Czw, 28 kwi 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Nikt nie wie, co się z nim działo przez dwadzieścia cztery dni. Dziennikarz "Orienburskiej Gazety" jest przekonany, że porwało go UFO
Ignat Buszuchin, korespondent jednego z poważniejszych rosyjskich pism - „Gazety Orienburskiej” zaginął 13 marca br. Po raz ostatni był widziany na wieczorze promocyjnym książki, jaką wydała jego matka. Dziennikarz dość szybko wyszedł z imprezy. Ci, którzy widzieli go tego wieczoru, są pewni, że był trzeźwy, ale dziwna rzecz… mówił, że wybiera się na spotkanie z kosmitami. Według redaktorki „Gazety Orienburskiej", Julii Bufinoj, Ignat trzykrotnie w swoim życiu widział niezidentyfikowane obiekty latające. 13 marca mówił wyraźnie o tym, iż oczekuje bezpośredniego kontaktu. Miało to mieć miejsce prawie w centrum Orienburga, na terenie budowy. Gdy nazajutrz dziennikarz nie zjawił się w pracy, wybuchła panika. Szukali go wszyscy. Bezskutecznie.
Nieoczekiwanie, 6 kwietnia br. dziennikarz odnalazł się 175 km od Orienburga, w miejscowości Soroczyńsk. Zaniedbany, nieogolony, sprawiał wrażenie wystraszonego.
Miał przy sobie aparat cyfrowy, na którym znaleziono zdjęcia datowane na rok 2021. Wykonane później zdjęcia próbne mają prawidłowo ustawioną datę.
„Ja pojadę tam znów” – korespondent „Komsomolskiej Prawdy” przeprowadził rozmowę z „porwanym przez kosmitów” kolegą:
- Ignat, skąd wiedziałeś, że w centrum Orienburga można spotkać UFO?
- Czytelnik z Omska, który regularnie do nas przyjeżdża, mówił mi o tym od dawna. Odkrył ich obecność w ubiegłym roku i nie wiadomo dlaczego, był pewien, że powrócą dokładnie po roku. Ja postanowiłem pójść nocą i zobaczyć na własne oczy.
- Jak wszedłeś na teren budowy?
- Bardzo prosto. Około 11 w nocy przeszedłem przez bramę. Miałem ze sobą aparat cyfrowy, telefon komórkowy i 200 rubli. Wszedłem do budynku. Usiadłem na schodach i to wszystko.
- Co – wszystko?
- Mignęło białe światło. Potem drugi raz. Zdałem sobie sprawę, że stoję na torach kolejowych. Wokół śnieg, a przede mną małe miasto. To był Soroczyńsk. Jak usłyszałem, że jest 6 kwietnia, to zgłupiałem. Niczego nie pamiętam.
- Nie zapomniałeś jak się nazywasz?
- Nie, pierwsze kroki skierowałem na milicję. Przedstawiłem się, a oni machnęli ręką i mnie wyrzucili. Poszedłem więc do administracji. Urzędnicy jak usłyszeli, że jestem dziennikarzem, dali mi adres do miejscowej gazety. Tam mnie przyjęto, zaproponowano jedzenie, ale napiłem się tylko kawy. Do tej pory jeść mi się nie chce.
- Jak to się stało, że ponownie zniknąłeś, tym razem z pociągu, którym jechałeś po tych wszystkich przygodach z Soroczyńska do Orienburga?
- Nie wiem, wyszedłem zapalić. Po chwili spojrzałem i pociągu już nie było. Znowu przerwa w pamięci. Ludzie powiedzieli, że pociąg pół godziny wcześniej odjechał… Nie było wyjścia, okazją, na motorze ktoś mnie podwiózł do Orienburga.
- Wierzysz w Boga?
- Nie, nie wierzę. Dajcie mi teraz odpocząć, wyspać się. Mam nadzieję, że uda się jakoś te luki w pamięci zlikwidować. A w to miejsce na budowie jeszcze wróce. Tylko teraz z przyjaciółmi. Zaproszę też znajomych urologów z Ufy.
Sprawa tego tajemniczego zaginięcia dziennikarza w czasie i przestrzeni jest badana przez jedną z rosyjskich grup, wchodzących w skład organizacji Kosmopoisk. Ignata Buszuchina poddano zabiegowi hipnozy, która nie przyniosła żadnych rezultatów.
Czw, 28 kwi 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.