Dopiero wykonanie zdjęć tym aparatem pozwoliło poznać wiele aspektów tych zdjęć, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Jest to dość prosty aparat i jak na dzisiejsze standardy bardzo ubogi w funkcje. To jednak pozwoliło nam uzyskać wiedzę, jak poruszał się świadek, który wykonywał zdjęcia. Drodzy czytelnicy stron FN, teraz wiemy o tamtych minutach prawie wszystko. Znamy „aspekt obyczajowy tego wyjazdu”, wiemy, co się działo ze zdjęciami minuta po minucie, ale wiemy coś jeszcze. Otóż przez ostatnie dwa lata posiedliśmy gigantyczną wiedzę dotyczącą tego, co to znaczy „rzucać modelem UFO”. Tak naprawdę moglibyśmy na ten temat napisać książkę. Nie ma przypadku w Polsce (a kto wie, czy także nie na świecie), aby ktoś wykonał taką ilość zdjęć, rzutów modelu w miejscu, puszczania balonów czy wreszcie prób wykonania podobnych zdjęć przy użyciu zaawansowanych programów graficznych. Na początku wydawało nam się to takie proste, ale z każdą minutą prób rzedła nam mina. Okazało się, że rzucić dwiema zlepionymi miskami można i nawet kilka metrów polecą w powietrzu, ale potem jest już tylko gorzej. Model leci dokładnie tak jak chce, obraca się, nie chce ustawiać się poziomo, a na końcu ryje „blachą w glebę” natychmiast niszcząc wypolerowaną powłokę. I tak dalej, i tak dalej... Więcej i tak dowiecie się z filmu, który jest na końcu tego tekstu. Ze zdziwieniem przeczytaliśmy jedną z opinii pod tekstem, w której ktoś nie mógł zrozumieć, dlaczego „my ciągle o tych Zdanach i Zdanach”. A przecież to już było... po co do tego wracać? Tego typu myślenie jest idiotyczne, ale pozwolimy sobie napisać kilka słów. Oczywiście, zakładając taki sposób rozumowania nasza kampania mówienia o Emilcinie była bez sensu, bo przecież „o tym już kiedyś było”. Równie dobrze można już nigdy więcej nie pisać o Roswell, bo przecież „to już kiedyś ktoś opisał”. I tak dalej, i tak dalej... Tymczasem dla nas Zdany są jednym z najważniejszych wydarzeń nie tylko dla Fundacji Nautilus, ale także w ogóle dla światowej historii badania zjawiska UFO. Bo cały przypadek ze Zdanów dzięki zgromadzonej dokumentacji i właśnie tej ogromnej ilości publikacji, dziesiątkom wywiadów ze świadkami, nawet z dziennikarzami (i edytorami) Faktu (obecnymi lub byłymi), dziesiątkom godzin prób rzucania modelem i tak dalej – dzięki tym wszystkim elementom, które zajęły nam dwa lata jest po prostu argumentem, który jest "najlepszą kartą w talii" podczas rozgrywki o udowodnienie na świecie zjawiska UFO! Po naszych dwóch latach pracy, publikacji, prób, eksperymentów itp. można śmiało, głośno i bez najmniejszego cienia wątpliwości powiedzieć – „Tak panie i panowie, proszę się już więcej nie śmiać ze zjawiska Niezidentyfikowanych Obiektów Latających.... zjawisko UFO jest faktem, a ten przypadek może być dowodem na potwierdzenie tej tezy!” Na pewno znacie tego typu stwierdzenia tak zwanych mądraliwszystkowiedzaczy: „eee.... bo to tak naprawdę nikt nie wie... bo nie ma nawet jednego zdjęcia, które było by wiarygodne... bo to im się nie podoba... bo tamto...”. ZDANY są jak reflektor, które całe to towarzystwo oślepił i ogłupił. Znamy ludzi, którzy przekonują nas, że w sprawę Zdanów zaangażowali się pracownicy samorządowi z Siedlec, którzy wynajęli Talachę, także drugiego świadka policjanta (który prosił w tej sprawie o zachowanie anonimowości), opłacili żołnierzy, którzy ustawili dwie potężne wojskowe wyrzutnie (o ile wojsko dysponuje w ogóle wyrzutniami), wystrzelili model UFO nadając mu odpowiednią wibrację i wystrzelili na wysokość prawie 70 metrów po to, żeby odegrać cały cyrk z mistyfikacją... Uwielbiamy słuchać takie historie (a Rafał Nowicki nawet z tego pomysłu z wyrzutniami żartuje w filmie), ale mają one kilka... hmmm... słabych punktów. ;) Powiemy tylko o jednym z nich. Po wykonaniu zdjęć nikt nie zabiegał o to, żeby one trafiły do Fundacji NAUTILUS czy gdziekolwiek indziej. Te zdjęcia trzeba było wręcz wydzierać od świadków, którzy nie wykazywali ich losem nawet najmniejszego zainteresowania, a jedyne co ich interesowało to było to, czy przypadkiem nikt się do domyśli, jaki był prawdziwy cel ich „niedzielnej wycieczki na trasie Siedlce-Terespol”. Kiedy po mniej więcej roku będąc w domu świadka (i nie chodzi tu wcale o Macieja Talachę) Rafał Nowicki poznał prawdziwy cel podróży tym Polonezem, wtedy wszystko się stało jasne... To było jedno z największych zaskoczeń naszego śledztwa, ale jednocześnie kolejny argument przemawiający za tym, że jest to historia superwiarygodna i superprawdziwa. Piszemy o tym wyraźnie i zdecydowanie, żeby nie było żadnej niejasności – w tej chwili naszym zdaniem sprawa Zdanów stanowi dowód na istnienie zjawiska UFO! |
I dlatego jest to dla nas niczym zdobycie medalu olimpijskiego – czujemy się wspaniale, bo zawsze gdzieś w skrytości ducha liczyliśmy na to, że dzięki powszechności aparatów cyfrowych ktoś wykonana zdjęcie obiektu UFO tak dobre, że będzie widać nawet drobne szczegóły techniczne obiektu... I okazało się, że mieliśmy rację, a Zdany są w tej chwili najlepiej udokumentowanym przypadkiem zdjęć UFO w Polsce. Znamy dość dokładnie „żmudne metody badawcze i ich efekty” w innych sprawach związanych z wykonaniem zdjęć UFO. Nawet nie ma sensu ich komentować, a i prawdę mówiąc nie ma o czym pisać. Zdany są poza konkurencją, co bardzo boli „naszą konkurencję”, a taką w Polsce mamy całkiem liczną. Ich działania w sprawie Zdanów kiedyś poznacie przy okazji publikacji książki o tym przypadku i gwarantujemy wszystkim, że będą przecierać „oczy ze zdumienia”, ile w istotach ludzkich z zawiści może nagromadzić się obłudy i zakłamania, czy wreszcie zwykłej kołtuńskiej i typowo polskiej głupoty... I żeby była jasność – nie chodzi nam tutaj o żadnych sceptyków. Ale dość o tym – przyjdzie czas i na opisanie tych ludzi i ich wysiłków w sprawie przypadku ze Zdanów, które okryły ich hańbą. Bowiem nawet największa nienawiść do popularnej w Polsce konkurencji nie tłumaczy tego, do czego w sprawie Zdanów posunęli się ci zawistnicy... (jeszcze raz powtarzamy – nie chodzi nam tutaj o sceptyków). Ale dość już o tym. W czasie narady w Zdanach, która odbyła się 6 stycznia 2008, Rafał Nowicki słusznie powiedział, że sprawa ten manifestacji UFO powróci, gdyż ten obiekt przypominający dwie złączone miski (zresztą podobnie jak większość obiektów UFO) będzie musiał być ponownie obserwowany w Polsce. I tylko trzeba uważnie czekać, aż pojawi się nowa seria zdjęć, które wprawią w osłupienie cały świat... I jeszcze na koniec warto powiedzieć o pewnym naprawdę wyjątkowo przygłupiastym sposobie myślenia, który prezentuje dwóch bohaterów jednego z programów w kanale telewizyjnym Discovery. Czym się obaj panowie zajmują? Obalaniem zjawisk X`Files, a dokładnie mówiąc zdjęc i filmów. Na czym polega ich twórczość? Jadą do osoby, która takie zdjęcie posiada (lub nawet je wykonała). Korzystając z zespołu ludzi inscenizują oni warunki podobne i czasami wspinając się na szczyty pomysłowości i wykorzystania techniki filmowej wykonują zdjęcie podobne, lub wręcz identyczne. Na końcu odcinka z dumą pokazują zdjęcie „bliźniaczo podobne do zdjęcia podejrzewanego o to, że pokazuje zjawisko X`Files”. Zaproszeni goście kiwają głowami: „no tak, to wyjaśnia sprawę... zdjęcia są podobne, wręcz identyczne... jaka szkoda, a myślałem, że jest to zdjęcie pokazujące coś niezwykłego...” Obaj prowadzący program triumfują. Po raz kolejny wykazali, że dana manifestacja UFO czy ducha była tylko ględzeniem głupot przez naiwniaków.... Powód? Zrobili zdjęcie podobne! I nie dociera do ich tępych łbów, że wykonanie „podobnego zdjęcia” nie znaczy nic więcej ponad to, że to zdjęcie jest „podobne”. Ale w żaden sposób nie wpływa na ocenę oryginału! Bo w takiej sprawie liczy się także, a może przede wszystkim „kontekst”. A więc świadkowie, ich relacje, zachowania, weryfikacja ich prawdziwości, parametry zdjęć i tak dalej – dziesiątki elementów. Jakie to ma znaczenie, że ktoś „wykonał zdjęcie podobne”? Absolutnie żadnego. Prawda bowiem jest taka, że w tej chwili przy odpowiednich środkach można wykonać podobne zdjęcie absolutnie „każdego zdjęcia wykonanego na ziemi”. Które przedstawia cokolwiek. Stąd nigdy nie dajcie się zwieść bredniom głupców, że coś tam oni obalili, bo ktoś tam zrobił zdjęcie, które „jest podobne”. Mamy nadzieję, że rozumiecie, o co nam w tym krótkim wywodzie chodziło. Sprawa Zdanów dla nas jest po prostu tak ważna, że nawet trudno nam jest sobie wyobrazić dzisiaj mówienie o UFO nie powołując się na ten przypadek. Współczujemy, kiedy ktoś mówi o tym zjawisku i z obłudy i zawiści (a są tacy, są...) milczy o tym jak najęty. Dla niego ta sprawa nie istnieje, nigdy jej nie było, a jeszcze lepiej jest obgwizdać ją „prymitywnym fałszerstwem”, co znacznie upraszcza ten problem. ;) Rzecz w tym, że sprawa ta od początku do końca jest powiązana z Fundacją Nautilus, a dla wielu osób jest to niczym skok na bungee bez liny – wykonalne, ale trudne... Kierując się tą obłudą i zazdrością milcząc o Zdanach popełniają jednak błąd. Zdany są bowiem przypadkiem w badaniu zjawiska UFO pojawiającym się raz na ileś tam lat i mają wymiar światowy, a nie tylko nasz lokalny. Dopiero książka o Zdanach uczyni z tej historii coś, na co – będziecie wspominać kiedyś nasze słowa – będą powoływać się pasjonaci zjawiska UFO na całym świecie. Atutem tej historii są bowiem fenomenalne zdjęcia i dokumentacja, która naprawdę nie ma sobie równych. Historia z Emilcina pokazuje, że przy złej woli można znaleźć dziesiątki nieścisłości. Kiedyś policzyliśmy, że sprawa spotkania Jana Wolskiego z obcymi istotami w Emilcinie w 1978 roku doczekała się prawie 15 demaskujących publikacji, w której wytknięto ponad 100 błędów i nieścisłości. A to Wolski raz powiedział tak, drugi raz inaczej, a to się nie zgadzała godzina, a to się nie zgadzał opis i tak dalej i tak dalej. Tymczasem wszyscy, którzy mieli okazję choć raz w życiu zetknąć się z rodziną Jana Wolskiego i uczestnikami tamtych wydarzeń (niestety większość już nie żyje, minęło w końcu 30 lat) praktycznie po kilku minutach mieli świadomość, że świadkowie opisują zdarzenie autentyczne. I nawet sto opracowań wytykających „błędy i nieścisłości” nie wpłynie na ocenę tego, że w Emilcinie naprawdę wylądował obiekt UFO. Podobnie ma się sprawa w przypadku Zdanów, gdyż po kilku minutach przebywania ze świadkami tego incydentu każdy nabiera absolutnej pewności, że TO NAPRAWDĘ SIĘ ZDARZYŁO, A CI LUDZIE NIE SĄ KIMŚ, KTO BY UCZESTNICZYŁ W JAKIEJKOWIEK INSCENIZACJI. Wracając ze Zdanów po raz kolejny całą grupą odwiedziliśmy Macieja Talachę w jego małym mieszkaniu na ostatnim piętrze starej i zniszczonej kamienicy w Siedlcach. Pan Maciej był chory, miał kłopoty z anginą. Był wielce zdziwiony, że ta sprawa w ogóle jeszcze kogoś interesuje po dwóch latach. Bo w sumie co w tym dziwnego? Ot, zwykła sprawa... Jechał z kolegą samochodem, nagle ich auto i samochód „ruskich” stanęły w miejscu bez prądu, wokół nich latało „to coś”, a jak to cudo zniżało wysokość z kilkudziesięciu metrów do kilku i podlatywało bliżej do nich, to pan Maciej czuł, że jest sparaliżowany... Potem obiekt odleciał hen wysoko i wszystko się skończyło. No właśnie... o czym tu mówić? Banał, po prostu banał. Historia jak setki, tysiące, miliony... ;) |