Dziś jest:
Piątek, 29 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7239x | Ocen: 1

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 8 gru 2008 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   

Mistrz Soke Yamaue potrafi swoją niewidzialną mocą sparaliżować każdego człowieka! Niezwykła opowieść przysłana na pokład Nautilusa potwierdza nasze informacje o energii Ki.

Fundacja Nautilus jest trochę niczym... port, do którego spływają niezwykłe historie, które przeżyli ludzie na całym świecie. Te relacje bowiem budują obraz naszej rzeczywistości, który jest ukryty przed naszymi oczami. Zajmujemy się zbieraniem tych historii od kilkunastu lat i dopiero porównując wiele z nich ze sobą możemy ustalić jakieś tezy dotyczące „tajemnicy” związanej z naszym życiem na trzeciej planecie od Słońca. Szukanie wyjaśnienia takich zagadek jak UFO czy „tajemnica życia człowieka” jest jednym z celów statutowych naszej Fundacji... ale to uwaga „przy okazji”. Wróćmy do tematu głównego. Kiedy otrzymaliśmy relację naszego czytelnika p. Tomka od razu wiedzieliśmy, że musi koniecznie zostać opublikowana. Powody są dwa. Pierwszy jest związany z pokazem mocy energii Ki, a drugi... z wątkiem dotyczącym reinkarnacji, choć nie jest on tutaj najważniejszy. Wiemy, że te informacje są dla wielu czytelników „nie do przyjęcia” i zostaną zaliczone do fantazji i bajek, ale jeśli ktoś tak zrobi, to popełni błąd. Zbyt wiele informacji potwierdza bowiem, że istota ludzka potrafi opanować posługiwanie się niewidzialną energią pozwalającą... robić rzeczy, które powszechnie są przypisywane starożytnym bogom. I nie są to żarty! Ale teraz czas zaprezentować e-mail, który tak bardzo nas zaciekawił: -----Original Message----- From: [xxxxxxxxxx] Sent: Friday, December 05, 2008 6:16 PM To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Soke Yamaue- niewidzialna energia mistrza Witam! Trzy dni temu wróciłem z Brest we Francji. Byłem tam uczestnikiem seminarium sztuk walki (modren combat, krav maga, jiu-jitsu, aiki-jitsu). Zajęcia odbywały się w gronie około 50 osób. Sporty walki uprawiam od ukończenia 17 roku życia (wcześniej były to tzw. ogólnorozwojowe ćwiczenia). Liczne wyjazdy i spotkania poświęcone treningom i doskonaleniu systemów samoobrony są wpisane niejako w program. Jednak to seminarium w Brest będę pamiętał długo. Jak juz wspomniałem uczestników nie było dużo, również prowadzących zajęcia (3 osoby zamiennie). Głównym organizatorem był Phillip Floch (Francja - modern combat, krav maga), gościem specjalnym był Soke Yamamue (Japonia, aiki-jitsu), skład polskiej delegacji tworzyli Mirosław Kuświk (twórca modern combat) wraz z ze mną i jeszcze jednym kolegą. Po przyjeździe na miejsce (2 dni w jedną stronę samochodem)nastąpiło oficjalne otwarcie i rozpoczeliśmy trening. Na początku zajęcia prowadzone przez Soke Yamaue wydały mi się karykaturą tego, co nazywa się siłą pięści i japońskiej perfekcji. Pierwsze dwie godziny urabialiśmy dźwignie na nadgarstki, następne dwie wybijania noża z ręki i były kolejne, które znałem. Postanowiłem zrobić sobie przerwę do WC (normalna sprawa). Po powrocie do sali zobaczyłem, że uczestnicy nie trenują tylko patrzą na jednego ze swoich kolegów, który leży na podłodze. Nie wiedziałem co się dzieje więc dyskretnie zapytałem kolegi o co chodzi? Odpowiedział mi, że nie wie dokładnie, chyba obraził Soke i ten go ukarał. Yamaue stał nad tym karateką i uśmiechał sie do zgromadzonych. Leżący nie wyglądał na kogoś, kto stracił przytomność, oczy miał szeroko otwarte, podkurczone nogi, ramiona wyciągnięte ku górze a jego ciało drgało coraz bardziej, widać było jak walczy z czymś w rodzaju paraliżu. Yamaue też to zauważył pochylił sie nad mężczyzną, klepnął energicznie kilka razy po całym ciele i pomógł wstać z podłogi. Mężczyzna był pełen podziwu podobnie pozostali uczestnicy. To był początek Jego "koncertu". Yamaue zaprezentował między innymi uderzenie niewidzialnym mieczem, wprowadzenie człowieka w stan określany jako "zamrożenie osoby" (jesteś świadomy, ale nie masz pełnej kontroli nad ciałem) i ostatnie, równie ciekawe, wymuszenie (nakazanie) na osobie aby zaprzestała oddychać. W tych wszystkich wspomnianych sytuacjach widziałem, jak osoby poddawane działaniu (energii Yamaue), starały się stawiać jej opór. Były bez szans, tak jak wspomniałem wcześniej kończyło się to drgawkami i (niecałkowitym) sztywnieniem ciała. Nie tylko to widziałam, nagrałem to wszystko kamerą. Po pierwszym dniu zastanawiałem się jak to jest możliwe? Miałem ogromne szczęście, że organizator Phillip Floch, w celu niepodrażania kosztów naszego pobytu, stołował naszą delegację i Yamaue u siebie w domu (spaliśmy w hotelu). Było nas w sumie około 10 osób, wytworzyła się miła atmosfera, każdy z nas czuł się prawie jak u siebie. Rozmawialiśmy w języku angielskim, francuskim i polskim. Tematy dotyczyły organizacji kolejnych spotkań, szkoleń itd. Nasze wspólne dyskusje ukierunkowały się niespodziewanie na umiejętności Soke Yamaue. Sam Mistrz mówił z uśmiechem, że jest prawie jak ten "Dżedaj" z Gwiezdnych Wojen. Opowiedział nam interesująca historię swojego życia, którą chciałbym przytoczyć. Yamaue jako kilkuletni chłopak otrzymał od nieznajomego człowieka informację, aby udał się do świątyni, mieszczącej się na odludziu w pilnej, życiowej sprawie. Nie brał tego poważnie (nigdy nie miał w planie zostać kimś w rodzaju mnicha). Uległ ciekawości i wyruszył w drogę, gdy przybył na miejsce i stanął przed świątynią odniósł wrażenie jakby tu, kiedyś już był. Opowiadał dalej, że: drzwi do przedsionka klasztoru otworzył jakiś człowiek i przywitał Yamaue słowami "witaj w domu". Oprowadził go po wszystkich pomieszczeniach, w jednym z nich, na koniec pokazał rzeczy z dawniejszych czasów (szaty, różańce, broń, zwoje z notatkami). Yamaue zapytał: "co to jest?" Usłyszał w odpowiedzi: "...to wszystko należy do ciebie". W trakcie opowiadania, próbował nam wyjaśnić, że to było dla niego prawdziwym szokiem, bo jak można młodemu chłopakowi wmawiać, że żył razem z (przewodnikiem klasztornym) w dawnych czasach, jako kompan broni. Przewodnik wrócił wspomnieniami do poprzedniego życia, w którym żył pod innym imieniem, w innym ciele i obydwaj z Yamaue mieli bliski kontakt z Musashi Miyamoto, który nigdy nie powrócił do murów świątyni. Soke Yamaue trenował wiele lat w klasztorach, w rozmowie ze mną wspominał, że zajęło mu to ponad 30 lat. Zapytałem go czy ma następców? Odpowiedział, że ma kilku studentów, ale nie wystarczy zapisać się do niego na szkolenie by posiąść moc i umiejętności podobne do jego. To On sam wybiera sobie uczniów, którym przekazuje pozytywną energię bez ich wiedzy. Zapytałem na czym to polega? Na hipnozie? Wspomniał mi wtedy coś o falach alfa, które emituje każda żywa istota. Zwykli ludzie emitują jej około 1 do 2 procent, zwierzęta 75 do 85 proc. Yamaue ma zbliżoną do 90 proc. Pozwala mu to na porozumiewanie się ze zwierzętami (nie ważny jest rozmiar). Wydaje proste komendy i rozumie mowę zwierząt (jako fale, wibracje). Ostatnio próbował z delfinami był zadowolony. Zastrzegł jednak, że z niektórymi osobami to działanie energią może byc nieskuteczne, w pierwszych sesjach, podobnie u zwierząt. Warunek podstawowy należy spojrzeć Yamaue w oczy, w trakcie przekazu. W świecie zwierząt nie robią tego małpy, które wyczuwają coś i natychmiast opuszczają wzrok. Przez wszystkie te chwile, przebywania w jego towarzystwie, dał się poznać jako człowiek skromny z poczuciem humoru. Przyznał nam się, że miał zawał serca pół roku temu i leżąc w szpitalu doszedł do wniosku, że już niedługo ( za kilka lat) nadejdzie jego godzina. Swoje umiejętności określa jako fenomen, a życie i śmierć to etapy następujące po sobie i przenikające się wzajemnie. To tyle z z mojego spotkania z Soke Yamaue. Z przyjemnością odsyłam Was na stronę www.yamaue.com Pozdrawiam Wszystkich zainteresowanych Tomek Na koniec warto zobaczyć, jak wygląda taki pokaz mocy energii Ki. Oto film pokazujący mistrza Soke Yamaue w Szwecji w 2006 roku. Już na samym początku zaznaczamy wyraźnie, że naszym zdaniem cały list p. Tomka jest prawdziwy. W każdym punkcie! Najpierw jednak musimy wam opowiedzieć pewną historię, która przydarzyła się naszemu oficerowi „okrętu Nautilus”. Było to w roku 1987. W ramach zajęć sportowych na Uniwersytecie Warszawskim nasz kolega zapisał się na zajęcia Aikido prowadzone przez AZS. Jest to wschodnia sztuka walki wykorzystująca bardzo dziwne techniki przeróżnych dźwigni, które powodują natychmiastowy paraliż. Nasz kolega doznał kontuzji i szybko „wyleczył się” z zauroczenia tym sposobem "zaliczenia WF na studiach", ale zanim zrezygnował z zajęć Aikido, miał okazję przeżyć coś, co wstrząsnęło nim do głębi. Po prostu wstrząsnęło! Do Polski przyjechał mistrz Aikido, aby sprawdzić umiejętności polskich nauczycieli. Mistrz okazał się człowiekiem w niezwykle sędziwym wieku, miał minimum 70 lat! Był niezwykle drobnej postury, ważył ok. 50 kilogramów. Wszyscy studenci zostali zaproszeni do dużej Sali gimnastycznej. Wiek mistrza budził zdumienie uczestników spotkania. Wielu zastanawiało się, jak tak mały człowiek może stanąć do walki z młodymi mężczyznami, z których niektórzy byli dwa razy ciężsi od niego... Mistrz przez chwilę medytował, po czym poprosił kilka osób o zaatakowanie go w sposób dowolny. Mieli użyć całej siły, jaką tylko posiadali. To, co się działo chwilę potem, było niczym film science-fiction. Każdy odbijał się od tego małego człowieka jak od niewidzialnej ściany! Dotyk jego ręki powodował paraliż. Co ciekawe, paraliż mijał dopiero wtedy, kiedy sędziwy uczestnik wykonywał ruch ręką nad taką osobą. Było jasne, że dysponuje czymś więcej niż tylko świetną techniką walki. Polscy trenerzy Aikido poprosili mistrza o pokaz zastrzeżony dla osób wtajemniczonych. Ten najpierw długo się wahał, aż wreszcie zgodził się. Drzwi na salę ćwiczeń zostały zamknięte, nikt spoza kręgu adeptów sztuki walki nie miał prawa wejść na miejsce pokazu. I wtedy zademonstrował swoją siłę. Z sali wybrał pięciu największych i najsilniejszych adeptów Aikido. Mieli oni jedno zadanie: używając całej swojej siły przesunąć tego drobnego człowieka i to w dowolnym kierunku. Mistrz przez chwilę medytował, po czym dał znak, aby „rozpocząć ćwiczenie”. Pięciu ponad stukilogramów osiłków rzuciło się na tego człowieka. Mimo wkładania w to całej swojej siły nie byli w stanie przesunąć go nawet o jeden centymetr! Potem opowiadali, że kiedy przykładali do niego ręce mieli wrażenie, że dotykają metalowego posągu. Mistrz powiedział potem, że mieli okazję przekonać się, jakie są możliwości energii Ki, którą on zgromadził w sobie poprzez wiele lat medytacji. Osoby uczestniczące w tym pokazie byli wstrząśnięci. Podobno był to jedynie ułamek możliwości tego człowieka. O sile energii Ki pisaliśmy wiele razy. Wszystko wskazuje na to, że tajemna wiedza starożytnych mistrzów chińskich zwana „neikugiem” pozwala na zmagazynowanie energii Ki i osiąganie kolejnych poziomów, których jest podobno 72! Opierając się na naszej wiedzy (którą czerpiemy m.in. z książki „Mag z Jawy”) Soke Yamaue jest co najmniej na poziomie szóstym. Taki człowiek może używać energii Ki w sposób, który istotnie przypomina mistrza Jedi z kultowego filmu „Gwiezdne Wojny”. Od poziomu 20-tego tacy ludzie bez najmniejszego problemu lewitują, chodzą po wodzie, siłą Ki zapalają na odległość przedmioty itp. Jaką mocą dysponują ludzie powyżej 40-tego poziomu... tu nasza wyobraźnia odmawia posłuszeństwa. Kiedy po raz pierwszy na stronach FN napisaliśmy o "tajemniczych poziomach mocy" według chińskich mistrzów, wiele osób potraktowało to jako żart. Napisaliśmy wtedy, że sztuka doskonalenia „neikugu” opracowana przez Chińczyków pozwala zamienić człowieka w istotę przypominającą starożytnych Bogów znanych z mitów greckich. Od pewnego „poziomu mocy” ludzie Ci pozostają w ukryciu, choć potrafią się wzajemnie „wyczuwać na odległość”... Potrafią także zatrzymać proces biologicznego starzenia, a raczej znacznie go ograniczyć. Od czasu do czasu na pokład Nautilusa trafiają informacje, że w Chinach są mistrzowie „neikungu”, którzy żyją na ziemi od... 500 lat! Na koniec sprawa historii związanej z reinkarnacją mistrza Soke Yamaue. Tak się składa, że aby przekroczyć pewien poziom mocy (nie mamy tutaj precyzyjnych informacji czy chodzi o poziom 10 czy wyżej) trzeba doskonalić się przez kilka wcieleń. Trudno się dziwić, że już w poprzednim życiu ten człowiek miał kontakt z mocą. I jeszcze jedno – tacy ludzie dokładnie mówią, kiedy „umrą”, choć oni to nazywają „odejściem”. Wtedy żegnają się z przyjaciółmi, uczniami i bliskimi, z uśmiechem na twarzy zaczynają medytować, po czym... po chwili okazuje się, ze są martwi. Jeśli temat zainteresuje czytelników, postaramy się napisać na ten temat dłuższy tekst. I radzimy szczerze, aby nie traktować tego tekstu jako „bajeczek z półki S-F”. Kilka lat temu bowiem tak właśnie traktowaliśmy informacje o „neikungu”. Ale to już przeszłość.

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7239x | Ocen: 1

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 8 gru 2008 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.