11 września 2001 roku zmienił się świat. W tym banalnym zdaniu jest wiele prawdy, gdyż po tym dniu nic nie było już takie samo. Wraz z zawaleniem się dwóch wież WTC runęło poczucie bezpieczeństwa mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy przez wiele lat byli przekonani, że ich kraj jest poza zasięgiem wszelkich konfliktów i wojen. To właśnie ten dzień zapoczątkował operację wojskową w Iraku i w Afganistanie, która – co przyznają praktycznie wszyscy eksperci gospodarczy – mocno nadwyrężyła budżet USA i gdzieś stała się jedną z przyczyn wielkiego kryzysu gospodarczego w Ameryce Północnej. Od tego dnia byliśmy świadkami kolejnych zamachów z Londynie, na Bali, w Hiszpanii czy Indiach. To właśnie 11 września 2001 jest dniem, który stał się kluczem do zrozumienia złożoności współczesnego świata.
Kilka lat po zamachu kilka osób w Stanach Zjednoczonych zaczęło głosić teorię, zgodnie z którą tego dnia wszystko stało się inaczej, niż głosi wersja oficjalna. Po pierwsze zamach 11 września nie przygotowali żadni islamscy terroryści, żadni tam Saeed al-Ghamdi, Ahmed al-Haznawi, Ahmed al-Nami czy Ziad Jarrah, ale rodowici Amerykanie o powszechnie znanych nazwiskach, jak George Bush, Condliza Rize czy Donald Rumsfeld.
Po drugie zamach został spowodowany przez Amerykańską partię Republikańską sprawującą wtedy władzę w USA po to, aby
przysporzyć dochodów rodzinie Bushów, zarobić na ropie (Irak), umocnić imperializm amerykański oraz napędzić koniunkturę dla przemysłu zbrojeniowego.
Ludzie znani z głoszenia chrześcijańskich wartości (Republikanie są bardzo religijni) nie mieli żadnego oporu przed podpisaniem wyroków śmierci na swoich współobywateli
(w zamachu zginęły 2973 osoby, w tym pięciu Polaków, bez wliczania 19 porywaczy i 26 osób nadal oficjalnie uznawanych za zaginione) w ramach planu umacniania pozycji USA w świecie.
Po trzecie w zamachu uczestniczyła bezprecedensowa liczba zamaskowanych amerykańskich agentów, w tym niejaki Osama bin Laden. 29 października 2004 roku arabska telewizja satelitarna Al-Dżazira nadała wystąpienie Osamy bin Ladena, w którym wziął on na siebie odpowiedzialność za zamachy z 11 września 2001 roku i zagroził ich powtórzeniem. Oświadczył, że ataki terrorystyczne na USA to przejaw walki o wolność, ale jego oświadczenie według miłośników tej teorii zostało zmanipulowane, gdyż Osama bin Laden jak i połowa świata arabskiego to „marionetki w rękach jankesów”.
W 2001 roku niemalże cały świat z przerażeniem przyglądał się fali ataków terrorystycznych w USA. Do Waszyngtonu napływały kondolencje i zapewnienia o gotowości do niesienia pomocy. Atmosfera świętowania panowała natomiast wśród Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie na ulice wyległy tłumy ludzi, śpiewając „Bóg jest wielki”. Niektórzy strzelali na wiwat w powietrze. Zgodnie z teorią spiskową oni także zostali zmanipulowani przez USA, gdyż dali się nabrać, że to ich „bracia w wierze” zamienili samoloty pasażerskie w żywe bomby, gdy tak naprawdę całą śmietankę za udane zamachy spijali nie ci, co powinni. Świętować i skakać z radości powinni nie arabscy mieszkańcy Jerozolimy a politycy amerykańscy, wysocy rangą wojskowi USA, a także agenci służb specjalnych, gdyż zrobili „dobrą robotę” (z ang. „good job”).
Był więc to spisek wszechczasów, który błyskawicznie zyskał rzeszę wręcz fanatycznych wyznawców także w Polsce. Szybko okazało się, że wyjątkową słabość do tej teorii spiskowej mają ludzie, którzy już wcześniej wierzyli w inne teorie spiskowe. Zauważyliśmy z pokładu okrętu Nautilus, że dość szczególnie ta teoria zaczęła być traktowana przez ludzi, którzy interesują się zjawiskami niewyjaśnionymi, którzy od dawna wierzą w UFO czy Wielką Stopę. Teoria spiskowa dotycząca 11 września stała się dla nich niczym monumentalny pomnik z granitu, rzecz absolutnie pewna, jasna i oczywista, której nie kwestionuje „nikt o zdrowych zmysłach”. Na pytanie „w co wierzysz?” taki człowiek bez chwili zawahania odpowiada „wierzę na przykład w UFO, reinkarnację i spisek 11 września”. Robi to wszystko na jednym oddechu, a wiara w to, że „George Bush jest przestępcą, który zabił 3 tysiące osób” jest równie silna jak to, że od czasu do czasu dochodzi do obserwacji obiektów UFO.
Do tej pory w internecie nikt nie ośmielił się skrytykować tej teorii, wskazać na absurdy tkwiące u jej podstaw, czy wreszcie wymienić imiona i nazwiska osób, które zgodnie z jej założeniami podpisali się pod śmiercią 3 tysięcy swoich współobywateli. Kolejne filmy dotyczące teorii spiskowej 11 września unikały jakiejkolwiek krytyki przez znawców terroryzmu, którzy dywagacje o ataku „Amerykanów na samych siebie” uznawali za szczyt idiotyzmu i w ogóle nie podejmowali jakiejkolwiek polemiki na takim poziomie dyskusji. Natomiast orędownicy tej teorii mówili uśmiechając się zagadkowo: „Widziałeś Zeitgeist? Nie?! No to zobacz koniecznie, on ci wszystko wyjaśni!”. Do tej pory nikt nie ośmielił się poddać jakiejkolwiek krytyce tę teorię jak i filmy uważane za „biblię teorii spiskowej 11 września”.
Już dawno uważałam, że jeśli gdziekolwiek powinien powstać taki tekst, to właśnie na stronach Fundacji Nautilus. Powody główne są dwa. Po pierwsze warto pokazać, że zajmując się zjawiskami niewyjaśnionymi potrafimy być krytyczni, że nie „kupujemy wszystkiego jak leci” z półek, na których są prezentowane zjawiska typu X`Files.
Po drugie okolicznością bardzo sprzyjającą tego typu opracowaniu jest to, że w szeregach Fundacji Nautilus jest człowiek, który przez ostatnie 8 lat zebrał w sprawie zamachów bezprecedensową dokumentację obejmującą zarówno materiały pisane (artykuły, książki), jak i archiwum multimedialne (filmy, zapisy audio). Tą osobą jest prezes FN, Robert Bernatowicz, który od samego początku uważał teorię spiskową wybielającą islamskich terrorystów za wyjątkowe draństwo, które robi się ludziom, którzy zginęli w tamtych zamachach.
Przysłuchiwałam się jego argumentom przeciwko tej teorii wiele razy i zachęcałam go do tego, aby zgodził się kiedyś udzielić wywiadu o tych zamachach właśnie na stronach FN. Inni ludzie także powinni poznać jego sposób myślenia, formułowania argumentów, przekonywania do swojej racji. Robert od samego początku uważał pomysł wywiadu za mało szczęśliwy.
„Ludziom fanatycznie wierzącym w złych Republikanów zabijających innych Amerykanów nie przekona absolutnie nikt i absolutnie nic, szkoda mojego i Twojego czasu” – tak od samego początku mówił Robert i stąd pomysł tego artykułu ciągle odwlekał się w czasie. Dopiero niedawno okazało się, że w samych Stanach Zjednoczonych także nie ukazało się żadne krytyczne opracowanie dotyczące tej teorii, a tego typu wywiad przetłumaczony na język angielski mógłby zostać przedrukowany przez kilka amerykańskich mediów i stać się ważnym głosem w dyskusji poświęconej w ogóle teoriom spiskowym i granicom, które chyba nie powinno się przekraczać. Granicom rozsądku i minimalnej przyzwoitości, co obowiązywać powinno także takich ludzi, jak nas z FN zajmujących się na co dzień nawet najbardziej nieprawdopodobnymi teoriami i hipotezami. Jestem bardzo zadowolona z tego, że mój kolega z pokładu okrętu Nautilus wreszcie zdecydował się podzielić z pozostałymi czytelnikami portalu FN swoimi przemyśleniami dotyczącymi 11 września, gdyż nie mam wątpliwości, że jeśli kiedyś taki wywiad gdzieś powinien się ukazać, to właśnie na łamach naszego portalu.
Małgorzata Żółtowska FN
Dobrze pamiętasz ten dzień, czyli 11 września?
Oczywiście, jakby to było wczoraj. 11 września 2001 roku miałem umówione spotkanie w sprawie wykonania reklamówki radiowej dla kampanii politycznej Bloku Senat 2001. Zaparkowałem samochód przed teatrem Ateneum w Warszawie. Już miałem wysiadać, kiedy dostałem SMS. Pamiętam nawet jego treść.
Możesz ją zacytować?
Nie ma problemu, zaczekaj, jak to było... Bardzo krótki tekst.
„Zaczęła się III Wojna Światowa. Włącz telewizję!”. Wszedłem na górę i zobaczyłem kilka osób w milczeniu patrzących w telewizor. Spotkanie zostało odwołane, błyskawicznie pojechałem do domu, włączyłem telewizor i natychmiast zacząłem nagrywać wszystko co tylko się dało na wideo. Od lat mam taki dziennikarski zwyczaj zbierania materiałów na temat, który uważam za ważny. Wtedy miałem poczucie, że na oczach całego świata zmieniają się losy naszej planety. Dokładnie tak wtedy myślałem.
Czy to był początek powstania Twojego archiwum o 11 września?
Praktycznie od samego początku zacząłem zbierać materiały, od razu po samym zamachu. Oczywiście już wcześniej interesowałem się islamskim terroryzmem, ale dopiero atak 11 września sprawił, że dokumentowanie tego wydarzenia stało się moją prawdziwą pasją. Muszę powiedzieć, że jest to fascynująca przygoda, która trwa już prawie 8 lat i nic nie wskazuje na to, żeby miała się szybko skończyć. Inna sprawa, że trochę mnie przytłoczyła ilość materiałów, niewyobrażalnie obszerny materiał dokumentacyjny. Tego się nie spodziewałem, przyznaję.
To znaczy… możesz to wyjaśnić?
Ja po prostu nie spodziewałem się, że 11 września ma tyle wątków, jest tyle przeróżnych płaszczyzn tego wydarzenia, równie fascynujących i jednocześnie tak samo obszernych jak kulisy na przykład uprowadzenie samolotów. Przykładem jest materiał z Niemiec dotyczący tego, co robili wcześniej terroryści, jak się organizowali, jak planowali sam atak. Na ten temat powstało kilkanaście filmów, co najmniej kilkadziesiąt książek w samych Niemczech. Państwo niemieckie spełniło w tym zamachu rolę zaplecza, na którym był przygotowywany zamach. Zachowały się notatki terrorystów, relacje setek świadków opisujących spotkania tej grupy, także są zapisy niektórych ich rozmów. Kolejna sprawa to wszystkie wątki dotyczące osób pracujących w kontroli lotów i śledzenia uprowadzonych samolotów. Kolejne ośrodki w USA przejmowały lecące samoloty, wszystkie rozmowy pomiędzy pilotami a kontrolerami zostały zarejestrowane. Samo przesłuchanie tego materiału i jego przeanalizowanie to praca na rok, jak nie na dłużej. Trzeba jeszcze powiedzieć, że wszystkie samoloty były obserwowane przez bardzo wiele załóg samolotów, które przebywały akurat w pobliżu. Na początku nikt nie przypuszczał, że to jest atak terrorystyczny na niewyobrażalną skalę. Początkowo nie było kontaktu z uprowadzonymi samolotami, pojawiały się różne hipotezy. Piloci dostali polecenie obserwowania dziwnie zachowujący się maszyn, których załogi zresztą wyłączyły swoje transpondery, ale stała się rzecz zupełnie bezprecedensowa w historii amerykańskiego lotnictwa cywilnego, gdyż inne maszyny jednocześnie dostały zakaz przebywania w pobliżu uprowadzonych samolotów.
„Możecie lecieć gdzie chcecie, aby być dalej od tego samolotu czy tamtego” – takie komunikaty zostały odczytane przez kontrolerów lotów i pokazują one dobrze dramatyzm tamtych chwil. Muszę przyznać, że wszystkie ich relacje są naprawdę fascynujące z punktu widzenia historyka tamtych wydarzeń. Był na przykład moment, kiedy terroryści po zabiciu załogi próbowali przekazać komunikat dla pasażerów, ale nacisnęli niewłaściwy przycisk i całość została wyemitowana w przestrzeń radiową, komunikat wysłuchali piloci maszyn lecących w promieniu kilkuset kilometrów. Oni następnie zaczęli przekazywać do kontroli lotów ten nieprawdopodobny komunikat, że podejrzewają, że ten samolot został uprowadzony, a dokładniej chodziło tutaj o lot American 11. Ale to stało się dopiero po jakimś czasie. Na samym początku była ogromna niepewność, nikt nie wiedział, co się dzieje… Jak mówię, to są fascynujące materiały, które wręcz przytłaczają swoją obszernością.
Ile tego jest?
Masz na myśli dokumentację ataku 11 września?
Tak.
Powiedzmy wprost: tego jest niewyobrażalna ilość… To jest najlepiej udokumentowany zamach terrorystyczny w historii świata. Musisz pamiętać, że rok 2001 to już jest rok powszechnej dostępności środków audiowizualnych. Wtedy praktycznie każdy ma kamerę, każdy może rejestrować na przykład rozmowy telefoniczne, gdyż wystarczy nacisnąć przycisk „record” na sekretarce automatycznej w domu i już dysponujemy zapisem rozmowy. Pasażerowie uprowadzonych samolotów kontaktowali się z rodzinami, dzwonili do nich z pokładów maszyn. Niektórzy bliscy tych nieszczęsnych ludzi zdecydowali się wiedzeni jakimś przerażającym instynktem zarejestrować te rozmowy właśnie na sekretarkach telefonicznych. Powstała bardzo smutna dokumentacja, przejmująca i jednocześnie fascynująca. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zbierze i opublikuje wszystkie relacje rodzin ofiar, którzy w dniu zamachów kontaktowali się z ludźmi, którzy potem zginęli. Te relacje są zresztą powszechnie dostępne, gdyż rodziny ofiar są zrzeszone w przeróżnych stowarzyszeniach, mają własne spotkania, strony internetowe i tak dalej. Już tylko analiza tego materiału może zająć kilka lat pracy, żeby zrobić to dobrze. A to tylko jedna wybrana rzecz z całej palety dokumentacji, która dotyczy ataku z 11 września 2001 roku.
Ale przecież były już wcześniej podobne wydarzenia, które potem rodziły wiele kontrowersji… ot choćby zamach na Kennediego.
Jak można porównać atak 11 września z takim zamachem na JFK?! Sprawa zamachu na JFK była w czasach, kiedy media elektroniczne dopiero raczkowały. Owszem, komisja prezesa Sądu Najwyższego Earla Warrena prowadziła dochodzenie, pojawili się jacyś tam świadkowie, przesłuchano kilka tysięcy osób, ale to naprawdę śmiech na sali w porównaniu z tym, co wiązało się z zamachami 11 września. Ocenia się, że w tej sprawie przesłuchano około 120 tysięcy osób, wszystkie relacje zostały zarejestrowane, nie trzeba się opierać na relacjach z drugiej czy trzeciej ręki, jak to miało miejsce w latach 60-tych, kiedy ruszył proces Lee Harveya Oswalda. Dokumentacja zamachów 11 września obejmuje zarówno bezpośrednich świadków tamtych wydarzeń, ale także kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy wątków pobocznych. Przykładem jest choćby sprawa kursów pilotażu, które przechodzili terroryści. Ich zachowanie od samego początku budziło podejrzenia instruktorów, ale nikt z nich jednak nie przypuszczał, że zdecydują się na coś tak niebywałego… Zeznania instruktorów zostały zresztą zamieszczone w książce „Perfect Soldiers” Terriego McDermotta, a i tak on opublikował tylko małą część tych materiałów. Jeszcze jedna ważna uwaga. To był czas, kiedy nikt nie traktował samolotów jako bomb wypełnionych paliwem, które można by wykorzystać w misjach samobójczych. To była nowość, trzeba przyznać. Muszę powiedzieć, że członkowie komisji zajmującej się wydarzeniami 11 września wykonali bezprecedensową i tytaniczną pracę, przesłuchiwani byli nawet pozornie najmniej istotni pracownicy ośrodka szkoleniowego, ale ich relacje także dają pewien obraz tego, co wiązało się z procesem przygotowywania do zamachów. To tylko przykład bogactwa, z jakiego może korzystać każdy, kto zacznie interesować się historią zamachów 11 września. Wystarczy tylko chcieć, po prostu chcieć.
Od czego ty zacząłeś?
Kiedy tylko zobaczyłem w telewizji CNN płonące budynki WTC, wtedy natychmiast zacząłem nagrywać wszystko na kasety wideo. Mam bardzo bogatą dokumentację, choć wtedy jeszcze nie miałem tak wygodnych w prowadzeniu dokumentacji nagrywarek z twardym dyskiem, które mam dzisiaj. A jednak ten materiał jest także przejmujący i pozwala na wychwycenie wielu ważnych momentów tych ataków. Mało kto wie na przykład, że na samym początku niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że atak został przeprowadzony za pomocą samolotów. Nie wszyscy stojący w pobliżu WTC oglądali telewizję, a zresztą niektóre stacje telewizyjne w Stanach Zjednoczonych w kilka minut po uderzeniu samolotu w pierwszą wieżę nadawało komunikaty, że ktoś podłożył w jednej z wież ładunki wybuchowe i doszło do eksplozji! Ludzie poruszający się w bezpośrednim pobliżu WTC w ogóle nie mieli pojęcia, że w pierwszą wieżę uderzył samolot. Zachowały się relacje ekip telewizyjnych, którym przerażeni ludzie opowiadali jedynie, że słyszeli eksplozje i że na pewno w WTC ktoś musiał podłożyć ładunek wybuchowy. Ludzie nie mieli pojęcia, że w gmach uderzył samolot, powtarzam to raz jeszcze!
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, ale pojęcia o tym nie mieli także strażacy, którzy przybyli na akcję ratowniczą. Tak dokładnie było! To są zupełnie niebywałe sceny, które można oglądać na chyba najlepszym filmie dokumentalnym zrealizowanym przez dwóch młodych Francuzów pod tytułem
„WTC – 11 września”, którego pełna wersja trwa ponad 3 godziny, którzy razem ze strażakami weszli do jednej z wież. Ich zadaniem było nagrywanie materiałów do filmu o życiu nowojorskich strażaków, który z banalnego filmu o strażakach zamienił się w monumentalną historię o śmierci. W tym filmie jest taka scena, kiedy strażacy znajdują się w prowizorycznym centrum dowodzenia zorganizowanym w recepcji południowej wieży i pytają się nawzajem, co się stało. Są przekonani podobnie jak setki osób wokół WTC, że doszło do jakiegoś wybuchu gdzieś w połowie budynku. Nikomu się nie mieściło w głowie, że mogło dojść do uderzenie Boeinga 757 w budynek, ludzie nie wierzyli, kiedy ktoś mówił, że to jednak samolot… Taką scenę wykorzystali zresztą bez cienia zażenowania twórcy filmu
„11 września niewygodne fakty”, a scena ta miała rzekomo przekonywać, że były ładunki wybuchowe, skoro świadkowie nie mówili o samolotach, a jedynie o jakieś eksplozji. Istotnie, tak było na samym początku i dotyczyło to nawet strażaków, co dobrze pokazuje film tych Francuzów.
Warto także powiedzieć, że niewielu świadków widziało uderzenie pierwszego samolotu, gdyż poruszał się on niczym pocisk z prędkością około 850 kilometrów na godzinę! Dopiero uderzenie drugiego samolotu przecięło wszelkie spory, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Jeden z tych strażaków przyznał potem, że ludzie przed telewizorami wiedzieli znacznie więcej o tym, co się stało, niż ludzie znajdujący się w „ground zero”. Podobno byli też tacy, którzy uwierzyli w wersje o samolotach dopiero wtedy, kiedy w domu obejrzeli wiadomości telewizyjne i zobaczyli Boeingi uderzające w WTC. Kiedy znajdowali się w pobliżu płonących wież uważali takie wersje tego, co się stało, za zbyt nieprawdopodobne. W ciemno zakładali, że stało się to co kilka lat temu wcześniej, czyli że ktoś podłożył ładunki wybuchowe pod jedną z wież.
Czy wcześniej były informacje o tym, że jest możliwy atak terrorystyczny na taką skalę?
Takich informacji było mnóstwo. Kompromitacją amerykańskich służb wywiadowczych było to, że nie potrafili złożyć tej układanki w jedną całość. Potem było kilka dymisji, poleciało kilka wysokich głów z CIA, ale i tak nie ma wątpliwości, że była to po prostu klęska, całkowita klęska amerykańskiego wywiadu. Są fragmenty raportów CIA ujawnionych podczas śledztwa prowadzonego po zamachach, w których wprost mówi się o możliwości użycia przez islamskich samobójców samolotów do ataków na budynki w dużych miastach. Problemem amerykańskiego wywiadu jest jednak to, że tych informacji jest tak dużo, to jest istny potok informacji. Co z tego, że wiele rozmów telefonicznych jest monitorowanych i nagrywanych, że specjalne programy analizujące mowę wychwytują słowa klucze jak „atak” czy „bomba”, skoro fizycznie nikt nie był w stanie tych nagrań przesłuchiwać. Dopiero po 11 września sięgnięto do tych materiałów i wtedy atak okazał się czymś oczywistym, co musiało nastąpić. Muszę przyznać, że raporty CIA z początku 2001 roku zawierały bardzo precyzyjne informacje o przygotowywanym zamachu. Było nawet o ile dobrze pamiętam wymienione WTC jako cel uderzenia samolotów!
Zresztą, nie trzeba było być jakimś wybitym specjalistą od wywiadu, aby przewidzieć to, co się stało w 2001 roku. Tu muszę wymienić mojego przyjaciela, znakomitego pisarza i znawcę terroryzmu islamskiego Igora Witkowskiego, który w pewien sposób przewidział ten atak. Igor od wielu lat śledził zjawisko ataków samobójczych na Bliskim Wschodzie i wiele razy mówił mi, że Amerykanie muszą tylko liczyć dni do momentu, kiedy zostaną zaatakowani w tego typu zamachach. Wydaje mi się, że Igor wymieniał nawet WTC jako idealne miejsce na taki atak. Myślał jednak, że podobnie jak w 1993 roku terroryści zdecydują się na podłożenie bomby pod wieżę World Trade Center. Podejrzewał także, że islamiści użyją ładunków jądrowych, które „wyciekły” ze Związku Radzieckiego. Zresztą, jego ostrzeżenie o możliwości ataku jądrowego jest cały czas aktualne. Ale trzeba oddać sprawiedliwość Igorowi i muszę przyznać, że on w pewien sposób przewidział 11 września, naprawdę go przewidział. Zresztą, nie on jeden… Ameryka wydawała się jednak zupełnie ignorować wszystkie ostrzeżenia, ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo tego supermocarstwa zachowywali się tak, jakby Stany Zjednoczone były terenem, na którym żadna organizacja nie zdecyduje się przeprowadzić zamachu samobójczego. Kontrola na lotniskach była symboliczna, a informacje o zagrożeniu terrorystycznym uznawano za ciekawostkę.
Uważasz, że zbagatelizowano ostrzeżenia wywiadu?
Należał się im ten 11 września, swoją nonszalancją solidnie na niego zapracowali. O tym, jak było w Stanach przed tym atakiem, najlepiej pokazuje historia, jaką opowiedział mi mój znajomy wykładowca uniwersytecki. Miał on okazję być w Waszyngtonie na stypendium naukowym i chciał koniecznie odwiedzić bibliotekę, która znajdowała się w słynnym budynku Pentagonu. Ku jego bezgranicznemu zdumieniu dostał bardzo łatwo pozwolenie na wejście na teren Pentagonu, a posiadając przepustkę zaczął się bezkarnie pętać po całym gmachu. Nikt go nie zatrzymywał, nikt go nie kontrolował. W pewnym momencie w swojej bezczelności, a trochę i z ciekawości postanowił wejść do jednego z pokojów, do którego akurat były otwarte drzwi. Na stole leżały jakieś papiery, pokój był pusty. Przez głowę przeleciała mu myśl, że może to są jakieś tajne informacje wywiadowcze, które bez większych problemów mógłby skopiować i zaoferować na przykład Rosjanom… Tak było w Ameryce przez wiele, wiele lat. Kiedy wrócił do Polski na zajęciach ze studentami w których brałem udział powiedział, że tego typu nonszalancja Amerykanów kiedyś nie zakończy się dobrze. Miał oczywiście rację, choć trzeba przyznać, że po wrześniu 2001 roku to wszystko się zmieniło. Ostatnio jednak Amerykanie znowu wydają się zapominać o lekcji „11 września” i chyba znowu potrzebne jest otrzeźwienie, ale to… temat na zupełnie oddzielną rozmowę.
Mieliśmy rozmawiać o teorii spiskowych związanych z 11 września 2001 roku. Czy wiesz, kiedy po raz pierwszy ktoś powiedział o spisku?
Oczywiście nie jestem w stanie śledzić wszystkich amerykańskich mediów, ale podejrzewam, że pierwsze nieśmiałe pomruki o tym, że to Republikanie i George Bush zorganizowali zamachy 11 września pojawiły się mniej więcej w czwartą rocznicę zamachów. Początkowo uznałem to za jakiś upiorny margines, za absurd, którego przecież nikt o zdrowych zmysłach nie potraktuje poważnie, wobec takiej ilości materiałów, relacji świadków, a także tego, co od tylu lat dzieje się w krajach muzułmańskich. Można bowiem powiedzieć, że 11 września jest logiczną konsekwencją wcześniejszych wydarzeń na Bliskim Wschodzie, w każdym razie uznałem te dywagacje o ataku Ameryki na Amerykę za upiorny żart, ale... Zmieniłem zdanie wtedy, kiedy zacząłem czytać komentarze pod publikacjami na dużych portalach informacyjnych, kiedy tylko ukazał się jakikolwiek tekst o 11 września.
Okazało się, że nienawiść do prezydenta Busha i jego ekipy jest tak obłąkańcza, że ludzie są gotowi zaakceptować nawet najbardziej nieprawdopodobne bzdury pogrążające „dżordża dablju” i kupować wersję spiskową w całości bez żadnych zbędnych pytań. Nikt jakoś nie zastanowił się nad tym, że nawet minimalnie kwestionując udział islamskich terrorystów w tym zamachu, wybielając ich i rzucając podejrzenie o zbrodnię na rodaków ofiar po prostu pluje się w twarz ludziom, którzy zginęli w tych zamachach. Nie mogłem uwierzyć, że znajdą się ludzie wierzący w te bzdury… Ale znaleźli się i to szybko, bardzo szybko.
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się hipoteza o spisku?
Starałem się ustalić ten moment, ale Stany Zjednoczone to duży kraj i trudno jest sprawdzić wszystkie możliwe publikacje. Można jednak założyć, że pojawiła się ona dość późno, w 2005 roku. To zabawne, ale ja dokładnie pamiętam, co w 2001 roku sobie pomyślałem oglądając na żywo relacje w telewizji, kiedy na oczach setek milionów widzów na całym świecie o 9:03 samolot o numerze lotu 175 uderzył z szybkością 950 kilometrów na godzinę w południową wieżę, trafiając ją między piętrami 78 i 84. Pomyślałem mniej więcej coś takiego:
„co za ulga, że stało się to na oczach całego świata, bo przynajmniej te amerykańskie świry od spisków nie będą gadać bzdur, że to nie był samolot!”.
Pomyślałem sobie to z ogromną ulgą i nawet w najbardziej zwariowanych pomysłach nigdy nie wpadłbym na to, że oni pójdą krok dalej w tym wariactwie spiskowym. Ta grupa stworzyła zupełnie nową jakość w węszeniu spisków, gdyż w pierwszej fazie teorii spiskowych „11 września” mówili o specjalnych samolotach z podwieszonymi zbiornikami, w których były ładunki wybuchowe mające zniszczyć wieże.
Potem poszli jeszcze dalej, bo zaczęli mówić zupełnie poważnie o tym, że owszem – samoloty jak najbardziej uderzyły w wieże, ale twórcy zamachów jeszcze jako swoisty „deser” założyli ładunki wybuchowe w obu wieżowcach! Że niby przydzwonienie dwoma wypełnionymi paliwem Boeingami 757 było „niewystarczające” i trzeba było jeszcze ukryć w konstrukcji wież ładunki, aby… wyobraźnia chyba odmawia mi posłuszeństwa… może po to, aby budynki zawaliły się na 100%, a nie tylko na 99%. Dlaczego pojawili się świadkowie mówiący o „wybuchach i eksplozjach” już mówiłem, ale ludzie serio traktujący tę szaleńczą hipotezę o wysadzaniu WTC nie mają pojęcia, że tego typu operacja oznacza rozszerzenie grona ludzi przygotowujących zamach o jakieś 200-300 osób i to wybitnych specjalistów od wysadzania dużych budowli.
Nawet w tak dużym kraju jak Stany Zjednoczone tacy ludzie znają się praktycznie wszyscy nawzajem i tego typu
„manewr z wysadzaniem piętra za piętrem” byłby natychmiast rozpoznany przez ludzi z branży i po tysiąckroć omówiony i zdemaskowany. Oczywiście nie muszę nawet mówić, że nikt ze znawców wysadzania budynków nawet przez chwilę nie pomyślał, że WTC poskładało się w gruz dzięki sprytnej pracy detonatorami.
Skąd w takim razie ten pomysł o ładunkach w WTC?
Jestem pewien, że stało się to po tym, jak kilkanaście minut po uderzeniu pierwszego samolotu skołowani ludzie chodzący wokół płonącego WTC mówili dla reporterów telewizyjnych, że nic im nie wiadomo o samolotach, natomiast oni słyszeli wyraźną eksplozje, więc raczej ktoś wysadził jedno piętro WTC. Skoro oni słyszeli eksplozję, to nie ma siły, że musiały być podłożone ładunki wybuchowe. Taka logika rodem z piaskownicy doprowadziła amerykańskich nawiedzonych wymyślaczy teorii spiskowych do odkrycia, że oni przecież „widzą”, jak następuje wybuch za wybuchem, kiedy składały się kolejne piętra wież WTC.
I mało ich interesował fakt, że do 11 września 2001 roku nikt na oczy nie widział, jak zawala się drapacz chmur! Z takimi ludźmi dyskusja jest trudna, bo taki jeden z drugim „widzi wybuchy, widzi i już!”. Tłumaczenie, że każde zawalenie się kondygnacji tak potężnego budynku pod względem uwalnianej energii przypomina małą detonację kilkunastu kilogramów trotylu, że uderzenia kolejnych betonowych podstaw każdego piętra o znajdujące się poniżej wyzwala siły porównywalne tylko z wybuchem bomby, takie tłumaczenie tych ludzi mało interesuje… Co ja mówię, w ogóle ich nie interesuje! I można godzinami tłumaczyć, że uderzenie samolotów w WTC jest i tak rekordem świata i zastosowanie „extradopalaczy” w postaci nafaszerowania obu wież ładunkami wybuchowymi to absurd do trzeciej potęgi, że to zdecydowanie zahacza o raczej psychiatrię, a nie przemyślaną logistykę zamachów terrorystycznych… Ale ja myślę, że tutaj w grę wchodzą bardzo duże emocje. Jak człowiek „łyknie” na samym początku jakiś absurdalny pomysł, to potem poziom jego odporności na kolejne absurdy ulega znacznemu obniżeniu. To pewnie można by ująć w jakiś zgrabny wzór i może dałoby się to jakoś policzyć, kto wie...
Jaka była Twoja pierwsza reakcja, kiedy pojawiły się teorię spiskowe dotyczące 11 września?
Pierwsza reakcja? Chyba niedowierzanie... Tak, chyba także bezgraniczne zdziwienie. Byłem bowiem jednym z tych ludzi, którzy bardzo interesowali się wszystkim, co dotyczyło terroryzmu i wręcz byłem przekonany, że wcześniej czy później islamscy terroryści zaatakują kraje zachodnie w sposób spektakularny. Spodziewałem się nawet odpalenia ładunków jądrowych w stolicach państw zachodnich jak sugerował Igor Witkowski, więc 11 września nie był dla mnie jakąś szczególną niespodzianką.
Tymczasem okazało się, że oto jest potężna grupa ludzi, którzy mówią mniej więcej tak:
nie było żadnych zamachów, nie istnieje żaden terroryzm islamski, bo jest to wymysł George`a Busha i jego psubratów z Partii Republikańskiej. To oni zorganizowali ataki na WTC, które przy okazji na deser dodatkowo wysadzili, a Pentagon nie wiedzieć czemu nie potraktowali tak jak wieże WTC samolotami z podwieszonymi ładunkami wybuchowymi, ale Bóg jeden wie z jakiego powodu przydzwonili w niego zwykłym pociskiem samosterującym typu ziemia-ziemia albo powietrze-ziemia.
Myślałem, że w takie bzdury nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, ale pomyliłem się i to srogo! Wersję o pocisku samosterujacym powtarzali nawet ludzie, których nigdy bym nie podejrzewał o taki brak krytycyzmu... Przed nosem wymachiwali mi wydrukami z internetu pokazującymi, jak to dziura w Pentagonie jest mniejsza niż powinna. To miało wyjaśnić wszystko: ludzie Busha odpalili pocisk i zabili 125 osób w Pentagonie. Dlaczego? Dla zysków rodziny Busha i ropy. Proste? Proste!
Przyznaję, że wtedy sprawa tej teorii spiskowej mnie naprawdę zafrapowała... Wiem, że istnieje UFO, wiem, że istnieje reinkarnacja i życie po śmierci, wiem, że musiał być spisek przed zamachem na JFK i istnieje zmowa milczenia wysokich rangą wojskowych w sprawie obecności obcych na ziemi, ale na miły Bóg to nie oznacza, że mam przyjmować nawet największą bzdurę i wierzyć we „wszystko wszystkim”! Potrafiłem podczas spotkania w Polskiej Akademii Nauk wstać i powiedzieć „Panowie, mylicie się... obce cywilizacje od dawna przylatują na Ziemię!” i potrafię także w tej sprawie wstać i powiedzieć „dość!”. Od małego uwielbiałem brytyjską zasadę trzech A, czyli „Alone Against All”. Nawet, jeśli wszyscy ludzie wokół mówią kiwając sobie nawzajem głowami na potwierdzenie, że król jest ubrany, ktoś musi wstać i powiedzieć, że król jest nagi. W środowisku ezoterycznym przyjęło się, że wiara w wielki spisek rządu amerykańskiego jest świętością, niczym katolickie wyznanie wiary. Ludzie, którym sugerowałem idiotyzm tej teorii obrażali się na mnie tak, jakbym obrażał ich matkę... Dla nich nienawidzenie Stanów Zjednoczonych jest oczywistością, nawet wbrew logice, nawet wbrew racjonalnej ocenie naszego świata z demokracjami zachodnimi i drapieżnym, agresywnym światem islamu. Poza tym są jeszcze inne, kulturowe czynniki.
Jakie?
Jest ich wiele, ale ja wymienię dwa. Po pierwsze wiara w spisek 11 września jest modna, jest „trendy”. To efekt bardzo intensywnej pracy środowisk lewicowych działających w Europie i w Stanach Zjednoczonych, które od dawna przekonują, że demokracja i wolny rynek to największe zło tego świata.
Ci zakłamani i obłudni ludzie osiągnęli zadziwiający efekt nawet w Polsce, gdzie tego typu myślenie staje się dowodem na „zdrowy rozsądek”. Ktoś, kto nie wierzy w spisek 11 września, kto z wypiekami i nabożeństwem nie ogląda wyjątkowo zakłamanego filmu „Zeitgeist” czy dzieła trzech studentów z Nowego Jorku, czyli „11 września niewygodne fakty”, ktoś kto nie wierzy w tezy postawione w tym filmie, to ciemniak, to naiwniak, który ma „klapki na oczach”, który odrzuca „oczywiste” fakty, może i niewygodne, ale jednak „fakty”... naprawdę trudno jest podejmować polemikę z takimi ludźmi
To jeden czynnik, a drugi?
Drugi nawet jest ciekawszy jak pierwszy. Otóż jest coś takiego, że generalnie jak ktoś się z czymś oficjalnym nie zgadza, to znaczy, że jest inteligentny, umie myśleć, nie kupuje wszystkiego, co mu „podsuwa propaganda”. Tę zasadę stosują zawsze politycy opozycji także w Polsce, którzy w programach telewizyjnych programowo nie zgadzają się z pomysłami rządu, bo dzięki temu w oczach widzów wypadają jako „łebscy goście, którzy myślą”.
Człowiek krytykujący oficjalną wykładnię w oczach ludzi jest bohaterem, który nie boi się powiedzieć „nie” dla upiornego systemu. A że w ten sposób dopuszcza się nawet największej głupoty? A kogo to interesuje... Z teorią spiskową 11 września jest tak samo. Kiedyś ludzi wierzących w atak „Busha na Amerykę” w chwili słabości w jednej z moich publikacji nazwałem wprost idiotami. Czego później na mój temat nie wypisywali... Że się na niczym nie znam, że nie mam żadnej wiedzy o 11 września, że chodzę na pasku imperialistów, a nawet, że jestem opłacany przez CIA! /śmiech/
Jakoś nie wyglądasz na człowieka, który tym się przejął?
Widzisz, jestem już w takim wieku, że mam absolutny komfort posiadania własnego zdania. Nie muszę się kierować modą, opinią jakiegoś domorosłego eksperta tego czy innego, a nawet zdaniem przytłaczającej większości. Mało mnie interesuje, co uważa większość ludzi, bo ja wiem, na jakich przesłankach owa większość buduje swoje pojęcie o świecie. W mojej pracy dziennikarskiej wielokrotnie mogłem się przekonać, jak bardzo duże grupy ludzi mogą się mylić, jak są podatni na manipulację. Tak, jak jasno i głośno mówię od lat, że moim zdaniem istnieje reinkarnacja czy zjawisko UFO, tak będę wypowiadał głośno moje zdanie krytyczne, jeśli coś uznam za kompletną bzdurę. I mam prośbę do czytelników, aby uszanowali tę moją cechę, bo sztuka wypowiadania się w sposób sprzeczny z powszechnie obowiązującą modą wymaga silnej woli i odwagi. Mam nadzieję, że i jednego, i drugiego mi nie brakuje.
Od czego zacząłeś analizę teorii spiskowej „11 września”?
Od zebrania materiałów. Postanowiłem zdobyć wszystko, co pokazało się na świecie w sprawie teorii spiskowej 11 września. Na początek obejrzałem filmy, które są biblią dla zwolenników teorii spiskowej, czyli dwa arcydzieła manipulacji, a więc „11 września niewygodne fakty” i „Zeitgeist”.
I jakie było Twoje wrażenie?
Szczerze?
Tak, jak najbardziej.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem... Naprawdę po prostu zatkało mnie. I nawet nie to było najgorsze, że był to moim zdaniem stek wyjątkowo perfidnych bzdur i przekłamań, ale sposób prezentacji, tak zwana zaangażowana narracja, obłudne poświęcenie pierwszego filmu „pamięci ofiar WTC” i usilne wybielanie islamskiego terroryzmu wydało mi się szczytem zwykłego draństwa. Takiego zwykłego, ludzkiego draństwa, które zrobił ktoś ludziom zamordowanych 11 września 2001 roku w tak bestialski i bezwzględny sposób.
Pamiętam, że postanowiłem dowiedzieć się wszystkiego na temat ludzi, którzy głoszą teorie spiskowe dotyczące spisku 11 września, a także zebrać wszystko, co tylko jest dostępne na temat tej teorii. Nie było to proste! Okazało się, że 99.999% ludzi, którzy uwierzyli w teorię o ataku „USA na USA” przekonały właśnie oba filmy, albo tylko jeden z nich. Było to naprawdę przygnębiające, ale ja sięgnąłem do tego, co jest wydawane w USA. W sumie o teorii spiskowej dotyczącej 11 września napisano ok. setki książek. Na szczęście okazało się szybko, że powielają one mniej więcej te same tezy i „szokujące dowody”. Postanowiłem zebrać je w całość i spisać je w punktach. Zajęło mi to trochę, ale zrobiłem to. I dopiero wtedy wyłonił się z tego spójny obraz. Zacząłem rozumieć, jaki był pomysł autorów na udowodnienie ataku „ludzi Busha na USA”, jak oni owe „szokujące dowody” znajdowali, jakim kluczem i jakimi kryteriami się kierowali.
Czy ktoś z wielkich znawców terroryzmu przewidział ten atak?
Oczywiście, jest wiele takich osób. Przykładem może być amerykański kandydat do nagrody Nobla w dziedzinie literatury, Don Delillo, który w swoich książkach wielokrotnie wspominał o kierunku, w jakim rozwinie się islamski terroryzm, a raz prawie opisał przyszły zamach na centrum Nowego Jorku. W jednej z ostatnich książek, naprawdę znakomitej „Spadając”, choć właściwie oryginalny tytuł tej książki to „Spadający Człowiek”, Delillo nawiązuje do słynnych scen uwiecznionych na fotografiach, kiedy to zdesperowani ludzie wybierali skok śmierci z wysokości kilkudziesięciu metrów na beton od spalenia się żywcem. Ten pisarz może jednak powiedzieć o sobie, że naprawdę przewidział ten atak w swoich wcześniejszych powieściach. Zresztą, dla osób uważnie śledzących wydarzenia na świecie wcale to nie było specjalnie trudne… To musiało się stać wcześniej czy później.
Naprawdę myślisz, że 11 września musiał nastąpić?
Rozmawiałem ostatnio z Krzysztofem Lidelem, dyrektorem CBnT, czyli Centrum Badań nad Terroryzmem. To człowiek obeznany z materią terroryzmu jak nikt inny, naprawdę znakomicie orientujący się zwłaszcza w terroryźmie islamskim. Dla niego cały atak 11 września był logiczną konsekwencją wcześniejszych wydarzeń, a nie jakąś wielką niespodzianką. To smutne, ale specjaliści od terroryzmu w swoich publikacjach wielokrotnie uprzedzali, że to się wszystko zakończy jakimś masowym atakiem samobójczym na symbol zachodu, symbol naszego świata, naszego stylu życia. Zapytałem go o teorię spiskową dotyczącą 11 września i usłyszałem komentarz, którego niestety przytoczyć się nie da, choć nie ukrywam, że bardzo podobnie oceniam tych amerykańskich internetowo-domowych specjalistów od terroryzmu i spisków… Poprosiłem go także o krótką wypowiedź na temat 11 września. Myślę, że można ją będzie zamieścić przy okazji publikacji tego wywiadu.
Ile osób musiałoby brać udział w organizacji zamachów 11 września 2001 roku, jeżeli założymy, że zamachy zostały zorganizowane przez USA?
Za chwilę to wyjaśnię i podam bardzo precyzyjną liczbę organizatorów zamachów, ale najpierw muszę stanowczo zaprotestować wobec błędu, jaki jest w samym postawieniu takiego pytania.
To znaczy?
Nie ma czegoś takiego, jak „USA, które zrobiło to, czy USA które zrobiło tamto” itp.. Zawsze staram się protestować na tego typu kolektywistyczne i do cna fałszywe uogólnienia, które są równie prawdziwe jak teza głoszona przez Lenina, że komunizm zapanuje nad światem w ciągu 5 lat od wybuchu rewolucji…Nie istnieje żadne „USA sprawca tego czy tamtego”, ale są konkretni ludzie odpowiedzialni za dany projekt! Zawsze za wielkimi wydarzeniami historycznymi stoją decyzje konkretnych ludzi i cały urok zajmowania się historią polega na tym, aby ustalić takich ludzi i wymienić ich nazwiska, spojrzeć im prosto w twarz.
Czy w przypadku ataku 11 września możemy wymienić republikańskich polityków odpowiedzialnych za zamach?
Ależ oczywiście, zrobimy to za chwilę jednym tchem i o każdej porze dnia i nocy, ale jeszcze dwa słowa o absurdzie stawiania sprawy w stylu „USA zaatakowały” itp. Czy do USA zalicza się czarny raper z Dallas wykrzykujący teksty o tym, jak nienawidzi Ameryki? Odpowiedź prawidłowa brzmi – tak, że jest on częścią USA. Ale czy on stoi za atakiem USA na USA?! I tu także z odpowiedzią nie będziemy mieli kłopotów – nie, on z tym aktem nie ma nic wspólnego. W ten sposób już od tych 300 milionów Amerykanów składających się na Stany Zjednoczone musimy odliczyć tego dżentelmena.
Idąc tym tropem możemy śmiało wyeliminować czarnoskórych trockistów, wyznawców przeróżnych wspólnot muzułmańskich, latynosów, homoseksualistów czy feministki o przeważnie bardzo lewicowych poglądach, a także ortodoksyjnie zwalczających ideę amerykanizmu tzw. czarnych protestanckich kościołów i tak z tych 300 milionów osób odpowiedzialnych za zamachy 11 września zrobi się 200 milionów. Teraz odliczmy starców i dzieci. Powiedzmy, że w organizowaniu zamachów brały udział osoby starsze niż 20 lat i młodsze niż 70 lat. Takiego zawężania tej grupy można zrobić jeszcze kilka etapów, wyeliminować fanatycznych zwolenników Demokratów i tak krok po kroku dojdziemy do grupy ok. 10 milionów ludzi, którzy są w przeważającej liczbie białymi mężczyznami, zwolennikami Partii Republikańskiej. Na czele tej przestępczej piramidy stoi oczywiście prezydent George Bush z grupą najbliższych współpracowników, którzy musieli być wprowadzeni w plan ataku „USA na USA”. I tak doszliśmy do potencjalnych winnych, w miarę precyzyjnie określiliśmy grupę, w której kryją się ci bandyci!
Powróćmy jeszcze do pytania: ile osób z tajnych służb amerykańskich musiało by brać udział w organizowaniu takiej operacji?
Zanim odpowiem na to pytanie, muszę coś opowiedzieć. Otóż na studiach na czwartym roku miałem wyjątkową okazję uczestniczenia w ciekawym seminarium, które było związane z... jak by to powiedzieć... podpisaniem specjalnego oświadczenia zawierającego coś w rodzaju przysięgi. Chodziło o to, że wszystkie informacje, które poznam w trakcie tego seminarium, pozostaną tylko i wyłącznie do wiadomości uczestników seminarium.
Dlaczego?
Bo akurat materia tego seminarium zahaczała o sprawy uznane przez armie na całym świecie za materię strategiczną dla bezpieczeństwa państwa. Fascynujące, prawda?
Tak. A jak się nazywa ta wiedza?
W sumie tak dość pospolicie i banalnie: Badania Operacyjne. Jednak to tylko pozory, bo kryje się pod nią prawdziwa bomba, bo Badania Operacyjne pozwalają z gigantyczną precyzją oszacować wielkość zbliżającej się armii, ilość środków przenoszenia ludzi i sprzętu potrzebnych do danej operacji, a także ilość osób potrzebnych do zorganizowania akcji specjalnych, w tym zamachów terrorystycznych, które także można zaliczyć do akcji specjalnych. W czasie studiów razem z kolegą postawiliśmy sobie zadanie policzenia, ile osób musiało by brać udział w zamachu na JFK, jeżeli założymy, że za zamachami kryłyby się amerykańskie służby specjalne. Wbrew pozorom Badania Operacyjne to także skomplikowana matematyka, dużo złożonych wzorów i rachunków opartych m.in. o całkowanie. Mówiąc krótko – bardzo poważna rzecz. Na samym początku zebraliśmy wszystkie dostępne dane dotyczące zamachu na Kennediego. Analizowaliśmy przebieg zamachu, ilość świadków, sposób maskowania operacji. Przy bardzo ostrożnych szacunkach z założeniem, że istniały grupy operacyjne związane z przygotowaniem, zabezpieczeniem, transportem sprzętu itp. w takim zamachu powinno uczestniczyć ok. pół tysiąca osób.
Wracając jednak do ataków z 11 września – proszę pamiętać, że tutaj mówimy o zupełnie innej skali operacji. Porównywać zamach na JFK i zamach 11 września to jak porównać imieniny u cioci z ewakuacją dużego miasta – i tu, i tu wymagane jest pewne przygotowanie do samego przedsięwzięcia, ale mówimy jednak o różnych półkach. A jednak podjąłem się takiego zadania i w oparciu o dostępną mi wiedzę policzyłem, ile osób ze służb specjalnych musiałoby być zaangażowanych w tę operację. Już w trakcie liczenia złapałem się za głowę, bo szybko okazało się, że musiała to być armia ludzi, cała armia ludzi… Jeżeli ktoś myśli, że to mógł zrobić George Bush z jakąś kameralną grupą agentów, to lepiej niech zamilknie, bo nie ma pojęcia, co znaczy operacja na taką skalę. Zacznijmy od tego, że musiały być wykonane potężne działania logistyczne zakładający tzw. maskowanie operacyjne. Akurat w przypadku tego zamachu jest to potężne wyzwanie, gdyż w grę wchodzą rodziny ofiar zamachu, które musiałyby być nie tylko manipulowane, ale także zastraszane. Łatwo powiedzieć „zastraszane”, prawda? Cóż to za problem, zastraszyć kilka tysięcy ludzi? Można powiedzieć „banał”! Tymczasem ktoś musi fizycznie przyjść do takich ludzi, ktoś musi ustalić formułę zastraszania, groźby, scenariusz wywierania presji, opcje odmowy i możliwe warianty posługiwania się elementami groźby związanej z zagrożeniem życia rodziny. Ktoś musi ustalić adresy, załatwić transport, ustalić kompetencje poszczególnych służb mających na celu zastraszanie. I tak niewinne hasło „zastraszanie świadków” z punktu widzenia Badań Operacyjnych nabiera zupełnie innego i niezwykle konkretnego wymiaru. Ponieważ mówimy o tysiącach osób bezpośrednio uczestniczących w organizowaniu zamachów 11 września, więc także skala służb zastraszania musiałaby być odpowiednio potężna. Ale jeszcze lepiej problem logistyki osobowej pokazuje operacja związana ze zmanipulowaniem członków rodzin ofiar, operacja, która musiała mieć miejsce, jeśli założymy, że całość zorganizowały służby specjalne Stanów Zjednoczonych.
To jest wyzwanie nie mające nawet odpowiednika w historii nie tylko światowych służb specjalnych, ale chyba także światowego teatru. To musiałoby być bowiem przedstawienie na gigantyczną skalę, niewyobrażalną wręcz nawet dla największych specjalistów od planowania strategicznego. Próbowałem policzyć, ile osób, wysoko wykwalifikowanych specjalistów musiałoby brać udział w takiej operacji i przyznam, że miałem z tym kłopot, gdyż skala tego jest oszałamiająca. Ale załóżmy, że musiałoby by zostać do tego zaangażowanych ok. 5 tysięcy najlepszych specjalistów, w tym także grupa wybitnych aktorów, najlepszych w swoim fachu. Po prostu mistrzów zawodu!
Możesz to bardziej sprecyzować?
Oczywiście. Policzmy liczbę rodzin, którzy stracili swoich bliskich w zamachach 11 września, a mówię tutaj tylko o tych ludziach, którzy byli na pokładach samolotów użytych do ataków. W samolocie American Airlines lot 11 było 88 osób, w samolocie United Airlines lot 175 było 59 osób, na pokładzie Boeinga 757 American Airlines lot 77 było 59 osób, a w samolocie United 93 było dokładnie 40 osób. Odliczając 19 porywaczy i tak mamy 227 osób. Odliczając dzieci mamy około dwieście rodzin, które straciły bliskich, którzy tego feralnego dnia znaleźli się na pokładach tych czterech samolotów. W USA działają stowarzyszenia, w których ci ludzie są zrzeszeni, spotykają się nawzajem, starają wspólnie podtrzymywać w cierpieniu i smutku po stracie bliskich. Dlaczego sprawa tych rodzin jest bardzo ważna dla osoby, która chce na serio zająć się teorią wielkiego spisku? Powodem jest to, że część z pasażerów samolotów kontaktowała się ze swoimi rodzinami, dzwoniła do nich z pokładów maszyn, o czym zresztą mogę opowiedzieć więcej trochę później. Zapis części z tych rozmów jest powszechnie dostępny w sieci, to naprawdę poruszające materiały.
Rodziny nagrywały te rozmowy na sekretarki telefoniczne, część z nich została odtworzona dzięki automatycznemu zapisowi central telefonii komórkowej. Z zapisu tych rozmów możemy się dowiedzieć sporo o tym, jak wyglądał sam moment uprowadzenia samolotów, jak nagle terroryści poderwali się z miejsc w pierwszej klasie i krzycząc „Allah Akbar!” wbiegli do kabiny pilotów. Pasażerowie nie wiedzieli, że są uprowadzone inne samoloty, błagali wręcz najbliższe rodziny, aby te natychmiast zawiadomiły jakieś służby o tym, że być może mają do czynienia z zamachem terrorystycznym. Ich bliscy natychmiast dzwonili zresztą pod numer 911, gdzie dość szczegółowo opisywali przebieg swoich rozmów z uprowadzonymi samolotami. Na całym świecie tego typu rozmowy są rejestrowane i w ten sposób mamy kolejny potężny materiał dla historyków dokumentujących 11 września 2001. Ten moment jest bardzo ważny, gdyż dzięki temu wiemy, że samoloty właśnie zostały uprowadzone – jak oni wtedy mówili – „przez jakiś bardzo agresywnych ludzi chyba jakiś Arabów”. To kluczowy moment dla teorii zakładających, że zamach był sfingowany przez służby amerykańskie. Dlaczego? Już wyjaśniam. Jeśli bowiem założymy, że to najemnicy Georga Busha zorganizowali ten zamach, to także tutaj musieli zadbać o zmanipulowanie rodzin i wytworzenie w nich wrażenia, że oto są jacyś islamscy terroryści na pokładach samolotów, których w rzeczywistości nie było. I mamy tutaj dwie możliwości: pierwsza, że specjaliści od udawania czyjeś mowy w czasie zamachów odgrywali cyrk z telefonami pasażerów samolotów do rodzin, albo że same rodziny zostały opłacone przez bandytów od George Busha, zastraszeni i oczywiście milczą, że dali się zmanipulować. Tu jednak pragnę zauważyć, że kiedy rodzice tracą własne dziecko, to są gotowi pójść choćby w ogień, aby ukarać sprawców. Mają gdzieś groźby, zastraszania, pieniądze, interes państwa, zyski z ropy rodziny Bushów... w miarę jak człowiek staje się coraz starszy, takie rzeczy tracą na znaczeniu. Nie ma możliwości, aby zmusić rodziców, którzy stracili własnego syna czy córkę, do odgrywania szopki kryjącej bandytę Busha przed ujawnieniem jego jako prawdziwego mordercy ich dzieci... chyba każdy intuicyjnie rozumie, że po prostu nie istnieje sposób na zastraszenie matki syna, który zginął w zamachach.
Obie teorię są ciekawe, ale... Twoim zdaniem która mogłaby być bardziej prawdopodobna?
Zanim odpowiem na to pytanie pozwolę sobie zwrócić uwagę, że sprawa owych pasażerów samolotów jest kluczowa w wykazaniu, że cała teoria spiskowa 11 września jest niewarta funta kłaków. Ten punkt został zbagatelizowany przez twórców tej teorii spiskowej, celowo pominięty jako mało wygodny... I wcale im się nie dziwię. Zawsze powtarzam dla wszystkich, którzy coś chcą udowodnić lub coś wykazać, że należy się opierać na konkretnych przykładach, których weryfikacja jest możliwa nawet wtedy, kiedy nie ma się bezpośredniego dostępu do dokumentów.
Możesz to bardziej wyjaśnić?
Tak. Najpierw jednak przywołam słynne twierdzenie, że
„wszystkie koty są czarne”. Aby wykazać, że jest ono fałszywe, nie trzeba sprawdzać wszystkich kotów tego świata po kolei łapiąc naszych czworonożnych futrzastnych przyjaciół, ale wystarczy znaleźć jednego, słownie jednego białego kota, który natychmiast to pierwotne twierdzenie o wszystkich czarnych kotach posyła w kosmos. Tak samo jest z teorią spiskową dotyczącą 11 września. Amerykańscy orędownicy tej wyjątkowo zakłamanej teorii proponują ludziom pewną grę wciągając ich w setki, tysiące szczegółów, które się rzekomo nie zgadzają i które coś tam mają wykazać. A to, że gdzieś w Arabii Saudyjskiej podobno mieszka jeden z tych porywaczy, który miał być rzekomo na pokładzie porwanego samolotu. Mówią nawet więcej, że pracuje w saudyjskich liniach lotniczych. Jako tzw. przebitkę w materiale filmowym śmiga jego zdjęcie i jakiś papier sugerujący, że mamy do czynienia z dokumentem. Kto to sprawdzi? Kto pojedzie do Arabii Saudyjskiej i zrobi śledztwo w tej sprawie? Kto na miły Bóg to zweryfikuje? Oczywiście nikt! Widz ogląda ten fragment filmu i kręci z uznaniem głową
„no proszę, ale numer... wszystko było ukartowane... a niech to!”.
Taka osoba nie zdaje sobie sprawy, że jest to manipulacja nieweryfikowalnymi elementami tezy, klasyczny chwyt nowoczesnej erystyki, czyli sztuki prowadzenia sporów. Tymczasem osoba chcąca wyrobić sobie pogląd na temat prawdziwości spiskowej teorii nie powinna koncentrować się na tym, dlaczego nie było tysiąca kamer wokół Pentagonu, dlaczego tamten powiedział coś, co nie było zgodnego z czymś, co kto inny powiedział, ale na rzeczach pewnych, które nawet siedząc w fotelu przed ekranem monitora w Polsce można w miarę poprawnie zweryfikować. Trzeba bowiem ustalić listę jakichkolwiek aksjomatów, aby móc ocenić dane twierdzenie.
Zacznijmy w takim razie od filmu „11 września niewygodne fakty”, który...
...został zrobiony przez trzech łebskich studentów, oczywiście wielce wybitnych ekspertów, zwłaszcza od chodzenia w czarnych koszulach „tych, co znają prawdę o 11 września”, bo wszędzie tych trzech durniów się w nich pokazuje. Scenarzystą i głównym reżyserem tego monumentalnego dzieła był Dylan Avery, a producentami Korey Rowe oraz Jason Bermas.
Cała trójka studiowała na jednym z nowojorskich uniwersytetów. Film miał swoją premierę 13 kwietnia 2005 i został wyprodukowany jedynie za 2 tysiące dolarów. Błyskawicznie okazało się, że był komercyjnym strzałem w dziesiątkę i powstały dwie kolejne części, druga miała swoją premierę w sierpniu 2006, a ostatnia wyprodukowana już za 200 tysięcy dolarów w listopadzie 2007. Zarobili na tym furę pieniędzy, bo chętnych do poznania prawdy o „ataku złego Busha na Amerykę” znalazło się wielu na całym świecie. Film to już nawet nie stek głupot, a raczej luźno zebranych informacji z internetu przez nich kreowanych na jakieś poszlaki, które mają demaskować prawdziwych twórców zamachów... Prawdę mówiąc nie powinno się nawet zniżać do polemiki z tymi ludźmi.
Możesz podać przykład?
Wszystko w tym filmie jest dobrym przykładem ludzkiej głupoty, ale także manipulacji. Film zaczyna się pokazaniem rzekomego dokumentu z 1962 roku z operacji Nortwoods, który miał pokazać, jak to amerykański rząd miał przeprowadzić pozorowane ataki terrorystyczne w czasach konfliktu z Kubą. W dokumencie jest mowa o tym, jak to miały być użyte bezzałogowe samoloty do ataków na ważne obiekty w USA. Problem w tym, że na początku lat 60-tych bezzałogowe samoloty istniały jedynie jeszcze w wyobraźni inżynierów, co jakoś uszło uwadze trzem dzielnym demaskatorom. W filmie cytują zresztą masę równie idiotycznych dokumentów, których moim zdaniem wiarygodność nie jest już nawet bliska zeru, ale jest znacznie poniżej poziomu gruntu. Przy okazji podają dziesiątki autentycznych faktów, które mają wykazać, że Ameryka przygotowywała się na zamach terrorystyczny. Wszystko to razem odpowiednio zmieszane robi na widzach wrażenie, że oto mają do czynienia ze świetnie udokumentowanym przykładem wielkiego spisku wszystkich ze wszystkimi, ale głównie białych, amerykańskich polityków z Partii Republikańskiej. Popełniamy jednak błąd w założeniu, gdyż analizę tego, czy 11 września był spisek amerykańskich służb czy też, należy przeprowadzić na tak zwanym aksjomacie pewnym, ale o tym może za chwilę.
Dobrze, a powiedz, czy... czy uważasz, że Ameryka w pewien sposób przygotowywała się do zamachów terrorystycznych?
Oczywiście, choć czyniła to nieudolnie, ale takie przygotowywania były robione. Terroryzm islamski od lat 70-tych... ale wracając do filmu. Tam podaje się kilka faktów, które mają coś tam znaczyć. Ot, choćby to, że 1 grudnia 1984 firma Boeing przeprowadziła kontrolowaną katastrofę własnego samolotu typu Boeing 720 z kukłami na pokładzie. To rutynowy test bezpieczeństwa, klasyczny crash-test, jaki każda firma lotnicza musi przeprowadzić wiele razy. Tymczasem w filmie materiał z tego crash-testu jest użyty celowo. Jego prezentacja ma zrobić na widzach wrażenie, że niby te skunksy od Busha już wtedy w latach 80-tych przygotowywali się do użycia samolotów jako pocisków w ataku terrorystycznym... Naprawdę, ręce opadają. Albo to z ćwiczeniami Norad, w których jeden z wariantów zakładał atak samolotów na ważne obiekty w Stanach Zjednoczonych. Tego typu warianty analizują wszystkie systemy obrony dużych światowych mocarstw. Ale ta informacja naprawdę nie zawiera wskazówki, że analitycy systemu obrony Norad w jakikolwiek sposób symulowali uprowadzenie samolotów przez rząd amerykański! Głupota goni głupotę, ale jak się to wszystko ustawi obok siebie i odpowiednio sugestywnie naczyta głosem lektorskim, to „ludzie to kupią”.
W filmie jest podana informacja o jakimś ubezpieczeniu, które miało dotyczyć WTC i które miało być podpisane tuż przed atakami. Znasz tę sprawę?
Tak. W lipcu 2001 właściciel kompleksu WTC Larry Silvestrain podpisał kolejną umowę ubezpieczeniową na wypadek zniszczenia budynków, która opiewała na kwotę 3.5 miliarda dolarów. Zdaniem autorów „Niewygodnych Faktów” to ma pokazywać, że wiedział wszystko i był umoczony w spisku. Silvestrain wyjaśniał jednak wiele razy, że WTC były ubezpieczone od aktów terroryzmu od samego początku powstania, czyli od 4 kwietnia 1973 roku. Praktycznie nie było nawet jednego dnia, aby WTC nie były ubezpieczone! Ale taka informacja o dziwnej umowie ubezpieczeniowej podana w odpowiednim kontekście działa na wyobraźnię, prawda?
Podobno ktoś zarobił na sprzedaży akcji wielkich towarzystw lotniczych?
Kompletna bzdura. W filmie jest mowa o tzw. opcjach, czyli pewnego rodzaju zakładach, że cena akcji danej spółki wzrośnie lub spadnie. Wszelkie informacje o tym, że ktoś wiedział o ataku 11 września i wcześniej, pod tą katastrofę ustawił opcje, jest całkowitą bzdurą. Owszem, takich opcji pojawiło się na giełdzie przy Wall Street więcej, ale był to już efekt ataku 11 września i trafnej oceny rynku przez inwestorów i wyzbywania się opcji w najlepszym momencie. Od 11 września 2001 roku ceny akcji producentów samolotów i linii lotniczych poszybowały w dół jak rzucone kamienie i wtedy ruszyła prawdziwa lawina spekulacji na opcjach.
W filmie jest zaprezentowana jedna osoba, która wiedziała o spisku. Wiesz, o kim mówię...
Oczywiście o Condoleezza Rice . Tak?
Tak.
Miała ona zadzwonić do czarnoskórego burmistrza San Francisco Willie Browna i uprzedzić go, aby ten 11 września nie latał samolotami. Miała to zrobić osobiście przez telefon, co poparło swoim autorytetem wybitne źródło informacji.
Jakie?
Radio Pacifica, programowo antyrepublikańskie, które