Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6796x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Kilka obserwacji UFO, wielu świadków, wreszcie zdjęcia. Jeden z najbardziej oryginalnych i niezwykłych incydentów wydarzył się w Warszawie w 2008 roku.
Na samym początku musimy pewną ważną rzecz wyjaśnić. Długo zastanawialiśmy się nad tym, czy w ogóle jest sens ujawniać szczegóły tej historii i to z wielu powodów. Po pierwsze dobro świadków. Wiemy bowiem, że tego typu opowieści zawsze narażają takich ludzi na drwiny i szykany, a nie wszyscy znoszą to dobrze. Akurat ta dwójka ludzi w żaden sposób – musimy to wyraźnie podkreślić – nie zabiegała o publikację tego materiału. Co więcej, mieli tysiące wątpliwości i obaw przed ujawnieniem swojego wizerunku. Mamy w tym względzie doświadczenie naprawdę spore i wiemy, że tak nie zachowują się ludzie, którzy zabiegają o rozgłos lub chcą zrobić żart. Specjalnie przeciągaliśmy moment publikacji, aby mieć jeszcze jedno narzędzie weryfikacji ich opowieści, czyli... czas. Chcieliśmy zobaczyć, jak będą zachowywać się w czasie „przed ukazaniem się materiału dla setek tysięcy osób na całym świecie”. I tu spotkała nas miła niespodzianka – w żaden sposób nie domagali się publikacji, nie dzwonili „na pokład Nautilusa”, a jedynie nasze rozmowy dotyczyły tego, jakie nieprzyjemne konsekwencje może mieć fakt rozpoznania ich przez np. ludzi mieszkających w sąsiedztwie. Wiemy, ile odwagi wymaga opowiedzenie takiej historii jak ta, którą oni z takimi oporami zdecydowali się nam przekazać. Nie jest to bowiem prosta historia w stylu „drogi Nautilusie, widzieliśmy obiekt latający” itp. Tutaj było wiele obserwacji, a także zdumiewająca historia z aparatem fotograficznym, którą pozwolimy sobie przedstawić, a która – wszyscy jesteśmy tego świadomi – jest elementem związanym z badaniem zjawiska UFO, który znaliśmy do tej pory jedynie z prasy czy książek wydawanych na zachodzie. Umówiliśmy się z nimi, że ich personalia jak i miejsce zamieszkania pozostaną tylko do naszej wiadomości. I tak jest to naprawdę wielka sprawa, że zdecydowali się pokazać twarze i opowiedzieć o tym, co się im przydarzyło milionom ludzi zainteresowanych badaniem zjawiska UFO. Co w tej sprawie jest najciekawsze? Bynajmniej nie zdjęcia. One są dodatkiem do tej historii, jakimś punktem zaczepienia, ale umówmy się: porównywanie tych zdjęć do serii fotografii ze Zdanów jest żartem. Tam można analizować wysokość położenia obiektu i detale odbijające się od jego powierzchni, a tutaj mamy jedynie rozmazane kropki, choć... jest szansa na wydobycie czegoś więcej, o czym za chwilę. Zacznijmy od... świadków. Mieszkają pod Warszawą, mają syna i są najnormalniejszą rodziną pod słońcem. W ich domu (a mieliśmy okazję być u nich z wizytą) nie ma porozwieszanych zdjęć UFO pościąganych z sieci internetowej, nie ma książek o UFO czy innych tego typu elementów. Podczas rozmowy nie są nachalni, nie chcą rozmawiać „tylko i wyłącznie o tym”, nie zasypują nas „nowymi rewelacjami” czy szczegółami. Znamy nachalność oszustów i przez kilka lat wyrobiliśmy sobie metody weryfikacji, które przeważnie działają bardzo dobrze. W ich przypadku nie znaleźliśmy nawet jednego szczegółu, który by sprawił, że ich relacja może zostać podważona. Mamy naprawdę sporo nagrać wideo zrobionych w dużym odstępie czasu. Tu musimy powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz dotyczącą tego, z czym mają kłopoty ludzie opowiadający kłamstwa. Co sprawia im największą trudność? Pamięć. Aby kłamać, trzeba mieć znakomitą pamięć, z czym mają kłopoty kłamcy. Trudno jest bowiem uzgodnić jedną wersję wydarzeń i „wkuć ją na blachę” z tysiącem szczegółów. Po miesiącu taka osoba zapytana o dany element mówi coś minimalnie innego, niż mówiła przed dwoma miesiącami. Ona po prostu nie pamięta tego, jak wtedy kłamała i wtedy okazuje się, że „nie córka, ale to w zasadzie on zrobił te zdjęcia, a samochód stał nie tutaj, lecz tutaj”. Szczegóły są największą zmorą kłamców i wszelkich blagierów. Szczegóły i mijający czas. Robiliśmy tego typu eksperymenty wiele razy i widzieliśmy, jak jest to bariera nie do pokonania dla osób starających się „zagrać lewiznę”. W tym przypadku nie mieliśmy zbyt wielu możliwości weryfikacji, więc zastosowaliśmy tę metodę. Odwlekaliśmy opublikowanie materiału i spotkaliśmy się z nimi po kilku tygodniach pytając o te same rzeczy. Jakieś było nasze zdziwienie, kiedy test „szczegóły i czas” przeszli celująco. Można wręcz powiedzieć, że dostali „czerwone paski na świadectwie”. To pokazuje, że opowiadana przez nich historia nie powinna być skwitowana jedynie złośliwą uwagą. Naszym zdaniem CI LUDZIE NAPRAWDĘ COŚ WIDZIELI. Pytanie jest tylko, co to było... ale coś widzieli na pewno. To nasza opinia - powtarzamy raz jeszcze. Jest jeszcze jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Otóż w ich domu podczas spotkania z ludźmi FN towarzyszył nam w pewnym momencie ich nastoletni syn. Jego zachowanie bardzo nas zaintrygowało, choć nie mówiliśmy im o tym. Widać było wyraźnie, że traktuje on opowieść rodziców jako coś, co się im naprawdę przytrafiło. Nie sposób jest oczekiwać od trójki ludzi zagrania teatru na najwyższym światowym poziomie. Zresztą jest pytanie: po co? W jakim celu? Dla kogo? Po co opowiadać takie rzeczy, skoro zastrzega się anonimowość i wyraża tysiące wątpliwości wobec pomysłu opublikowania ich na stronach FN? I jeszcze jeden test: mieliśmy okazję rozmawiania ze świadkami obserwacji oddzielnie, kiedy świadek J. jechał jednym samochodem Fundacji, a jego żona drugim. W trakcie jazdy mieliśmy okazję rozmawiania z nimi bez możliwości uzgadniania wersji wydarzeń, pytaliśmy o te same szczegóły. Choć trudno w to uwierzyć, ale i ten test wypadł dla nich pomyślnie. Ich zdjęcia nie są imponujące, ich liczba obserwacji UFO nie powala na kolana (UFO widzieli dziesięć razy), ale... przez te wszystkie miesiące nie starają się ubarwić tego, co zobaczyli. Nie dodają nowych szczegółów, nie zasypują nas zdjęciami, informacjami o nowych obserwacjach. Jedyne, co słyszeliśmy od nich, to „byliśmy wiele razy w tamtym miejscu, ale nic nowego się nie pojawiło” itd. To także – trzeba przyznać szczerze – ich bardzo uwiarygadnia. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli większość szczegółów tej historii poznacie Państwo z materiałów wideo. Wszystko działo się w roku ubiegłym. Jak zaczyna się ta historia? Dwie osoby wracają z pracy do domu. Jest 10 stycznia 2008, godzina 19.30. Zimny, mroźny dzień. W pewnym momencie dostrzegają pojazd UFO, który unosi się w powietrzu. Na naszą prośbę pan J. sporządził szczegółowy opis najważniejszych i najbardziej przekonujacych obserwacji UFO wraz z datami (w sumie pan J. widział UFO dziesięć razy, a jego żona 8 razy). Oto i to zestawienie:
By fundacjanautilus at 2009-07-14 Okres 10-14 stycznia 2008 jest najbardziej ciekawy, gdyż kończy się najbardziej zadziwiającą obserwacją ze wszystkich, czyli unoszącego się na niskiej wysokości pojazdu wraz z obcą istotą w środku! Zakładając, że świadkowie mówią prawdę nie można wykluczyć, że akurat przez tych kilka dni byli oni obserwowani. Tego typu relacje znane są nam dobrze z terenu Stanów Zjednoczonych, kiedy to świadkowie opowiadali o wyraźnym monitorowaniu ich przez kilka dni lub miesięcy przez „obcych”. Po co? Dlaczego? Pozostawmy na razie te pytania na inny artykuł, a powróćmy do tej historii. Najciekawszy jest 14 stycznia 2008, kiedy niedaleko działek w Ząbkach ok. godziny 19.40-19.45 pan J. wracał razem z żoną do domu samochodem. Wcześniej pojechał po nią do pracy i wracał dobrze sobie znaną trasą kierując się w stronę małej podwarszawskiej miejscowości. Nagle w pobliżu skrzyżowania ulic Swojskiej i Berdowskiego dostrzegają obiekt, który nazwali „płaszczką” ze względu na bardzo spłaszczony kształt. Zatrzymują samochód, wysiadają z niego i obserwują najbardziej niezwykły widok, jaki kiedykolwiek mieli okazję zobaczyć. Oto na niskiej wysokości unosi się obiekt UFO wraz z bulajem, przez który widać dziwną małą istotę. Ma ona duże oczy, owalną głowę i jest oświetlona światłem czegoś, co znajduje się tuż przed nią (pan J. uważa, że to musiały być jakieś ekrany panelu sterowniczego). Istota przygląda się im uważnie i wykonuje rękami ruchy świadczące o tym, że obsługuje jakieś urządzenia. Świadek na naszą prośbę wykonał rysunki obu typów pojazdów, które mieli okazję wtedy obserwować.
By fundacjanautilus at 2009-07-14
By fundacjanautilus at 2009-07-14 Pan J. postarał sie także narysować istotę, która znajdowała się wewnątrz pojazdu.
By fundacjanautilus at 2009-07-14 Opis całego wydarzenia po prostu wprawia w zdumienie. Co mówią świadkowie? Kiedy dostrzegają pojazd UFO wraz z niezwykłą istotą w środku, postanawiają zrobić mu zdjęcie. Wyjmują aparat i nakierowują go na pojazd. Wtedy żona pana J. słyszy wyraźnie w głowie, aby nie wykonywać zdjęć! Ich zdaniem istota była wyraźnie zaskoczona takim obrotem sprawy i wszelkie fotografowanie obiektu nie spotkało się z jej entuzjaznem. A jednak robią ledwie kilka zdjęć, gdyż aparat bardzo długo „ładuje energię potrzebną do ponownego uruchomienia lampy błyskowej”, co zresztą sami wyjaśniają w materiale wideo. Nagraliśmy z nimi bardzo dużo materiałów wideo, wybraliśmy kilka. Proponujemy zobaczyć, jak opisują całe wydarzenie na miejscu obserwacji, która miała miejsce 14 stycznia 2008 roku. Już w trakcie powrotu do domu przeżywają rozczarowanie, gdyż na zdjęciach jest coś zupełnie innego, niż widzieli! Zamiast pojazdu widać jakąś niewyraźną kulę, plamki i smugi. Według nich ma się to nijak do tego, co fotografowali. Tu trzeba przyznać, że wielu świadków obserwacji UFO na całym świecie wykonywało fotografię obiektów z bliskiej odległości, a potem okazywało się, że na zdjęciu nie widać niczego. Tylko na jednym zdjęciu ich zdaniem udało się uchwycić ową istotą. Było to w momencie, kiedy pojazd już odlatywał z miejsca zdarzenia. Na początek warto obejrzeć materiał wideo, który został nagrany w domu świadków. Na komputerze ich syna jest prezentowane to zdjęcie. W tej sprawie jest kilka momentów, które sprawiają, że ta historia nabiera nowego wymiaru. Jedna z nich jest właśnie związana z owym zdjęciem. Naszym zdaniem nie zdjęcie jest w tej historii najważniejsze, ale relacja świadków, ale... zastanawia to, co oni opisują. Otóż kilka dni później dochodzi nad ich domem do kolejnej manifestacji UFO. Jest tylko jeden efekt uboczny tego wydarzenia: aparat fotograficzny odmawia posłuszeństwa, a zdjęcia nie dają się wywoływać. Nie były to zdjęcia oszałamiające, ledwo co na nich było widać, ale... karta aparatu wydaje się być w jakiś sposób uszkodzona. Czy to możliwe, że obcy chcieli za wszelką cenę wykasować zdjęcia? Hipoteza jest jak rodem z taniego filmu S-F, ale znając wręcz nieprawdopodobne możliwości obcych istot... nie można wykluczyć i takiej fantastycznej hipotezy. Potem udaje im się odzyskać część zdjęć przy pomocy programu do odzyskiwania zdjęć. Kilka plików jest jedna uszkodzonych, a odzyskane zdjęcia jakością niestety nie dorównują oryginałom. Tu jednak ważna uwaga: na całe szczęście świadek wyjmuje kartę z pamięci aparatu i trzyma ją oddzielnie. Dzięki temu będziemy mogli odzyskać zdjęcia i dokładnie je obejrzeć. Karta ta jest w posiadaniu pana J. i szukamy specjalistycznego zakładu, w którym będą w stanie odzyskać te zdjęcia (jeżeli znacie Państwo takie miejsce, prosimy o kontakt - +48 601 384 804, e-mail: nautilus@nautilus.org.pl). Świadek postawił tylko jeden warunek: chce być podczas tej operacji, gdyż na karcie mogą być także zdjęcia z ich życia rodzinnego, których nie chce w żaden sposób upubliczniać. Jego otwartość do analizy owej karty to także ogromny „plus” w analizie prawdziwości całego zdarzenia. Do czasu odzyskania oryginalnych i nieuszkodzonych plików z karty nie ma sensu publikować tych plików, które w tej chwili posiadamy. Uznaliśmy, że na tym etapie badania tego przypadku warto pokazać fragment tej jednej odzyskanej fotografii, a także jej bardzo uproszczoną analizę wykonaną przez jednego z naszych kolegów.
By fundacjanautilus at 2009-07-14 Ta fotografia nie jest absolutnie żadnym dowodem na cokolwiek i nie należy jej tak traktować! W tej sprawie decydujące, najważniejsze i najciekawsze jest to, co mówią świadkowie. Pytanie „czy mówią prawdę?” jest najważniejszym punktem badania tego przypadku. Można oczywiście założyć, że kłamią. Pojawia się wtedy pytanie, po co mieliby to robić? Dlaczego – skoro kłamią – nie chcieli publikacji tych materiałów? Dlaczego przyjechali do naszej Fundacji, stracili mnóstwo czasu, poświęcili nam tyle godzin, a jednocześnie chcieli się raczej sami czegoś o tym dowiedzieć, a nie o tym opowiadać... Ta ostatnia kwestia zresztą jest chyba najbardziej ciekawym elementem uwiarygadniającym całość zdarzenia. Oni nie chcieli o tym publicznie opowiadać (musieliśmy ich do tego namawiać, a i to z oporami wiedząc, co ludzie potrafią wypisywać), a raczej chcieli się czegoś o tym zjawisku dowiedzieć... Wielokrotnie byliśmy na miejscu zdarzenia. Kilka dni temu pojawiliśmy się tam ponownie. Na pokładzie naszego flagowego auta zaprosiliśmy na małe spotkanie, w trakcie którego Rafał Nowicki zadał im kilka pytań. Warto obejrzeć ten zapis wideo i zwrócić uwagę na to, jak się zachowują, jak mówią, jak szczegółowo opisują każdy element tej historii i jak wielokrotnie spierają się ze sobą o jakieś drobiazgi, „czy było tak czy siak”. Nasze wieloletnie doświadczenie każe nam zdecydowanie powiedzieć, że tak nie zachowują się ludzie wymyślający historię, dzięki której chcą zdobyć... właśnie, pytanie co? Rozgłos? Wolne żarty. Jedyne co ich spotka, to ośmieszenie i drwiny. Na szczęście są tego świadomi i z ogromnymi oporami, ale jednak zdecydowali się opowiedzieć o całym zdarzeniu, za co im w tym miejscu bardzo pięknie dziękujemy. Mamy też prośbę do czytelników stron FN, aby docenili odwagę tych ludzi. Oni naprawdę nie musieli tego robić. I nawet nie chcieli tego robić, ale zrobili to po to, aby – jak powiedział pan J. – ludzie dowiedzieli się, że to zjawisko jest realnie istniejące. Spotkanie na pokładzie naszego pojazdu część I Spotkanie na pokładzie naszego pojazdu część II Spotkanie na pokładzie naszego pojazdu część III W Fundacji Nautilus bardzo wiele nauczyliśmy się podczas badania historii ze Zdanów, która do tej pory jest dla nas niedoścignionym wzorem prawdziwego wydarzenia związanego z UFO. Był wtedy taki moment, kiedy Rafał Nowicki badając tę historię prawie że wprowadził się do domu jednego ze świadków w Siedlcach, a nasza warszawska ekipa dotarła nawet do rodzin i bliskich dziennikarzy (w tym byłych życiowych partnerów mocno skłóconych z tymi osobami) zatrudnionych w 2006 roku w dzienniku Fakt... Wtedy zastanawialiśmy się, czy jest możliwe, aby badając jakieś wydarzenie wejść „jeszcze głębiej w sprawę” oraz czy można tak bardzo ingerować w życie prywatne osób. W sprawie Zdanów poruszaliśmy się bardzo często „na granicy”. Doszło do tego, że bezpośredni uczestnicy tamtej historii na widok „ludzi Fundacji” prawie że mieli ochotę uciekać i prosili, aby już im „odpuścić”, bo oni w tej sprawie powiedzieli nam wszystko. A jednak mimo upływu lat żaden z nich choćby przez chwilę nie zakwestionował tego, że zarówno historia, jak i te fenomenalne zdjęcia są prawdziwe w 100%. Historia badania zdjęć i przypadku ze Zdanów nauczyła nas także bardzo dużo o tym, że błędem jest przekonywanie kogoś do tego, że ona się wydarzyła naprawdę. Jest to błąd, gdyż docierając do milionów ludzi (a taka jest siła rażenia naszego portalu) zawsze znajdzie się grupa osób, której się nie przekona nawet „za Chiny Ludowe”. Obojętnie, o jakiej sprawie mówimy i czego by ona nie dotyczyła. Wiemy, że przy odpowiednio dużej złej woli, głupocie czy zawiści można zakwestionować każdą historię niezależnie od tego, jak ona nie była by prawdziwa. Tego typu okoliczność musi być niejako wpisana w rachunek dokumentowania każdej historii – to także wielka lekcja, którą wynieśliśmy z badania historii ze Zdanów. Stąd założenie, że „powinniśmy kogoś do czegoś przekonywać” jest nieporozumieniem. Fundacja NAUTILUS niedługo będzie obchodziła swoje 10-lecie działalności (10 lat FN działającej jako oficjalna organizacja pozarządowa!) i gdyby naszym celem było przekonywanie „kogoś do czegoś”, to w zasadzie nigdy nie doszlibyśmy do naprawdę wyjątkowego punktu, w którym jesteśmy obecnie. Zarówno strony internetowe, jak publikowane na nich materiały zawsze będą jedynie „dodatkiem do naszej działalności w sieci”, a nie jej celem samym w sobie. Tak naprawdę cała przygoda z FN jest dla nas najlepszym na świecie sposobem poznania prawdy o otaczającym nas świecie i gdyby tak nie było, to z pewnością nie powstała by tak potężna w tej chwili historia i wykraczająca powoli poza ramy naszego kraju, jaką jest obecnie Fundacja Nautilus. Podsumowując: nie wymagajcie Państwo od nas, aby kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać... To nie jest naszym celem, o czym warto od czasu do czasu przypomnieć. Ot tak, na wszelki wypadek. ;) /Uwaga! Wszyscy czytelnicy, którzy przysłali nam w ostatnich opisy obserwacji UFO, zdjęcia i filmy – postaramy się opublikować je w jednej, dużej publikacji. Naszym największym wyzwaniem jest czas, a raczej jego brak. Jak widziecie ostatnie publikacje to tak naprawdę nadrabianie zaległości, ale i tak czeka nas jeszcze sporo pracy przed komputerem, a przede wszystkim wyjazdów w teren. Te wakacje są naprawdę wyjątkowo pracowite dla naszej załogi./
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6796x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie