Wt, 23 wrz 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Ludzie widują nie tylko zjawy, ale także dziwne zjawiska świetlne, które mają wyraźnie ponadzmysłowy charakter. Nikt ze świadków nie potrafi wyjaśnić, co wiedział i dlaczego.
Ta relacja pochodzi od znanego aktora, Adama Hanuszkiewicza. Opowiadał on w jednym z wywiadów, że był wielokrotnie świadkiem zjawisk uważanych za „ponadzmysłowe”. Według jego relacji miał okazję zobaczyć na własne oczy tzw. zjawisko ognistego słupa.
Pojawia się on często w miejscach uznawanych za nawiedzone. Przypomina płomień wydobywający się z palnika gazowego, ma kilka metrów wysokości, przemieszcza się w powietrzu i potrafi zawisnąć nieruchomo nad miejscem, w którym ktoś doznał „nagłej śmierci”. Ciekawe, że mimo gigantycznego płomienia wszystko odbywa się w całkowitej ciszy.
Oddzielnym tematem jest dość osobliwe zjawisko polegające na tym, że ludzie zbliżający się do momentu swojej śmierci zaczynają dostrzegać dziwne postacie przebywający w pomieszczeniach lub w otwartym terenie, których... nie widzą inni ludzie!
Przykładem jest opowieść naszego oficera z pokładu NAUTILUS-a, który opowiadał o swoim koledze z czasów dzieciństwa. Był to bardzo odważny chłopak, który imponował swoim rówieśnikom całkowitym brakiem lęku podczas nocnego chodzenia po lesie. Kiedy chłopak miał 13 lat, doszło do zagadkowego wydarzenia. Ku zaskoczeniu rodziców i rodzeństwa powiedział, że od dwóch dni w jego pokoju pojawiają się jasne postacie w postaci trochę rozmytej, jasnej poświaty.
Wracając ze szkoły ten chłopak powiedział swojemu najlepszemu koledze, że obok drogi stoją jakieś „świetlne smugi”. Kiedy pokazał ręką w ich kierunku okazało się, że nikt z jego szkolnych kolegów poza nim ich nie dostrzega!
Sytuacja zaczęła być naprawdę wyjątkowa wtedy, kiedy kilka dni później słynnący z odwagi chłopak poprosił rodziców o to, aby mógł położyć koc w ich pokoju i tam spędzić noc, gdyż w jego pokoju przybywają „eteryczni ludzie, którzy mu się przygladają”. Finał tej historii był bardzo smutny. Kilka dni później doszło do tragicznego wypadku, w którym ten chłopak zginął. Najwyraźniej na kilka dni przed swoją śmiercią uzyskał dar widzenia zmarłych...
O podobnych przypadkach informowali nas czytelnicy FN.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Re:Wizje w momencie śmierci
Witam.Przeczytałem Wasz artykuł "Wizje w momencie śmierci".
Chciałbym Wam opowiedzić o tym gdy ja się z tym spotkałem.Było to w roku 1999 w lipcu.Moja mama leżała w szpitalu ,czekała na operacje żołądka.całe zycie chorowała na wrzody żołądka.Tego roku przyszły bardzo silne ataki.Robiono różne badania,między innymi pobrano wycinek z żołądka metodą nieoperacyjną na badanie w kierunku nowotworu.Nic nie stwierdzono.
Lekarze postanowili że jedynym wyjsciem jest operacja.
Odwiedzałem mame w szpitalu.Mama dwa dni po operacji zmarła , okazało się że był to rozległy nowotwór żołądka z przerzutami na wątrobe.......
W trakcie odwiedzin moja mama bardzo dziwnie się zachowywała-była jak najbardziej przytomna rozmawiała , śmiała się , była bardzo energiczną osobą pełną życia.
Przypomnę że wszystko działo się 5-6 dni przed śmiercią i było tak codziennie.Otóż twierdziła że "obok"są inni ludzie ,zwierzęta-chodzą ,rozmawiają ze sobą.Było to dla niej coś zupełnie naturalnego.Nawet zła była na mnie , że nie zauważyłem kobiety która przeszła obok mnie i mało mnie nie potrąciła.Pamiętam jak dzisiaj jak pytała mnie "no nie widzisz tych ludzi tam przy oknie , patrzą na nas i się śmieją".Uśmiechała się do kogoś , szła za kimś wzrokiem.Rozmawiałem z lekarzem na ten temat-nie brała żadnych leków psychotropowych,tylko przeciwbólowe.Morfine podawano jej dopiero ostatniego dnia przed śmiercią na moją interwencję bo widziałem jak cieriała z bólu-było to już po operacji.
Pamiętam , że byłem zły na nią za te wizje , że wmawia mi coś czego nie ma.
Przypominam że trwało to kilka dni , a zaczęło się kilka dni przed operacją.
Pozdrawiam.
Leszek
Na koniec jeszcze jedna opowieść o tym, jak jeden z naszych czytelników dostrzegł wiszącą w pokoju niebieską linię!
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: 2 historie ze Śląska
Witam szanowną Załogę!
Natrafiłem na Wasz portal przypadkowo, szukając ciekawych informacji, niepotwierdzonych plotek, itp. Poszukiwania wiązały się bezpośrednio z moją profesją, a jestem młodziutkim prozaikiem oraz poetą, w tym roku "wchodzę na rynek" zbiorem wierszy oraz prawdopodobnie powieścią. Muszę przyznać, że zaczytałem się w różnych przedstawionych przez Was historiach. I postanowiłem podzielić się dwoma własnymi, chociaż z uwagi na ich specyfikę nie mam żadnych "materiałów dowodowych". Szukałem również opisu jakichś podobnych wydarzeń w sieci, ale na nic takiego nie
natrafiłem. Być może Wy będziecie w stanie rzucić jakieś światło na te sprawy:
1) Rzecz działa się 7-8 lat temu, kilka miesięcy po śmierci mojego dziadka, Z. oraz Jego żony, Z. (umarli w odstępie 3 miesięcy). Dziadek był z wykształcenia energetykiem, jako inżynier odpowiadał za duże inwestycje w kraju, budowa elektrowni, itp. Zajmował nawet najwyższe stanowisko w Energomontażu Południe. Był człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym i utalentowanym, miał naturę filozofa.
Przez jakiś (około kilku tygodni) w mieszkaniu nieoczekiwanie gasły lampy. Nie wszystkie naraz, po jednej od czasu do czasu. Najintensywniej buntowała się lampka zawieszona nad moim łóżkiem. Sprawa wyglądała dziwnie, ojciec sprawdził wszystkie instalacje elektryczne, korki, nie odnotowaliśmy dłuższego spadku napięcia. Uznawaliśmy, że po prostu wypalają się żarówki, chociaż nikt nie dosłyszał żadnych "trzasków" czy "pyknięć" charakterystycznych dla takich momentów.
Dopiero po jakimś czasie uważnych obserwacji okazało się, że żarówki... wykręcają się. Samoczynnie. Wystarczyło dokręcić taką żarówkę, aby lampa znów świeciła normalnie. Zjawisko było na tyle podejrzane, że pewnego dnia czaiłem się z książką pod lampką nad moim łóżkiem, uważnie ją obserwując od czasu do czasu. W pewnym momencie udało mi się usłyszeć cichutki zgrzyt i nie miałem już żadnych wątpliwości: ŻARÓWKA SIĘ WYKRĘCAŁA! No i światło wkrótce potem zgasło.
Naliczyliśmy kilkanaście takich przypadków, nie udało się dla nich znaleźć żadnego wyjaśnienia... Jedyne, co przychodziło nam do głowy (oprócz - oczywiście - ingerencji Dziadka-technika) to działanie wstrząsów górniczych, gdyż mieszkamy na Śląsku. Nigdy jednak nie słyszeliśmy o niczym podobnym. Czy coś takiego jest możliwe...?
Drugie wydarzenie, które związane jest ze śmiercią moich dziadków, było jednorazowe. Wybraliśmy się z rodziną do Krakowa na 3 dni. Mój ojciec, jako człowiek niezwykle przezorny i precyzyjny, zawsze sprawdza wszystko
kilkanaście razy. Wtyczki, gniazdka, korki, itp. Dość powiedzieć, że wychodząc do pracy szarpie po raz n-ty klamkę, by sprawdzić, czy zamknął za sobą drzwi. Jakież było więc nasze zdziwienie i przerażenie, gdy po powrocie z Krakowa zastaliśmy nasz elektryczny piec ze wszystkimi czterema grzejnikami rozgrzanymi do czerwoności, ustawionymi na max.
Od czegoś takiego może spokojnie wybuchnąć pożar. Dość skojarzyć elektryczny piec z profesją mojego Dziadka, ale również z postacią Babci, która było wyjątkowo fatalną kucharką i bez przerwy coś przypalała.
Oczywiście od razu ktoś rzucił "Dziadkowie straszą", niby w formie żartu, ale wszyscy czuli się bardzo nieswojo. Jako osoby raczej racjonalne stanęliśmy przed dziwnymi zjawiskami, których nie sposób było wytłumaczyć.
2) A to sprawa znacznie nowsza. Rok temu, wczesne popołudnie, było chyba lato, siedziałem przed komputerem. Za monitorem mam panoramiczne okno, ale zawsze zasłania je spuszczona roleta. Na prawo od okna znajdują się
drzwi prowadzące na balkon, były uchylone. Dodam jeszcze, że mieszkam w wysokim bloku (na 16 piętrze) zbudowanym na podstawie gwiazdy; dzięki temu leżąc w pokoju na łóżku mogę obserwować, co robi sąsiad na balkonie
obok - kąt nachylenia balkonów: jakieś 30 stopni. I to właśnie, siedząc wtedy przy komputerze, zamierzałem odruchowo zrobić - zerknąć przez otwarte drzwi na balkon sąsiada. I wtedy mnie zamroziło:
W przestrzeni wisiała... linia. Widziałem ją kilka sekund i mogę powiedzieć tyle, że mieniła się różnymi kolorami, przypominając trochę odblask płyty CD. Była idealnie prosta, długości mniej więcej metra.
Najstraszniejsze było jednak to, że nawet gdybym obserwował ją dłużej, prawdopodobnie nie potrafiłbym określić jej miejsca w 3D - mogła być równie dobrze na wyciągnięcie ręki, jak i zawieszona 5 kilometrów za miastem. Celowo użyłem słowa "najstraszniejsze", albowiem wtedy zjeżyły mi się włosy na całej głowie, później do oczu napłynęły mi łzy
(zazwyczaj tak reaguję) - to doświadczenie było wstrząsające, jakbym zetknął się z czymś, co nie miało fizycznego prawa istnieć, a jednak się pojawiło. A przerażenie związane było właśnie z NIENATURALNOŚCIĄ tego...
"zjawiska". Po tych kilku sekundach KRESKA zniknęła, jakby jej nigdy nie było, ale ja za to długo nie mogłem dojść do siebie. Wiem, że niezbyt plastycznie to przedstawiłem, ale trudno jest opisać coś, co nie ma żadnego punktu zaczepienia w rzeczywistości, coś, czego do niczego nie da się porównać.
Być może znacie Państwo podobne zdarzenia?
Z poważaniem,
D.
(proszę o nie ujawnianie moich danych osobowych, proszę użyć inicjałów,
jeżeli zdecydują się Państwo opublikować treść tego listu...)
Wt, 23 wrz 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.