czasu zaprzestałem tego sportu. Po dojechaniu na miejsce z kolegami przebraliśmy się i każdy poszedł w swoja stronę. Upewniłem się, że stoję przed basenem o „średniej głębokości”; czyli jakieś 1,5m i postanowiłem go zaatakować. Pomysł był prosty: skok do wody, odbicie od dna i dopłyniecie do przeciwległego brzegu. Jak pomyślałem tak też uczyniłem, bez wahania wskoczyłem „na bombę” i zacząłem się zanurzać. Opadając na dół naszła mnie myśl, że coś za długo to trwa. Spojrzałem w górę na oddalające się lustro wody, było ono coś za wysoko, potem krótkie spojrzenie na dno, stanowczo za daleko. „Rany pomyliłem baseny” - przeszło mi przez myśl i zacząłem wiosłować rękami by wypłynąć. Po krótkiej chwili tego machania doszło do mnie, że moje umiejętności pływackie nie są lepsze od umiejętności kostki betonu. Wpadłem w panikę, szamotałem się w wodzie nie mogąc się odbić od dna które było głęboko pode mną, ani dopłynąć do powierzchni która była wysoko nade mną. Chwilę po tym jak wypuściłem bąbelki pociemniało mi w oczach. Byłem ślepy w biały dzień. Przeraziło mnie to strasznie, ale nie tak strasznie jak to, że w pewnym momencie przestałem czuć bicie serca, które jak dotąd łomotało mi niesamowicie. W pewnej chwili doznałem uczucia, że znajduję się w innym świecie a dokładnie w przestrzeni kosmicznej. Czułem, że klatka piersiowa wcale mi się nie porusza, serce przestało działać i ogarnęła mnie niesamowita cisza, nie było nawet takiego szumu w uszach, który można usłyszeć, gdy jest się w absolutnie cichym pomieszczeniu. W tym momencie ogarnęło mnie niesłychane miłe uczucie (coś tak jak ciepło), nagle przestałem się bać. Było to coś niesamowitego, jednocześnie byłem odcięty od zmysłów a zarazem w pełni świadomy tego, co się ze mną działo. Wtedy w tej przestrzeni ujrzałem taki błysk światła (ciepłego, przyjemnego, i niesamowicie jasnego) przed oczami, nie jestem niestety w stanie opisać tego zjawiska to było wielkie i niesamowite. Coś jak stanie na wyciągnięcie ręki od powierzchni olbrzymiej gwiazdy, jednak wcale mnie nie parzyła a ja jakby byłem jej integralną częścią. Jeszcze raz powtórzę. To było coś niesamowitego. W tej chwili poczułem szarpniecie, jak ktoś położył mi rękę na ramieniu i wyciągał z wody. Jak doszedłem do siebie strasznie się krztusiłem wodą a na de mną stał ratownik w mokrej koszulce. Muszę przyznać, miałem mu za złe, że mnie w ogóle wyciągał a on sam też nie był zadowolony i cicho rzucał mięsem w moim kierunku. Z tego, co się później dowiedziałem od kolegów, ratownik zauważył mnie nieruchomego pod wodą i wyciągnął. Kiedy to zrobił spostrzegł, że nie może znaleźć u mnie pulsu więc robił mi sztuczne oddychanie. Na moje pytania o głębokość dostałem potwierdzenie, że basen miał 1,5m jednak na drugim jego końcu. Tam gdzie skakałem było 4,5m głębokości. To była moja głupia pomyłka a na dodatek przeliczyłem swoje własne zdolności pływackie. Jestem idealnym przykładem, że to, co rzadko używane, zanika. Po tym zdarzeniu potrzebowałem trochę czasu na ochłonięcie jednak jeszcze tego samego dnia popływałem, tym razem na płytkim basenie pod okiem tego samego ratownika. Uznałem po prostu, że nie trzeba się zrażać i „brać byka za rogi”;. Niestety od tamtego czasu nie chodziłem na basen, drobna uraza do głębokiej wody pozostała. Zostało mi też jeszcze coś. Nie boję się śmierci. Oczywiście każdy w jakimś stopniu boi się umierać, ale strachu do śmierci samej w sobie już nie mam. Jestem przekonany, że po drugiej stronie jest znacznie lepiej niż tu gdzie jesteśmy i wręcz cieszę się na myśl, że kiedyś umrę. Zresztą śmierć to część życia. Proszę o zachowanie moich danych osobowych dla siebie. Paweł To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: śmierć kliniczna Witam całą załogę FN. Pod którymś z poprzednich artykułów przeczytałam, że powstanie artykuł na temat śmierci klinicznej, postanowiłam więc napisać o swoim doświadczeniu z tym dość nietypowym zjawiskiem. Było to około sześciu lat temu, byłam jeszcze nastolatką, ale nadal dokładnie pamiętam to zdarzenie, jakby wydarzyło się wczoraj. Wyszłam z domu ze znajomymi na wycieczkę rowerową. Kiedy wracałam, musiałam przejechać przez przejście dla pieszych. Ulica była pusta, więc postanowiłam przejechać, mimo że miałam czerwone światło. Samochód przyjechał tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować. Pamiętam tylko głośny dźwięk klaksonu, jakieś krzyki, potem wielki huk i... ciemność. Po chwili jednak nastała jasność, wszechogarniająca jasność, która jednak nie raziła moich oczu. Czułam, że zgłębiam się w nią coraz bardziej, jakbym gdzieś podążała, ale niczego wokół siebie nie widziałam, oprócz tej wielkiej jasności. Nagle trochę się jakby przerzedziła, i przed sobą zobaczyłam zarys postaci. Wyczułam, że to mężczyzna, chociaż nie potrafię wytłumaczyć, skąd to wiedziałam. Nagle zobaczyłam przed sobą swoją rękę, wyciągniętą w kierunku tej postaci. Nie mam pojęcia, co mną kierowało, ale bardzo chciałam, żeby ten ktoś złapał mnie za rękę i poprowadził. Jednak on tego nie zrobił. Nadal nie widziałam jego twarzy, ani ubrania. Usłyszałam tylko jego głos, który był tylko w mojej głowie, a jednocześnie rozlegał się wszędzie, jakby wypełniał całą przestrzeń. Powiedział, dokładnie pamiętam: "Nie, jeszcze nie czas". Wtedy poczułam, że spadam, i nagle znalazłam się na sali operacyjnej. Ale nie w swoim ciele. Przez dosłownie dwie sekundy wisiałam gdzieś pod sufitem, i widziałam swoje ciało leżące na stole operacyjnym, a obok mnie kilku spanikowanych lekarzy, usiłujących, jak teraz sądzę, przywrócić mnie do życia. Nagle znalazłam się z powrotem w swoim ciele, i usłyszałam głos lekarza: "Mamy ją". Potem zapadłam w sen... Obudziłam się po kilku dniach, w szpitalnym łóżku. Dowiedziałam się, że auto wpadło na mnie z takim impetem, że odrzuciło mnie na kilkanaście metrów i upadłam na beton, uderzając z wielką siłą głową o krawężnik. Dalszy ciąg tej historii wiąże się z rozprawami sądowymi usiłującymi dojść, w jaki sposób doszło do wypadku, i kilkoma miesiącami leczenia i rehabilitacji, ale o tym nie będę już opowiadać. Przeżyłam coś, co jest wręcz niepojęte, i pamiętam to z najdrobniejszymi szczegółami do dziś. Pozdrawiam całą załogę Nautilusa i wszystkich Czytelników, Magdalena. To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Pytanie Szanowni Państwo. Z zaciekawieniem zapoznałem się z Waszym portalem internetowym. Zaglądnąłem także na relacje ludzi którzy doświadczyli "wyjścia umysłu poza ciało" - właśnie o tym chciałbym porozmawiać.Od ponad 10 miesięcy jestem na leczeniu psychiatrycznym a właściwie zażywam tylko jeden lek - Efectin 75. A wszystko zaczęło się w zeszłym roku. Poprzedni rok nie był zachwycajacy w stresogenne sytuacje. Zacząłem szukać alternatywy by się rozluźnić pozbyć swoich fobii i strachów. Zaczęło się dość niewinnie od wyciszania rytm muzyki relaksacyjnej, potem znalazłem w internecie program służący do wprawiania się w stan głebokiej medytacji. Było cudownie, fruwałem pod sufitem, widziałem gwiazdy. Następnie wziałem się za płytę do synchronizacji półkól mózgowych. Niestety nigdy wcześniej nie zajmowałem się "sztuką oddychania" i w trakcie słuchania tej płyty głęboko wdychałem i wydychałem powietrze. Skończyło się hiperwentylacją. Przez prawie tydzień nie mogłem zasnąć, dusiłem się. W końcu się uspokoiłem. Aż nadszedł "ten" dzień. Wstałem rano zaczałem się ubierać i patrzyłem w okno i nagle zamiast okna zobaczyłem tunel i białe światło na jego końcu, poczułem się lekki, było to przerażające i zarazem bardzo przyjemne uczucie. Nic nie czułem, rąk, nóg, ciała po prostu nic ogarnęła mnie taka radość, lekkość - uczucie jakiego nigdy wcześniej nie doznałem - i nagle opanowało mnie przerażenie zacząłem płakać i krzyczeć "ja jeszcze nie chcę, nie zabieraj mnie Boże, błagam zostaw mnie tutaj" rzuciłem się w kierunku żony i mocno wtuliłem w nią jak przestraszony chłopiec. Wszystko nagle prysło jak bańka mydlana. A ja wylądowałem u psychiatry. Zresztą próbowałem rozmawiać z księdzem, nauczycielem oddechu - nikt nie jest w stanie wyjaśnić mi co to było. Właściwie wróciłem już do siebie, ale nic nie jest takie jak wcześniej. Lekarze, rodzina słuchają mnie kiwają głowami i nikt nie jest w stanie powiedzieć co to było. Czasem usłyszę 'śmierć kliniczna" - ot tak przyszła i poszła. To jest jakaś paranoja. Od tego czasu próbuję zmieniać siebie, być innym. Materialna sfera życia jakby przestała mnie bawić, zwolniłem tempo, bardziej skupiłem się na sobie. Pozdrawiam Robert xxxxxxxxx /i jeszcze wybrane komentarze zatwierdzone przez nas pod artykułami o życiu po śmierci/ napisał(a) 17.04.2007 o 11:32:33: Minelo raptem pare dni od mojej smierci klinicznej...a z kazdym nowym dniem uswiadamiam sobie co przeszlam i"przezylam".Za kazdym razem kiedy to wspominam przychodzi to dziwne uczucie-jakby strach a zarazem szczescie-podobne uczucie ma sie jak sie skacze ze spadochronu=adrenalina i euforia!!!Wiem ze to prawda ze kiedy schodzisz z tego swiata nie jestes sam!!! ja slyszalam spiew i smiech dzieci, teraz to analizujac pomyslalam sobie o tej piesni jak spiewaja na pogrzebie ....anielski orszak niech twa dusze wzniesie...przeciez od zawsze wszedzie pisza maluja aniolki jako dzieci...Wiem teraz ze nie boje sie juz smierci i mimo ze jest ona rzecza naturalna dla mnie przestala byc tajemnica! markino napisał(a) 14.09.2008 o 18:13:45: Znacie coś takiego jak ściskanie klatki piersiowej bez oddechu.Parę ładnych lat temu robiliśmy takie rzeczy pod blokiem.Jeden z nas stracił przytomność a jak się ocknął to siadł i płakał(miał około 18 lat i był jednym z twardych na osiedlu)nie można było z nim pogadać,dopiero po około pół godziny wykrztusił że widział całe swoje życie i swojego zmarłego dziadka.To zawsze nie dawało mi spokoju.To jest w pewnym sensie krótki wstęp na tamten świat ale on z niego powrócił.

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7394x | Ocen: 0

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5


Nie, 14 wrz 2008 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Brak zainteresowanych Załogantów.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.