Dziś jest:
Piątek, 3 maja 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7338x | Ocen: 2

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5


Wt, 16 lis 2004 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   

Czy współcześni kryptolodzy potrafią odszyfrować niezwykłe zapisy?

Obecnie na nowo rozgorzała dyskusja co też kryje się za rękopisem Voynicha, tajemniczym manuskryptem, o pochodzeniu którego i treści w nim zawartych do dzisiaj niewiele wiadomo. Kto go stworzył, po co, co znaczą rysunki i dziwne pismo, które prawdopodobnie do dzisiaj nie zostało odszyfrowane? Z tak tajemniczym zjawiskiem mało komu z kryptologów przyszło obcować. Przejdźmy do krótkiego omówienia sprawy związanej z pochodzeniem i losami księgi. Pamiętajmy, iż sprawa księgi ma znaczenie międzynarodowe a rękopis przechodził dosłownie z rąk do rąk. Z listu praskiego naukowca i lekarza Johannesa Marcusa Marciego do Athanasiusa Kirchera z roku 1666 możemy się dowiedzieć, iż rękopis zakupiony został przez cesarza Rudolfa II za cenę 600 dukatów. Manuskrypt następnie trafił w ręce Jakuba Horcickiego, który był w ówczesnym czasie nadzorcą ogrodów botanicznych cesarza. Po swej śmierci w 1622 r. miał on przekazać rękopis bliżej nieznanej osobie, a ta zapisała go w swym testamencie właśnie Marciemu. W 1666 r. Marci wysłał manuskrypt do Kirchera, który był jezuickim księdzem z Rzymu, stąd też zapewne sam próbował go odcyfrować, a manuskrypt od tego czasu przeleżał w jakiejś bibliotece, niewykluczone że w Rzymie bądź w Watykanie. Stamtąd miał trafić do Kolegium Jezuickiego we Frascati. Kiedy w 1912 r. Wilfried M. Voynich, kolekcjoner i antykwarysta książek pracujący w USA, zakupił od Kolegium Jezuickiego z Villa Mondragone, leżącego w miejscowości Frascati nieopodal Rzymu manuskrypt pochodzący wg przypuszczeń ze Średniowiecza bądź czasów późniejszych, nie przypuszczał, że jego odcyfrowanie będzie tak trudne. Pomimo faktu, iż manuskrypt przedstawił wielu ekspertom w dziedzinie rzadkich ksiąg, szyfrologii i badaczom starych języków nikt nie był w stanie mu pomóc. Wszelkie próby odczytania księgi spełzły na niczym. Ale Voynich posiadał przy manuskrypcie ów załączony list do Kirchera, w którym Marci wspomina, iż autorem manuskryptu może być sam Roger Bacon, jeden z najsłynniejszych uczonych Średniowiecza. W grę, której stawką było poznanie tajemnicy manuskryptu wplątano też, nie bez powodu, nazwisko Johna Dee, nadwornego astrologa i ezoteryka Elżbiety I, który przebywał w Pradze na dworze cesarza Rudolfa II w latach 1582 - 1586. Stąd też pojawiło się przypuszczenie, iż rękopis może być tylko częścią szerszego dzieła życia Dee (przepastnych tomów jego nauk) i to właśnie od niego miał cesarz Rudolf zakupić ów manuskrypt. W 1961 r. nowojorski antykwarysta H. P. Kraus zakupił ów manuskrypt za cenę 24,5 tyś. dolarów, po czym wycenił go na sumę 160 tyś. dolarów. Nie było jednak chętnych do zapłaty takiej wygórowanej ceny. I tak w 1969 r. rękopis trafił jako podarunek do sławnej Biblioteki Rzadkich Ksiąg Beinecke’a na Uniwersytecie Yale w USA, gdzie przebywa do dnia dzisiejszego, opatrzony zresztą numerem katalogowym MS 408, znanym na pamięć pracownikom Biblioteki, ze względu na wielu chętnych i ciekawskich do obcowania z księgą. Sam rękopis jest księgą spisaną na cielęcej skórze, o wymiarach 15 cm na 22 cm i posiada grubość około 7 cm. Manuskrypt spisany jest na ponad 200 stronach, zatłoczonych małymi i w swej większości dziwnymi literami oraz rysunkami. Niektórzy pokusili się o wydzielenie pewnych rozdziałów czy też sekcji tej księgi, i tak wyróżniono sekcje: zielarską, astronomiczną (warto tutaj poczynić dygresję, otóż w 1921 r. prof. William Romaine Newbold, specjalista w dziedzinie dziwnych tekstów i lingwistyk ogłosił, iż odszyfrował rękopis Voynicha. W tym manuskrypcie jest wiele rysunków przedstawiających niewysokie, nagie kobiety, diagramy astronomiczne, związane z konstelacjami Andromedy i Hiady, oraz rysunki fantastycznych nie występujących na Ziemi, roślin. Prof. Newbold stwierdził w tym kontekście, iż napisać miał ów rękopis Bacon, żyjący w latach 1214-1294 filozof i prekursor badań eksperymentalnych, i sam Bacon miał powoływać się tutaj na jeszcze starszy dokument pochodzący z biblioteki króla Salomona. Jak pisze Newbold fragment tekstu z manuskryptu Voynicha wyraźnie pisze o galaktyce M31, i to są dane które w tych latach były dopiero przez naukowców odkrywane. Zatem manuskrypt opisywał o wiele wcześniej fakt istnienia takiej galatyki. Oto ów fragment: ”Widziałem we wklęsłym zwierciadle gwiazdę w kształcie ślimaka. Znajdowała się między pępkiem Pegaza, piersią Andromedy i głową Kasjopei”. Właśnie w tym miejscu leży Wielka Mgławica, galaktyka M31). Dalsze sekcje to: biologiczna, kosmologiczna, farmaceutyczna oraz sekcja przepisów (zawierająca wiele dziwnych paragrafów). Rękopis pełen jest rysunków dziwacznych wręcz roślin, jakie zdaniem botaników nie występują na Ziemi, z bulwiastymi nasieniostanami i wężowatymi korzeniami, po nich idą wirujące i koliste astrologiczne wykresy. Następne strony były pełne pulchnych nagich kobiet, kąpiących się w wodzie, która płynęła z dziwnych rur i rynien. Były też dziwne twarze wyzierające zza księżyców i planet. Ale pomimo tego żaden z wojskowych i cywilnych łamaczy szyfrów nie zdołał odszyfrować opisów przy tych rysunkach, chyba że dokonał tego właśnie prof. Newbold. Pojawiły się za to liczne koncepcje co też ma znaczyć ów manuskrypt. I tak wymieniano, że ma on stanowić zbiór odkryć i eksperymentów Bacona, bądź jest to wszystko jednym wielkim wymysłem jakiegoś średniowiecznego szarlatana. Pojawiła się nawet koncepcja modlitewnika Katarów ! Albo stwierdzenie, iż jest to ciąg znaków bez żadnego znaczenia, stworzony przez alchemików i magów - Johna Dee i Edwarda Kelly’ego. Pytanie tylko po co? W 1944 r. botanik Hugh O’Neill wysunął przypuszczenie, iż skoro na jednej z ilustracji jest roślina przypominająca słonecznik, a został on jako gatunek roślinny przewieziony do Europy dopiero po odkryciu Ameryki przez Kolumba, manuskrypt musi pochodzić zatem z okresu po roku 1492. Pulchne akty kobiece miały wskazywać na czasy Rubensa, zaś welur na XVI wiek. W 1978 r. pojawiła się też teza, reprezentowana przez Johna Stojko, że manuskrypt to tekst zapisany w archaicznej, pozbawionej samogłosek postaci języka ukraińskiego i ma opisywać wojnę domową. W 1987 r. Leo Levitov dowodził zaś, iż był to liturgiczny podręcznik kultu Izydy. Bardzo to dziwne i zagmatwane. Ktoś by mógł powiedzieć dlaczego nie poddać manuskryptu badaniem metodą radiowęgla. Pamietać jednak należy, że dowiedzielibyśmy się jedynie daty i to przybliżonej samego welinu ale nie atramentu, którym spisano rękopis. Poza tym badanie metodą węgla C 14 nie daje precyzyjnych odczytów wieku przedmiotów pochodzących z ostatnich kilkuset lat, gdyż produkcja węgla C14 w górnych warstwach atmosfery była równa radioaktywnemu skażeniu. Chodzi o to, iż datowanie węglem jest w istocie techniką statystyczną, posiadającą standardowy margines błędu rzędu plus/minus 60 lat radiowęglowych. Do tego dochodzi brak powiązania pomiędzy latami kalendarzowymi a radiowęglowymi. Pamiętajmy, iż od 1946 roku przeprowadzono niejeden wybuch bomby atomowej i przez to precyzyjne datowanie nie jest możliwe. Zatem po zbadaniu rękopisu stwierdzić będzie można, iż pochodzi on z szerokiego przedziału czasowego np. 1600-1950, a to nie stanowi odpowiedzi przybliżającej nas do wyjaśnienia zagadki autorstwa manuskryptu. W ostatnich 15 latach do odszyfrowania manuskryptu zabrali się zawodowi kryptygrafowie, matematycy i programiści. I stanęli przed nie lada problemem, otóż liter w alfabecie Voynicha jest nieskończona ilość, każda zaś jest pisana na różne sposoby i nie wiadomo za bardzo czy jest tą samą literą. Po obróbce komputerowej stwierdzono, iż jest w tekście wiele powtórzeń, a to samo słowo pojawia się kilka razy z rzędu a wiele słów różni się tylko jedną literą. Pamiętajmy także, że w latach 40-tych XX wieku Joseph M. Freely i Lionell C. Strong przypisali poszczególnym znakom alfabetu Voynicha litery łacińskie ale nie uzyskali tekstu o konkretnym znaczeniu. I oto pojawił się na horyzoncie prof. Gordon Rugg z Uniwersytetu Keele w Wielkiej Brytanii. Oświadczył, iż po trzech miesiącach badań udało mu się odszyfrować ów manuskrypt. Jak powiada wiele charakterystycznych cech rękopisu czy też kodu Voynicha można odtworzyć za pomocą znanej już w XV w. matrycy Cardana, doskonałego acz prostego narzędzia szyfrującego. Wygenerowany przy pomocy tej matrycy tekst nie zawiera żadnej treści i wygląda inaczej niż kod Voynicha. Matryca to sztywny karton z trzema losowo rozmieszczonymi okienkami. W miarę przesuwania kartonu po tekście w okienkach pojawiają się nowe sylaby, a spisywanie ich jedna po drugiej daje zaszyfrowany tekst. Rugg twierdzi, iż nikt do tej pory w próbach odszyfrowania rękopisu nie wziął pod uwagę matrycy Cardana. Ale czy na pewno? Czy ta teoria jest prawdziwa? Czy to możliwe aby żaden z matematyków, programistów, szyfrantów i kryptologów wojskowych i cywilnych, amatorów i lingwistów nie wziął pod uwagę wszelkich dostępnych matryc i szablonów? Warto jednak po tej dawce informacji udać się w dziedzinę daleko odbiegającą od tych przypuszczeń, a mianowicie w dziedzinę podlegającą obecnie olbrzymiemu rozwojowi duchowemu – zjawisku channelingu. Otóż w pracy ”Pod dyktando myśli”, autorka Elżbieta Poll-Sokołowska po podłaczeniu się do galaktycznego źródła informacji i nawiązaniu kontaktu z duchowym opiekunem przekazała nam zapis ukazujący manuskrypt zupełnie w innym świetle. Otóż pismo manuskryptu pochodzić ma z zupełnie odmiennej kultury, istniejącej przed tysiącami lat. Pismo pochodzić ma z planety, która leży w kosmosie, planety o podwójnym kodzie. Na tamtą planetę nieustnnie przesyłane są określone mutacje roślin, które mogą przetrwać bez światła jedynie krótki okres czasu. Na tej planecie o nazwie Pulsujące Światło znajdują się olbrzymie źrodła wody, zaś jej mieszkańcy to potomkowie bardzo wysoko rozwiniętych plemion. Przed tysiącami lat zamieszkiwali rejony obecnej Ameryki, ich rodowód jest strzeżoną do dzisiaj tajemnicą przez ważne znaki - ich pismo. Litery rękopisu pochodzą z czasów prehistorycznych, a ich dotychczasowe odczytanie mija się z prawdą, gdyż nie zgadza się wiek. Pismo rękopisu Voynicha dotyczy opisu sposobu życia ludzi na odległej w kosmosie planecie a także uprawy pól. Obecnie jest to dokument pozbawiony wiarygodności przez to, że nie można go po prostu odczytać. Litery pochodzą od zaawansowanej cywilizacji jaka miała przewozić na Ziemię ludzkie plemiona w czasie gdy planeta przechodziła okres silnych zmian pola magnetycznego (i przesuwania się biegunów). Zachowały się z tego czasu przekazy o potopie. Co więcej owa planeta, w języku której zapisano rękopis, ma być wierną kopią naszej Ziemi. Rękopis wykonał średniowieczny anonimowy mnich, sam nie rozumiał słów jakie zostały mu przekazane, zapewne metodą pisma automatycznego; miał on przekazy z planety o podwójnym kodzie, na której życie istnieje i jest podobne do tego na Ziemi, ale toczy się z wyprzedzeniem kilku tysięcy lat. Planeta bliźniacza jest kopią naszej Ziemi zamieszkałą przez ludzi uratowanych przed katastrofą. Uratować ich miała inna wysoko rozwinięta cywilizacja, (być może i ta która dała posiew życia u cywilizacji Plejadan, jak podaje Billy Meier? - uwaga moja. J.J.) Mnich spisujący słowa, które uznawał za płynące od Boga wystraszył się, nie potrafił zrozumieć ich sensu, poprzekręcał wiele znaczeń. Rękopis cudem uniknął zniszczenia gdyż przeznaczono go do likwidacji. Jednak ocalenie księgi zawdzięczamy innemu mnichowi - podpalił on dom w którym leżała księga - wyskoczył jednak z nią w czasie pożaru. Fragmenty przekazu od kosmitów (nie bujmy się tego słowa), zostały skontrolowane i ocenzurowane, każda zaś strona została przepisana kilka razy aby zatrzeć sens przekazu. Mnich w czasie spisywania tego co słyszał nie wszystko rozumiał i jest wiele fragmentów, które sam dopisywał. Stąd w księdze są dodatkowe słowa i powstał w jej treści spory bałagan. Każdy znak w księdze ma swe znaczenie, jej poszczególne fragmenty są nieczytelne, ponieważ pochodzą z różnych źrodeł i są pisane przez człowieka, który nie wiedział o co chodzi. Dodatkowy strach przed ujawnieniem prawdy powodował, że zmieniał treść przekazów. To tłumaczyłoby powtarzanie się pewnych sekwencji i chaos w treści zapisanej na skórze. Tekst księgi w całości poświęcony jest bliźniaczej planecie, jej założeniu i przywiezieniu na nią ludzi z Ziemi. W księdze jest wiele opisów technicznych, których nie jesteśmy jeszcze w stanie pojąć. Ludzie na bliźniaczej Ziemi posiadają takie same ciała jak my, z tym że obecnie są oni o wiele bardziej rozwinięci od nas umysłowo i technicznie. Ich pojazdy przekraczają możliwości naszych i służą niesieniu pomocy innym ludziom w kosmosie. Ich planeta posiada podobne źródła wody jak nasza Ziemia i przez to jest tak podobna do naszej planety. To tylko część przekazu jaki autorka ”Pod dyktando myśli” uzyskała od wysokich bytów czuwających nad rozwojem galaktyk. Niech czytelnik sam wybierze, która wersja jest właściwa, zaprezentowałem wiele podejść i prób odczytania księgi, pozostawiając wolną rękę każdemu kto pragnie sam pokusić się o wyjaśnienie znaczenia zapisów zawartych w kodzie Voynicha. Na pewno nie napisano o tej księdze jeszcze ostatniego słowa. Zachęcam jednak wszystkich do zagłębienia się nad przesłaniem księgi, gdyż kto wie, może rzeczywiście odegra ona, jeszcze dziś nie znaną, może dużą rolę, w naszej przyszłości?

Komentarze: 0
Wyświetleń: 7338x | Ocen: 2

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5


Wt, 16 lis 2004 00:00   
Autor: FN, źródło: FN   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Brak zainteresowanych Załogantów.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.