Pt, 10 paź 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Spotkania z duchami mają czasami zaskakujący przebieg. Jedno je łączy – są przeżyciem, które zapada w pamięć do końca życia zmieniając poglądy świadków na otaczający nas świat.
Historie o spotkaniach z duchami mają wiele cech wspólnych, które bardzo je uwiarygadniają. Mówiąc wprost z upływem lat zdobyliśmy sporo doświadczenia w weryfikacji takich historii. Zachowania zjaw, drobne szczegóły opowiadane przez świadka – to wszystko pozwala ocenić, czy mamy do czynienia z historią zmyśloną, czy prawdziwą. Od czasu do czasu staramy się publikować polskie „ghost stories”, czyli „historie o duchach”. Zapraszamy Was dzisiaj na kolejną porcję takich opowieści. I zaczniemy od historii, w którą wierzymy, gdyż... dzieci obdarzone zdolnościami mediumicznymi bardzo często przyciągają do siebie „astralnych włóczęgów”. To klasyczna historia „z małym dreszczykiem”.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Niewidzialny kolega dzieci
Moja wnuczka gdy miala dwa latka i wiecej, czesto mowila ze stoi pan .I co robi ten pan ? smieje sie -odpowiadala.Nie bardzo wierzyli w to co mowi 2 latka,ale zaczeli uwazniej obserwowac dziecko ,w czasie zabawy. Ktoregos razu , wnuczka przybiegla do kuchni i zabrala kanapke z talerzyka. Pobiegla do sypialni i patrzac w gore,jakby patrzyla na kogos wysokiego,powiedziala 'Masz chlebek ! chcesz? no wez chlebek ,przynioslam ci ".Dziecko zaczelo budzic sie w nocy i plakac i mowic ze "pan sie smieje i chce sie bawic" .Rodzice poszli po pomoc ,do czlowieka ktory zajmuje sie takimi sprawami -ale nie pomoglo.Wnuczka i jej rodzice chodzili nie wyspani. Dziecko -chudlo. Ktorejs nocy ,zobaczyli ze materac wgniotl sie ,jakby ktos na nim usiadl -dziecko w placz.Na to ojciec ,wsciekl sie /przestal sie w momencie bac/i klnac tego kogos, kazal mu sie natychmiast wynosic i zostawic dziecko w spokoju.W miejsce gdzie dziecko pokazywalo ,ze stal tam "pan" postawili telewizor i o dziwo wszystko ustało.Pozdrowienia dla Fundacji
Motyw „dzieci widzących coś, czego nie widzą dorośli” powtarza się zbyt często, aby uznać to za przypadek. Ten element pojawia się w kolejnej historii, którą chcemy przedstawić.
Witam serdecznie!
Nazywam się Beata [xxxx] i pochodzę z Człuchowa. Tak - jest to to samo miasto, w którym mieszka pan Krzysztof Jackowski. Chociaż mam zaledwie 17 lat, mogę stwierdzić, że już od ponad 10 interesuję się zjawiskami paranormalnymi.
Postanowiłam napisać do Fundacji Nautilusa, ponieważ jestem głęboko przekonana o prawdziwości zjawisk nadprzyrodzonych i fakcie ich powszechnego występowania.
Kiedy miałam 4 latka przeprowadziliśmy się na osiedle, w pobliżu cmentarza. Mieszkałam na IV piętrze w bloku, w którym okna były ustawione z bezpośrednim widokiem na cmentarz. Jako 5 letnia dziewczynka uwielbiałam siadać na balkonie, wystawiając nóżki za barierki i patrzeć na te stare nagrobki. Cmentarz nie był używany już od dawna. Chowano na nim w sporej ilości Niemców po wojnie. Moich rodziców dziwiło, że siedziałam tam wieczorami, jednak widząc, że bardzo to lubię, pozwalali mi na to. Kiedyś mama spytała, czy się nie boję tak tu siadać i patrzeć. Odpowiedziałam, że nie. Wtedy wspomniałam, ze widzę tam fajne światła, jednak ona była przekonana, że chodzi mi o znicze. Pamiętam jak dziś, ze kiedy siadałam tam wieczorem, widziałam jakby błękitne, zamglone sylwetki ludzi swobodnie spacerujących po terenie cmentarza. Nie bałam się ich. Jeszcze nie wtedy...
Kiedy poszłam do 1 klasy podstawówki znów się przeprowadziliśmy. Nadal mieszkaliśmy na os. Piastowskim, jednak tym razem do bloku nr. 1. (poprzednio mieszkałam w bloku nr. 4).
Nie tęskniłam za widokiem na cmentarz. Nie tak bardzo, ponieważ był blisko i czasem chodziliśmy na spacery mijając jego bramę.
Wtedy już niestety nie dostrzegałam tych sylwetek. Zabawnym jest to, że znikały zawsze gdy w pobliżu pojawiali się moi rodzice. Po pewnym czasie od przeprowadzki zachorowałam. Miałam wysoką temperaturę. Podczas tego widziałam coś, co przestraszyło moją mamę, choć uparcie twierdziła, że jest to wynik podniesionej temperatury. Otóż widziałam zamgloną sylwetkę mężczyzny. Wyglądał jak ortodoksyjny żyd, z pejsami i jarmułką. Pojawiał się w pobliżu okna i patrzył na mnie... jakby z troską. Widziałam go potem jeszcze kilkakrotnie, ale już nie wydawał mi się być zatroskany. Tym razem czułam strach za każdym razem kiedy się pojawiał. Musze zaznaczyć, że pojawiał się tylko nocą. Pamiętam, że wyskakiwałam wtedy z łóżka z krzykiem i biegłam do pokoju rodziców. Tłumaczyłam wtedy mamie, że miałam zły sen i prosiłam aby spała ze mną. Wstyd mi było powiedzieć jej prawdę. (....)Obecnie mieszkam w domku jednorodzinnym. Już nie widzę dziwnych postaci, nie boję się zasypiać. Tak się złożyło, że znów mieszkam blisko cmentarza, jednak na szczęście nie mam na niego widoku.
Z poważaniem
Beata
Nawiedzone miejsca... nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile takich miejsc jest w Polsce. Oczywiście opieramy się tutaj wyłącznie na relacjach świadków, ale zdarzają się naprawdę wiarygodne i warte tego, żeby się nimi zająć. Dwie historie – jedna z dawnych lat, druga współczesna. Zaczniemy od tej pierwszej.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ceglany Dom
Witam
Odwiedzam wasze strony codziennie już od roku i czytam (....) zmusiłem sam siebie by napisać to co przeżyła moja babcia gdy była jeszcze młodą dziewczyną. Cała sprawa splata się wokół pewnego domu który do dziś stoi opuszczony we wsi gdzie mieszkam, jest to niepozorny budynek z czerwonej cegły, niemal w nienaruszonym stanie jedynie okna są dziko powybijane. Na placu gdzie stoi dom rosną istne chaszcze no ale trudno się dziwić, ogrodzenie natomiast jest całkowicie powalone jednak nawet okoliczni złomiarze przez tyle już lat nie kwapili się by smakowity kąsek zabrać.
Moja babcia często w latach młodości włóczyła się z przyjaciółmi wieczorami całkowicie bez celu, we wsi rzadko odbywały się jakiekolwiek zabawy to te takie spędzanie czasu było jak najbardziej na czasie. Pewnego dnia jeden z przyjaciół babci zaproponował by zwiedzić opuszczony dom który znajdował się stosunkowo niedaleko miejsca w którym akurat się znajdowali, cała czwórka udała się zatem do owego domu. Babcia opowiadała ze już gdy przekroczyła próg ogrodzenia ogarnęło ją dziwne wrażenie że nie powinna tu wchodzić bez wyrażanej zgody właścicieli, ale przecież takich już od dawna tu nie było. Weszli do środka drzwi były naturalnie otwarte, na ścianach były jeszcze wtedy kawałki tapety choć już obdarte, babcia mówiła że było też tam pare krzeseł nie nadających się do użytku i jedna kanapa.
Weszli praktycznie wszędzie gdzie się dało babcia chodziła za nimi jednak cała przestraszona no i wtedy w ostatnim pomieszczaniu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Weszli do łazienki, była tam nadal umywalka i kompakt, już mieli wychodzić gdy nagle korek od umywalki samoistnie się odkręcił a woda poleciała z kranu, początkowo babcia myślała że to może jakiś tymczasowy upust wody ale ta leciała coraz grubszym strumieniem tak że wkrótce umywalka nie odebrała wszystkiego, szybko chcieli opuścić to dziwne miejsce dlatego pospieszyli do drzwi, krzesła które zostały za nimi w mniemaniu babci zebrały się w jedną kupę i zaczęły sunąć po ziemi, później już cała czwórka śmiertelnie przerażona biega przed siebie byle dalej od tego miejsca. Gdy usłyszałem całą historię nie chciało mi się zbytnio w nią wierzyć dlatego postanowiłem zapytać jednego z uczestników tamtego zdarzenia, mieszka 2 domy dalej i był moim sąsiadem. O dziwo potwierdził wszystko to co mu opowiadałem i jeszcze powiedział, że nie chce przeżyć tego samego horroru jeszcze raz i radzi, aby trzymać się daleko od tego przeklętego miejsca.
Ta sprawa intryguje mnie dotąd często celowo podczas przejażdżki autem wybieram trasę obok tego domu jednak za żadne skarby świata nie wszedł bym do niego. Być może gdybym to zrobił mógłbym potwierdzić autentyczność całości jednak póki co postaram się po prostu zrobić zdjęcia domu z każdej strony i przesłać je w najbliższym czasie.
Pozdrowienia dla FN, Adrian
Druga historia jest związana z przemieszczaniem przedmiotów i ma miejsce... w szkole.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwne zjawiska w szkole
Witam
Piszę ten list w imieniu swoim i swojego przyjaciela. Chodzimy razem do jednej klasy w liceum, gdzie od półtorej roku mają miejsce dziwne i raczej niewytłumaczalne przy naszym poziomie widzy zjawiska.
Już we wrześniu roku 2007, kiedy to rozpoczęliśmy naukę w LO im. [xxxx] w [xxxxx] w naszej ówczesnej sali lekcyjnej działy się rzeczy, o których próbowaliśmy albo nie mówić, albo traktować pobłażliwie. Do czego zmierzam? Średnio kilka razy w tygodniu dochodziło do poruszeń przedmiotów (i nie chodzi tu o spadającą gąbkę czy uczniowskie wygłupy)
w obrębie ławek bez udziału człowieka.
Były to drobne przemieszczenia, rzadko dotyczące np. zeszytów na brzegach stolika. Mało tego, większość z nas zgodnie twierdziła, że niejednokrotnie wyczuwała czyjąś niewyjaśnioną obeność. Dodam jedynie, że sam odczuwałem coś podobnego i wcale nie było to przyjemne. Nie raz czułem się potem źle, byłem osłabiony i wymiotowałem. Było to dla nas dosyć szokujące i zarazem niewytłumaczalne, jednak na próżno próbowaliśmy uchwycić podobną
sytuację na filmie - zdarzały się one sporadycznie i nieregularnie. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że musi to być jakiś rodzaj bytu, świadomości - a zatem "pozostałości" (lub przynajmniej części) innego człowieka.
Gdy sytuacja nieco się uspokoiła (staraliśmy się, by to zjawisko nie wychodziło poza środowisko klasowe), nasza przyjaciółka - Agata nazwała ów byt... Tomek. Tak po prostu. Nabraliśmy do tego dystansu, stąd też odrobina luźnego podejścia do sprawy. Niestety, to było nierozsądne wobec tego, co miało okazać się później.
Ponad tydzień później poruszenia przedmiotów zaczęły się powtarzać, podobnie jak trudna do opisania obecność "kogoś", drętwa i zimna, niematerialna i niechciana. Wspomniana wyżej Agata kilkukrotnie zachorowała (miała problemy z sercem, wydawało się to dość poważne -
dziś bierze leki) a podczas wycieczki trzydniowej miała dość groźny wypadek (silne uderzenie w potylicę, szczęśliwie skończyło się pobytem w szpitalu i serią badań), którego świadkowie nie potrafią wyjaśnić. Z pewnością nie chodziło o poślizgnięcie się lub podobny aspekt. Czyżby "zemsta" bytu za wyśmianie całej sprawy?
Gdyby tego było mało, dziadek (lub pradziadek, w chwili obecnej nie pamiętam) naszej przyjaciółki był dyrektorem w naszym liceum. Idąc tym tropem postanowiliśmy zebrać informacje dotyczące jakichś wypadków na terenie szkoły. Jak się okazało, w roku 1974 zmarł jeden z uczniów szkoły, kilka dni po kontakcie z którąś z substancji użytej poza wiedzą
nauczyciela. Co nas zszokowało, nazywał się Tomasz F*********
Minął pierwszy miesiąc drugiego roku nauki w naszym liceum - kilkukrotnie parę osób ponownie odczuło obecność "czegoś", co w tej chwili aż strach nazywać Tomaszem. Jestśmy pewni, że jest to rodzaj bytu, świadomości, w dodatku nie mającej dobrych zamiarów. A może na swój sposób niespokojnej?
Pozdrawiamy i czekamy na poradę w tej kwestii. Nie ukrywam, że jesteśmy
bezsilni i zdezorientowani. Pozostajemy w kontakcie.
Michał xxxxxxxx i Kamil xxxxxx w imieniu uczniów xxxxx LO im. Xxxxxx w
xxxxxx
Na koniec dość nietypowa historia, której bohaterem jest czarny kot.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Znaki od zmarłych
Witam serdecznie
Otóż po śmierci mojej babci zaczęły się dziać dziwne rzeczy, np. talerze same wypadały z szafek, a na korytarzu[przedpokoju] było słychać kogoś kroki, mimo że w domu była tylko kuzynka. Po pewnym czasie byliśmy z rodzicami na cmentarzu (nowym samochodem i akurat tata wrócił zza granicy, po pół rocznej nieobecności.) Gdy sprzątaliśmy, zapalaliśmy znicze, ogólnie w trakcie całego naszego pobytu na grobie babci jakby spod ziemi wyrósł czarny kot z mocno zielonymi oczami, aż przeszywającymi .. Zaczął sie na nas patrzeć i na babci grób,co zdawało mi się troche dziwne.. Usiadł na pomniku z którego miał dobry widok na nas. ;-) Kiedy wychodzilismy przez furtkę do samochodu, ten kot pobiegł za nami i stanął na drodze ciągle się na nas patrząc..
I gdy ja spojrzałam w inną stronę , kiedy odjeżdzaliśmy, Mama mówiła że on ciągle sie patrzył a potem ''wskoczył''do grobu babci i jakby sie rozpłynął.. Uszłoby, gdyby nie to..
że dzień później poszliśmy do dziadka i mówił że w nocy jakis czarny kot[bez głowy ;/ ] go atakował,czy coś w tym stylu.
Nie wiem czy to bylo na jawie, czy we śnie ale dziadek twierdzi, że na jawie a on nie zmyśla, poza tym nas też prześladował ten kot, Może to babcia jakiś znak dała?
Dużo było takich historii ze znakami od zmarłych, i ja wierzę że coś tam jest. Aha, i dodam jeszcze nie do tematu. ;D
Pozdrawiam wszystkim ;)
Pt, 10 paź 2008 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.