Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 24637x | Ocen: 5
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Kule nad Antarktydą. Czy były powodem tragedii, jakie spotykały kolejne wyprawy na Biegun Południowy?
Minęło kilka tygodni od momentu, gdy świat dowiedział się o sukcesie rosyjskich naukowców, którzy po dwudziestu latach pracy przebili prawie czterokilometrową warstwę lodu i dostali się do powierzchni Jeziora Wostok. Ranga tego zdarzenia jest porównywana z pierwszym lotem człowieka w kosmos. Uczeni mają nadzieję, że dzięki badaniom jeziora, które przez miliony lat nie miało styczności ze środowiskiem uda się rozwiązać niektóre zagadki trapiące naukę.
Przy okazji takiego wydarzenia, wielu polarników sięgnęło do swych wspomnień z czasu pobytu na wiecznej zmarzlinie. Jurij Kornyszow był w latach 50-tych dwudziestego wieku uczestnikiem wyprawy na Biegun Południowy. Z sześciu uczestników, którzy wyruszyli w kierunku bieguna ze stacji „Mirnyj”, powróciły tylko dwie osoby.
Według wersji oficjalnej, ludzie zginęli z powodu gwałtownej burzy i mrozów. Jednakże Jurij Kornyszow, po kilkudziesięciu latach od tamtego zdarzenia zdecydował się opowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło.
Oto fragment relacji Jurija Kornyszowa:
"Trwał dzień polarny i prawie przez cały czas naszej wędrówki mieliśmy doskonałą pogodę. Termometr pokazywał minus 30 stopni. Nie było wiatru, co na Antarktydzie jest rzadkością. Nasza wyprawa trwała już trzy tygodnie i wszystko szło zgodnie z planem. Do bieguna dotarliśmy bez przeszkód. Nie mieliśmy żadnych awarii, ale…Kłopoty zaczęły się w momencie, gdy rozbiliśmy obóz. Wszyscy byliśmy zmęczeni, położyliśmy się wcześnie spać, ale sen jakoś nie nadchodził. Ja też czułem się dziwnie niespokojny i smutny. Wstałem i wyszedłem z namiotu.
Około trzysta metrów od naszego pojazdu zobaczyłem świecącą się kulę. Ona lekko podskakiwała jak piłka futbolowa, tylko sto razy większa. Na ten widok krzyknąłem i wszyscy uczestnicy wyprawy wyskoczyli ze swych namiotów. Kula przestała podskakiwać i powoli zaczęła się przesuwać w naszym kierunku, jednocześnie zmieniając kształt.
Zmieniła też kolor. Stała się ciemniejsza, a na jej przedniej części zaczęła się wyłaniać jakaś straszna twarz, bez oczu, ale jakby z otworem gębowym. Śnieg pod kulą syczał i topił się. Ta niby-paszcza poruszała się i miałem wrażenie, jakby coś mówiła.
Fotograf ekspedycji którym był Sasza Gorolecki ruszył naprzód ze swoją kamerą, ale szef ekspedycji zaczął krzyczeć, żeby absolutnie nie podchodził do tego „czegoś”. Ale Sasza szedł dalej. Obiekt w tym czasie znowu zmienił kształt. Wyglądał teraz jak płaska taśma, a wokół Szaszy pojawiła się świecąca aureola, jak wokół głowy świętego. Nie zapomnę, jak wtedy krzyknął i upuścił kamerę.
W tym momencie rozległy się dwa strzały. Strzelali Andriej Skobielew i stojąca ode mnie po prawej stronie nasza lekarka – Roma Kustow. Wydawało mi się, że nie strzelają kulami lecz bombami, taki był huk. Obiekt – taśma gwałtownie się poruszył, a we wszystkie strony posypały się iskry.
Pobiegłem do Saszy. On był już martwy. Tył głowy, dłonie, a jak się okazało później, całe plecy były zwęglone. Specjalny kostium polarny wyglądał jak łachman.
Próbowaliśmy natychmiast połączyć się drogą radiową z naszą stacją „Mirnyj”, ale nie udało się. W eterze słychać było tylko świst i huki. Nigdy w życiu nie spotkałem tak silnej burzy magnetycznej. Trwała ponad trzy doby. My w tym czasie byliśmy cały czas w tym miejscu. Kamera Saszy uległa zniszczeniu, była rozpołowiona. Śnieg i lód w miejscu gdzie „pełzała” taśma wyparowały. Widać było koleinę o głębokości pół i szerokości dwóch metrów.
Saszę pochowaliśmy na biegunie. Dwa dni później zginęli Kustow i Borysow. Potem – Andrzej Skobielew. Wszyscy w podobnych okolicznościach. A było to tak:
Pracowaliśmy w ciągłym napięciu, bardzo przygnębieni. I znowu pojawiła się jedna kula – dokładnie w miejscu gdzie pochowaliśmy Saszę.
Po minucie przyleciały dwie następne. Mieliśmy okazję wszystko obserwować. Kule pojawiły się jakby z zagęszczonego powietrza na wysokości około stu metrów. Wolno się opuszczały, powisiały nad ziemią, a potem zaczęły się kierować w naszą stronę.
Skobielew robił zdjęcia, a ja zajmowałem się odczytywaniem danych elektromagnetycznych z przyrządów. Kustow i Borysow stali nieopodal z karabinami w dłoniach. Zaczęli strzelać jak tylko zobaczyli, że kule zmieniają swój kształt.
Jak przyszliśmy trochę do siebie po szoku, kul już nie było, a w powietrzu unosił się zapach ozonu jak po przejściu burzy. Kustow z Borysowem leżeli na śniegu. Rzuciliśmy się w ich kierunku, mając nadzieję, że można im pomóc. Za późno. Potem zwróciliśmy uwagę na Skobielewa. On stał trzymając dłonie na oczach. Kamera leżała na śniegu, pięć metrów od niego. Żył, ale niczego nie pamiętał i niczego nie widział.
To straszne, co się z nim działo później. Stracił rozum. Nie chciał jeść tylko bardzo dużo pił niemiłosiernie przy tym rozlewając płyny. Płakał i ślinił się. W drodze powrotnej umarł. Gdy wróciliśmy do domu postanowiliśmy powiedzieć prawdę, wszystko co się wydarzyło. Ku mojemu zdziwieniu, uwierzono nam choć nie mieliśmy przecież żadnych dowodów.
O ile wiem, to samo co z nami stało się też w 1962 roku z ekspedycją amerykańską.”
Kolejną grupą poszukiwaczy, którzy udali się na Biegun Południowy byli Amerykanie. Startowali ze stacji „Midwey”. Działo się to w 1962 roku. Amerykanie, pomni tego co się stało z ekipą Rosjan, dołożyli wszelkich starań, aby wziąć ze sobą odpowiednie wyposażenie. W ekspedycji wzięło udział 17 osób na trzech pojazdach. Zadbali o doskonałą i ciągłą łączność radiową.
W tej wyprawie nikt nie zginął, ale ludzie wrócili jednym pojazdem. Byli na granicy pomieszania zmysłow. Wszystkich niezwłocznie ewakuowano do USA. Do tej pory prawie nic nie wiadomo, co się wtedy wydarzyło. Ukazały się dwa artykuły w czasopismach naukowych i kilka notatek w prasie.
Po powrocie do Stanów prawie połowa uczestników wyprawy trafiła do szpitali psychiatrycznych.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 24637x | Ocen: 5
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie