Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 34059x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Od tysięcy lat ludzie dopatrują się w pojawieniu się zwierząt „znaków od opatrzności”
Zwierzęta towarzyszą ludziom od zarania dziejów. Dotyczy to zarówno naszych najwierniejszych przyjaciół na czterech łapach, jak i ptaków czy owadów. W czasach zamierzchłych powszechnie panował pogląd, że czasami pojawienie się zwierząt „nie jest przypadkowe”. Jest to bowiem jakiś znak od zmarłych, opatrzności czy też od Boga, albo jest to jedynie jakiś duch, który za pomocą zwierzęcia przekazuje ludziom ważną informację.
Wśród informacji, które napływają do FN są także historie z udziałem zwierząt, które wydają się potwierdzać dawne wierzenia i legendy. Oto przykład takiego wydarzenia.
Droga FN,
Jestem czytelnikiem waszego portalu... [...] a także zapewniam, że nie jestem w najmniejszym stopniu religijny czy ulegający przesądom. Mimo wszystko postanowiłem do Was napisać w związku z historią, która miała miejsce w moim życiu trzy lata temu.
Mieszkam na przedmieściach Warszawy w jednorodzinnym domu razem z żoną i dwójką dzieci. To był 2 września 2008 roku, kilka minut po osiemnastej. Na parapecie naszej kuchni pojawił się czarny kruk. Nie było by w tym może niczego dziwnego, ale ten ptak zachowywał się bardzo dziwnie. Chodził po parapecie, bardzo głośno krakał i uderzał dziobem w szybę tak głośno, że moja żona w obawie, że zbije szybę, postanowiła go przepłoszyć. Kiedy otworzyła drzwi na taras (skąd można dotrzeć do okna kuchennego) kruk odleciał, ale siedział na gałęzi drzewa oddalonego o kilka metrów od domu. Cały czas przeraźliwie krakał i nigdy nie słyszałem, aby ptak krakał tak głośno! Kiedy żona weszła do domu i zamknęła drzwi od balkonu, kruk znowu podfrunął do parapetu i wszystko zaczęło się od nowa. Wtedy żona powiedziała coś takiego: oby to nie był znak, że ktoś umarł!
Zapytałem ją, dlaczego tak mówi, a ona powiedziała, że kiedyś ktoś opowiadał jej o ptakach zwiastujących śmierć. Nagle wszystko umilkło. Ptak dosłownie jakby rozpłynął się w powietrzu. Wyszedłem na zewnątrz domu i była całkowita cisza. Ale najbardziej niezwykłe było dopiero przed nami. Pół godziny później, kiedy ten kruk znikł, zadzwonił mój brat i powiedział, że nasz ojciec właśnie zmarł w szpitalu, gdzie walczył ze zwykłą grypą z powikłaniami. To był dla mnie szok. Praktycznie natychmiast skojarzyłem to z tym dziwnym krukiem, którego chyba jakaś siła nam zesłała, aby dał znak, że zmarł mój ojciec.
Mam nadzieję, że ta historia się wam przyda
Pozdrawiam
M.
Przez wszystkie lata funkcjonowania Fundacji Nautilus zebraliśmy naprawdę imponującą liczbę historii o zwierzętach, które mogły być „jakimiś znakami” dla ludzi od... no właśnie, tego ustalić nie sposób, ale wyraźnie „coś niepojętego” używając zwierząt także przekazuje ludziom znaki.
Oto kolejna historia z tego cyklu nadesłana na początku lipca tego roku:
-----Original Message-----
From: xxxxxx
Sent: Friday, December 04, 2009 8:34 PM
To: pytanie@nautilus.org.pl
Subject: biały gołąb
Witam.
W czwartek rano umarła moja babcia. Mój brat cioteczny wracał samochodem około godziny 22.00 do swojego domu. Po ujechaniu około 4 km wiejskimi drogami, na skrzyżowaniu niedaleko kościoła spotkała go niecodzienna sytuacja. Mimo, że panował mrok, biały gołąb nadleciał nagle w pobliże samochodu, a po chwili wzbił się do góry i znikł. Brat zapamiętał to dobrze, wywarło to na nim duże wrażenie. Był trzeźwy i nie ma mowy o żadnym przewidzeniu. My myślimy, że to znak od umarłej babci, która lubiła mojego brata.
Teraz czas na także historię ze zwierzęciem, która w pewien sposób nas urzekła. Trudno powiedzieć, jaki to miałby być znak dla autorki tej opowieści, ale niewątpliwie jest w tej historii jakiś mistycyzm. A dotyczy zwykłej, pospolitej ćmy.
Ć M A
Chciałabym podzielić się z czytelnikami pewnym przeżyciem, którego oświadczyłam pewnego wieczoru w czerwcu 2010 roku. Jestem osobą sensytywną i "uważną". Nie biegnę przez życie, od jakiegoś czasu , w pośpiechu,ale staram się właśnie uważnie przyglądać wszystkim zdarzeniom,które mnie spotykają. A było to tak:
Wczesny wieczór tego dnia był ciepły i miałam otwarte okna, które jednak były zasłonięte firankami i żaluzjami. Odprężona i zadowolona, po dobrym dniu, siedziałam w fotelu i oglądałam telewizję jednocześnie przeglądając kolorowy tygodnik. Nagle jakiś duży cień przemknął majestatycznie po ścianach pokoju. Są one pomalowane na biało, więc kontrast był znakomity. Zaciekawiona, co wleciało do pokoju, rozejrzałam się dookoła, ale nic nie zobaczyłam. Zaznaczam, że cień zaczął swój lot od strony drzwi pokoju, a nie od okna. Poczulam się nieprzyjemnie, bo nie lubię bliskich kontaktów z owadami, szczególnie, gdy po zgaszeniu światła już w łóżku, coś zaczyna brzęczeć nad uchem i już wiesz ,że to atakuje komarzyca, albo ląduje ci na twarzy włochata ćma.
Postanowiłam przyczaić się i rozprawić z intruzem. Obok siebie położyłam puszystą szczotkę do zmiatania kurzu. Miałam nadzieję, że ogłuszę intruza i wyrzucę za okno. Nie lubię zabijać, ale robię to w ostateczności, kiedy wszystko inne zawodzi. Cień pojawił się znowu i znikł na wysokości okna. Storę mam w barwach brązowo-złotych,więc uważnie zaczęłam się przyglądać jej powierzchni. Po paru sekundach zobaczylam. Ćma siedziała w połowie wysokości okna. Była olbrzymia.
Miała z pięć a może nawet i siedem centymetrów długości. Złożone skrzydła tworzyły trójkąt o dwu bardzo długich bokach. Na grafitowym tle odznaczały się ciemno - pomarańczowe geometryczne wzory. Ostrożnie ,ze szczotką w ręku, przygotowana jak należy do ciosu, zaczęłam skradać się do intruza. Ćma poderwała się jednak do lotu i zaczęła latać wokól mnie. Nie moglam się nawet zamachnąć, bo cały czas a to atakowała mnie, a to robila uniki. Ani razu nie poleciała w stronę światła.
W pewnej chwili zorientowałam się, że ona nie ucieka tylko bawi się ze mną. Podlatywała do twarzy muskając moje policzki, siadała na włosach, by po chwili lotem nurkowym gdzieś znikać i zaraz że pojawiać się znowu.
Zafascynowała mnie jej zwinność i pomysłowość i złość mi minęła. Kiedy znowu poszybowała gdzieś w dół i znikła, pomyślałam sobie: OK, niech sobie żyje. Mam nadzieję, że nie odwiedzi mnie pociemku. Tego wieczoru Ćma już się nie pojawila. Ja natomiast poczułam nagle wielkie zadowolenie,że jej nie zabiłam,że pośpimy sobie razem spokojnie. Nawet roześmiałam się na głos.
Następnego wieczoru wyświetlano w TV film, który chciałam obejrzeć, więc przygotowałam sobie herbatę i ciasto i zasiadlam wygodnie przed telewizorem. Ćmy nie było. Film się zaczął, ja zaczęłam jeść ciasto i przy drugim kęsie zobaczyłam, że na brzegu ciasta usiadła Ćma i też je ciasto! To było tak zabawne, że fala jakiejś dzikiej radości i potrzeby śmiechu wypełniła mnie po brzegi, jeśli można tak to określić. Powiedziałam do Ćmy: widzisz, głupia, nie chcę cię zabić , ale musimy się rozstać, Nie uciekaj, a ja położę cię na parapecie. Zaczęłam się powoli się podnosić a, Ćma sfrunęła z ciasta i usiadła mi na ręku. Podeszłam do okna i strząsnęłam ją na parapet. Chwilę postała a potem odfrunęła.
Radość, że jej nie zabiłam jest tak wielka, że czuję ją do dziś, chociaż minęło już trochę czasu czasu. Za żadne skarby świata nie pokuszę się, żeby powiedzieć, że przez przypadek udało mi się nawiązać jakiś kontakt z owadem. Tylko tak jakoś czuję, że w tym moim spotkaniu z Ćmą było coś metafizycznego. Jedno jest pewne i bezsporne: darowanie życia jakiejkolwiek żyjącej istocie wzbogaca nas samych i dostarcza niesamowitych emocji.
Anna M.
Pruszków
Na koniec ostatnia historia tym razem w wersji multimedialnej, a jej autorem jest Tadeusz Piątek z FN. Historia dotyczy kolejnego owada, czyli popularnego polnego świerszcza.
Dziękujemy wszystkim, którzy przybyli na naszą prezentację do Giżycka, która miała miejsce 1 sierpnia. Mimo letniej pory ponad sto osób zdecydowało się wysłuchać „opowieści o zjawiskach niewyjaśnionych”, co... naprawdę jest budujące. Dziękujemy także organizatorom, a zwłaszcza panu Jerzemu i Michałowi!
Przed nami kolejne miasta, w których będziemy mieli swoje prezentacje. A na koniec kilka zdjęć:
Komentarze: 0
Wyświetleń: 34059x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie