Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 36636x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Znaki od osób zmarłych? To nie jest sprawa fantazji… to fakty!
Śmierć człowieka jest wydarzeniem dramatycznym, które wpływa na całą grupę ludzi (rodzina, przyjaciele, bliscy). Akurat w weekend doszło do strasznego wypadku, w którym 5 młodych ludzi wracających z dyskoteki roztrzaskało samochód na drzewie i niestety zginęli na miejscu. To spowodowało ogromny smutek na pokładzie okrętu Nautilus, gdyż wiemy, co muszą przeżywać rodziny ofiar... Tego typu wydarzenia zawsze skłaniają nas do refleksji: czy ta śmierć była im pisana? Czy gdyby tamto drzewo nie stało dokładnie w tym miejscu, to ci młodzi ludzie by żyli?
Ale zostawmy kwestie związane z przeznaczeniem na boku i zajmijmy się historią, o której jeden z naszych kolegów dowiedział się podczas pobytu na spotkaniu rodzinny. Rzecz dotyczyła wujka jego żony, który umierał na wyjątkowo złośliwego raka, a ostatnie tygodnie życia spędził konając w hospicjum. Był on bardzo emocjonalnie związany ze swoją córką, która do końca była przy nim. Jak to często bywa w przypadku chorób nowotworowych – zachował do ostatnich chwil przytomność umysłu. Jego córka opowiadała, że w ostatnim tygodniu życia jej ojca doszło do niezwykłej z nim rozmowy. Dotyczyła ona śmierci, a raczej tego, czy jest „życie po śmierci”. Jej ojciec był zawsze ateistą, ale w obliczu majestatu śmierci zaczęła w nim dostrzegać lęk i nadzieję, że to wszystko „nie może się tak po prostu skończyć”. Podczas jednej z takich rozmów ojciec powiedział:
- Wiem, że umieram córeczko… Każda moja godzina może być tą ostatnią. Pamiętasz, jak zawsze śmiałem się z tych ludzi, którzy wierzą w aniołki i chmurki? Dziś bardzo bym chciał, aby mieli rację. Wiesz, jak umrę, to dam ci znak… jakiś znak, że tam po drugiej stronie coś jest!
Trzy dni później zapadł w śpiączkę, z której już się nie wybudził. Dwa dni potem zmarł. Doszło jednak do niezwykłego wydarzenia, które tak opisuje jego córka.
- W Hospicjum spędzałam tyle czasu, ile tylko byłam w stanie ze względu na pracę. Tamto miejsce, tamta atmosfera po prostu mnie przygnębiła tak bardzo, że prawie byłam jak w letargu. Niestety nie mogłam zrezygnować z pracy, a sam ojciec ciągle powtarzał, że ma opiekę i że powinnam iść do domu spać. Tego dnia wróciłam z hospicjum do domu około 23.00 i natychmiast położyłam się spać. Mój mąż przygotował mi kolacje, ale nawet nie miałam ochoty jej zjeść. Zasnęłam. Nagle w nocy samo włączyło się radio! O przypadku nie może być mowy, choć oczywiście radio miało timer, ale proszę mi wierzyć, że nikt jego nie ustawiał. Zdziwiona tym faktem weszłam do kuchni i zobaczyłam, że gra radio kochenne, a jest godzina 4.14. Od razu miałam złe przeczucia i postanowiłam pojechać do hispicjum do ojca. Tam dowiedziałam się, że zmarł w nocy, a więc już nie żył, kiedy zaczęło grać radio w kuchni. Świadkiem tego jest i mój mąż, i córka. Ci jeszcze jest niezwykłe, że radio włączyło się, a stacja emitowała piosenkę zespołu, który lubił mój ojciec, który słuchał bardzo dużo muzyki. Ludzie mogą mówić co chcą, a ja wiem, że on w ten sposób dał ten znak, o którym mówił przed śmiercią.
Na zakończenie tego tekstu jeszcze jeden e-mail przysłany do Fundacji Nautilus. Historia w nim opisana jest trochę inna, ale jak najbardziej także pokazuje to zjawisko, które możemy nazwać „znakiem od osoby zmarłej, że po drugiej stronie jest życie”.
From: xxxxxxxxxxxxxxx
Sent: Saturday, July 07, 2012 5:07 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: mialam doswiadczenie z informacja "z zaswiatow"
Chcialabym przekazac Wam moje doswiadczenie ze swiatem zmarlych sprzed wielu lat. Bylo ono tak silne, ze do dzis pamietam jakby to bylo wczoraj, a minelo juz 20lat. Jako 24 letnia dziewczyna, bylam juz mezatka i mialam dziecko. Co rzadko sie zdarza najblizsza mi osoba byla mi moja tesciowa. Ktora zreszta byla bardzo mloda, bo 19 lat starsza ode mnie.Majac 36 lat zachorowala na raka. Straszna choroba miala wyjatkowo bolesny przebieg. Pomimo przerzutow i zlego stanu zdrowia organizm mojej tesciowej bronil sie bardzo dlugo. Po 6 latach od pierwszej operacji pojawily sie przerzuty do pluc, narzadow wewnetrznych i do mozgu.
Sytuacja stala sie beznadziejna i zaprzestano leczenia. Tesciowa lezala w domu, zas ja podawalam jej morfine . Moja kochana tesciowa byla 100% ateistka, ale majac 44 lata nie chciala umierac i czepiala sie kazdej chwili zycia. W momentach lepszego samopoczucia trzymalam ja za reke i pocieszalam, a ona ze mna rozmawiala o swoich obawach i "strachach" przed czekajaca ja smiercia. Mowila jak bardzo sie boi samej smierci i tego co ja czeka. Coraz czesciej tez wyrazala obawy, czy cos "jest dalej". W koncowej fazie choroby powiedziala mi: "jesli cos jest "po tamtej stronie" to ci sie przysnie i powiem". Pol zartem pol serio odpowiedzialam, ze nie chce , bo sama sie boje nieboszczykow i umre z przerazenia. Na co ona mi odpowiedziala, ze nawet nie bede wiedziala, ze ona nie zyje. W krytycznym dniu stracila przytomnosc i zeby ja ratowac wezwalam pogotowie.
W szpitalu poinformowano mnie, ze stan jest krytyczny i musi pozostac na oddziale ratunkowym, gdyz potrzebna jest aparatura, ktorej nie mam mozliwosci zabrac do domu. Zmartwilo mnie to ogromnie, poniewaz obiecywalam jej, ze nigdy nie oddam jej do szpitala. Siedzialam tam przy niej i rujnowalo mnie poczucie winy. Lekarz prowadzacy przyszedl i powiedzial, ze stan jest terminalny i zebym poszla sie przespac, bo i tak mama jest nieprzytomna i nic nie pomagam tylko wykanczam siebie i dziecko. Pojechalam wiec do domu. Ok. 4 rano obudzilam sie z krysztalowa jasnoscia umyslu, ze cos sie stalo. Snila mi sie mama lezaca na bialym lozku z podlaczona kroplowka, ale zupelnie przytomna, a nawet bardzo zdenerwowana. Krzyczala do mnie: widzisz przez to umarlam! Potrzasajac butelka od kroplowki miala prestensje,mowiac ciagle "za malo mi tego dali! Za malo, za wolno sie ruszaja!" .
Zadzwonilam do szpitala i dowiedzialam sie ze o 3.56 tesciowa zmarla na skutek gwaltownego skoku temperatury. Po prostu nastapil rzut nowotworu uszkadzajacy osrodek termoregulacji i temperatura skoczyla na 42 st. Tesciowa umarla pomiedzy jednym a drugim zastrzykiem piramidonu. Zapytalam lekarza, czy gdyby zdazyl podac jej drugi zastrzyk, to by ja uratowalo, a on powiedzial, ze z pewnoscia na chwile tak, ale nie na dlugo.
Bardzo prosze o zachowanie do wiadomosci redakcji adresu mailowego i danych personalnych. Pozdrawiam/ el
Komentarze: 0
Wyświetleń: 36636x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie