Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 77257x | Ocen: 45
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Ciała niektórych świętych nie wykazują oznak rozkładu. Ojciec Pio jest przykładem tego zjawiska.
To zjawisko jest znane od tysięcy lat i dotyczy ludzi, którzy posiadali cechy ponadnaturalne. Jeśli ktoś potrafi przepowiadać przyszłość, lewitować, jednocześnie przebywać w kilku miejscach (bilokacja), czytać myśli itp. – to wszystko świadczy o tym, że jego poziom duchowy (czy jakby to nazwać) jest znacznie wyższy od zwykłych ludzi. To inny sort, inny gatunek ludzi, którzy są niczym wyspy na morzu przeciętności. Takie osoby bardzo często z racji tego, co robią za swojego życia, są uznawane za świętych we wszystkich religiach, także w Kościele Katolickim.
Czy śmierć takiej osoby zatrzymuje ten niezwykły fenomen „ponadnaturalnej mocy”, który objawił się za ich życia? Bynajmniej! Potrafią się oni materializować po śmierci, uzdrawiać już jako duchy, a także jest jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Dotyczy to ich zwłok. Okazuje się, że nie ulegają rozkładowi tak jak ciała normalnych ludzi. Przykłady tego fenomenu można by podawać w nieskończoność (nawet w naszym Archiwum FN jest o tym niezwykłym zjawisku dostatecznie wiele materiałów). Tym razem jednak skoncentrujemy się na jednym, jednym niezwykłym człowieku, który często pojawia się na naszych łamach ze względu na wyjątkową „moc za życia i po śmierci ciała fizycznego”. Chodzi o włoskiego zakonnika, św. Ojca Pio, jednego z największych mistyków i stygmatyków w historii Kościoła.
23 kwietnia 2008 r. w San Giovanni Rotondo ciało św. o. Pio zostało wystawione bardzo krótko na widok publiczny, po blisko 40 latach od jego śmierci 23 września 1968 r. Kiedy odsłonięto sarkofag z ciałem Świętego, osoby zebrane w sali klasztoru nie mogły uwierzyć w to, co ujrzeli przed sobą. Zmarły 40 lat wcześniej wyglądał tak, jakby został pochowany przed chwilą. Zobaczmy zdjęcia.
Oto zdjęcie wykonane 23.09.1968 r. - ciało św. Ojca Pio przed złożeniem do grobu.
A teraz fotografia wykonana 23.04.2008 r. - ciało św. Ojca Pio po czterdziestu latach od śmierci!
Ślady rozkładu powinny pojawić się już w kilka godzin po śmierci człowieka. Po miesiącu zwłoki przedstawiają widok tak straszny, że tylko w obawie o kondycję psychiczną naszych czytelników nie pokażemy zdjęć z naszego archiwum (to zresztą jest jeden z setek argumentów za kremacją zwłok). Tymczasem Ojciec Pio miał nawet – co potwierdzali świadkowie – zaróżowione policzki i nie był to bynajmniej efekt działania jakiejś pani od make-up`u... Był to ewidentny fenomen, którego nauka nie jest w stanie ani zrozumieć, ani wyjaśnić.
Św. o. Pio. Francesco Forgione (św. o. Pio) urodził się 25.05.1887 r. w Pietrelcinie (prowincja Benewent), w ubogiej chacie, w której była tylko jedna izba z jednym oknem, a zamiast podłogi zwykła ziemia. W 1903 r. , w wieku 17 lat, wstępuje do nowicjatu ojców kapucynów. 10 sierpnia 1910 r. Francesco przyjmuje święcenia kapłańskie.
„Niezwykła Moc Ojca Pio” podobno objawiała się na różne sposoby. Trzeba w tym miejscu przytoczyć choćby jeden spośród wielu cudów, które dokonały się według relacji świadków dzięki wstawiennictwu św. o. Pio. Świat nauki zadziwia mianowicie niesamowity fakt, że urodzona bez źrenic w 1939 r. Włoszka Gemma di Giorgi w roku 1947 r. odzyskała zdolność perfekcyjnego widzenia, po przyjęciu Komunii św. z rąk o. Pio. Kobieta ta jednak w dalszym ciągu nie ma źrenic, a mimo to doskonale widzi, wbrew wszelkim prawom fizyki, żyje do dziś. Dostępne są szczegółowe badania naukowe tego niebywałego, ciągle trwającego cudu.
Istnieje wiele udokumentowanych faktów, że w czasie swego ziemskiego życia, dzięki darowi bilokacji, o. Pio przemieszczał się w miejsca odległe o setki lub tysiące kilometrów, gdzie nagle pojawiał się w obecności osób, które modliły się do niego z prośbą o pomoc. Tych relacji jest zbyt dużo, aby je po prostu lekceważyć. Potrafił czytać w myślach i znał szczegóły z życia zupełnie obcych mu ludzi.
Znamy relację Polaka, który przypadkiem spotkał Ojca Pio w latach pięćdziesiątych w pobliżu jego klasztoru. Nie miał oczywiście pojęcia, kim jest ten dziwny zakonnik, który z wyglądu przypominał tysiące sobie podobnych mnichów. Nagle jednak zakonnik podszedł do naszego rodaka i po włosku (Polak znał włoski) powiedział, aby nie martwił się o matkę, bo przebywająca w Polsce chora odzyska zdrowie. To był szok dla tego człowieka, bo właśnie zamartwiał się o stan swojej mamy ciężko chorej na – wydawało się – śmiertelną chorobę. Kilka dni później dostał wiadomość o prawdziwym cudzie. Guz w niezrozumiały sposób po prostu zniknął! Ot, historia jakich wiele z Archiwum FN.
Warto „dla porządku” kilka słów poświęcić stygmatom. W historii Kościoła Katolickiego odnotowano 70 kanonizowanych świętych, którzy w swoim ciele nosili krwawiące rany, znaki szczególnego zjednoczenia z Chrystusem w tajemnicy Jego męki i śmierci. Byli to między innymi św. Franciszek z Asyżu, św. Katarzyna ze Sieny i św. Weronika Giuliani.
Szczególny rodzaj stygmatów otrzymała św. Teresa z Avila (1515-1582). Na jej ciele nie było żadnych widocznych stygmatów, natomiast prawdziwe rany – jak sama opowiadała – była wprost na jej... sercu. O fakcie tym napisała w jednym ze swoich mistycznych dzieł. Po śmierci św. Teresy jej ciało zostało poddane autopsji. Po wyjęciu serca okazało się, że rzeczywiście znajduje się na nim pięć ran, w tym jedna wielkości pięciu centymetrów. Lekarze stwierdzili, że każda z nich spowodowałaby natychmiastową śmierć, a przecież św. Teresa żyła z tymi ranami serca przez 23 lata. Co więcej, w sposób dla nauki niewytłumaczalny, serce św. Teresy zachowało się do naszych dni. Jest przechowywane w specjalnym relikwiarzu w kaplicy klasztornej Sióstr Karmelitanek w Alba de Torres w Hiszpanii i można oglądać na nim pięć świeżych ran.
Święty o. Pio przez 50 lat nosił na swoim ciele pełne stygmaty (ręce, stopy, krwawiący bok), których medycyna żadnymi sposobami nie mogła uleczyć. Od ran o. Pio czuć było bardzo miły zapach kwiatów, który był również odczuwalny, przez wybrane przez niego osoby, w różnych zakątkach ziemi, nieraz odległych od San Giovanni Rotondo o tysiące kilometrów. Pierwsze oznaki cierpień spowodowanych przez stygmaty zaczęły się pojawiać u o. Pio już w 1910 r. 7 września tego roku ukazali mu się – jak opowiadał zakonnik - Jezus i Maryja - i wtedy właśnie na swych rękach po raz pierwszy zobaczył rany Chrystusa, które po pewnym czasie zniknęły, dzięki usilnej prośbie o. Pio. To zjawisko powtórzyło się z jeszcze większą intensywnością we wrześniu 1911 r. oraz w marcu 1912 r. 5 sierpnia 1918 r. zakonnik otrzymał ranę boku. Pisze w jednym ze swoich listów, że podczas słuchania spowiedzi "przed oczami, mego umysłu stanął Niebiański Gość", który "rozpalonym narzędziem rzucił z całej siły w mą duszę. (...) Od owego dnia zacząłem nosić w sobie śmiertelną ranę. W całej głębi duszy czuję stale otwartą ranę, źródło mych ustawicznych katuszy". Wszystkie rany Chrystusa pojawiły się na ciele o. Pio 20.08.1918 r. Tak opisał to niezwykłe wydarzenie w liście do swojego kierownika duchowego: "(...) po odprawieniu Mszy św. ogarnęło mnie jakieś dziwne ukojenie, podobne do słodkiego snu. Wszystkie zewnętrzne i wewnętrzne zmysły, a także władze duszy ogarnął wręcz niewypowiedziany spokój. Wszystko odbyło się w wielkiej ciszy, jaka panowała wokół mnie i we mnie".
Ojciec Pio pisze, że zobaczył tajemniczą postać, która miała "ręce, nogi i klatkę piersiową ociekające krwią. (...) Postać na chwilę cofnęła się, a ja zauważyłem, że moje ręce, nogi i pierś zostały przebite i ociekają krwią. Możesz sobie wyobrazić ból, jaki przeżyłem i odczuwam nieustannie niemal każdego dnia. Rana serca nieustannie wyrzuca strumienie krwi. Dzieje się to zwłaszcza od czwartku wieczorem do soboty. Ojcze mój, umieram wręcz z bólu i zawstydzenia, które odczuwam w głębi swojej duszy. Lękam się, że umrę na skutek upływu krwi, chyba że Pan wysłucha błagalne westchnienia mego biednego serca i powstrzyma to działanie. Czy jednak Jezus, który jest tak dobry, zechce udzielić mi tej łaski? A może przynajmniej usunie to zawstydzenie, jakiego doznaję każdego dnia przez te zewnętrzne znaki? Będę Go błagał i zaklinał na wszystko, aby zesłał na mnie najgorsze bóle i cierpienia, aby pozostawił tę wyniszczającą mnie udrękę, ale by zabrał te zewnętrzne znaki, które mnie tak zawstydzają i upokarzają w sposób wręcz nie do opisania i wytrzymania. Pragnę natomiast, by mnie nasycił samym tylko cierpieniem" (22.10.1918 r.).
Ojciec Pio wszelkimi sposobami pragnął ukryć te swoje nieustannie krwawiące rany, aby nikt się o nich nie dowiedział. Było to jednak niemożliwe, ponieważ rany obficie krwawiły i trzeba było często zmieniać opatrunki. Tak o stygmatach o. Pio pisał gwardian klasztoru w liście do przełożonego generalnego: "(...) są to autentyczne rany na wylot. W boku zaś widnieje istne rozdarcie, z którego nieustannie wypływa krew".
Wieść o stygmatach o. Pio rozniosła się lotem błyskawicy najpierw we Włoszech, a później po całym świecie. Do San Govanni Rotondo zaczęli przyjeżdżać dziennikarze, którzy byli świadkami spektakularnych cudów i licznych, również własnych, nawróceń dzięki modlitwie o. Pio. Z powodu wielkiego rozgłosu władze zakonne poczuły się zobligowane, aby poddać rany o. Pio szczegółowym badaniom lekarskim.
Przełożeni zakonni poprosili najpierw prof. Luigiego Romanellego, aby zbadał stygmaty o. Pio. Szczegółowe badania odbyły się 14.05.1919 r. Wykazały one, że rany stóp i rąk zakonnika są na wylot, natomiast rana jego boku obficie broczy krwią o charakterze tętniczym i ma długość 8 cm. W końcowym oświadczeniu prof. Romanelli napisał: "Etiologia ran o. Pio nie jest pochodzenia naturalnego. Przyczyn, które spowodowały ich zaistnienie, należy szukać w wymiarze nadprzyrodzonym. Medycyna nie j est w stanie wyjaśnić tego faktu".
Poproszono także o badanie stygmatów o. Pio profesora Bignamiego, który był ateistą i z góry wykluczał działanie sił nadprzyrodzonych, ponieważ w ich istnienie po prostu nie wierzył. Po badaniach profesor ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma takich chemicznych substancji oraz chorób, które byłyby w stanie wywołać tego typu rany. Profesor Bignami zalecił o. Pio kurację, gdyż chciał udowodnić, że po dwóch tygodniach jej stosowania rany zakonnika się zagoją. Nakazał, aby:
1) o. Pio nie miał żadnego dostępu do jodyny i innych środków medycznych;
2) zabandażowano rany i opieczętowano je w obecności dwóch świadków;
3) rany były kontrolowane każdego dnia rano przez 8 dni i aby po kontroli ponownie nakładano na nie pieczęcie.
Przełożeni klasztoru z wielką skrupulatnością dopilnowali, aby wskazania prof. Bignamiego zostały wcielone w życie. Okazało się, że w czasie ośmiodniowej kuracji rany o. Pio w ogóle się nie goiły i cały czas obficie krwawiły.
Kolejnym specjalistą badającym stygmaty o. Pio był prof. Giorgio Festa, który w sprawozdaniu napisał o doskonałym funkcjonowaniu całego systemu nerwowego o. Pio oraz jego władz duchowych. Stwierdził, że rany z całą pewnością nie powstały na skutek działań samego pacjenta, że na pewno nie zaistniały dzięki działaniu jakichś czynników zewnętrznych lub wewnętrznych, a wyglądu i etiologii ran nie można wyjaśnić na gruncie wiedzy medycznej.
Przez 50 lat stygmaty o. Pio nieustannie krwawiły, nie goiły się, zachowując ciągłą świeżość, nie powodowały ropni, stanów zapalnych ani martwicy. Było to zjawisko pozostające w całkowitej sprzeczności z prawami biologii. Na dodatek w chwili śmierci o. Pio jego rany całkowicie zniknęły i nie zostawiły po sobie najmniejszej nawet blizny. Dla lekarzy był to kolejny niesamowity cud, gdyż wszystkie rany spowodowane przez uszkodzenie tkanek zostawiają po sobie trwały ślad w postaci widocznych blizn. Fakt zniknięcia ran o. Pio w chwili śmierci, bez pozostawienia jakichkolwiek blizn, jest dla nauk medycznych przypadkiem absolutnie niewytłumaczalnym.
Od razu uprzedzamy, aby zapomnieć o wszelkich teoriach „wielkiej teatralnej mistyfikacji”. W badaniu ran Ojca Pio brali bowiem także ludzi niewierzący, lekarze z Rzymskiej Akademii Medycznej, często chcący „zdemaskować i wyśmiać oszusta”. Kiedy jednak oglądali rany, przyznawali, że są one „autentyczne i bardzo poważne”.
Na koniec tego tekstu o osobie Ojca Pio, niezwykłego człowieka za życia i po śmierci, jeszcze jedna ciekawostka związana z jego życiem. Dotyczy ona przepowiedni, których autorem był ten zakonnik. Sprawą zainteresował się nasz czytelnik.
-----Original Message-----
From: Piotr xxxxxxxxxxx
Sent: Monday, July 05, 2010 2:46 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Przepowiednia O. Pio
Witam FN
Znalazlem zarazem ciekawą jak i przerażającą przepowiednię, jaką Jezus objawil O. Pio. Dotyczy ona trzech dni ciemnosci jakie nastaną. Jest dużo o tym wzmianek. Oprócz tego znalazlem modlitwę jaką trzeba będzie odmówić podczas owych dni; oraz rady jak się podczas nich zachować. Zalączam zdjęcia. Zwracam się z wielką prosbą o umieszczenie tych zdjęć na stronie Nautilius.
Pozdrawiam
Piotr
Oto zeskanowane strony tego tekstu zawierające przepowiednię, ale także modlitwę:
Komentarze: 0
Wyświetleń: 77257x | Ocen: 45
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie