Pon, 30 lis -0001 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Po wypadku drogowym doszło do niecodziennego wydarzenia. Czy to była ingerencja z zaświatów?
Wypadki drogowe są tragiczną częścią naszej rzeczywistości. Zdarza się, że ułamki sekund zmieniają życie nie tylko osób uczestniczących w wypadku, ale także ich rodzin. Osoby, które przeżyły takie dramatyczne wydarzenie mówią o niezwykłym uczuciu odkrywania nieznanego, wcześniej ukrytego przed wzrokiem świata. Nikt z nich nie podejrzewał, że „ów świat istnieje”. To świat szpitali, bólu, łez, rozstań, cierpienia, zwątpienia, spotkania z nieznanym. Nagle dostrzega się, że takich ludzi jest więcej na naszych ulicach, ale są oni tak jakby ukryci, są w cieniu roześmianych I biegnących gdzieś ludzi. Odkrywa się ich dopiero wtedy, kiedy do tego cienia się wejdzie. Nic wtedy już nie jest takie, jak było… FN od samego początku swojego istnienia zbiera historie związane właśnie z wypadkami samochodowymi. Dotyczą one zarówno przeróżnych snów zawierających ostrzeżenia, jak i dziwnych historii mających miejsce już w trakcie samego zdarzenia. Chcemy przedstawić właśnie taką historię opisaną nam przez czytelnika FN. Historii ze wszech miar wyjątkowej i poruszającej. „Droga FN, Historia, którą chcę Wam opowiedzieć, dotyczy mnie i mojego brata, który niestety zginął w wypadku, w którym i ja brałem udział. Mimo upływu lat, a w tym roku minęło dokładnie 17 lat od tego wydarzenia, tamten dzień jest cały czas obecny w moim życiu. Nie tylko dlatego, że od tamtego dnia pozostałem kaleką, ale to co przeżyłem zmieniło moje życie. Wiem, że od czasu do czasu na Wasze łamy trafiają historie związane ze śmiercią kliniczną, ale myślę, że moja mimo wszystko zasługuje na uwagę. Nieczęsto bowiem się zdarza, że w trakcie śmierci klinicznej spotykamy się z kimś, kto potem umiera. Ja takie spotkanie przeżyłem. Byliśmy dzieciakami, ja miałem 16 lat, a mój brat 18. Wtedy wydawało mi się, że jestem już bardzo dorosły albo stary, a teraz patrzę na takich jak ja wtedy jak na dzieciaki. Samochód należał do ojca i mój brat zrobił świeżo prawo jazdy i dostawał od czasu do czasu zgodę od ojca na prowadzenie auta. Tego feralnego dnia moja mamo rano opowiedziała o śnie, w którym widziała siebie idącą na pogrzebie. Ten obraz był tak silny, że prosiła nas, aby na siebie uważać. Wieczorem brat zaprosił mnie na imprezę do jego dziewczyny, która mieszkała kilkanaście kilometrów od naszego domu. Mieliśmy wrócić samochodem ojca. Brat był bardzo ostrożny i naprawdę nic nie pił, co zresztą potem potwierdziła policja. Wyjechaliśmy z domu Moniki po północy i ruszyliśmy w kierunku domu. Samego wypadku nie pamiętam, gdyż chyba z tyłu zasnąłem. Obraz, który pamiętam, to jakaś jasność ogromna, w której nagle się znalazłem. Wszystko było oświetlone takim dziwnym światłem, które trudno jest opisać. Wszystko było inne. Zobaczyłem, że stoi mój brat. Był bardzo szczęśliwy, dał znak ręką, że chce mi coś powiedzieć. Zapytałem go, co tutaj robi, tak zwyczajnie. Brat powiedział, że on tutaj zostanie, natomiast mój czas jeszcze nie nadszedł. Powiedział też, że kiedyś się spotkamy i kiedy nadejdzie mój czas, to on przyjdzie do mnie. Ale to nie wszystko. Zapytałem brata, gdzie jesteśmy, a on odpowiedział, że jest to miejsce, gdzie idą ludzie po śmierci, bo śmierci nie ma, śmierć nie istnieje, a jest tylko wiele światów. Pamiętam dokładnie to, jak powiedział „wiele światów”. Potem powiedział coś dziwnego. Kazał przekazać ojcu, aby odszukał jakieś rachunki, które są w pudle w piwnicy. Powiedział, żebym to zapamiętał. Pożegnał się, kazał przekazać rodzicom i Monice, aby się o niego nie martwili, a Monika będzie miała jeszcze trójkę dzieci, co zresztą okazało się prawdą. Brat odszedł i zniknął w świetle, a ja nagle usłyszałem głos, że trzeba wracać, że mój czas się skończył. Poczułem, jakby jakaś siła zaczęła mnie wciągać w ciemny, zimny tunel. Więcej nie pamiętam, zostałem sztucznie obudzony z farmakologicznej śpiączki po 5 dniach. Uszkodzenia kręgosłupa okazały się na tyle poważne, że od tamtego czasu poruszam się na wózku. Postanowiłem opisać FN tę historię z powodu późniejszych wydarzeń. Opowiedziałem rodzinie o moim spotkaniu z bratem. Oczywiście był straszny płacz, ale ojciec zainteresował się sprawą owych rachunków. Rzecz dotyczyła naszej rodzinnej firmy, bez jakiś rachunków ojciec mógł wszystko stracić. Okazało się, że od czasu naszego wypadku i śmierci brata cały czas ich szukał i przez to nawet nie było pieniędzy na moje leczenie. Tak, jak prosił brat, ojciec poszedł do piwnicy. Tam leżały stare i zapomniane kartony, które zresztą zamierzał wyrzucić przy pierwszej nadarzającej się okazji. Kiedy je zaczął otwierać, w jednym z nich znajdowała się sterta papierzysk, a wśród nich właśnie te stare rachunki, od których zależało „być albo nie być rodzinnej firmy”. Ja i moi rodzice jesteśmy przekonani, że mój brat postanowił spotkać się ze mną i w ten sposób pomóc ojcu i mojej rodzinie. Ta historia jest prawdziwa. Mój ojciec już nie żyje i wiem, że poszedł tam, gdzie jest mój brat i gdzie ja byłem przez chwilę. Od tamtych wydarzeń stałem się osobą bardzo wierzącą i dziś wiem, że śmierci po prostu nie ma. Dlatego bardzo kibicuję Wam w misji uświadamiania ludziom tego prostego faktu. Pozdrawiam wszystkich z pokładu i nie tylko z pokładu Mateusz
Pon, 30 lis -0001 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.