Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 39874x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Ludzką „duszę” można zobaczyć poprzez medytację
Wśród ludzi pojawiających się na „pokładzie Nautilusa” jest także bardzo silne medium, które bez problemu nawiązuje kontakt z duchami (dane tego człowieka niech pozostaną tajemnicą). Kiedyś podczas rozmowy pojawił się ciekawy wątek związany z ludzką duszą. Nasz znajomy zamyślił się, po czym przyznał, że zdarza mu się widzieć ludzkie dusze, choć raczej... woli je nazywać „ciałem astralnym”.
Najłatwiej dostrzec je wtedy, kiedy ktoś jest w stanie agonalnym i nagle wychodzi z niego „niezwykła świetlna poświata”. Aby ją dostrzec, trzeba mieć szczególny dar od Boga, czyli właśnie być człowiekiem o zdolnościach mediumicznych. Nasz znajomy przyznał jednak, ze ludzkiego „ducha” czyli ową górę lodową skrytą pod „ciałem materialnym” można ujrzeć poprzez medytację. Zainteresował nas ten temat i chcemy przedstawić dwa teksty przetłumaczone z włoskiego przez naszego oficera Tomasza Czerkę. Oto fragment jego korespondencji do FN:
[...] przesyłam Wam świeżo przetłumaczony tekst na temat istnienia duszy. Jest on o tyle ciekawy, że stanowi kolejny przykład na próby podejmowane przez naukowców, by wyjść poza stereotypy materializmu naukowego i otworzyć się na to, co określa się jeszcze mianem "nadprzyrodzone".
Jak zwykle serdecznie pozdrawiam.
Tomasz Czerka
OD TEORII INFORMACJI DO KONCEPCJI DUSZY
„Człowiek nie może zrozumieć w jaki sposób duch łączy się z ciałem, a mimo to właśnie dzięki temu połączeniu istnieje”. Święty Augustyn.
Jedna z fundamentalnych zasad fizycznych zrodziła się w umyśle Alberta Einsteina na początku ubiegłego stulecia. Zasada ta, która powstała jako konsekwencja szczególnej teorii względności (przedstawionej w słynnym artykule z 1905 roku), głosiła to, co wkrótce miało stać się najsławniejszą dychotomią na świecie: równowartość masy i energii wyrażona wzorem E=mc2.
Zrozumiano dzięki temu, nie bez dużych problemów na poziomie „czystej intuicji”, że istnieje zasadnicza równowartość między pojęciami masy i energii. W konsekwencji zaczęto pojmować masę wyłącznie jako złożoną formę energii.
Oczywiście, ówcześni fizycy mieli trudności z przyswojeniem sobie tej nowej, nadzwyczajnej wizji rzeczywistości i minęło wiele lat zanim świat akademicki całkowicie zaakceptował ten nowy „nurt” myśli naukowej. Znaczącą rolę w tym procesie odegrało dwóch niemieckich naukowców Otto Hahn i Fritz Strassmann, kiedy w 1938 roku odkryli rozszczepienie jądrowe. Bombardując uran neutronami, odkryli wśród produktów reakcji elementy takie jak radioaktywny bar, którego istnienie początkowo było niewytłumaczalne. Rok później Lise Meitner i Otto Frisch ogłosili rozwiązanie zagadki. Odkrycia te potwierdziły przewidzianą 34 lata wcześniej przez Einsteina równowartość masy i energii.
Minęło około 70 lat i można powiedzieć, że nasza współczesna koncepcja rzeczywistości bazuje na słynnym wzorze Einsteina i tym, co z niego wynika: masa i energia są tą samą rzeczą występującą w różnych postaciach i dlatego, z przyczyn praktycznych, określa się je różnymi nazwami.
Ostatnimi laty, dzięki licznym odkryciom w dziedzinie fizyki kwantowej, wielu fizyków zaczęło zadawać sobie następujące pytanie: Jeżeli masa nie jest niczym innym jak złożoną formą energii, to jaki jest, w ostatecznym rozrachunku, „fundamentalny element konstytuujący” energię?
Odpowiedź mogłaby brzmieć następująco: Energia nie jest niczym innym jak złożoną formą informacji, dlatego elementem konstytuującym energię jest informacja w formie fundamentalnej.
Postarajmy się zrozumieć motywy, które skłoniły naukowców do sformułowania takiej tezy i określić jej podstawy naukowe.
Na początku lat pięćdziesiątych, amerykański inżynier i matematyk Claude Elwood Shannon sformułował tezę, która kilka lat później została określona mianem „teorii informacji”. Jednym z najbardziej interesujących aspektów tej teorii była ścisła relacja w danym systemie między entropią termodynamiczną i tą związaną z informacją. Innymi słowy, zrozumiano, że wszelkiemu wzrostowi entropii termodynamicznej odpowiada utrata informacji o danym systemie i vice versa.
Jednostkę miary określonej ilości informacji określamy „bitem”. Przykładowo, jeśli zbliżymy dany system do temperatury zera absolutnego, jego entropia zmniejszy się do wartości niemal zerowych, a w konsekwencji jego „poziom” informacji dążył będzie do najwyższej dopuszczalnej wartości.
W tym miejscu rodzą się następujące pytania: Jeśli wraz ze wzrostem entropii danego systemu następuje jednocześnie utrata pewnej ilości energii (ciepła) tegoż systemu, a poza tym analogicznie mamy do czynienia z utratą informacji odnośnie danego systemu, to czy ta ostatnia nie mogłaby być związana z ilością energii (ciepła), które rozprasza się w otoczeniu zgodnie z drugą zasadą termodynamiki?
Jeśli tak rzeczywiście jest, to na czym polega ten związek? Gdzie znajduje się granica między bitem informacji i elektronowoltem energii? Czy mówimy tu o dwóch odrębnych rzeczach (bit i elektronowolt), czy też o tej samej rzeczy występującej w różnych formach (jak ma to miejsce w przypadku równowartości masy i energii)? A jeśli odkrylibyśmy, że bit i elektronowolt stanowią dwa rodzaje jednostki pomiarowej, dzięki którym możemy zdefiniować fundamentalną koncepcję energii? Wówczas mielibyśmy prawo postawić kolejne pytanie: ile tysięcy, milionów czy miliardów bitów potrzeba, aby powstał jeden elektronowolt (czy dżul) energii?
Nie zapominajmy, że w równaniu Schroedingera funkcja fali opisuje zakres możliwości i nic nie stoi na przeszkodzie, by zastąpić ten zakres określoną ilością informacji!
Właśnie na tych podstawach stawiam hipotezę, w której uważam informację za podstawowy element konstytuujący energię.
Zastanówmy się przez chwilę nad następującym pytaniem: Czy w chwili, gdy system traci określoną ilość informacji, ta ostatnia, będąc związana z energią (ciepłem) w procesie entropicznym, musi również całkowicie rozproszyć się w otoczeniu?
Jeśli tak, to mielibyśmy do czynienia z dwoma „polami informacji dynamicznej” o tej samej intensywności, zdolnymi do interakcji między nimi, zlewania się ze sobą i wreszcie „rozproszenia” w środowisku otaczającym dany system. Na szczęście tak nie jest.
„Pole informacji dynamicznej”, zbudowane z określonej ilości bitów informacji, w pewnych granicach natężenia, nigdy nie zdoła stworzyć pojedynczego elektronowolta czy dżula energii. Z tego powodu (nie mogąc wejść e reakcję z pozostałą energią systemu, dużo bardziej intensywną i podlegającą pomiarom przez instrumenty fizyczne, dzięki jej zdolności do interakcji z różnymi polami elektromagnetycznymi danego systemu) jest ono niezależne wobec wszelkich entropicznych, termodynamicznych procesów.
Najważniejszym wnioskiem wynikającym z powyższych rozważań jest to, że „pole informacji dynamicznej” zawierające się w pewnych granicach natężenia, nie podlega żadnym procesom entropiczno – termodynamicznym; nie ulega żadnym interferencjom pola. Dzięki temu ma ono zdolność do samoorganizacji, czyli zachowania stałej i regularnej struktury w czasie, bez żadnej ingerencji zwykłych pól energii wchodzących w skład środowiska danego systemu. Ponadto, potrafi ono łączyć się z innymi polami informacji dynamicznej o tej samej intensywności i zwiększać w ten sposób swoją rozpiętość w przestrzeni, choć niekoniecznie na poziomie natężenia.
Ale cóż to wszystko ma wspólnego z pojęciem duszy?
Jak dobrze wiemy ludzki umysł produkuje określone pole elektromagnetyczne. Jest ono efektem naszej aktywności mózgowej.
Już na etapie płodowym, czyli kilka miesięcy przed naszym urodzeniem, mózg, dzięki swojej nieustannej aktywności, wytwarza pole informacji dynamicznej, które od chwili naszego przyjścia na świat, z biegiem lat, przybiera na intensywności, aż osiąga określoną granicę. Teraz musimy dobrze zrozumieć jedno: pole informacji dynamicznej, powstałe dzięki aktywności mózgowej i pole elektromagnetyczne (dużo bardziej intensywne, które możemy określić jako „odpad”, gdyż jest efektem pracy mózgu produkującego „myśli”, które ostatecznie stanowią nasze pole informacji dynamicznej), to dwie różne rzeczy, które nie wchodzą ze sobą w relację!
Co najwyżej możemy określić pole informacji dynamicznej jako swego rodzaju „rezonans” pola elektromagnetycznego wywołany aktywnością mózgową (dużo bardziej intensywnego i przez to podlegającego pomiarom).
Na skali zbliżonej do długości Plancka przestrzeń i czas tracą jakiekolwiek znaczenie fizyczne; ma to również wpływ na pojęcie energii (pamiętajmy, że w przyrodzie nie może istnieć żadna przestrzeń „pozbawiona pola”, czyli energii; nawet próżnia kwantowa, prawdziwa czy fałszywa, pełna jest cząstek wirtualnych. Pole informacji dynamicznej definiuje – ustanawia tę nieuchwytną i niewykrywalną za pomocą instrumentów fizycznych część rzeczywistości znajdującej się poniżej granicy określonej długością Plancka. Z tej przyczyny jakikolwiek rodzaj „rezonansu” biorącego kształt czy też powstającego z określonych fal mózgowych, znajdując się poniżej granicy Plancka, byłby wolny od jakiejkolwiek reakcji ze światem subatomowym (zbudowanym z kwarków, glonów itd.).
Jak wcześniej wspomnieliśmy, pole informacji dynamicznej posiada zdolność do samoorganizacji, czyli zachowania stałej i regularnej struktury w czasie, bez żadnego wpływu ze strony zwyczajnych pól energii wchodzących w skład środowiska danego systemu (w tym przypadku ludzkiego umysłu).
W tym kontekście możemy uważać duszę za szczególny rodzaj pola informacji dynamicznej zdolnego do dysocjacji z ciałem, które je „gości”, w momencie, kiedy przestają istnieć przyczyny jego związku ze źródłem elektromagnetycznym (aktywnością mózgową).
Zatem twierdzenia, że dusza nigdy nie „umiera”, oraz że zwierzęta mają dusze są zasadniczo poprawne.
Uważam, że powyższe hipotezy są całkowicie zgodne z teorią pól morfogenetycznych autorstwa Ruperta Sheldrake’a, transmisji memów (memetyka) Richarda Dawkinsa, czy nieświadomości kolektywnej Carla Gustawa Junga.
Fausto Intilla
Nasz kolega z pokładu Nautilusa Tomasz Czerka przetłumaczył także tekst dotyczący medytacji, która pozwala zobaczyć „ludzkie ciało duchowe”. Na pewno ten tekst zainteresuje naszych czytelników.
Wpływ medytacji na funkcjonowanie mózgu.
Dr. Richard Davidson, profesor psychologii i psychiatrii na Uniwersytecie w Wisconsin – Madison, przeprowadził w 2004 roku badania nad wpływie szczególnej formy medytacji na funkcjonowanie mózgu. Celem wspomnianej medytacji było osiągnięcie stanu bezwarunkowej miłości wobec wszystkich istot żywych. Jej praktykowanie nie wymaga koncentracji na szczególnych przedmiotach, wspomnieniach czy wyobrażeniach, oraz nie skupia uwagi na konkretnych osobach lub grupach istot żywych. Ponieważ dobroć i współczucie wypełniają umysł do tego stopnia, że stają się one sposobem życia, stan ten nazywany jest „czystym współczuciem” czy też „współczuciem nie opiniującym” (po tybetańsku: dmigs med snying rje).
W prowadzonych przez Davidsona badaniach uczestniczyło 8 praktykujących medytację buddystów o długim stażu, w tym kilku mnichów, oraz 10 studentów, wolontariuszy, nie mających żadnego doświadczenia w tej materii.
Na tydzień przed rozpoczęciem eksperymentu poproszono studentów, aby codziennie, przez godzinę, ćwiczyli się w sztuce medytacji według następujących zasad: pomyślcie o kimś szczególnie dla was drogim i pozwólcie, aby wasz umysł wypełniło uczucie miłości i współczucia wobec tej osoby, na przykład wyobraźcie sobie jakąś przykrą sytuację i wyraźcie życzenie, aby ta osoba nigdy nie cierpiała, a następnie postarajcie się wywołać to samo uczucie w stosunku do wszystkich zdolnych do uczuć istot, nie myśląc konkretnie o żadnym z nich.
Tydzień później, podczas medytacji w laboratorium, za pomocą elektrocefalogamu, zarejestrowano fale mózgowe uczestniczących w badaniu dziesięciu studentów, a następnie ośmiu praktykujących medytację buddystów. W przypadku grupy doświadczonej w medytacji zaobserwowano dużo szerszy i bardzo zsynchronizowany zakres fal gamma, w stosunku do wykresów EEG studentów. Wcześniejsze badania wykazały, że synchronizacja neuronowa, szczególnie fal gamma, jest ściśle związana takimi wyższymi procesami mentalnymi jak uwaga, pamięć, uczenie się czy świadoma percepcja.
Tego rodzaju wyniki pozwalają na postawienie tezy, że skoro praktyki medytacyjne wzmacniają synchronizację, to wyższe procesy poznawcze mają charakter zmienny i dlatego można się ich nauczyć oraz rozwijać je za pomocą ćwiczeń. Ponadto udowodniono, że wspomniane synchronizacje odgrywają istotną rolę w procesie tworzenia tymczasowych sieci neuronowych i mogą wprowadzać zmiany synaptyczne.
Oznacza to, że praktykowanie medytacji może doprowadzić do konkretnych zmian w obwodach neuronowych naszego mózgu.
Jednak nie wszyscy podzielają wnioski Davidsona, również ze względu na jego osobiste związki z Dalajlamą, które miałyby wpływ na obiektywizm badacza.
Zainteresowanych tematem odsyłamy do oryginalnego artykułu w j. angielskim: http://psyphz.psych.wisc.edu/web/pubs/2004/meditators_synchrony.pdf
Źródło:
Na koniec tego tekstu chcemy Wam zaprezentować przemyślenia naszego stałego współpracownika, Krzyśka. Rzecz dotyczy dokładnie tematu „dostrzegania istot duchowych w trakcie medytacji”.
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: metoda ujrzenia twarzy anioła stróża
Witajcie
Pisze do Was tym razem z prośbą o ewentualną odpowiedź, a chodzi o sprawe która mnie zastanawia mimo upływu lat. Przejde do sedna by oszczędzić czas:
Było to mniej więcej przed piętnastoma laty, gdy moi rodzice poznali rodzinę państwa Sz. Państwo Ci, troche starsi od moich rodziców, pośród pierwszych spotkań przyznali sie do tego że mają (wschodnie?) ezoteryczne książki w których pisze jak zobaczyć twarz swojego anioła stróża. Otóż aby tego dokonać, trzeba było aby w przyciemnionym pomieszczeniu jedna osoba usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, w odległości jakichś 20 cm od ściany. Następnie miała ona położyć ręce na kolanach, i zacząć mocno oddychać poprzez nos, zamykając oczy. Obserwujące ją osoby miały stać na przeciwko w odległości 2-3 metrów, o niczym nie myśleć i skupiać wzrok nad czubkiem głowy osoby siedzącej. Wedle tego co to nowo poznane małżeństwo mówiło, po jakimś czasie mozna zobaczyć aurę człowieka, a następnie "róg" wychodzący z głowy na końcu którego miała się ukazać twarz anioła. Oni twierdzili, że widzieli swoje anioły.
Jako że to co mówili było ciekawe, szczególnie dla nas młodych, od razu namówiliśmy wszystkich by spróbować. Pierwsze próby nie były rewelacyjne, choć dało sie zauważyć tę poświatę otaczającą głowę człowieka.
Najpierw widoczną nad czubkiem głowy, a później w szerokości około centymetra otaczającą oddychającą postać. Pamiętam jak moja mama miała wtedy taką zielonawą aure, zaś ojciec ciemno czerwonawo świecił. Aura wtedy traciła się i pojawiała z powrotem gdy tylko lekko ruszyło się wzrokiem, aby ją dobrze widzieć trzeba było jak najdłużej wpatrywać się nieruchomo w jeden punkt nad głową. Eksperyment niekiedy powtarzaliśmy, często kończąc go wybuchami śmiechu, które mimo woli budziło sapanie znajomych. Jakiś czas jednak poźniej (może to było parę tygodni), namówiłem mamę by znowu "oddychała" - tak to nazywaliśmy.
Zmierzchało już więc było odpowiednie światło, a raczej jego niedostatki. Pamiętam to jak by to było dziś, mama usiadła w kuchni pod ścianą, przybrała wymaganą pozycję i zaczęła oddychać. Zaczęło się jak zwykle - czyli po jakimś czasie jej ujawniło sie że jej postać otacza wąskie widmowe światło. Tym jednak razem zjawisko miało ciąg dalszy. Mama wciąż głęboko oddychała, i gdy byłem wpatrzony w tę lekką poświatę, ona w pewnej chwili zaczęła rosnąć i się poszerzać! Po kilkudziesięciu sekundach, może paru minutach osiągnęła szerokość co około 15 centymetrów i tak naokoło otaczała postać mamy.
Innymi słowy mama dookoła cała świeciła na zielono, i mało tego - ona tak świeciła, że to światło zaczęło padać na leżącą za mamą ścianą i się od tej ściany odbijać! (Wyglądało to tak jakby przyłożyć kawał rozświetlonego fosforu w pobliże ściany i to światło odbijające się od ściany, byłoby bardzo podobne do tego które wystąpiło wówczas). Mama wciąż mocno oddychała i wówczas w pewnej chwili z jej otaczającego światła wyłoniło się coś. Nie wyglądało to jak pospolity róg, ale raczej ja "rzeźbiona" smuga światła. Smuga ta miała może trochę więcej niz 10 cm szerokości a nazywam ją "rzeźbioną" z tego powodu że była jakby pofałdowana pionowo z góry na dół (w sposób przypominający tak jak zwisa firanka - takie nierównomierne "wyfalowane" pasy były w tym świetle, ciemniejsze i jaśniejsze, trójwymiarowe). "Róg" ten miał wyraźne kontury i zaczął rosnąć na ukos w lewo ze światła znad głowy mamy. Rósł on powoli, i gdy wysuwał się kolejne centymetry w górę, już czułem, że jeszcze trochę i prawdopodobnie zobaczę ową opisywaną wcześniej twarz. Wtedy mama tak świeciła mocno, że mogłem odwracać wzrok i nawet głowę od mamy w kierunku brata który stał w drzwiach, a następnie wracać do obserwacji i od razu "widzieć to wszystko" już bez skupiania się, bez przerwy. Mogłem rozmawiać z bratem co widze (on wtedy o ile dobrze pamietam wszedł do kuchni, gdy "to sie już działo" i niczego nie widział, ale bał sie dlatego stał w drzwiach) a to nie znikało. W pewnym sensie odprężyłem sie już wtedy i obserwowałem jak ten "róg" się wysuwa, miałem taki relaks i pewność że już nic nie przerwie mi tej obserwacji do końca. I gdy ta rzeźbiona smuga wysuwała się już na jakieś 25-30 cm, czyli zbliżała się już chwila, gdy za parę chwilek miała na jej końcu ukazać się twarz, wówczas zrobiłem coś czego do dzisiaj nie rozumie...
W tamtym momencie w jednej chwili poczułem jakąś taką niechęć, zniechęcenie, chęć przerwania. Przestałem chcieć zobaczyć tę twarz, chciałem jak najszybciej sie wyrwać z tego, zakończyć obserwacje. I gdy ów "róg" pokonywał już ostatnie centymetry, powiedziałem bratu - zaświeć światło! I on to zrobił... Koniec.
Już nigdy potem tak zaawansowanego stopnia owej metody nie ujrzałem. Z czasem nawet przyszło to, że ciężej mi było w ogóle dostrzec tę poświatę u innych, i wymagało to o wiele więcej skupienia i prób "nic nie myślenia" w chwili koncentrowania się nad czubkiem głowy oddychającego.
Możecie mi nie wierzyć, ale... możecie spróbować to sami! Główne potrzebne elementy do tego eksperymentu zamieściłem w tym opisie. Może za którymś razem wam się uda, a może ujrzycie i tę twarz, jeśli was coś wcześniej nie zniechęci. U nas było tak że "bawiliśmy" się w to ze znajomymi i kuzynami, i było tak że choć zaawansowanego stopnia nie osiągnęliśmy, to niekiedy wspólnie widzieliśmy to "błędne światło" nad oddychającymi, którzy potem byli wypompowani :) I jeszcze musze dodać przestrogę tamtych znajomych, że tego eksperymentu dana osoba nie może powtarzać więcej niż jeden, dwa razy na co najmniej trzy dni - potrzebne to było wedle tego co mówili do regeneracji.
Moja prośba jest taka iż, spotykaliście się z różnymi dziwnymi sprawami w historii Nautilusa, wiele też książek i ich fragmentów przewinęło się przez wasze palce i uszy. Może wiecie jak sie nazywa książka z której pochodzi ta metoda? Lub choć nazwa metody i jej pochodzenie? Dziwna sprawa z tym małżeństwem, jak im później opowiadałem o tym, co widziałem u mamy, i zacząłem wypytywać o tę książkę z której czerpali, oni... zaprzeczyli że w ogóle o niczym takim nigdy nie czytali. Prosto w oczy mi kłamali, że nie wiedzą o co pytam!!! Wyparli sie wszystkiego! :( Na szczęście zapamiętałem to, co mówili, i każdy kto chce, może spróbować to zastosować.
Słyszeliście już kiedyś o czymś takim jak ta metoda umożliwiająca ujrzenie twarzy anioła stróża?
Pozdrowienia!
Krzysiek
Witajcie
W załączniku zamieszczam rysunek prosty do wcześniejszego opisu - tak to mniej więcej wyglądało. Dodam jeszcze tylko że eksperyment lepiej prowadzić przy dość jasnej barwie ściany - wtedy aurę widać lepiej! Pamiętam jeszcze to, że ci znajomi którzy się potem tego zaparli, opowiadali o tym, że widzieli anioły współmałżonka, i tak mąż widział u swojej żony twarz anioła mężczyzny, zaś on według opisu żony miał anioła o twarzy kobiecej.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 39874x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie