Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 8641x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5
Jest na usługach Rządu Światowego, NWO, Iluminatów, tajnych służb i najgorszych ludzi na Ziemi. Zna prawdę o 11 września i milczy. Nazywa się Barack, Barack Obama. Komu się zaprzedał? Na „czyim pasku”chodzi ten czarny figurant?!
Czy w ósmą rocznicę zamachów pamiętacie jeszcze taką postać, jak George W. Bush? Z trudem? I słusznie. To w tej chwili siwowłosy, skarżący się na bóle w krzyżu emeryt, który zajmuje się głównie budową Biblioteki swojego imienia. Jeszcze do niedawna Bush był najgorszym człowiekiem chodzącym po ziemi, kanalią gotową dla pieniędzy zamordować setki swoich współobywateli. „Bush did it!” – krzyczeli rozgorączkowani młodzi ludzie w 2007 roku Nowym Yorku podczas demonstracji „We want truth about 11th september”. Dzisiaj o Bushu prawie nikt nie pamięta. Jest zerem, jest nikim, jest ledwie „byłym’. Wyraźnie się postarzał, przestał udzielać politycznie. Więcej czasu spędza z rodziną, no i ta upiorna biblioteka... emeryt, po prostu emerytowany nikt. Kiedyś to on był oskarżany o największy mord wszechczasów, dziś prasa dworuje sobie z jego zamiłowania do joggingu nawet w deszczowe dni. Zero, po prostu zero. Na portalach zajmujących się teoriami spiskowymi dotyczącymi jedenastego września prawie nie zauważa się problemu o wiele większego niż „kłopoty byłego prezydenta ze znalezieniem właściwego miejsca na bibliotekę swojego imienia”. Tym problemem jest postać Baracka Obamy, młodego, dynamicznego prezydenta USA, który wzbudził ogromną sympatię ludzi na całym świecie. Jego postać miała być "kluczowa" dla ujawnienia spisku 11 września, pozorowanego ataku "USA na USA". Ale z Barakiem są tylko problemy!
By fundacjanautilus at 2009-09-11 Nowym stylem, luzem, umiejętnością mówienia o rzeczach trudnych zaimponował także tym, którzy mieszkają w wielu krajach uważanych za "wrogów USA". Kiedy został prezydentem Stanów Zjednoczonych, jego wiedza o tym skrawku naszej planety stała się potężna. Nie ma siły, aby ktoś odegrał wokół niego teatr maskujący prawdę o 11 września... Barack musi wiedzieć więcej, Barack musi znać prawdę o 11 września. Odbył setki spotkań z tajnymi służbami, ma konstytucyjny przywilej dostępu do najbardziej tajnych z tajnych dokumentów, podlegają mu tysiące osób z administracji i na pewno od wielu z nich poznał prawdę o wydarzeniach sprzed 8 lat. Wszyscy z nadzieją patrzyli na Baracka Obamę, który miał szansę przejść do historii naszej planety. A wystarczyło, żeby zrobił konferencję prasową, którą zaczął by tak: - Ja Barack Obama, prezydent Stanów Zjednoczonych wybrany przez naród, oskarżam tajne służby i byłego prezydenta USA Georga Busha o zamordowanie tysięcy naszych rodaków w atakach 11 września, które zorganizowano za pomocą transportowców, pocisków samosterujących i ładunków wybuchowych podłożonych zresztą wiele lat temu. Oto dokumenty! Gdyby taka konferencja się odbyła, Barack Obama stałby się bohaterem, który legendą przyćmił by nawet postać JFK. Ale takiej konferencji nigdy nie było. Co było? Wraz z poznawaniem kolejnych tajemnic Białego Domu Obama wyraźnie zyskał więcej siwych włosów, trochę posmutniał i na pierwszym swoim publicznym wystąpieniu zapowiedział zwiększenie walki z terroryzmem. Jak mógł to zrobić? Jak?! Przecież wszystkie osoby ogladające film „Zeitgeist” wiedzą, że terroryzm islamski to wymysł CIA, zamachy 11 września były „wewnętrzną robotą”, a arabscy zamachowcy samobójcy z Koranem w ręku i zielonymi opaskami na głowach to „bajeczka dla maluczkich, którą sporządziły tajne służby imperialistów”. W tej sytuacji stało się jasne: Obama chodzi „na pasku”. To „zastraszona marionetka”, to „pajacyk skaczący tak, jak mu zagrają”. Powstaje jednak pytanie: kto stoi za Obamą? Kto trzyma za sznurki? Kto nie dopuścił do zorganizowania tej konferencji, która przeszłaby do historii naszej planety? Kto?! Odpowiedź na to pytanie wszyscy „zainteresowani” i „zdrowomyślący” (tak się najczęściej tytuują) znają, choć mamy okazję przedstawić ją w bardzo oryginalnej formie. Jeden z naszych czytelników napisał opowiadanie, które postanowiliśmy w ósmą rocznicę zamachów opublikować. Poza wyraźnie satyrycznym charakterem zawiera ono bowiem wiele ciekawych aspektów tego, co wydarzyło się 8 lat temu. Jest bowiem jasne, że spiskowcy osadzeni w amerykańskim rządzie i tajnych służbach musieli ze sobą rozmawiać, a więc jakoś „te rozmowy” musiały wyglądać. Nasz czytelnik „Tomahawk” zaproponował pewną wizję owych rozmów, która rzeczywiście jest frapująca. Nie ma wątpliwości, że pytania postawione w tym tekście na pewno pojawiały się także w gronie osób przygotowujących zamach. Czy dla pieniędzy, władzy, amerykańskiego imperializmu warto spalić setki ludzi żywcem w paliwie lotniczym? Po co wysadzać zupełnie nieistotny z punktu widzenia strategicznego budynek WTC7? Po co używać pocisków samosterujących, skoro milion razy tego typu pomysł zwiększa ryzyko wpadki całego przedsięwzięcia? Kto ma zabić pasażerów samolotów, które zostaną rozbite dla niepoznaki nad Oceanem Atlantyckim? Kto wsadzi szczątki ofiar do transportowców, które z podwieszonymi bombami uderzą w WTC? Te interesujące pytania pojawiają się w tekście i nie ma wątpliwości, że nasz czytelnik wykazał się wielkim „talentem” w bardzo obrazowym przedstawieniu tych kilku ciekawych zagadnień ataków 11 września. Po uderzeniu samolotów w budynki WTC był bowiem moment, który rzadko pojawia się w relacjach w mediach ze względu na wyjątkową drastyczność. Na ziemię koło dwóch wież opadło bowiem kilka strzępów ludzkich ciał, w tym kawałki foteli lotniczych z przyczepionymi doń fragmentami oderwanych kończyn. Opisy tego niezwykłego widoku znajdują się na blogach wielu osób (w tym Polaków mieszkających w NYC), którzy w kilka minut po uderzeniu samolotów znajdowali się w Strefie Zero. Te upiorne, krwawe szczątki (nie było ich niestety zbyt wiele) zbierali policjanci i przewieźli do kostnicy. Późniejsza analiza DNA pozwoliła ustalić, do kogo należały te fragmenty i kilka rodzin pasażerów dzięki temu mogło przeprowadzić pogrzeby. Ta sprawa była wiele razy opisywana w amerykańskich mediach. Powstał jednak problem dla miłośników spisku „Bush zaatakował dla pieniędzy, ropy i strachu przez Iluminatami samego siebie” to jasne, ale... jak zginęli Ci ludzie? Jak ich szczątki trafiły do owych słynnych transportowców, które uderzyły w WTC? Rozwiązanie tej upiornej zagadki znajduje się w opowiadaniu p. Arka, który przybrał na potrzeby tego tekstu pseudonim „Tomahawk”. Poza wyraźnymi walorami literackimi tekst ten powinien pobudzić wielu czytelników stron FN do refleksji nad tym, jak bardzo musiały być ciekawe rozmowy osób szykujących krwawą łaźnię w ogniu paliwa lotniczego dla swoich współobywateli... Fascynujący tekst, który powinien przeczytać każdy.
By fundacjanautilus at 2009-09-11 „10 września 2001” autor: Tomahawk - Minęła już dziewiąta? – Goerge Bush był wyraźnie zdenerwowany. - Tak szefie, sztab akcji „11 września” rozpoczyna obrady już za kwadrans... – odpowiedział Smith. Ten zimny, wyrachowany doradca prezydenta zawsze koił nerwy „Dablju” swoim spokojem. Bush uśmiechnął się i kiwnął ręką, jakby chciał powiedzieć „no to w drogę”. Gruba polityków skupionych wokół prezydenta pokonywała kręte korytarze Białego Domu. Kiedy doszli do małej windy, Dick Cheney nacisnął niewidoczny guzik, który wyglądał jak gałka od starego telewizora. Po chwili poczuli powiew wiatru od bezszelestnie poruszającej się windy. - Zawsze lubię ten moment! – wyznał Dick wyraźnie ubawiony, ale pozostałym nie było do śmiechu. Wsiedli do windy, która błyskawicznie ruszyła w dół. Jeszcze tylko kilka korytarzy i już jest słynna sala granitowa, w której odbywały się najbardziej tajne spotkania rządu USA i Iluminatów. W środku była już cała reszta. Wszyscy, którzy mieli być. Doradca prezydenta Norman Y. Mineta nerwowo bawił się zapałką, którą obracał w zębach. Widać było, że wszyscy są zdenerwowani, czuło się napięta atmosferę zbliżającej się godziny zero. Mineta miał zamyślony wzrok. W końcu już jutro zacznie się ich tak długo planowany atak, już jutro jest 11 września... - Czy mogę panie prezydencie? – Condolezza popatrzyła w kierunku Busha, a ten milcząco skinął głową. Condolezza zaczęła mówić powoli cedząc słowa za słowem, jakby chciała je szczególnie zaakcentować. Na Sali powiało chłodem. - Szanowni Państwo, witam na tajnym posiedzeniu amerykańskiego rządu, a także Iluminatów, którzy jak zwykle przybyli punktualnie... dziękuje panowie! Wszyscy w milczeniu spojrzeli pod ścianę, gdzie był ustawiony rząd foteli, na których siedzieli jacyś starzy brzydcy faceci o bardzo ponurych spojrzeniach. Iluminaci – to oni trzymali wszystko w garści i Condolezza o tym dobrze wiedziała. Poprawiła okulary i zaczęła mówić dalej. - A więc kontynuując zebraliśmy się tutaj, aby omówić ostatnie szczegóły naszej operacji. Już jutro użyjemy samolotów i pocisków samosterujących, aby zaatakować kilka miejsc. Przede wszystkim WTC, ale także Pentagon i jeden pocisk dla niepoznaki rozbijemy o ziemię... - Zaraz, zaraz... Condi, jednego nie rozumiem... - Colin L. Powell znany był z tego, że zawsze zadawał trafne pytania. Wszyscy zebrani z wielkim skupieniem spojrzeli na spoconą twarz sekretarza stanu w rządzie Busha. - No mów, czego nie rozumiesz? – wyraźnie niecierpliwiła się Rice. - Czym uderzamy w WTC? – zapytał Powell. - No tak, jak żesmy już uzgodnili. Transportowcami z podwieszonymi bombami, w których będą umieszczone kukły z ludzkimi szczątkami... znowu nie czytałeś raportu? – zapytała patrząc na Powella. - Czytałem, czytałem, ale mam pytanie. Dlaczego w WTC wysyłamy transportowce, a Pentagon potraktujemy pociskiem Tomahawk? Czy nie możemy tego zmienić i w wieże przypieprzyć Tomahawkami, a ten cholerny Pentagon zniszczyć transportowcem?! – Powell był wyraźnie zdenerwowany. Zawsze zdradzało go nerwowe uśmiechanie się kącikiem ust. Wyglądał wtedy o wiele starzej. - No właśnie, masz rację Collin! – do dyskusji włączył się prezydent – Przecież WTC i tak wysadzą nasi chłopcy, więc możemy użyć Tomahawków. Pentagon... Pentagon zasługuje na transportowce, a nie zwykły Tomahawk! – prezydent był wyraźnie wzburzony. - George, proszę Cię... nie zaczynajmy po raz kolejny tej dyskusji, już to przerabialiśmy... - Condolezza Rice spokojnie przeszukiwała papiery, po czym zaczęła spokojnie mówić. - Przypominam wszystkim, że uzgodniliśmy tydzień temu, że dwa transportowce przemalowane na barwy samolotów cywilnych uderzają w WTC, a pociski samosterujące używamy do ataku na Pentagon, a także w tym... Alberto, jak nazywa się ta cholerna miejscowość? - Pitsburg Condy! – krzyknął doradca Busha Alberto R. Gonzales - O, dzięki... właśnie, ten drugi pocisk samosterujący uderzy w ziemię w Pitsburgu. Nie zostanie nawet mała cząsteczka, zero... - Condolezza Rice zatarła z zadowoleniem ręce. - Kurde balans, znowu czegoś nie rozumiem... – pytania Colina Powella zaczynały być irytujące. Zapadła długa cisza, ale Powell ciągnął dalej. - No nie rozumiem, dlaczego w ziemię uderzamy pociskiem samosterującym... Czy nie lepiej transportowcem takim samym, jak te, które uderzą w WTC? – Powell pytająco spojrzał się na Busha, ale ten zrobił taką minę, że Powell tylko machnął ręką. - Wyjaśniam raz jeszcze - Condolezza Rice była naprawdę wyjątkowo opanowana – podzieliliśmy atak 11 września na kilka etapów. Transportowce uderzają w WTC, po czym nasi chłopcy od CIA wysadzają ładunki ukryte w wieżach. Bumbumbum i obie wieże runą, a także ten WTC7, który też będzie wysadzony... - A ten WTC7 zostanie uderzony transportowcem czy pociskiem? – zapytał nagle Bush. Niestety „Dablju”, jak go powszechnie nazywano, często się gubił w szczegółach. Tak było także tym razem. - No nie... nic mi nie wiadomo, aby go coś uderzyło, ale... jest w nim dostatecznie dużo ładunków wybuchowych, że go wysadzimy – Condolezza była wyraźnie zniesmaczona pytaniem Busha. - To po jasną cholerę go wysadzamy?! Czy to ma jakiś sens strategiczny? – prezydent USA zachowywał się tak, jakby odkrył jakąś tajemnicę. - Wysadzamy ten WTC7 po to, aby.... aby.... WTC7 wysadzamy, bo... - Condolezza nerwowo przeszukiwała papiery – WTC7 będzie wysadzony po to, aby... Alberto, masz tę część raportu? - Oczywiście pani minister - Alberto R. Gonzales był zawsze przygotowany na taką sytuację. – Wysadzamy najpierw wieże południową, potem północną, a na końcu odpalimy ładunki w WTC7 i to ich pogrąży – Alberto uśmiechnął się tajemniczo. - I to lubię, WTC7 ich pogrąży! Bardzo dobrze... – zatarł z zadowolenia ręce Bush. - Pogrąży kogo? – Powell patrzył się na Gonzaleza pytająco. Między tymi dwoma była duża rywalizacja. - Pogrąży nas, świat finansów i w ogóle cały atak nabierze smaku. Wysadzenie WTC7 musi być, obowiązkowo trzeba ten cholerny budynek wysadzić w powietrze! – Gonzales zawsze lubił postawić kropkę nad „i”. - Dobrze, bardzo dobrze – George Bush spojrzał na zegarek – Już jutro świat zobaczy, co to znaczy atak na Amerykę... Tym WTC7 po prostu ich rzucimy na kolana. To będzie taka „kropka nad i”.
Prezydent USA od dawna był zwolennikiem nawet większego ataku na Amerykę, przy użyciu tysięcy pocisków Tomahawk i setek transportowców, ale ten pomysł nie został zaaprobowany przez Iluminatów. Oni chcieli zrobić to delikatniej i nikt nie wie, dlaczego. - Condy, jeszcze jedno pytanie... - Tak, panie prezydencie? - Zginie sporo Amerykanów, sporo ludzi... Jakie są szacunki? – prezydent zawiesił głos. - Sporo i nie sporo. Nasi specjaliści policzyli, że w samych wieżach usmaży się żywcem około tysiąca Amerykanów, a reszta zginie w wyniku zawalenia się wież. Dlaczego pytasz George? – Rice była zaskoczona pytaniem prezydenta. - Wiesz, w sumie pytam bez powodu... uważasz, że jest to morderstwo? – zaniepokoił się Bush. - Tak, jesteśmy mordercami, owszem – odpowiedziała żelazna Condy – Ale przypominam ci, dlaczego to robimy, dlaczego ci ludzie muszą zginąć! - No właśnie, dlaczego? – Collin Powell włączył się do rozmowy i jak zawsze udawał zdziwionego. - Dla zysków z ropy i zwiększenia wpływów koncernów zbrojeniowych, a także sami zarobimy na tym górę dolarów... mam rację? - Condolezza Rice spojrzała się w stronę milczącego do tej pory właściciela kompleksu WTC, Larry Silvestraina. Ten uśmiechnął się szeroko jak człowiek, który robi dobry interes. - Oczywiście Condolezza, oczywiście... Kilka dni temu ubezpieczyłem cały kompleks na 3.5 miliarda dolarów dzięki waszej informacji. Oczywiście premie z zysku prześlę wam na konto jak zwykle... – Larry rozłożył bezradnie ręce, ale ponieważ nikt nie powiedział słowa, więc usiadł i pokiwał w zamyśleniu głową. - Dobra, a więc plan już mamy – Bush próbował zapanować nad dyskusją – czy chłopaki dadzą radę skoordynować wysadzanie wież? - O to możemy być spokojni, ładunki są umieszczone nawet w podziemiach WTC i wszystkich okolicznych budynkach – nagle ożywił się Norman Mineta – Co prawda kilka osób będzie zdziwionych, co wybucha w podziemiach WTC, ale... obie wieże rozsypią się dzięki temu w pył! Mineta pokazał gest triumfu i stało się jasne, że zna się na rzeczy. To on od trzydziestu lat kordynował proces uzbrajania w ładunki wybuchowe obu wież WTC i tej siódemki, która tak zdumiała Powella. Bush przeglądał zdjęcia transportowców i nagle poderwał się na nogi jak człowiek, który odkrył wielką tajemnicę. - Dlaczego... dlaczego te transportowce nie mają narysowanych okien? – to pytanie było niczym szczytel wbity w Rice. - Okien? A, może i nie mają pomalowanych okien, ale... do jutra już nie zdążymy. Zresztą okna, po co Ci okna? I tak wieże runą, to bez znaczenia... – odpowiedziała sekretarz stanu. - Jak rodziny pasażerów? Będzie manipulacja? – zapytał Bush. - Tak, wszystkie symulatory głosu są już przygotowane, spokojna głowa George... – odpowiedział Mineta. Ten facet miał łeb na karku. Nad planem ataku na Amerykę pracował od dawna i wiadomo było, że jak on się czymś zajmie, to będzie to zrobione perfekcyjnie. - Czy mogę dwa słowa? – ochrypły, ciężki głos przerwał nagle obrady tajnego amerykańskiego rządu. Wszyscy popatrzyli na miejsca, gdzie siedzieli Iluminaci. Jeden z nich powoli wstał i wbił wzrok w Condolezze Rice. Zamilkła, tak jak wszyscy. Condy zaczęły drżeć ręce i nerwowo oblizywała wargi. Ten zły, nienawidzący ludzi człowiek zaczął powoli mówić cedząc powoli słowa. - Tak naprawdę zebraliśmy się tutaj po to, aby przedstawić wam szczegóły naszego planu. Jak wiecie, jesteście tylko figurantami. Po to wam płacimy, abyście odgrywali rolę listków figowych naszych tajnych operacji i niepotrzebnie odgrywacie tutaj ten teatr... – Iluminat zawiesił głos. Wszyscy ludzie Busha poczuli się nieswojo. Wiadomo, że cały rząd chodzi na pasku tych zwyrodnialców, ale kiedy ktoś nazwał to po imieniu, to nagle znowu poczuli to, co czułby każdy na ich miejscu. Strach, okropny strach. Zaczynał się on gdzieś na szyi, a potem cienką strużką biegł wzdłuż kręgosłupa. Iluminat kontynuował swoją przemowę. Bush ukradkiem zauważył, że ma zepsute zęby od górnej trójki do końca... „Czyżby tam w NWO mieli kłopoty z zapleczem dentystycznym?” – pomyślał rozbawiony przez chwilę. Tymczasem w sali znowu rozległ się ten okropny głos. - Operacja 11 września jest pierwszą operacją z serii masowego zabijania ludzi, aby umocnić naszą władzę, zdobyć pieniądze, poprawić pozycję wielkich koncernów i zniewolić możliwie największą liczbę ludzi na świecie. Naszym marzeniem jest, aby ludzie na całej Ziemi byli niewolnikami, a władzę miała wąska grupa ludzi, która dzięki temu także oczywiście zwiększy swój kapitał. Ktoś zapytał, czy muszą być ofiary? Czy rzeczywiście trzeba setki ludzi spalić żywcem w obu wieżach? Czy trzeba setki także bardzo młodych ludzi spalić żywcem podczas kolejnego ataku, który jest przez nasze służby planowany na Bali? Moja odpowiedź jest jasna: oczywiście, że tak. Dla pieniędzy i władzy nie cofniemy się przed niczym. Teraz jest nasz czas... – Iluminat uśmiechnął się szeroko pokazując wyraźne kłopoty z higieną jamy ustnej. George Bush dostrzegł, że próchnica zaatakowała także jedynki tego potwora. „Dobrze mu tak!” – pomyślał „Dablju”. - Wszystkie decyzje zostały wydane i w zasadzie nie spotkaliśmy się z wami po to, aby was o coś pytać. Spotkaliśmy, aby was po prostu poinformować, a także... przedstawić kogoś, kto zastąpi ciebie George na stanowisku prezydenta. Rząd Światowy miał tutaj inne zdanie w tej sprawie, ale Rada Iluminatów uznała, że czas na czarnego figuranta na tym stanowisku. Będzie chodził na naszym pasku i wykonywał wszystkie polecenia, bo inaczej... – Iluminat zawiesił głos. - No... właśnie.... co się stanie, jak się wam postawi? – pytanie Dicka Cheneya zainteresowało wszystkich. - Wtedy zabijemy jego, jego całą rodzinę, psa, chomika, a nawet te cholerne rybki z akwarium jego córek zostaną ugotowane i zjedzone! - Przez kogo? - Sam lubię ryby, ale... nie mówmy teraz o tym. Iluminat dał znak głową dla agenta, który stał przy drzwiach. - Wprowadź czarnucha, teraz on będzie naszym pieskiem! – Iluminat wyraźnie triumfował. Agent otworzył drzwi i do sali wszedł Barack Obama z... białym pudelkiem na ręku! Ten widok wręcz sparaliżował wszystkich obecnych na zebraniu sztabu operacji „11 września”. Rozejrzał się niepewnie i cały czas głaskał psa wyraźnie czegoś szukając. Nagle odetchnął z ulgą... jedno krzesło było wolne. Usiadł, a psa puścił luzem. Wyraźny zachwycony takim obrotem sprawy biały pudel podbiegł do rzędu krzeseł, na których siedzieli Iluminaci. Z ich strony rozległ się złowieszczy syk i pies skomląc schował się pod stół. Barack wstał i zaczął swoje przemówienie. Widać było, że nie spał kilka nocy. - Witam wszystkich zebranych, a przede wszystkim Iliminatów. Dziękuje, że akurat mi powierzyliście zaszczytny tytuł prezydenta Stanów Zjednoczonych, choć wiadomo przecież, że jestem figurantem i wykonuję tylko polecenia Rządu Światowego. Ale co tam, i tak przynajmniej będę miał trochę „fanu” z tym całym cyrkiem... W każdym razie obiecuję wykonywać wszystkie polecenia panów Iluminatów i bardzo proszę, aby już nie przypominać mi o tym, że jeśli nie, to zostaną zamordowane moje córki i żona. Ja o tym dobrze wiem... – Obama zamilkł. Po jego słowach zapadła nieprzyjemna cisza. Wszyscy z amerykańskiego rządu wiedzieli, że jeśli puszczą parę z ust, że są na usługach Iluminatów, to natychmiast zostaną zgładzeni razem z rodzinami i wszystkimi zwierzętami domowymi. Plotka głosiła, że jeśli tylko ktoś zacznie „sypać”, to będzie torturowany przed śmiercią w wyjątkowo okrutny sposób. - Dobra, dosyć już tego taniego sentymentalizmu! – Iluminat wyraźnie był rozdrażniony tonem przemówienia Obamy – Czarny siadaj i się nie odzywaj, bo inaczej czapa! I zabierz tego cholernego pudla... Teraz poproszę kolegę Normana Minetę o przedstawienie szczegółów planu ataku na tych skunksów Amerykanów. - Zaraz, zaraz... A Pan nie jest Amerykaninem? Jakiej narodowości są Iluminaci? – zapytała Condy. - Dla kapitału nie ma narodowości. Jestem bogaty, a po 11 września moja władza się umocni i będę jeszcze bogatszy. Teraz liczą się tylko dwie rzeczy: władza i pieniądze! – słowa Iluminata zrobiły wrażenie na obecnych. Aby przerwać krępującą ciszę wstał Mineta i zaczął szybko, ale zdecydowanie. - W takim razie przejdźmy do szczegółów ataku. Jak Państwo wiecie, plan jest bardzo prosty. Przeprowadzamy frontalny atak przy pomocy transportowców i pocisków samosterujących, a dodatkowo jeszcze wysadzimy budynki na czele z tym WTC7. Jest jeszcze kilka szczegółów, o których warto powiedzieć. Tajni agenci naszych służb tuż po uderzeniu pocisku Tomahawk w Pitsburgu podrzucą na miejscu uderzenie kilka paszportów, że niby to zrobili arabscy terroryści... Nagle poderwał się Bush. - Myślisz Norman, że ludzie kupią tę naiwną bajeczkę dla maluczkich o terrorystach, którzy uprowadzili samoloty? - Tak, ludzie są naiwni i kupują taką papkę, jaką im podamy – Mineta był wyraźnie pewien swego – Ale pozwólcie państwo, że będę kontynuował. Wielu z was pyta, co się stanie z tymi pasażerami samolotów... skoro oni zginą, a my zamiast tych samolotów wykorzystamy pociski samosterujące i transportowce. Plan jest bardzo prosty. Po wejściu na pokład samolotów pasażerowie zostaną zamordowani, a samoloty skierowane nad Ocean, gdzie zostaną rozbite i słuch po nich zaginie. - Kto zabije pasażerów i jak? – zapytał Powell. Mineta uśmiechnął się triumfująco. - To akurat mój ulubiony punkt całego planu. Na pokładzie samolotów są wytypowani do tej brudnej roboty agenci służb, same dwudziestoletnie i silne chłopaki, którzy wcześniej zainstalowali tam pojemniki z gazem „Cyklon B”. Pasażerowie zostaną po prostu zagazowani jak w Oświęcimiu. Powrócą dobre, stare czasy faszyzmu! – oczy Normana Minety zrobiły się trochę wilgotne, ale kontynuował dalej – Kiedy wszyscy pasażerowie samolotów zginą pod wpływem gazu, nasi agenci skierują samoloty nad Atlantyk, a sami wyskoczą na spadochronach. Samoloty mają specjalne urządzenia, które ich naprowadzą na miejsca, gdzie zostaną następnie rozbite o wodę. Bush znowu zrobił minę, jakby niczego nie rozumiał. - Zaraz, zaraz... Przecież umówiliśmy się, że szczątki pasażerów zostaną znalezione koło WTC i dzięki ekspertyzom DNA te naiwne rodziny przekonają się, że faktycznie ich bliscy byli w samolotach, które uderzyły w obie wieże... - Słusznie, słusznie George! Widzę, że praca nad Tobą przynosi efekty! – Mineta prze chwilę szukał czegoś w kartkach – Przewidzieliśmy i to. Po zabiciu pasażerów na pokładach samolotów nasi agenci pokroją ciała pasażerów przy pomocy pił mechanicznych, a następnie wydzielone części ich pokrojonych ciał zrzucą zapakowane w paczki na spadochronie jeszcze przed osiągnięciem oceanu i wyskoczeniem z samolotów. Te szczątki zostaną przejęte przez ludzi odpowiedzialnych za start transportowców, które uderzą w WTC. I tu mamy coś specjalnego... – Mineta na chwilę zawiesił głos – Otóż specjalne służby przejmą te paczki, a następnie błyskawicznie przewiozą je do transportowców, które ruszą w kierunku WTC. Jaki będzie tego efekt? Otóż po uderzeniu transportowców w WTC na ziemię opadną szczątki z samolotu Boeing, w tym krwawe kawałki ciał pasażerów bardzo często razem z fotelami lotniczymi. Te fragmenty zostaną zebrane szybko przez policję i potem posłużą do zmanipulowania opinii publicznej i sprzedania „bajeczki dla maluczkich” o złych terrorystach i biednych Amerykanach. Dobre? – Mineta zawiesił głos. Dostał burzę oklasków. Posiedzenia sztabu dotyczące ataku 11 września powoli dobiegało końca. Ach, jak pięknie wygląda Waszyngton oświetlony wrześniowym słońcem! Kawalkada samochodów rządowych jechała ulicami mijając kolejne gmachy rządu. W limuzynie prezydenckiej Bush i Condolezza Rice dzielili się wrażeniami ze spotkania z Iluminatami. „Dablju” był wyraźnie rozbawiony tym, że Obama przyszedł na spotkanie z pudelkiem na ręku. - To czarny idiota! Tu Iluminaci, śmierć tysięcy Amerykanów, atak Tomahawków na Pentagon, ludzie służb odpalają tysiące ładunków wybuchowych w wieżach, setki agenciorów przygotowują działania maskujące i dezinformujące naiwne tłumy, największa akcja wszechczasów, a ta czarna kreatura wnosi na najważniejsze spotkanie psa... – prezydent kiwał głową z niedowierzaniem – I takiego palanta wybrali na mojego zastępcę? Świat się kończy.... - Nie zapominaj, że ty też byłeś i jesteś marionetką... Wykonujesz polecenia Iluminatów i służysz im od początku jak piesek! – Condy była wyraźnie złośliwa. - No owszem, ale... ja nie przychodzę na takie spotkania jak to dzisiejsze z psem rasy pudel do jasnej cholery! – George Bush prawie krzyknął. Kawalkada samochódów mijała właśnie gmach Biblioteki Kongresu. - Mam do Ciebie pytanie... Można? – Rice wyjęła papierosa. Zawsze w takich momentach znowu atakował ją ten upiorny nałóg. - Oczywiście, wal śmiało – „Dablju” wykonał taki ruch ręką, jakby wszystko i tak było stracone. - Widzisz George, tak sobie myślę o tym, co się będzie działo jutro... Ty masz córki, prawda? - Mam. A bo co? - Pomyśl, jutro wśród setek osób uwięzionych w obu wieżach będą także takie dziewczyny jak te twoje córki. Pracują w biurach, są na praktykach. Po uderzeniu transportowców Minety po piętrach rozleje się paliwo lotnicze, wiele osób zginie w największych męczarniach. Wśród tych ludzi będą też takie dziewczyny... w podobnym wieku, z podobnymi tipsami, z podobnymi plecakami... jak twoje córki... Niektóre zdecydują się na skoki z wież, aby uniknąć spalenia żywcem... Na pewno też tacy ludzie się znajdą. - Myślisz, że będą skakać? Dobre... dobre! Ten 11 września coraz bardziej zaczyna mi się podobać! – Bush z radości aż klasnął w dłonie. Condolezza Rice ściszyła głos. - Wiesz, tak sobie myślę, jak ty się będziesz czuł patrząc po tym wszystkim na... na swoje córki? Przecież uczestnicząc w tym spisku, chodząc na pasku tajnych służb i Iluminatów, także jesteś jedną z osób, która zgadza się na spalenie tych biednych dziewcząt żywcem... Pomyśl, jak się będziesz czuł patrząc na swoje córki? Czy wyrzuty sumienia w ogóle pozwolą ci żyć? Bush był wyraźnie wściekły. Nie lubił tych momentów, kiedy ktoś mu przypominał o tym, że jutro dzięki także jego pomocy tysiące rodaków zginie śmiercią godną średniowiecznego gabinetu tortur. - Czy dostałaś za mało pieniędzy?! Czy nie widzisz, że atak na WTC przysporzy nam władzy i pieniędzy? No i co z tego, że tyle ludzi usmaży się żywcem? I co z tego, że będą skakali ginąc śmiercią samobójczą? I co z tego, że w tym zamachu zginie wiele takich dziewcząt w wieku moich córek? I co z tego?! Wiesz co ci powiem? Nie dbam o to! Dla mnie liczą się tylko pieniądze i władza. Nic więcej! – Bush nie krył oburzenia. Kawalkada samochodów wjeżdżała już w ostatnią aleję prowadzącą wprost do Białego Domu. Na ulicach było wielu uśmiechniętych ludzi. „Wśród nich na pewno są tacy, którzy pracują w resorcie obrony i jutro zginą w Pentagonie od uderzenia pocisku Tomahawk” – taka myśl przemknęła przez głowę prezydenta. Mimowolnie się uśmiechnął. A ta uparta Condolezza Rice mówiła dalej i dalej. - Wiesz George, bo tak sobie myślę, że przecież ty masz już pieniądze i nigdy nie będzie ci ich brakować, bo masz pensję prezydencką. Całkiem spora kasa, kilkanaście tysięcy dołków miesięcznie do końca życia. Jesteś już w takim wieku, że w każdej chwili możesz się przekręcić na serce. Jesteś wierzący podobno bardzo, a po tym numerze który odwalamy jutro czeka ciebie skunksie jankeski wieczne potępienie... myślałeś o tym? Czytałeś Biblię?– Rice powiedziała te słowa prawie szeptem. Bush zamyślił się. Przez chwilę milczał patrząc na widok przez okno auta. Istotnie, tego nie wziął pod uwagę. Od kilkunastu lat uważa się za człowieka wierzącego, codziennie czyta Biblię, a tu taki numer... Za 11 września - nie ma co - Najwyższy całą ich ekipę pośle do piekła na milion lat. Kasa kurna kasą, ale życia zostało mu już nie tak znowu wiele, a zafajda sobie całe życie wieczne... Condy uderzyła w jego czuły punkt! Na jego czole wystąpiły kropelki potu. - Nie myślmy teraz o tym. Grunt to kasa. Więcej kasy, więcej władzy – jest dobrze. Mniej kasy, mniej wpływów za ropę dla naszej rodziny – źle. To się liczy, śmierć tych trutniów w obu wieżach jest bez znaczenia. I wiesz co ci powiem? Nie będę miał żadnych wyrzutów sumienia, żadnych! Niech sobie giną smażąc się w tym paliwie lotniczym, niech się palą żywcem, niech skaczą z wież i rozbijają się o beton. Jeśli może to umocnić wpływy naszej rodziny, zwiększą się dochody klanu Bushów, będziemy mogli ciągnąć zyski z ropy z Iraku, a na nasze konta wpłyną miliony dołków... Czego chcieć więcej? Ja w to wchodzę bez dwóch zdań. Condy jednak wyraźnie nie dawała za wygraną. - A nie boisz się tego, że za udział w spisku 11 września Bóg skaże Ciebie na wieczne potępienie za mord setek niewinnych osób? - Wielkie mi mecyje! – zdenerwował sie Bush – wysyłamy naszych żółnierzy to tu to tam i giną i zabijają ludzi i jakoś nie masz z tego powodu wyrzutów sumienia! Condolleza Rice popatrzyła się na Busha wzrokiem, którego nienawidził. - Jeżeli nie dostrzegasz różnicy pomiędzy wysłaniem kontyngentu Marines w jakiś punkt zapalny naszego globu a spaleniem żywcem naszych rodaków w wieżach, to... to ty jesteś naprawdę skończonym idiotą George! – wykrzyknęła mu w twarz. - Może. Ale pamiętaj czarna suko, że na Twoich czarnych rękach będzie też krew setek nowojorczyków, których być może tysiące razy spotykałaś w metrze i nie raz spojrzałaś im w oczy, kiedy jechałaś do swojej pierwszej pracy w NYC! Więc nie pouczaj mnie, że coś robię źle, OK?! Bierzesz kasę od Iluminatów na tę robotę więc się zamknij! – Bush prawie krzyczał. - No dobrze, dobrze, tak tylko mówię... – Rice odwróciła wzrok. Kawalkada rządowych, opancerzonych limuzyn zatrzymała się przed Białym Domem. Prezydent Bush spojrzał na zegarek. Było późno, dochodziła piętnasta. Za niespełna dwadzieścia godzin wszystko się zacznie. - Jutro te wszystkie dupki z Białego Domu będą latali jak kot z pęcherzem! – powiedział rozbawiony „Dablju” otwierając drzwi samochodu. Z jego mało wesołego żartu zaśmiał się tylko jeden ochroniarz, ale on akurat nie wiedział, ile prawdy jest w złowieszczych słowach prezydenta USA... Tomahawk, 2008 /dla FN przekazuje prawa autorskie do dowolnego wykorzystania tego tekstu/ Przyznamy się wszystkim czytelnikom stron FN, że przeprowadziliśmy mały eksperyment. Oto zamieściliśmy materiał o „Baraku Obamie i 11 września”, którym naszym zdaniem jest prześmiewczy „do bólu” i pokazuje pokraczność myślenia zwolenników teorii spiskowych, którzy zakładają, że tysiące obywateli amerykańskich było gotowych zgotować dla swoich współobywateli spalenie się żywcem w paliwie lotniczym „dla pieniędzy dla rodziny Busha, dla dostępu do ropy, dla wprowadzenia w kraju większej kontroli itp.”. Opowiadanie naszego czytelnika o wiele lepiej pokazuje absurd założenia o pojawieniu się w USA „tysięcy morderców własnych współobywateli”, niż długie analizy bzdurnych dowodów zamieszczonych na stronach spiskowych. Ku naszemu zdumieniu wiele osób wzięło ten wywiad „za dobrą monetę”, za bardzo dobry głos w dyskusji, jak to było i „kto był mordercą”. Ten eksperyment był bardzo nam potrzebny i dopiero po pewnym czasie napiszemy, jakie wnioski z tego wyciągnęliśmy (materiał ten chcemy pokazać także psychologom i socjologom). I jeszcze kilka wypowiedzi na temat 11 września i tzw. teorii spisku Amerykanów, którzy zabili swoich obywateli dla tego czy innego powodu. „To bajka!” – tak Bogusław Wołoszański ocenia założenie, że za atakiem na 11 września 2001 roku stały tajne amerykańskie służby. Bogusław Wołoszański to znany i ceniony popularyzator wiedzy historycznej dotyczącej największych zagadek i tajemnic. W kręgu jego zainteresowań jest także to, co zmieniło losy świata, a wydarzyło się 11 września 2001 roku. 11 września 2009 roku w specjalnym wywiadzie dla czytelników FN autor „Sensacji XX wieku” powtarza tezę, która pojawia się we wszystkich opracowaniach dotyczących 11 września – to jest niemożliwe, żeby ktoś z organizatorów spisku się nie wyłamał. Jednym z największych znawców terroryzmu islamskiego jest znany pisarz i jednocześnie nasz przyjaciel, Igor Witkowski. On jako jeden z nielicznych ludzi w Polsce jeszcze przed 2001 rokiem ostrzegał, że świat zachodni powinien się liczyć z atakiem terrorystycznym ze strony radykalnych grup islamskich, które wierzą, że zabicie „niewiernych w ataku samobójczym” powoduje natychmiastową „windę do nieba”. Jego zdaniem ten element wiary islamskich radykałów był bombą zegarową, która musiała eksplodować. O ile bowiem w świecie chrześcijańskim znalezienie samobójcy w imię religii jest bardzo trudne, o tyle w świecie islamu są ich całe zastępy. Kiedy doszło do zamachów 11 września, Igor Witkowski z całego świata zaczął ściągać literaturę na ten temat. Ma on bardzo jasne w sprawie tzw. teorii spiskowych, które uważa ze stek bzdur. Oto, co powiedział w Bazie Nautilusa: Mieliśmy mały udział w programie poświęconym teoriom spiskowym w Wirtualnej Polsce. Program jest wart zobaczenie dlatego, że pilot występujący w programie mówi jasno, że prowadzenie Boeinga i doprowadzenie do jego uderzenia w budynek było absolutnie wykonalne dla terrorystów po szkoleniu, które wcześniej przeszli. Szanowni Państwo, zapraszamy na chat z Robertem Bernatowiczem poświęcony teoriom spiskowym 11 września, który będzie miał miejsce w piątek 11 września. Początek o 21.11! To pierwszy z naszych nowych projektów, więcej już wkrótce!
Komentarze: 0
Wyświetleń: 8641x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie