Przypadki pochowania żywcem zdarzają się od tysięcy lat. Czy może być coś straszniejszego, niż obudzenie się we własnym grobie?
By
fundacjanautilus at 2009-03-02
Ludzki organizm posiada wiele tajemnic, których jeszcze nie odkryła medycyna. Jedną z nich jest zagadkowy letarg, który praktycznie w 100% przypomina śmierć fizyczną. Taki człowiek niezauważalnie oddycha, jego ciało jest zimne, a kolor skóry typowo „trupi”, czyli siny. Dramat takiego człowieka polega na tym, że zdarza się, że do życia budzi się we własnym grobie.
Ten smutny temat znalazł się w e-mailu, który został przysłany do FN.
From: xxxxxxxxxx
Sent: Saturday, June 02, 2007 5:00 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: pochowany żywcem
Droga Fundacjo,
Postanowiłem opisać Wam historię, która wydarzyła się niedawno w mojej rodzinie. Chodzi o moją ciocię, która dwa tygodnie temu zmarła po długiej i ciężkiej chorobie. Moja rodzina zdecydowała się ją pochować w grobie, w którym wcześniej był pochowany jej mąż.
Wynajęta została specjalna ekipa grabarzy, którzy dzień wcześniej postanowili przygotować grób. Tego samego dnia mój ojciec odebrał telefon od tych ludzi, że odkryli coś bardzo strasznego. Wujek został pochowany żywcem, gdyż próbował wydostać się z grobu, na co wskazywały ślady, które ci grabarze zauważyli. Był to jednak schorowany i słaby człowiek i nie był w stanie widocznie poradzić sobie z wiekiem trumny, która była przysypana ziemią. Nie znam szczegółów, gdyż ojciec na ten temat milczy i prosi, aby więcej o tym nie mówić. Ten temat jest także absolutnym tabu w mojej rodzinie. Postanowiłem Wam to opisać, gdyż warto żeby czytelnicy stron FN wiedzieli, żen takie przypadki się zdarzają. Od tej pory postanowiłem, że po mojej śmierci będę chciał, aby moje zwłoki zostały skremowane.
Proszę o nie podawanie ani miejscowości, w której mieszkam, ani tym bardziej mojego nazwiska
Pozdrawiam
A.
"Dialogi" Platona, "Żywoty" Plutarcha, opowiadania Edgara Allana Poe - pełne są doniesień i relacji osób, które do grobu zostały złożone za życia, lub z takim przypadkiem miały do czynienia. Historie te kataloguje też wydana w 1859 roku książka praktykującego w Indiach lekarza Jamesa Braida "Observations of Trance, of Human Hibernation” ("Uwagi nad transem, czyli snem zimowym u ludzi"), oraz bardziej współczesna "Księga straszliwych pomyłek" ("Book of Heroic Failures", 1979) autorstwa Stephena Pile'a. W tej ostatniej przeczytać można o przypadku człowieka, który w trakcie przeprowadzanej na nim sekcji zwłok ocknął się i chwycił chirurga za gardło. Rzecz działa się w 1964 roku; lekarz zmarł na skutek szoku, uznany za nieboszczyka przeżył.
Niewiele lepiej skończył żyjący w połowie XIX wieku Andreas Vesalius, dokonujący sekcji zwłok pewnego hiszpańskiego szlachcica. Okaleczone ciało zostało bólem dobudzone do świata żywych, jednak sąd skazał medyka na karę śmierci. Dźwięk dzwonów i religijne pieśni ocuciły natomiast pewnego misjonarza z Delhi. Wierni parafianie, towarzyszący księdzu w jego ostatniej ziemskiej drodze, ze zdumieniem usłyszeli głos pasterza, dobiegający z trumny. Znany też jest przypadek biskupa, który – najprawdopodobniej pogrążony w głębokiej śpiączce – po dwóch dniach zalegania na katafalku nagle powstał i od zgromadzonych żałobników zażądał wyjaśnień niezrozumiałej dla niego sytuacji.
Duszące wyziewy wilgotnej ziemi
„Nie ma nieszczęścia, które by mogło w tak okropnej mierze pognębić do ostateczności ciało i duszę, jak przedwczesne złożenie do grobu. Nieznośny ucisk płuc, duszące wyziewy wilgotnej ziemi, wpijanie się rąk w pośmiertne całuny, nieubłagana cieśń szczupłego pomieszczenia, mrok wiekuistej nocy, cisza jak ogłuszające morze, niewidzialna wprawdzie, lecz dająca się wyczuć obecność robaka-zwycięzcy - wszystko to w połączeniu z myślami o powietrzu i zieleni rozpostartej hen, w górze, ze wspomnieniami o ludziach nam bliskich, którzy by pośpieszyli z pomocą, gdyby wiedzieli, co z nami się dzieje, ze świadomością, iż oni o tym nigdy dowiedzieć się nie mogą, że beznadziejnym udziałem naszym jest nieunikniona śmierć-myśli te napawają serce, co jeszcze bije, takim ogromem przerażenia i nieuskromionej trwogi, iż cofa się z drżeniem przed nimi nawet najśmielsza wyobraźnia” - taki stan świadomości człowieka pochowanego żywcem w opowiadaniu „Przedwczesny pogrzeb” rysował Edgar Allan Poe (tłumaczenie Stanisława Wyrzykowskiego).
Zachowanych opowieści o ludziach, którym udało się wyrwać z zamkniętej niemal już na zawsze trumny, jest znacznie mniej niż legend i dokumentów o tych, którzy nie przeżyli. Kto z nas choć nie raz nie słyszał jeżącej włosy na karku historii o krypcie, z której nocami dobywają się krzyki i postukiwania? Nawet jeżeli przyjąć, że połowa z tych (przekazywanych często z pokolenia na pokolenia) legend jest całkowitym owocem fantazji, druga część wciąż pozostaje smutnym dowodem na niedoskonałość medycyny.
Udokumentowanych przypadków pochowania żywcem historia zna przynajmniej 300. Jedna z najstraszliwszych pochodzi w roku 1893. Młoda kobieta zmarła w ostatnim miesiącu ciąży. Z grobu przez kilka dni dobiegały krzyki. Wreszcie - nie bacząc na wieszczoną przez okolicznych księży możliwość spotkania z szatanem oko w oko - odkopano trumnę. Niestety, na ratunek było już za późno: zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które urodziło się już pod ziemią. Zakrwawiona odzież i obgryzione do kości palce świadczyły o heroicznej walce, jaką młoda matka prowadziła do samego końca.
Zombie w ludzkiej skórze
Choć dla większości ludzi brzmi to niewiarygodnie, istnieją osoby, które dobrowolnie godzą się na pogrzebanie żywcem. Świadectwa praktyk joginów, którzy wieloletnimi ćwiczeniami zdołali opanować możliwość niemal całkowitego zawieszania funkcji życiowych i przechodzenia w stan katalepsji, znaleźć można w literaturze podróżniczej, religijnej i dokumentach historycznych. „Dabestan e-Mazaheb”, klasyczna, XVII-wieczna perska księga o wierzeniach i religiach, zawiera niezwykle interesujący fragment: "Jogini mają zwyczaj grzebania siebie żywcem, kiedy dotknie ich choroba".
By
fundacjanautilus at 2009-03-02
Warto przywołać też opowieść doktora R. J. Vakila, którą opublikowało w 1951 roku prestiżowe medyczne pismo "Lancet". 15 lutego 1950 roku w Bombaju Vakila nadzorował, i wraz z tysiącami innych ludzi był świadkiem niewiarygodnego wyczynu jogina Shri Ramdasji. Człowiek ten na 56 godzin zamknięty został w podziemnej, odlanej z betonu komorze o wymiarach 1,5 na 2,5 metra. W środku pozostała znikoma ilość powietrza, żadnego jedzenia ani wody, a by rzecz dodatkowo utrudnić, kabinę naszpikowano od środka ogromnymi prętami i – po wejściu Ramdasjiego do środka – zalano od góry betonem. Po upływie dwóch dni i jednej nocy w pokrywie wycięty został otwór, przez który... wlano do środka niemal 7 tysięcy litrów wody. Koszmarne więzienie otworzono po siedmiu dalszych godzinach – i dokładnie tyle czasu Ramdasji spędził, pozbawiony powietrza i zalany płynem. Przeżył, a towarzyszący eksperymentowi medyk nie umiał znaleźć ku temu żadnych racjonalnych podstaw.
Możliwość całkowitego zawieszenia funkcji życiowych przypisuje się też haitańskiemu Coup Poudre – silnie trującemu proszkowi, wykorzystywanemu jako jeden z elementów systemu wierzeń voodoo. Podany nieszczęśnikowi medykament zamienia go w pozornego nieboszczyka, który w trumnie przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy, bez najmniejszych oznak rozkładu zwłok. Wybudzany do życia przez medyka, zazwyczaj nie odzyskuje już nigdy sił psychicznych; jako ludzkie zombie wykorzystywany jest do niewolniczej pracy.
Ciało nadpalić, rogówkę rozszerzyć
Jeszcze do niedawna obowiązująca w prawie polskim definicja śmierci pozwalała na stwierdzenie zgonu w chwili, gdy ustało krążenie razem z oddychaniem. Jednak rozwój medycyny zweryfikował to stanowisko i obecnie o śmierci człowieka można mówić dopiero wówczas, gdy dochodzi do stwierdzonej śmierci pnia mózgu. Przez setki lat jednak stosowano najprzeróżniejsze metody, by sprawdzić, czy nie pozwalający na nawiązanie ze sobą kontaktu człowiek jest jeszcze żywy, czy już bezwzględnie martwy.
Jednym z najstarszych takich testów było (poza kawałkiem szkła, przykładanym pod usta w celu sprawdzenia obecności oddechu) przypalanie ciała. Już bowiem w starożytności zaobserwowano, że w momencie ustania krążenia krwi, przysmażone ciało nie pokrywa się pęcherzami. W Europie metoda ta funkcjonowała do XIX wieku i ocaliła życie przynajmniej jednej ofierze pochopnie wydanego wyroku śmierci. Płomień obudził do krainy żywych Luigi Vittorio, karabiniera służącego u papieża Piusa IX, i choć mężczyzna całą resztę życia spędził z oszpeconą twarzą, w ostatniej chwili uszedł pogrzebaniu żywcem.
By
fundacjanautilus at 2009-03-02
Wraz z rozwojem medycy i kryminalistyki definicja śmierci i metody pozwalające na jej stwierdzenie ulegały zaostrzeniu. W ciało człowieka wstrzykiwano rozcieńczony roztwór fluoresceiny (neutralny dla nieboszczyków, rogówkę żyjącego barwiący na zielono), bądź atropiny (pozostającemu przy życiu rozszerzającej źrenice). Eksperymentowano też z małym kardiografem, zdolnym zarejestrować najsłabszą nawet pracę serca. Jednak mimo postępu nauki nadal nie istnieje żadna stuprocentowo pewna metoda, pozwalająca ostatecznie i bezwzględnie stwierdzić zaistniały zgon. Wiedział o tym Hans Christian Andersen, który nigdy nie opuszczał domu bez kartki ze szczegółową informacją, co należy zrobić, zanim uzna się go za zmarłego.
Przez wieki pracowano też nad wynalazkami, które w przypadku najgorszym pozwolą powiadomić otoczenie o żywym, pogrzebanym w trumnie. Najsłynniejszy patent w tej dziedzinie należy do szambelana dworu cara Aleksandra III, księcia Karnickiego, który skonstruował urządzenie złożone z rury, wiodącej od trumny do specjalnego pudła na powierzchni. Powielana w wielu egzemplarzach konstrukcja pozwalała na wysyłanie sygnałów świetlnych, dźwiękowych oraz stały dopływ powietrza.
W ostatnich tygodniach ukazał się tekst na pierwszej stronie dziennika FAKT o kolejnym przypadku odkrycia osoby pochowanej żywcem. Chodzi o zakonnicę ze Szprotawy, która 200 lat temu została złożona w trumnie do zbiorowej krypty grobowej. Okazało się, że zakonnica wyskrobała ręką dziurę w wieku trumny, ale nie zdołała się wydostać. Tego upiornego odkrycia dokonali w połowie lutego tego roku robotnicy, którzy dokonywali remontu szprotawskich katakumb.
By
fundacjanautilus, shot with
HP pstc4100 at 2009-03-02
By
fundacjanautilus, shot with
HP pstc4100 at 2009-03-02