Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

Komentarze: 0
Wyświetleń: 41201x | Ocen: 5

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 1 lis 2010 08:42   
Autor: FN, źródło: onet.pl   

Śmierć, odchodzenie, lęk

1 listopada jak co roku mogliśmy dać kolejny tekst o „śmierci klinicznej”, „życiu po życiu”, duchach itp. Tym razem jednak mamy inną propozycję. Rok temu dostaliśmy e-mail od p. Tomasza, którego zainteresował pewien wywiad.

 

 

 

 

 

 

-----Original Message-----
From: Tomasz xxxxxxxxxxxxxxx
Sent: Wednesday, December 30, 2009 8:32 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: artykuł

 

Witam!

 Dziś przeczytałem artykuł o tanatopraksji. Nie ma w nim nic "nie z tej ziemi" ale jest to za to artykuł bardzo bliski tematyce jaka jest poruszana na stronach nautilusa i pokazuje drugą stronę medalu czyli nie tego co dzieje się z naszą duszą po śmierci ale z naszą materialną powłoką :)) Polecam lekturę! 

pozdrawiam

Tomasz

 

 

 

Artykuł ten „przytrzymaliśmy” specjalnie na 1 listopada, gdyż wywiad z człowiekiem zajmującym się balsamowaniem zwłok zawiera w sobie bardzo wiele prawdy o nas, o śmierci, wreszcie o ludzkim dążeniu, aby „wygrać ze śmiercią” za wszelką cenę. Ta walka zawsze kończy się przegraną, choć trwa od tysięcy lat.

 1 listopada jak wszyscy udamy się na groby zmarłych, aby wspominać tych, co odeszli. W odróżnieniu jednak od wielu osób przechadzających się po cmentarzu my wiemy, że to nie jest żadne „odwiedzanie bliskich”, a jedynie złudzenie, gdyż oni są już tam, gdzie jest światło i gdzie my także trafimy. Na cmentarzach jest tylko „pył kosmiczny”, o którym po tysiącach lat nie zostanie nawet wspomnienie. Ludziom trzeba powtarzać, że człowiek jest jedynie „podróżnikiem” w ciele, które kiedyś zostawia i idzie dalej w swojej podróży. Niczym ktoś, kto jedzie do celu przesiadając się z kolejnych autobusów i tramwajów w następne i następne. To jedynie kolejne etapy podróży, a nie jej „definitywny koniec”, gdyż ten nie istnieje. Jesteśmy istotami żyjącymi wiecznie - nieprzypadkiem mówią o tym wszystkie, najważniejsze światowe religie.

 

Aby nabrać dystansu do „obrzędu śmierci” trzeba dowiedzieć się, czym jest „tanatopraksja”. W największym skrócie jest to zabieg mający na celu zapobieżenie wystąpieniu zmian pośmiertnych. Jest to nowoczesna forma balsamowania ciał zmarłych, prosta i względnie tania. Po zabiegu tanatopraksji ciało nie ulega procesom gnilnym i przemianom pośmiertnym. Może być eksponowane w temperaturze pokojowej, bez obawy, że zajdą niekorzystne zjawiska zmieniające wygląd zmarłego. Jakiś czas temu na polskim portalu Onet.pl ukazał się wywiad z Adamem Ragielem – technikiem sekcji zwłok i tanatopraktorem, zajmującym się balsamacją ciał i przygotowaniem zmarłych do pogrzebu. Mówił on w bardzo jasny i prosty sposób o swoim obcowaniu ze śmiercią. Jest w tych słowach jakaś prawda o ludzkim „lęku przed śmiecią” który wynika tak naprawdę z braku wiary w „życie po śmierci”. Ludzie nie mający możliwości badania tego zjawiska jak mantrę powtarzają hasło „E tam… a kto to może wiedzieć, jak jest naprawdę?”. Wszelkie tłumaczenia, że zjawisko jest „faktem” trafiają w próżnię. I to przeważnie oni zamiast kremacji zwłok starają się jeszcze „ukraść śmierci” swojego bliskiego. I wtedy pojawia się tanatopraktor.

 

  

 

Śmierć to mój zawód

 

Przyszywa urwane głowy, rekonstruuje zmasakrowane twarze, maskuje bruzdy wisielcze. Układa fryzury, robi makijaż, przykleja tipsy. Balsamuje zwłoki, powstrzymuje rozkład ciała. Robi wszystko, by żywi nie widzieli na zmarłych oznak choroby, cierpienia i śmierci.

Czym pan właściwie się zajmuje?

Pojawiam się wtedy, gdy lekarz i ksiądz zrobili już wszystko, co do nich należało. Konserwuję zwłoki, rekonstruuję, upiększam, ubieram. Robię wszystko, by zatrzeć oznaki choroby, cierpienia, urazów. Sprawiam, że ciało nie gnije. To ważne, kiedy rodzina chce wystawić zwłoki lub gdy zmarły ma być transportowany na większe odległości. Po zabiegu konserwacji ciało zachowuje się w dobrym stanie do dwóch tygodni, nawet jeśli jest przechowywane w temperaturze pokojowej.

Na czym polega taki zabieg?

Podstawowa, doraźna konserwacja jest bardzo prosta. Można ją wykonać nawet w domu zmarłego. Po prostu wstrzykuję specjalne płyny odkażająco-konserwujące do jamy brzusznej i opłucnej, czyli tam, gdzie proces gnicia następuje najszybciej.


Ile tych płynów trzeba wstrzyknąć?

Zwykle cztery zastrzyki po 200 ml. Preparat zabija bakterie, które wywołują rozkład zwłok: w ciele nie zbierają się żadne gazy i płyny, nie pojawia się nieprzyjemny zapach. Nasze ciało po śmierci zamienia się w prawdziwą bombę biologiczną. Podczas kontaktu ze zmarłym, który leży w domu lub jest wystawiony w kaplicy, bardzo łatwo może dojść do zakażenia. Konserwacja eliminuje to zagrożenie. Taki zabieg można też oczywiście wykonać po sekcji zwłok. Tylko wtedy wygląda on nieco inaczej.

Czyli jak?

Jeżeli zwłoki są zaszyte po sekcji, muszę ponownie je otworzyć, wyciągnąć wszystkie narządy, umyć, przełożyć do specjalnych worków, zalać płynem konserwującym i zasypać proszkiem dezynfekującym. Worki wkładam z powrotem do jam ciała i zaszywam. Ciało jest wysterylizowane i zabezpieczone.

I zmarły wędruje do grobu z tymi workami?

No tak, ale one są biodegradowalne. Po pogrzebie rozłożą się w ziemi w ciągu miesiąca. Ważne jest, by ciało zachowało się w możliwie dobrym stanie do pogrzebu. Natomiast – jeżeli ktoś sobie życzy – mogę przeprowadzić też całkowitą balsamacją ciała, która oprócz efektu konserwującego daje też efekt estetyczny. Od razy powiem, że współczesna tanatopraksja nie ma nic wspólnego z praktykami znanymi ze starożytnego Egiptu. Nie wyjmuję wnętrzności, nie robię mumii.

A co pan robi?

Przygotowuję preparaty konserwująco-odkażające i wprowadzam je pod ciśnieniem przez prawą tętnicę szyjną. Płyny wypierają krew, rozchodzą się po całym organizmie, nasączają tkanki. Znikają plamy opadowe, zasinienia. Skóra znów ma naturalny wygląd, jest natłuszczona, elastyczna. Zmarły wygląda jak śpiący człowiek. Balsamacja powstrzymuje procesy gnilne na bardzo długo. Nawet na zawsze, pod warunkiem, że zabalsamowana osoba leżałaby hermetycznie zamknięta.

A jeżeli leży w zwykłej trumnie?

To kiedy obeschnie, zamieni się w proch. Ale zanim to się stanie, minie co najmniej kilka miesięcy. Kiedyś rodzina z Anglii zamówiła u mnie balsamację ciała swojej mamy, która zmarła w Polsce. Pogrzeb miał odbyć się za dwa tygodnie. Przed wyznaczonym terminem nikt jednak nie przyjechał, telefony w Anglii też milczały. Bliscy zmarłej pojawili się w Polsce dopiero po dwóch miesiącach. Zażyczyli sobie, żeby otworzyć trumnę, bo chcieliby pożegnać się z mamą. Zrobiliśmy to i okazało się, że ciało nie uległo praktycznie żadnym zmianom. Potrzebne były tylko drobne, kosmetyczne poprawki.

Pan również zajmuje się upiększaniem zmarłych?

Tak. Zdarza się, że zmarły, który wychodzi spod mojej ręki, wygląda lepiej od niejednego żałobnika.

Co konkretnie pan robi?

Zawsze zaczynam od mycia zwłok i zabezpieczenia naturalnych otworów ciała. Już widzę, że chce pan zapytać, jak to się robi. Słusznie: mało kto wie, co dzieje się z jego ciałem po śmierci. A warto to wiedzieć. W tym nie ma nic szokującego, to nie powinien być temat tabu. Każde życie przecież kiedyś się kończy. Nie każdy trafi na stół sekcyjny, ale nikt nie uniknie domu pogrzebowego. I powinien mieć pewność, że osoba, która zajmie się jego zwłokami, zrobi to fachowo. Czyli między innymi zabezpieczy naturalne otwory ciała.

Więc jak to się robi?

Są specjalne kremy odkażające, którymi smaruję okolice odbytu i pochwy. Wiadomo, że tam jest najwięcej bakterii, które potem żerują na ciele. Zawsze podwiązuję też prącie, żeby nie było żadnych wycieków. Gdy ciało jest czyste i zabezpieczone, można zająć się kosmetyką. Tu już wszystko zależy od życzenia rodziny. Ja mogę zrobić niemal wszystko.

Wszystko?

To samo co u żywych. Miałem już przeróżne zamówienia. Robię pełny makijaż: maluję oczy, rzęsy, usta, brwi, nakładam podkłady, fluidy, pudry. Maluję paznokcie u rąk i nóg, robię tipsy.

Tipsy?

No, tipsy. Czasem maluję je w różne wzorki, naklejam ozdoby. Pedicure też robię. Jeżeli zmarła ma być ubrana w buty z odsłoniętymi palcami, na wysokim obcasie, to rodzina czasem życzy sobie, żebym wykonał taki zabieg. Ważne są fryzury – myję głowy, prostuję włosy, kręcę loki, dobieram peruki, zdarzało mi się już robić balejaż.

Jak powie pan, że robił zmarłej hennę, to nie uwierzę.

Henny jeszcze nie, ale niewykluczone, że ktoś kiedyś sobie tego zażyczy. Tanatokosmetyka to rozbudowana dziedzina, zwłaszcza w USA, gdzie istnieje tradycja publicznego żegnania zmarłych w domach pogrzebowych. Ja uczyłem się tego fachu od koleżanek: kosmetyczek i fryzjerek.

Są specjalne kosmetyki dla zmarłych?

Tak. Jednym z ich składników jest formalina. Specjalistyczne kosmetyki ukrywają zasinienia, przebarwienia, wszystkie mikorouszkodzenia skóry. Kładzie się je na dłoniach i twarzy. Stanowią bazę. Efekt końcowy uzyskuje się dzięki zwykłym kosmetykom dla żywych.
 

Zastanawiał się pan kiedyś, po co zmarłemu balejaż i tipsy z wzorkami?

Ludzie nieraz mówią, że zmarłemu nie pomoże już żaden makijaż i jest mu wszystko jedno, w jakim stanie zostanie pochowany. Może i tak, ale skoro za życia dbaliśmy o swoje ciało, to dlaczego po śmierci mamy zostać wrzuceni do grobu rozczochrani, nieogoleni, z brudnymi paznokciami?

Poza tym kosmetyka zwłok nie jest potrzebna zmarłym, tylko ich rodzinom. Żywi chcą wiedzieć, że zadbali o ostatnią drogę ludzi, których kochali. Ostatnie pożegnanie nie będzie pożegnaniem z odpychającym trupem tylko z eleganckim, zadbanym człowiekiem, który zyskał spokój i ukojenie.

W przypadku ciała zmasakrowanego w wypadku samochodowym kosmetyka niewiele chyba pomoże.

Sama kosmetyka nie pomoże. Wtedy trzeba zastosować tanatoplastykę. Jeżeli ktoś nie ma połowy twarzy, to proszę wtedy rodzinę o zdjęcie i zabieram się za rekonstrukcję. To skomplikowane i czasochłonne działanie. Wymaga sporych zdolności manualnych.

Jak to się odbywa?

Są specjalne woski do rekonstrukcji twarzy. Wypełniam nimi ubytki, nadaję kształt, rzeźbię. Uzupełniam brakujące części ciała. Mam do dyspozycji sztuczne gałki oczne, uszy, nosy, łuki brwiowe.

A jeżeli na twarzy nie ma skóry?

To robi się przeszczep skóry z pośladka albo uda. Jak nie ma włosów, daję perukę.

Ile może trwać rekonstrukcja ciała po wypadku?

Samą twarz można robić 12 godzin. Rodziny zamawiają rekonstrukcję, bo chcą otworzyć trumnę, pożegnać ze zmarłym. A nie da się przecież pożegnać z bliskim, który nie ma połowy czaszki. Nie wszystkich oczywiście stać na taki zabieg.

A ile kosztuje?

Od 200 zł za maskowanie zadrapań na twarzy do 2-3 tys. zł za pełną rekonstrukcję. Najwięcej kosztują materiały: koszt sztucznego nosa to 700 zł, ucha – 500 zł. Inne zabiegi są tańsze: przygotowanie do pogrzebu, czyli zakonserwowanie ciała, zrobienie makijażu i ubranie zmarłego kosztuje 450 zł. Balsamacja – 550 zł.

Powiedział pan kiedyś rodzinie: ciało jest w tak złym stanie, że w tej sprawie nie mogę pomóc?

Jeszcze nie. Mogę zamaskować praktycznie wszystko: rany, bruzdy wisielcze, przeróżne ubytki. Kiedyś zajmowałem się chłopakiem bez głowy. Pędził motocyklem przez Warszawę i uderzył w samochód wyjeżdżający z bocznej ulicy. Wypadł z motoru i w locie uderzył głową o słup tramwajowy. Pasek od kasku motocyklowego obciął mu głowę. Sam ją wyciągałem z tego kasku. Chłopak miał 23 lata, rodzina bardzo chciała się z nim pożegnać, wystawić w kościele otwartą trumnę. Więc przyszyłem tę głowę do ciała. Szew zamaskowałem woskiem i fluidem. Nic nie było widać.

Nawet jeżeli ktoś wpadł pod pociąg i dostaję ciało w kilku czy kilkunastu kawałkach, staram się pomóc rodzinie. Rozkładamy szczątki i układamy je w zarys ciała. Wypełniamy ubytki ligniną i zszywamy poszczególne części.

Ligniną?

To bardzo dobry materiał. Wpychamy ją do jam ciała. Wypełnia, nadaje kształt, wchłania płyny. Najgorzej jest z ofiarami pożarów i topielcami. Takim zwłokom nie da się już przywrócić naturalnego wyglądu. Co nie znaczy, że nic nie można zrobić.

A co można zrobić?

Spalone zwłoki można ubrać w specjalny kombinezon z folii wyłożonej środkiem chłonnym, który jest w stanie zaabsorbować do 16 litrów płynu. To daje gwarancję, że nie będzie żadnych wycieków. Potem jeszcze ciało obsypuje się proszkiem neutralizującym woń gnijącego ciała. Podobnie jest z topielcami, których ciała są opuchnięte, gąbczaste. Wprowadzam igłę punkcyjną pod mostek i ścigam pompą płyny. Czasem zbiera się ich nawet 15 litrów. Następnie owijam zwłoki płótnem lub folią i ubieram.

Jednak w takich przypadkach nie pomoże nawet najlepsza kosmetyka. Nie da się  w pełni zamaskować ciemnobrązowej, spalonej skóry lub opuchniętych warg czy powiek. Nie jestem też w stanie nic poradzić, jeżeli zmarły leżał gdzieś przez kilka tygodni, zanim go znaleziono. Po takim czasie tkanka zaczyna się rozpadać. Tego procesu nie da się odwrócić, a jedynie zahamować. W sprzyjających warunkach ciało może zacząć gnić już po kilkunastu godzinach. Najpierw pojawia się zielona plama po prawej stronie pod żebrami… Mam mówić dalej?

Tak. Poza specjalistami niewiele osób wie, jak gnije człowiek.

Ta zielona plama to rozkładające się jelito grube. Gnije jako pierwsze, bo tam mamy najwięcej własnych bakterii. A za rozkład ciała odpowiedzialne są w pierwszej kolejności nasze własne bakterie trawienne, płucne i z układu płciowego. Z czasem ta plama ciemnieje, obejmuje brzuch i resztę ciała. Tworzą się gazy, pęcherze, powłoki ciała wzdymają się, z naturalnych otworów ciała wypływa ciemnoczerwony płyn. Zaczynają gnić narządy wewnętrzne, płyn przesącza się przez pękającą skórę. No i zjadają nas powoli robaki. Pierwsze są larwy much. Jeżeli ciało nie jest zakonserwowane środkiem odkażającym, to niemal zawsze mucha zdąży złożyć jaja na ciele zmarłego. Potem w grobie wykluwają się larwy. Po larwach przychodzą chrząszcze, a później roztocza.

Po jakim czasie ciało jest w stanie zupełnego rozkładu?

Pracuję przy ekshumacjach. Gdy otwieramy grób po dwóch, trzech miesiącach od pogrzebu, ciało jest zwykle ciastowatą, cuchnącą breją, na której żerują owady. Moim zadaniem jest zdezynfekowanie grobu i trumny. Jeżeli prokuratura życzy sobie czasem powtórnej sekcji czy badań, to zabieramy takie ciało do prosektorium.

 Razem z tymi chrząszczami i muchami?

Nie ma innej rady. Nie można ekshumowanego ciała obsypać środkiem dezynfekującym, bo mogłoby to zafałszować wyniki badań toksykologicznych. Więc chrząszcze uciekają ze stołu sekcyjnego. Zbieramy je i utylizujemy. Czasem, jeżeli mamy do czynienia z ciałem w zaawansowanym rozkładzie, zbieramy dwie reklamówki robaków.

Horror.

I to taki klasy B. Cóż, zwykła biologia. Zanim obrócimy się w proch, jesteśmy elementem łańcucha pokarmowego.

A kiedy zostają nas same kości?

Zależy od warunków. Czasem po roku, czasem po sześciu latach. Kości zawsze zostają. Zwłoki zachowują się lepiej w suchych, ziemnych grobach, wykopanych w piaszczystej glebie. Gdy po wielu latach otwieramy takie groby, kości nadal są połączone, zachowane są chrząstki, włosy na głowie. Buty też często wytrzymują próbę czasu. Może kiedyś były bardziej solidne niż teraz.

Zmarłych nadal tradycyjnie ubiera się w garnitur, garsonkę lub suknię?

To się zmienia. Rodziny przynoszą dżinsy, T-shirty, bluzy z kapturem, marynarki, nawet dresy. Kobiety chowa się w sukniach ślubnych, balowych. Często rodziny proszą o włożenie do trumny przedmiotów, które były bliskie zmarłemu.

Co to za przedmioty?

Przeróżne. Zdjęcia, maskotki, papierosy, ćwiartka wódki, karty do gry, krzyżówki, muszelki, kamyki z gór, ciupagi z Zakopanego. Rodzice małego chłopca włożyli mu do trumny kompletny strój piłkarski i nowiutką, nienapompowaną piłkę. Na koszulce było imię chłopca.

W takich momentach chyba na chwilę przestaje pan widzieć w zmarłych tylko obiekty do zakonserwowania?

Nie będę ukrywał, że czasami dziwnie się czuję, gdy mam do czynienia z ciałami dzieci. Ból ich rodziców jest niewyobrażalny. Nie mogę się jednak rozczulać, bo w przeciwnym razie długo bym nie wytrzymał w tej pracy.

Dlaczego właściwie wybrał pan taki zawód?

Chciałem zdawać na medycynę, ale życie tak się ułożyło, że nie miałem tej możliwości. Zrobiłem więc szkolenie ratownika medycznego. W kolejce po etat zawsze jednak wyprzedzał mnie ktoś ze znajomościami. Załapałem się do pracy w zakładzie pogrzebowym. Miałem wtedy 19 lat. Nosiłem trumny, pomagałem przy zwłokach. Firma, w której pracowałem, woziła na sekcję zwłok ciała po wypadkach, zabójstwach, samobójstwach. Raz mieliśmy przywieźć dziewczynę, która wpadła pod pociąg. Nikt nie chciał zebrać jej szczątków rozwłóczonych po torach, więc ja się zgłosiłem. Najpierw pozbierałem większe kawałki, żeby pociąg mógł ruszyć. Potem mniejsze strzępy ciała. Zapytano mnie, czy nie chciałbym pracować przy sekcjach zwłok. Zgodziłem się. To było bardzo ciekawe.

Co było ciekawe?

Zobaczyć, jak człowiek wygląda w środku, jak funkcjonuje, co dzieje się z nim po śmierci. Na Akademii Medycznej we Wrocławiu zrobiłem dyplom technika sekcyjnego i drugi z tanatopraksji. Potem jeździłem na szkolenia do Francji i Anglii. Podpatrywałem też specjalistów w USA. Teraz sam szkolę z zakresu tanatopraksji. W tej chwili jestem jednym z dwóch w całej Polsce specjalistów, którzy potrafią zrobić przy zwłokach dosłownie wszystko. Mam dobra markę: dostaję zlecenia z całej Polski, z Niemiec, Czech, Rosji, Wielkiej Brytanii. Czasami koledzy po fachu traktują mnie jak ostatnią deskę ratunku. Dostaję telefon, że jest ciało, które leży w domu od miesiąca i nikt nie może tam wejść. Ja wchodzę i robię swoje. Nigdy nie miałem odruchów wymiotnych na widok gnijącego ciała, nie przejmuję się zapachem. Nie myślę o tym. Przez chwilę robi się słodko w ustach, ale to tylko chwila.

Dużo pan widział zmarłych?

Dużo. Pracuję w branży od 11 lat. Miesięcznie mam ok. 100 ciał. Widziałem już chyba wszystko, co możliwe: koszmarne wypadki, zabójstwa, wytrzewienia, ciała na których żerowały gryzonie. Śmierć to mój zawód i z czasem nawet śmierć może spowszednieć. Gdy wychodzę z pracy, nie rozpamiętuję tego, co widziałem.

Śnią się panu zmarli?

Nigdy.

Siedzi pan czasem w prosektorium o północy?

Wiele razy. Jak trafi się jakaś trudna rekonstrukcja, to czasem kończę ją nad ranem. Nigdy nie widziałem duchów, nie słyszałem żadnych głosów. Skupiam się na robocie, myślę o sprawach, które czekają mnie kolejnego dnia.

Ludzie boją się zmarłych. Dlaczego?

Też się nad tym zastanawiam. Bać należy się żywych, a nie zmarłych. Żywi mogą nam narobić niesamowitych kłopotów. Zmarły nigdy nas nie skrzywdzi.

(onet.pl)

Komentarze: 0
Wyświetleń: 41201x | Ocen: 5

Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5


Pon, 1 lis 2010 08:42   
Autor: FN, źródło: onet.pl   



* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Artykułem interesują się

Poniżej lista Załogantów, których zainteresował ten artykuł. Możesz kliknąć na nazwę Załoganta, aby się z nim skontaktować.

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.