”Dlaczego nie zwrócicie się do naukowców???” – to pytanie bardzo często zadają nam internauci. Traktują oni bowiem naukowców (czyli ludzi ze stopniami minimum doktorskimi) za namaszczonych przez los, mądrzejszych, na pewno znających się na rzeczy. Taki „doktor czy profesor” jak coś powie, to już powie, swoją mądrością i tytułem naukowym przetnie wszelkie spekulacje. Wszystko będzie wtedy jasne, czy jest tak, czy siak. „Niech to zobaczą naukowcy, niech to zobaczą naukowcy!” – tak radzą nam czytelnicy stron FN. Tymczasem my mamy kilkunastoletnie doświadczenia z „naukowcami” i podzielimy się z Wami naszymi spostrzeżeniami. Zacznijmy od tego, że w naszym gronie jest kilku doktorów, a nawet i profesor też się znajdzie. Z racji tego, że tytuł „magistra” w dzisiejszym świecie niewiele znaczy, także bardzo znane osoby z FN myślą o tym, żeby otworzyć przewód doktorski i zrobić habilitację. Okazuje się bowiem, że ten mały skrót „dr” przed imieniem i nazwiskiem budzi powszechny szacunek i respekt. Skoro tak, to „będziemy doktorami” – nie ma z tym problemu, możecie nam wierzyć. Najważniejsze jest jednak pytanie, po co mamy kontaktować się ze „światem nauki” w tej czy innej sprawie, skoro owi „doktorzy, docenci i profesorowie” nie mają zielonego pojęcia o tym, czym my zajmujemy się od kilkunastu lat. Jakie pojęcie o UFO ma jakiś profesor z Polskiej Akademii Nauk? Z iloma świadkami on rozmawiał? Ile miejsc lądowania obiektów UFO widział taki biedaczyna na oczy? Po co mamy słuchać jego „profesorskich przemyśleń na temat”, skoro gość swoją wiedzę o UFO czerpie z filmu „Test Pilota Pirxa” i traktuje zagadnienie jako brednie wymyślone przez „tępaków”. Wybaczcie szczerość, ale to my posiadając wieloletnie doświadczenie, potężną bibliotekę książek na każdy z tematów poruszanych przez FN, rozmawiając z podobnymi ludźmi na całym świecie mamy prawo o sobie powiedzieć, że „coś wiemy na ten temat”. Tyle i tylko tyle. Tytuły „doktora czy profesora” robią wrażenie na przeciętnym człowieku, ale na ludziach FN prawdę mówiąc... w każdym razie sami wzieliśmy się za to, aby przed naszymi nazwiskami pojawiły się owe wyśnione skróty. Czy nam coś to pomoże w badaniach zjawisk niewyjaśnionych? Zobaczymy. Wracając do tematu „życia po śmierci” i przeżyć typu „śmierć kliniczna”. Owa grupa naukowców cytowanych przez CNN stara się „zagrać tak, jak przystoi na naukowca”. Wyjaśnić, oprzeć wszystko o „majaki mózgu”, sprowadzić sprawę do „fantazji” na pograniczu snu. I ta sama śpiewka znana nam dobrze od lat, że „ludzki mózg ma tajemnice”, że „umysł w sytuacji stresu tworzy wizje”. Dr Kevin Nelson może godzinami nam opowiadać, że „ów słynny tunel” to efekt powstający w gałce ocznej, a efekt z nami osiągnie niewielki. Dlaczego? Bo materiał zebrany przez FN posyła takie stwierdzenia w daleki kosmos. Bo Piotr Jaskulski, nasz oficer z pokładu Nautilusa, przeżył śmierć kliniczną jako dziecko, o mały włos nie utopił się na oczach rodziny. Widział swoje ciało w wodzie, zobaczył ten tunel, poleciał w kierunku światła i zawrócił. Zapytany o „majaki mózgu i efekt gałki” Piotrek tylko się uśmiechnie, bo wie, co przeżył. Dr Kevin Nelson oczywiście nie zainteresuje się przypadkami, które posiadamy w swoim archiwum, a które my nazywamy na własny użytek „być świadkiem”. O co chodzi? W czasie śmierci klinicznej zdarza się, że ludzie zaciekawieni swoim stanem i nową "możliwością poruszania się w przestrzeni" przemieszczają się gdzieś, gdzie są świadkami jakiś wydarzeń (spotkań, rozmów, wypadków). Po powrocie do świata naszej rzeczywistości dokładnie opisują rozmowy, jakich byli świadkami przebywając w „innej rzeczywistości”. Wtedy osoby uczestniczące w takim wydarzeniu przeżywają szok, gdyż mają oto dowód, że ktoś wtedy „był świadkiem” i wszystko obserwował, choć nikogo w danym pomieszczeniu nie było! Jak to wytłumaczy Dr Kevin Nelson? Gałką oczną? Majakiem sennym? Jest bezradny, powiedzmy to wprost. Ale dość już naszych “przemyśleń” na ten temat. Tekst zakończymy dwoma historiami, które nadesłali nasi czytelnicy, a które jeszcze nie były publikowane na naszych łamach. -----Original Message----- From: xxxxxxxxxxxxx Sent: Sunday, June 14, 2009 12:10 PM To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Śmierć kliniczna. Witajcie! Chciałabym wam napisać historie, którą opowiedział mi wczoraj mój chłopak, który przeżył śmierć kliniczną (od razu chcę powiadomić, że to mi chłopak opowiadał, i za wszystkie niezgodności albo niedociągnięcia, bardzo przepraszam). Otóż, w wieku 5 lat chorował na raka układu pokarmowego. Choroba nie ustępowała, aż pewnego dnia (jak to on mówił) zobaczył ciemny tunel, a na końcu światło. Przez ten tunel szedł z jakimś mężczyzną, ale co najdziwniejsze, jak mi to opowiadał mówił, że bardzo płakał, bo chciał iść w stronę światła, ale ten mężczyzna powiedział, że jeszcze na niego przyjdzie czas, aby się nie śpieszył, a on non-stop płakał, bo tak chciał iść... Co mnie najbardziej w tym zaintrygowało, to to, że on to ciągle pamięta jak by to było w czoraj, a ma teraz 20 lat. Pozdrawiam całą załoge :) Ewa :) I historia, którą nadesłał nam jeden z czytelników kilka miesięcy temu po naszej publikacji o „śmierci klinicznej”. Witam Wszystkich Opowiem wam swoja wczorajszą historie, będę się streszczał. Poważnie choruje od 19 lat, kilka razy szpital itd. Choć medyków staram się unikać, jak tylko mogę. Ostatnio mój stan zdrowia raptownie zaczął się pogarszać. Wczoraj wieczorem będąc sam w domu nagle straciłem przytomność i odzyskałem ją w przepięknej kolorowej krainie ciszy i spokoju. Byłem sam i byłem w pełni świadomy że jestem po drugiej stronie, z czego byłem bardzo zadowolony. Ale był tam jeszcze KTOŚ. Cała przestrzeń wypełniała jakaś niewidzialna energia, z którą mogłem się komunikować bez słów. Przypomniała mi się moja rodzina, spytałem więc, czy mogę ich tu na chwilkę ściągnąć, by zobaczyli jak tu jest wspaniale, no i chiałem się pożegnać, ale dostałem odpowiedź odmowną i że jeśli chce to sam mogę udać się na dół, opowiedzieć i pożegnać. Wyraziłem chęć powrotu i obudziłem się w swoim schorowanym ciele. Włączam dziś komputer i nie mogę uwierzyć , temat NDE („near death experience” przyp. Red). Siadam więc i piszę, bo nie wiem na ile wróciłem. Czuje się jeszcze gorzej, mam wysoką temperaturę jestem zlany potem i co chwila zasypiam ze zmęczenia. Słyszałem, że ludzie po powrocie czasami wracali do zdrowia, jestem ciekaw. Tak że bądźcie spokojni nie ma żadnego piekła ani nieba, ani żadnego sądu. Uwierzcie kochani, tak naprawdę to jest tylko ON i TY i jesteście jednym! Pozdrowienia dla Fundacji!
By fundacjanautilus at 2009-10-17 |