Nie, 10 kwi 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
„Moje cierpienie musi mieć jakiś sens”
Wstrząsający dokument na kanale Discovery Channel.
Publikujemy niezwykły list od czytelnika naszego serwisu
To wyjątek, że publikujemy poniższy tekst. Dostajemy bardzo wiele listów, ale rzadko się zdarza, że uznajemy jakiś list za na tyle poruszający, aby przedstawić go wszystkim czytelnikom. Zwłaszcza, że nie ma tu żadnej „relacji o dziwnym wydarzeniu” czy „ciekawego zdjęcia”. A jednak robimy to, bo uważamy, że ten tekst pobudzi wielu z Was do przemyśleń. Mamy nadzieję, że ten ważny tekst stanie się początkiem dyskusji, której – jesteśmy tego pewni – brakuje wielu ludziom zadającym sobie ważne pytania. Mamy także nadzieję, że nie obrazimy niczyich uczuć religijnych, bo naprawdę tego nie chcemy. Zgodnie z wolą autora listu nie publikujemy jego imienia i nazwiska.
Redakcja
********
Drodzy przyjaciele z Nautilusa!
Ostatni okres służy rozmyślaniu na temat przemijania, cierpienia, sensu życia. Fundacja NAUTILUS wydaje się być jedną z tych nielicznych znanych mi instytucji, która od lat konsekwentnie stara się mówić o regułach duchowych, które obowiązują każdego człowieka. I nie ma to nic wspólnego z żadną z obecnych religii opartych na „wierze w to czy tamto” – uważam, że jest to sytuacja identyczna do każdych praw fizycznych regulujących choćby mechanikę – jest zestaw „reguł gry”. Dotyczy to tak ważnych spraw, jak sens życia, konsekwencje wyrządzonej innym ludziom krzywdy, dobra i zła, kary i nagrody itp. Ten „ Podstawowy Zestaw Reguł i Praw” nadal jest podawany ludziom na zasadzie „nikt tego do końca nie wie, ale my wierzymy, że jest tak i tak. Ty możesz wierzyć lub nie!”. Poszczególne grupy religijne i Kościoły w sprawach fundamentalnych podają kompletnie wykluczające się nawzajem wersje dotyczące choćby tego, co się dzieje z duszą po śmierci. Sprawa wyboru danej opcji jest bardzo często kwestią urodzenia się w danej rodzinie, wychowania, a także przypadku. Ot, ktoś sobie kupił w księgarni książkę zawierającą wykładnię „danej myśli religijnej”, spodobała mu się i zaczął „wierzyć w to, co ta religia głosi”. Gdyby nie wszedł do tej księgarni, pewnie by wierzył w co innego, choćby w to, co wyniósł z domu, albo by w ogóle nie wierzył itp. Ktoś inny poznał na wakacjach ludzi z „innego Kościoła”, zauroczył się nimi i – bach – już od wakacji ma nową wiarę, jest członkiem innej wspólnoty. Na pewno widzieliście to wiele razy... Pokazuję ten przykład, aby pokazać absurd w podejściu do spraw „Podstawowego Zestawu Reguł i Praw”. A czy prawo ciążenia Newtona jest kwestią wiary czy wiedzy? Wiek XXI i nadchodząca nowa era w dziejach Ziemi będzie stanowiła przełom w postrzeganiu spraw duchowości jako fanaberii naiwnych, którzy nie opierają się na „akademickiej nauce”, która przecież „nie ma dowodów”. Jeżeli wierzyć w proroctwa i przekazy o przyszłości, to właśnie sprawa duchowości będzie w przyszłości podstawową dziedziną wszelkich nauk!
Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale był on konieczny, żeby wyjaśnić sens tego tekstu akurat w tym miejscu.
Muszę się podzielić z czytelnikami serwisu Nautilusa moim niezwykłym przeżyciem, którym było obejrzenie dokumentu na kanale Discovery Channel. Nosił on tytuł „Chłopiec, któremu odpadała skóra” i był wyemitowany w nocy z 9 na 10 kwietnia. Zrobił on na mnie tak kolosalne wrażenie, że przez kilka godzin nie mogłem zmrużyć oka. Bohaterem filmu jest Brytyjczyk, Jonny Kennedy, człowiek, który od urodzenia zmaga się z niewyobrażalną chorobą genetyczną. Mówiąc w największym skrócie: odpada mu skóra. To wyjątkowo paskudne schorzenie nazywa się EB (Dystrophic Epidermolysis Bullosa). Ta choroba została w pełni rozpoznana dopiero niedawno, jej przerażające objawy można było znaleźć tylko w medycznych opisach tego schorzenia przechowywanych w Akademiach Medycznych. To rzadka choroba, która powstaje na skutek błędu zawartego w kodzie genetycznym rodziców. Człowiek jest chodzącą raną, każdy ruch powoduje niewyobrażalne cierpienie, ręce, głowa i pozostałe elementy ludzkiego ciała muszą być obandażowane, aby taki człowiek mógł gdziekolwiek się przemieścić. Oczywiście bandaże zaczynają wrastać w ciało, co oznacza, że raz na kilka dni trzeba je wymieniać. Co wtedy przeżywa chory, możecie sobie tylko wyobrazić... Każda minuta filmu zapiera dech w piersiach. Oto w pewnym momencie chłopiec opisuje ojca, który nie mając pojęcia o przyczynach dolegliwości syna wystawiał go na działanie słońca narażając na niewyobrażalny ból. Jego życie od samego początku przypomina horror. Na pamiątkowych zdjęciach obserwujemy piękne dzieci bawiące się beztrosko pod okiem rodziców, a z boku w bandażach stoi to cierpiące dziecko... Rodzice nie zastanawiają się nad tym, że jest w tym biednym dziecku jakaś „zagadka sensu”, nie interesuje ich to. Na „życiowej ruletce” oni wygrali, ich dzieci są zdrowe, reszta... no cóż – po prostu nie mieli szczęścia.
Wróćmy jednak do filmu – chłopiec zaczyna dorastać. Choroba rozwija się, niewyobrażalny codzienny ból staje się jeszcze większy. W filmie poznajemy go wtedy, kiedy jest dorosłym 36-letnim mężczyzną. Z czasem Jonny Kennedy zaczyna zadawać ważne pytania: „dlaczego akurat ja? Co takiego zrobiłem, że od dziecka przeżywam Golgotę? Czy miałem szansę zgrzeszyć, skoro od urodzenia jestem tak doświadczony przez los?”. Pytania te są związane z jeszcze jednym ciekawym zagadnieniem. Otóż niewyobrażalne – powtarzam – niewyobrażalne cierpienie tego człowieka wedle wszelkich praw podawanych przez większość religii powinno doprowadzić go do nieba, gdzie spotka go nagroda. Ale przecież te śliczne dzieci bawiące się na placu zabaw z filmu... też trafią do nieba! Przytłaczająca większość z nich będzie miała życie równie monotonne i dające się przewidzieć jak rozkład jazdy podmiejskiej kolejki – nie będzie miała nawet szansy zgrzeszyć na tyle, aby nie trafić do nieba. Zabiją kogoś? Okradną? Porzucą rodziców i staną się wyznawcami jakiś podłych ideologii? Absolutnie nie. Przeżyją życie w spokoju, rodząc dzieci, starzejąc się, wreszcie odejdą otrzymując nawet odpowiednie sakramenty. Piękni, zdrowi, szczęśliwi i do nieba. Ktoś cierpi? OK. – trudno. Widać mu się nie poszczęściło, grunt, że – Bogu Dziekując! – żona, teściowie i dzieci zdrowe. I tylko sobie zdrowia życzmy, bo przecież zdrowie najważniejsze. Inni cierpią? Też mi problem – odwracamy głowę i myk – już o tym nie pamiętamy, tego nie ma, po problemie.
Podsumowując moje przemyślenia – jak już wspomniałem piękne dzieci z placu zabaw i ten chłopiec z odpadającą skórą trafią prawdopodobnie do nieba – to moja teza, ale mam prawo ją postawić. Zaraz, zaraz... w jakim celu w takim razie jego cierpienie? Czy otrzyma lepsze miejsce w niebie, z lepszym widokiem na Ziemię? A może tam też jest niesprawiedliwość i „jedni są bliżej Pana”, a „drudzy dalej”? Pokazuję Wam paradoks tłumaczenia sobie cierpienia w kategoriach „no tak jest i już - Tajemnica Ciepienia, ot co!”. Jeżeli cała duchowość jest bzdurą i prawdę miał stary Karol Marks, że religia to „opium dla ludu” – nie ma sprawy – problem z głowy. Życiowa ruletka dla jednych jest łaskawa, dla innych nie. Gorzej, kiedy uznamy istnienie duszy za pewnik, a życie po śmierci za oczywistość. Wtedy bez uznania istnienia kolejnych, następujących po sobie wcieleń, zrozumienie niesprawiedliwości otaczającego nas świata przerasta możliwości nawet najbardziej wygadanych teologów.
Ale wróćmy do filmu na Discovery. Jakby było mało bólu w życiu tego biednego chłopca, „los” sprawia mu jeszcze jedną niespodziankę. Jaką? Jako dojrzały człowiek dostaje raka i to w wyjątkowo złośliwej wersji. Żegna się ze światem, ma pół roku życia. Widzimy go, jak wyznacza osobę na wygłoszenie mowy pogrzebowej na swoim pogrzebie, dokładnie ustala przebieg uroczystości. Jest pogodny, ale są momenty, kiedy czuje wiatr na twarzy i wyobraża sobie, że jest w „jakimś pięknym miejscu na ziemi”. I zaczynają mu po jego zniszczonej chorobą twarzy ściekać łzy. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba obejrzeć...
W każdej chwili jest uzależniony od innych, owinięty bandażami jest prawie „przenoszony z miejsca na miejsce”. Widzimy ból, którego nawet trudno sobie wyobrazić. W filmie „Chłopiec, któremu odpadała skóra” najbardziej poruszające jest to, co nagle zaczyna główny bohater mówić o sensie życia i cierpienia. Jego przemyślenia wykute „w piecu męki tej potwornej choroby” są intrygujące, gdyż zgodne są w 100% z tym, co zawiera doktryna reinkarnacji, o której przecież tak często mówicie w Fundacji NAUTILUS. Jest to tym ciekawsze, że sam chłopiec w ogóle nie mówi o „wędrówce dusz”, a – co więcej - na kilka miesięcy przed śmiercią przystępuje do jednego z brytyjskich kościołów protestanckich potępiających przecież doktrynę reinkarnacji w czambuł.
Jak tłumaczy Jonny swoje cierpienie? Nauką! Twierdzi w pewnym momencie, że wszystko sobie przemyślał i widocznie w tym „życiu męki i bólu” musi się czegoś nauczyć i coś zrozumieć, że jego cierpienie służy „nauce”, choć nie potrafi dokładnie sprecyzować, na czym ta nauka ma polegać. Potem jest jeszcze ciekawiej. Oto bohater filmu w ostatnim miesiącu swojego życia idzie grób ojca. Jego przemyślenia na temat ojca są porażające trafnością w to, o czym mówi „idea reinkarnacji”.
„Niczego nie zrozumiał z tej lekcji, jaką było posiadanie tak chorego syna jak ja” – mówi chłopiec – „Miał żal do całego świata za to, że go tak los pokarał. Wstydził się mnie, nie mógł się z tym pogodzić, że jego dziecko wygląda tak pokracznie... do ostatnich swoich dni. Nie wykorzystał tej szansy, zmarnował ją”.
Te słowa poruszyły mną do głębi. Bohater filmu emitowanego na kanale Discovery lepiej wyjaśnił idee zawartą w „wędrówce dusz” niż setki książek o reinkarnacji, które czytałem. I zrobił to nie zastanawiając się nawet nad tym, że reinkarnacja w ogóle istnieje!
W ostatnich sekwencjach filmu chłopiec odchodzi. Jego matka mówi przed kamerą, że gdyby wiedziała, jak bardzo będzie w życiu cierpiał jej syn, na pewno zdecydowała by się na aborcję. Z drugiej strony ten dzieciak pokazał jej, jak bardzo trzeba szanować życie, jakim jest darem. Jej słowa pokazują, że chyba nie do końca zrozumiała sens tego, co ją spotkało. Wybaczcie, że napisałem tak długi tekst, ale musiałem to z siebie wyrzucić (czy jest jeszcze inna grupa ludzi w Polsce, których poza Wami to interesuje?). Program polecam i wierzę, że mój list pobudzi do myślenia wiele osób. Przyszedł bowiem czas, aby o tych sprawach nie tylko myśleć, ale także mówić. Nie zapominajcie o tym, proszę!
Życzę powodzenia całej załodze Nautilusa, kibicuję Wam od początku!
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
*********************
Od redakcji:
Na stronach ##www.discovery.com## udało nam się przeczytać następującą informacje o tym filmie:
Sobota 9 kwietnia
01:00 - Chłopiec, któremu odpadała skóra
Tragiczna i podnosząca na duchu historia Jonny'ego Kennedy'ego, który cierpiał na niezwykle rzadką chorobę genetyczną. Skóra Jonny'ego stale odpadała i jednocześnie odrastała.
##www.channel4.com/health/microsites/B/
boy_whose_skin_fell_off/##
THE BOY WHOSE SKIN FELL OFF
A year ago, 36-year-old Jonny Kennedy died. He had a terrible genetic condition called Dystrophic Epidermolysis Bullosa (EB) - which meant that his skin literally fell off at the slightest touch, leaving his body covered in agonising sores and leading to a final fight against skin cancer.
In his last months Jonny decided to work with filmmaker Patrick Collerton to document his life and death, and the result was a film, first broadcast in March, that was an uplifting, confounding and provocatively humorous story of a singular man. Not shying away from the grim reality of EB, the film was also a celebration of a life lived to the full.
Astonishingly, The Boy Whose Skin Fell Off captivated nearly 5 million viewers and helped to raise L500,000 for the EB charity DebRA. Six months later, Channel 4 is re-screening the film and re-visiting Jonny's family to see how they have come to terms with his death and the public's reaction to the film.
Jonny was frank about his feelings on his upcoming death and practical about the arrangements. The film featured moving interviews with his friends and family, including his mother Edna, who had been his life-long carer and faced the prospect of Jonny's death with disarming mixed feelings, torn between relief for Jonny and knowing that she would miss him desperately.
But the film, and the reaction it has had from viewers, has had a profound effect. "It's been an unbelievable experience," she says. "Jonny wanted to do the film to get EB and DebRA better known, but it has been so much more than that; the film seems to have touched so many people.”
"Jonny has achieved something amazing and I know that, wherever he is now, he will be jumping with joy at the response the film has had."
---------------
DebRA UK
For more information about DebRA UK - the national charity working on behalf of people with Dystrophic Epidermolysis Bullosa - visit www.debra.org.uk or telephone 01344 771961.
If you'd like to make a donation, you can phone 0870 402 0201.
Nie, 10 kwi 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.