Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 22180x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
POMOC Z ZZAŚWIATÓW?
Czy byliście kiedyś w stanie zagrożenia utraty życia? I to nie takiego, że jechaliście samochodem, a "ktoś tam zajechał drogę i było groźnie", ale takiego całkowitego, absolutnego zagrożenia życia. Takiego, że wystarczy jeszcze sekunda, może minuta, a wy już będziecie "po tamtej stronie"?
W takich chwilach dzieją się bardzo dziwne rzeczy, o których opowiadają ludzie, którzy byli w tak niezwykłej sytuacji. Na zdjęciu poniżej jest rolnik o imieniu Pat, który w 2010 roku przeżył taki moment podczas pracy na kombajnie. Jego historia została przedstawiona w jednym z odcinków serii dokumentalnej "Przeżyłem". Maszyna, która o mały włos nie pozbawiła go życia, jest także na zdjęciu.
Co się stało? Kosił pole w miejscowości Auburn (USA), kiedy nagle jeden z wałów kombajnu wciągnął mu rękę. Zmiażdżył ją, ale upiorna maszyna niczym krwiożerczy potwór chciała więcej - zaczęła go wciągać (a dokładniej mówiąc jego ubranie) w pracujące z ogromną prędkością pasy i przekładnie. Pat mimo nieludzkiego bólu oderwał rękę, ale nagle poczuł, że siła wciągająca jest zbyt duża i za chwilę straci życie. W odruchu desperacji... poprosił Boga o pomoc. Tak po prostu. I nagle poczuł na ramionach dwie dłonie, po prostu fizycznie je poczuł, które mocno chwyciwszy go za kark zaczęły odciągać od kombajnu. Przez głowę przeleciała mu myśl, że pewnie ktoś życzliwy podbiegł do niego i zaczął go ratować przed niechybną i okrutną śmiercią. Nie miał nawet chwili, aby odwrócić się i spojrzeć, kto go ratuje - jego życie wisiało na włosku. Dzięki nieoczekiwanej pomocy udało mu się uwolnić z trybów silnika kombajnu, oderwać ubranie i wreszcie - niestety bez jednej ręki - stanąć bezpiecznie obok. Jakież było jego zdziwienie, kiedy nagle okazało się, że na polu jest absolutnie sam... on jednak czuł wyraźnie uścisk pomocnych dłoni.
Takich historii jest więcej. Ta pomoc przychodzi, i nie jest bynajmniej jakimś "złudzeniem". Od kogo jest ta pomoc? Niech odpowiedzią będzie milczenie.
Ten tekst został zamieszczony przez nas na naszym funpage`u na facebook`u. Jeden komentarz był niezwykle ciekawy.
Nasz kolega z Fundacji Nautilus opowiadał historię, której autorem był nieżyjący znajomy jego ojca. W trakcie Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 roku przeżył coś, czego nie sposób wytłumaczyć inaczej niż właśnie ingerencję „wyższej siły”.
Miał wtedy 23 lata. Jako jedyny z oddziału pozostał przez pomyłkę w zrujnowanym budynku, który otoczyli Niemcy. Był w piwnicy tego budynku. Czekała go okrutna śmierć, gdyż Niemcy chcieli spalić go przy pomocy miotacza płomieni. Nigdy nie był człowiekiem wierzącym, ale wizja śmierci w płomieniach sprawiła, że nagle wzniósł ręce do góry i poprosił Boga o pomoc. Następnie zaczął płakać.
Przez chwilę nie działo się nic, ale potem usłyszał wyraźny głos: idź!
Był to męski, ciepły głos. Wśród dymu zobaczył przebijający się promień słonecznego światła. Poszedł w tym kierunku. I stało się coś niewyobrażalnego. Oto fragment jego relacji, której wersja audio znajduje się w naszym Archwium:
- Szedłem w kierunku owego światła, które wtedy wydawało mi się światłem słońca, ale teraz już nie jestem tego pewien. W każdym razie wyszedłem z budynku. W każdej chwili spodziewałem się serii z karabinu maszynowego lub oblania mnie paliwem z miotacza płomieni. Ale z każdym krokiem stało się jasne, że Niemcy mnie nie widzą. Nie potrafię to wyjaśnić, jest to niezrozumiałe, ale ja szedłem i byłem dla nich chyba niewidzialny. Minąłem wóz pancerny i skręciłem w ulicę. Potem zacząłem biec. Od tej pory moje życie się zmieniło, także moja wiara i cały mój system wartości. Nie wiem, co się wtedy stało i kto mi pomógł, ale do dziś na wspomnienie tego głosu i pojawienie się światła mam ciarki na plecach. Tę historię opowiedziałem dopiero mojej córce, kiedy była już dorosła. Wcześniej milczałem, bo wiadomo, jak ludzie reagują na takie opowieści.
Na koniec jeszcze coś z naszej poczty. Pan Marek z Wrocławia zawiadomił o pojawieniu się w Czarnobylu zjawiska, które jest znane jako "obraz na drzewie". Nie ma znaczenia, czy jest to rzecz naturalna, czy jest w tym coś więcej, warto odnotować rzecz w serwisie FN.
Białoruś: cud w strefie czarnobylskiej
26 kwi, 11:33 IAR
W niezwykły sposób zarasta rana na spiłowanej gałęzi starego wiązu w białoruskiej części strefy czarnobylskiej. Miejscowi mieszkańcy twierdzą, że jest to cud.
fot. AFP
fot. SERGEI SUPINSKY
W niewielkiej wsi Hubarewicze w obwodzie homelskim na drzewie w miejscu, w którym spiłowano dużą gałąź, pojawił się rysunek przypominający Matkę Boską z dzieciątkiem. Miejscowi mieszkańcy ogrodzili drzewo i posadzili wokół niego kwiaty. Do drzewa przyjeżdżają ludzie z okolicznych miejscowości, zostawiają tam wstążki, szarfy i kwiaty.
Mieszkanka wsi Halina Chaciła powiedziała niezależnej białoruskiej agencji prasowej BiełaPAN, że jej zdaniem to błogosławieństwo boskie i znak.
- Chcę, aby Matka Boska pozostała u nas jak najdłużej, aby pomogła chronić naszych ludzi, którzy ucierpieli od Czarnobyla - mówi.
Bardziej sceptyczny jest doktor Ihar Haranowicz z Białoruskiej Akademii Nauk. Twierdzi, że wzór na drzewie to efekt zarastania rany na drzewie po spiłowaniu gałęzi. - To naturalny proces charakterystyczny dla wszystkich gatunków drzew i nie wiem co może być w tym cudownego - mówi.
Wieś Hubarewicze jest położona w pobliżu miasteczka Chojniki. Rejon ten ucierpiał z powodu silnego opadu promieniotwórczego po katastrofie w Czarnobylu. Większość mieszkańców została wysiedlona zaraz po tragedii. Kilku zdecydowało się pozostać w swoich domach. Dziś mija 27 lat od wybuchu w Czarnobylu.
W Polsce także od czasu do czasu pojawiają się informacje o tym, że ktoś dopatrzył się w drzewie czegoś wyjątkowego. Przykładem może być wydarzenie z 2012 roku.
CUD pod Częstochową: Matka Boska NA DRZEWIE
W Ostrowach pod Częstochową (woj. śląskie) mówi się tylko o cudzie. W środku lasu objawiła się tam na drzewie Matka Boska. Od kilku dni do 40-letniej sosny pielgrzymują pątnicy z różnych stron powiatu kłobuckiego. Modlą się, proszą o łaski.
Pielgrzymi oznakowali szlak prowadzący do Matki Boskiej czerwonymi wstążkami. Prawie sucha sosna, przepasana czarnym różańcem, stoi za głębokim wykopem. Z daleka na pniu, w miejscu obciętej gałęzi, widać zarys Czarnej Madonny.
- Wygląda jak nasza Matuchna z Częstochowy, jest piękna i cudowna - mówi Genonefa Drab (63 l.) z Miedźna. - Ma ciemną, poważną twarz, widać jej suknię, po lewej trzyma Dzieciątko. Z bliska jej twarz się rozmywa - dodaje. Rozmodleni wierni są pewni, że są świadkami cudu, a Matka Boska pojawiła się tu, by uzdrawiać ludzi.
Leśnicy są bardziej sceptyczni. - To są jakieś przebarwienia, wyciek żywicy na sęku, który ułożył się w jakiś kształt - tłumaczy Jerzy Mikłowski, nadleśniczy z Kłobucka.
Proboszcz parafii w Miedźnie wybiera się do lasu, chce zobaczyć sosnę. - Aby mówić o cudzie, potrzeba uzdrowień. To może trwać nawet latami. A może być tak, że kolejna żywica wypłynie, zakryje ten wyciek i wszystko zniknie - mówi Andrzej Walaszek.
Biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej Antoni Długosz bardzo oszczędnie wypowiada się na temat cudu w Ostrowach. - Kościół musi być ostrożny w takich sytuacjach. Jeśli to jest sprawa Boża, sama się obroni - mówi.
O takich zjawiskach trudno nawet rozmawiać, gdyż zawsze pojawia się kilku chętnych do opluwania tego w czambuł jako tępoty, zacofania, kołtuństwa, dopatrywaniu się "nie wiadomo czego" w zwykłych słojach drewna, ludzkiej głupocie i durnocie, polskim katolickim kołtunie, które klęka przed jakimś drągiem itp. - można to ciągnąć jeszcze długo. Ponad 20 lat zajmowania się zjawiskami niewyjaśnionymi każe jednak być ostrożnym w ferowaniu tego typu wyroków, bo... są przypadki, które naprawdę ścinają z nóg.
Na początku lat 90-tych doszło do pojawienia się znaków na szybach w jednej z podkrakowskich miejscowości. "Szybach" a nie "szybie", gdyż obrazów na szybach było kilka. Pojawiły się one dzień po dniu w domach stojących naprzeciwko siebie. Na jednej z szyb widać było mężczyznę z brodą stojącego na drodze (obraz był wręcz porażający), a na drugiej kobietę z dzieckiem na ręku. Co było niezwykłe? Otóż były to dwie części tego samego obrazu, ale w oknach dwóch różnych domów. Efekt zakwaszenia się szyb? Wątpliwe, gdyż prawdopodobieństwo wystąpienia takich obrazów w domach stojących naprzeciwko siebie... nawet nie ma sensu liczyć. W grę wchodziło tylko oszustwo. Zgoda, ale jak to zrobiono? Na szybach nie było żadnego "malunku", żadnej farby, żadnej ingerencji jakimś narzędziem. Mieszkańcy tych domów... można było ich śmiało wykluczyć z grona "podejrzanych o żart", gdyż nie byli zachwyceni całym zamieszaniem i dziwne szyby szybko zostały usunięte. Pełna dokumentacja tej historii była kiedyś publikowana w serwisie FN w 2000 roku.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 22180x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie