Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 28763x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Niezwykły sen o zmarłym, a potem zaskakujące pojawienie się… motyla!
Czytelniczka serwisu FN opisała nam swój sen z udziałem osoby zmarłej i ten opis trzeba uznać za bardzo interesujący co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze bardzo dokładnie zapamiętała dialog z bliską osobą, który przekazał jej ważną informację. Po drugie kilka godzin później doszło do wydarzenia, które trudno uznać wyłącznie za zbieg okoliczności. Najpierw jednak zapoznajmy się z opisem całej historii, który przesłała pani Anna (imię na jej prośbę zostało zmienione).
Kontakt zmarłych we snie
Witam,
Jestem poruszona tematem kontaktu zmarłych poprzez sen. Pewnie gdyby mnie samej nie dotyczyła ta kwestia nie brałabym jej pod uwagę, ale jestem przekonana, że "życie" mojego zmarłego męża "tam" jest inne i lepsze od tego tu na ziemi i wiem, że to życie tam istnieje i jest znacznie prostsze.
W 2009 roku dzień przed 34 urodzinami mojego męża mąż umarł we śnie. Przebywał wówczas w Holandii. Wieść o jego śmierci przekazała ambasada. Nie pamiętam wówczas swoich myśli, ale wiem, że nie umiałam pogodzić się z myślą o jego śmierci. Miałam wówczas 32 lata. Zostałam sama z córką. Nie mieszkałam z mężem od 2 lat - byliśmy w oficjalnej separacji, ale utrzymywaliśmy normalne, sporadyczne kontakty. Powodem naszej separacji był narastający problem alkoholowy męża i skłonności do zawierania przygodnych znajomości z innymi kobietami.
Po pochówku męża przyśnił mi się sen, którego nigdy nie zapomnę:
Szłam z córką uliczkami o pięknej architekturze jak weneckie uliczki i w jednej z witryn sklepu zauważyłam witrynę wielką, ogromną oszkloną z pięknymi drzwiami również szklonymi. Były otwarte. Na środku holu stał sam mój zmarły mąż. Patrzył na mnie i ze spokojnym uśmiechem czekał aż do niego podejdę. Weszłam, zauważyłam po boku dwóch strażników - wysokich ubranych na czarno rosłych mężczyzn o potężnej budowie.
Nie dostrzegłam ich twarzy. Jakby nie dostrzegłam głów. Moje pytanie jakie zadałam mężowi brzmiało:
- Co Ty tu robisz?
On odparł do mnie
- Nic. czekam.
- Na co czekasz? Choć do domu. Nie wiesz gdzie jest Magdusia? - rozejrzałam się i nie dostrzegłam dziecka. Hol był ogromny, ale błogi spokój na twarzy zmarłego męża uświadomił mi, żebym się o nią nie martwiła.
- Ja nie mogę już stąd wrócić do domu. Ja tu czekam. - odparł mój mąż.
Podszedł do mnie i przytulił mnie tak jak zawsze mnie przytulał. We śnie czułam jego ciało, dotyk i bliskość. Przytulając mnie powtórzył:
- Ja nie mogę stąd wrócić do domu, ale wiesz, z czego jestem szczęśliwy? Ja nie muszę już pić.
Po tych słowach przytulił mnie i powiedział słowa, które ściskają za gardło:
- Nie umiałem się Wami zaopiekować tam na Ziemi. Ale będę się Wami opiekować stąd. Magdusia (nasza córka) jest bezpieczna. – mówił - Nie martw się o nią. Ja ją pilnuję. Nie mogę z Wami wrócić już nigdy do domu, bo ja tu czekam - dodał.
Ja w końcu nie wytrzymałam i dopytałam:
- Powiedz mi w końcu, na co Ty czekasz?
Mąż popatrzył mi w oczy i powiedział:
- Aneczko, nie mogę iść dalej bo czekam na Twoje przebaczenie.
Obudziłam się jakby natychmiast po tych jego słowach i zapłakana patrząc tępo w sufit pokoju powiedziałam już na jawie do tego sufitu w zasadzie:
- Mareczku wybaczam Ci wszystko- idź tam gdzie potrzebujesz iść dalej i proszę opiekuj się nami.
Popatrzył mi w oczy, a ja zapytałam, czemu nie może wrócić z nami do domu. Ucieszyłam się jednocześnie, że nie ma już potrzeby picia alkoholu.
- Ja tu czekam, choć pokażę Ci gdzie teraz jestem - odparł i trzymając mnie za rękę jak zawsze zeszliśmy razem wąskim korytarzem lekko oświetlonym jakby promieniami słońca, jasnego blasku światła. Schodziliśmy po schodach w dół. Korytarz był ciepły i przyjazny. Nie bałam się pomimo szarych ścian z kamienia i bluszczu. Stanęliśmy razem przy drzwiach lekko uchylonych, z których wymykały się tylko promienie światła, jednak nie zaglądałam tam. Przed tymi drzwiami mąż powiedział mi:
- Już teraz wiem, jaką jesteś kobietą. Wiem, jaką kobietę miałem. Nie umiałem Cię docenić.
Dwa tygodnie po tym śnie 6 listopada przy oknie balkonu w dzień pojawił się motyl - Paź królowej. Piękny, kolorowy motyl i to tak zupełnie na początku zimy. Uznałam to za błąd natury i otwierając okno ze zdziwienia motyl zatoczył okrąg i sam wleciał do naszego mieszkania, po czym usiadł na dłoni mojego dziecka i rozłożył skrzydełka.
Wiedziałam, ze nie jest to normalny motyl. Motyle nie wlatują w listopadzie do mieszkań i nie siadają ludziom na dłoni. Potem motyl zwiedził nasze mieszkanie i usiadł na krześle. Ciągle rozkładał skrzydełka jak siadał - jakby chciał coś nam powiedzieć. Pomimo otwierania drzwi wyjściowych od mieszkania on siedział sobie na ścianie a wieczorem pofrunął do sypialni i spał na firance. Żył 3 dni. Potem nigdy tego motyla nie znalazłyśmy z córką.
Na dowód niezwykłych możliwości motyla jak siadanie na dłoni - uwieczniłyśmy go na zdjęciach.
Wiem, że nie tylko istnieje tam życie, ale również nie istnieje tam znaczenie czasoprzestrzeni. Nie ma bólu, potrzeb, pychy i tych ludzkich odczuć. Wiele zjawisk tam - nie da się opisać w słowach. Mąż jest tam szczęśliwy chyba bardziej niż tu na ziemi. To wiem na pewno.
Pozdrawiam serdecznie
Anna
/już po publikacji tekstu p. Anna przysłała nam zdjęcia motyla na ręce córki... publikujemy je poniżej/
I jeszcze jeden e-mail na pocztę FN, także po publikacji:
Odnosnie artykulu 'Niezwykły sen o zmarłym, a potem zaskakujące pojawienie się… motyla!', coś podobnego choc duzo mniej spektakularnego przydarzylo sie mi i mojej zonie krótki czas po bardzo przykrej dla nas operacji usuniecia martwego już płodu. Siedzieliśmy w parku i nagle przyleciał motyl i usiadł mi na ramieniu. Nie kojarzę abym widział wcześniej motyle w tej okolicy. Wewnętrznie czułem, że to nie był przypadek. Tym bardziej ze utkwiło mi w pamięci zdarzenie gdy ok. 20 lat temu po śmierci dziadka mój ojciec widząc motyla (znów w trochę niezwykłej sytuacji) stwierdził, że to dziadek przybył aby się pożegnać. /.../
Piękna historia, ale jest ona najbardziej interesująca ze względu na opis owego pojawienia się motyla. Uważni czytelnicy serwisu pamiętają, że na naszych łamach było opublikowanych kilka historii z pojawieniem się motyla nawet w środku mroźnej zimy, który nagle siadał on na wybranej osobie i był przez nią interpretowany jako „niezwykły znak dany od jakieś niewytłumaczalnej siły”. O przypadku (czyli usilnej próbie zbanalizowania takich wydarzeń) w ogóle można zapomnieć, gdyż motyl pojawiał się w tak szczególnych momentach życia świadków, że natychmiast uznawały one za „znak od opatrzności”.
Był to zawsze zwykły motyl, absolutnie fizyczny, który nie bał się ludzi, chętnie na nich siadał, a następnie mimo zamkniętych okien i drzwi pokoju po prostu… znikał po kilku godzinach czy dniach. I nie sposób było go znaleźć… to naprawdę jest jakaś zagadka, choć trudno jest podać jakąś rozsądną interpretację takich właśnie „znaków”. Każdy musi je sam zrozumieć w podobny sposób, jak zrobiła to pani Anna.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 28763x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie