Śr, 25 maj 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Operacja ZNAK: tam była MOC!
Spotkanie niezwykłych ludzi w niezwykłym miejscu
Miało być kameralnie, wysłaliśmy zaproszenia tylko do „ludzi najbliższych sprawie”, najbardziej zaufanego kręgu, ścisłej elity, najwęższego kręgu wtajemniczenia. Jakież było zdziwienie, kiedy okazało się, że to ponad 50 osób (!). Nie ma co, przez te wszystkie lata Fundacja NAUTILUS skupiła wokół siebie całkiem pokaźną grupę osób! Nie wszyscy mogli przybyć, ale i tak ośrodek agroturystyczny p. Adama Głowali w Kolonii Górce (tuż obok Garwolina) został wypełniony do ostatniego miejsca przez dziwnych ludzi.
Wszyscy oni uwielbiają słuchać niezwykłych historii, wierzą w UFO i w niewidzialne energie, a także przywieźli ze sobą łopaty, aparaty fotograficzne i kamery, a także pochodnie. Sąsiedzi patrzyli na tą hałaśliwą gromadkę z respektem i niepokojem. Szybko jednak się okazało, że to jedynie spotkanie najdziwniejszych ludzi świata, dla których hasło „NAUTILUS” jest niczym magiczne zaklęcie...
Ludzie są łagodni, choć mają w sobie jakąś tajemnicę. Miejsce nie było przypadkowe! W tej małej miejscowości, w roku 2004 powstały kręgi na łące, które są wyraźnie widoczne do dziś. Miejscowa ludność opowiadała o niezwykłych światłach i obiektach, które były widoczne w okolicy. Było to idealne miejsce na zrobienie wieczoru historii typu X`Files, a także eksperymentu „ZNAK”.
Pierwsze samochody dotarły na miejsce w sobotę 30 kwietnia około południa. Serdeczne powitania, wspólne zdjęcia i radość, że wreszcie jest okazja się spotkać w tak silnym składzie. Pojawiły się pogłoski o niezwykłym gościu, legendarnej postaci NAUTILUS-a, która ma być się na śniadaniu. Podobno to najcenniejszy kontakt Fundacji, człowiek z najwyższych sfer...
To był numer jeden wśród tematów rozmów podczas rozładunku sprzętu.
Szybko zajmowaliśmy pokoje, gdyż czas naglił. Krótkie zebranie, podział zadań, ustalenie pory obiadu, ogniska, planu na wieczór i ruszamy na pole. Eksperyment „ZNAK” to próba stworzenia na polu znaku, który byłby sygnałem „dla obcych”.
Oczywiście traktujemy to z przymrużeniem oka, ale... w końcu nikt nie wie, czy taki sygnał nie zostanie odebrany. W końcu jeżeli założymy (a zakładamy to ze 100% pewnością), że na Ziemię przylatują obce cywilizacje, to... wszystko jest możliwe. Sam znak został starannie wybrany spośród wielu symboli, które pojawiały się na polskich polach. Braliśmy pod uwagę także stopień złożoności znaku i możliwości jego wykonania na polu. Wybór był poprzedzony zażartą dyskusją, propozycji było kilka. Na szczęście zabraliśmy ze sobą laptopa, co umożliwiło precyzyjne ustalenie planu tworzenia znaku. Nadzór nad projektem objął Łukasz Bartecki, który dokładnie policzył wymiary znaku. Wyposażeni w łopaty, linki, a także kilogram mąki (!) wyruszyliśmy na pole. Na miejsce zrobienia znaku wybraliśmy równy teren niedaleko istniejących kręgów. Wszystko miało być ekologicznie, bez dewastacji środowiska naturalnego.
Do wyznaczenia okręgu posłużyła mąka, którą znaczyliśmy ślad. Grupa uderzeniowa „NAUTILUS” błyskawicznie poradziła sobie z „przekopaniem” korytarzy na polu. W ziemi znajdującej się w tych korytarzach zostały zasiane nasiona trawy z barwnymi kwiatami. W ten sposób miejsce to i znak będą wyraźnie odznaczały się na całym polu zarówno z ziemi, jak z powietrza.
Pracę ekipy „kopaczy” zakłóciło przybycie na pole białego furgonu... czy to służby specjalne przyjechały zatrzymać śmiałków próbujących nawiązać kontakt z UFO? Na szczęście okazało się, że to jedynie ekipa Polskiej Telewizji realizująca materiał o Fundacji NAUTILUS, której kamery, mikrofony i supersilne reflektory towarzyszyły nam prawie do samego rana. Zabawne, że okoliczni mieszkańcy zadziwieni licznością „ekipy telewizyjnej” brali pod uwagę, że w ich miejscowości kręcący jest kolejny odcinek popularnego programu. I tylko nie byli pewni, czy chodzi o „Mamy Cię!” czy może – o zgrozo – „Sprawa dla Reportera”... Zrobienie znaku na polu okazało się na tyle pracochłonne, że konieczna była przerwa na obiad. Tu krótka przemowa, słowa podziękowania dla gospodarzy i... wyjazd grupy szturmowej na audycję w TOK FM.
Ale najciekawsze miało być dopiero wieczorem.
Ognisko rozpoczęło się tuż przed zapadnięciem zmroku. Zasada była prosta – obowiązkiem każdego jest opowiedzenie niezwykłej historii. Mieszkańcy Kolonii Górki zaczęli się otwierać, co i rusz pojawiają się historie o obiektach UFO, które były widziane w tej okolicy. Od czasu do czasu Łukasz uderza w potężny talerz, którego odgłos roznosi się po okolicy... Dla takich chwil chce się żyć! Wśród opowiedzianych historii zwraca uwagę ta wprost z Armenii. Wszystko dzięki temu, że w strefę rażenia NAUTILUS-a trafiła rodowita Armenka, która od kilku lat przebywa w Polsce. Jej historia zapiera dech w piersiach, choć wydawało się, że nic z udziałem UFO nie może nas zadziwić... Dotyczy to jej najbliższej rodziny. Jej szwagier zniknął w tajemniczych okolicznościach, po prostu zapadł się pod ziemię kilka lat temu. Pogodzono się z jego odejściem, zrobiono pogrzeb. Ale oto jest dzień, kiedy na dworze panuje niesamowita cisza, nie ma ruchu na ulicy, po której zawsze jeżdżą samochody. Przed drzwiami stoi ów zaginiony mężczyzna, któremu towarzyszy znany armeński aktor, który także wcześniej przepadł bez wieści. Mężczyźni przepraszają za tak niespodziewaną wizytę, tłumaczą, że tęsknili za... armeńskim koniakiem! Krótka rozmowa. „Nie martwcie się, jesteśmy w bezpiecznym miejscu, u przyjaciół, wrócimy na pewno” – mówią na pożegnanie. I tu dalsza relacja budzi protest naszego umysłu, ale... musimy ją dokończyć. Mężczyźni są odprowadzeni przez mieszkańców domu nad brzeg morza, które rozstępuje się tworząc prostokątny korytarz prowadzący gdzieś w ciemną toń. Wchodzą do korytarza, który powoli zalewa się wodą. Chwilę potem świadkowie obserwują, jak spod wody z ogromnym świstem wylatuje jasny dyskoidalny obiekt, który pod ostrym kątem wlatuje w chmury!
Historia robi wrażenie, zebrani nagradzają ją oklaskami, Andrzej Krysztofiak dorzuca drew do ogniska. Chcemy takich wieczorów jak najwięcej!
Ekipa Telewizji Polskiej w milczeniu ogląda filmy, które dotarły do Fundacji NAUTILUS ze Stanów Zjednoczonych. Na filmach widać kuliste obiekty poruszające się w mieszkaniu osoby, która jest uznana za kontaktowca. Mają to być sondy telemetryczne, rodzaj automatów służących do rejestrowania wydarzeń w domu.
- Jak to, to nie jest animacja komputerowa?!
Operator kamery nie może sobie wyraźnie poradzić z tym, co widzi na ekranie naszego komputera. Zaraz, zaraz... zbliża się północ? Panie, Panowie – ruszamy! Każdy w dłonie bierze zapalone pochodnie i takim niezwykłym pochodem ruszamy na pole, gdzie stworzyliśmy znak. Ekipa Telewizyjna decyduje się uruchomić potężne reflektory, robi się klimat jako żywo przypominający film „Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia”. Kilka osób przyznaje się do tego, że ma na plecach „gęsią skórkę”. Na ścianie drzew odbiją się sylwetki uczestników spotkania, gigantyczne cienie robią nastrój, którego się nigdy nie zapomni.
Czy Oni nas widzą? Jeżeli tak, to miejmy nadzieję, że bawili się równie wspaniale jak my.
Wracamy do domu Pana Głowali; ktoś dorzuca drewna do ogniska, kilka osób decyduje się na wejście do piramidy z metalu, którą kilka lat temu stworzył gospodarz.
„Zrobiłem zdjęcie, wyszły piękne kulki typu orbs!” – aparat Miłosza Kussa podawany jest z ręki do ręki niczym cenne trofeum. Rozmowom o niezwykłości tego naszego świata nie ma końca.... Rano dom przypomina Bazę NAUTILUS-a. „Ten sam niesamowity klimat!” – mówi Wojtek Bobilewicz, po czym siadamy do śniadania. Na stole ląduje pamiątkowa księga, do której każdy wpisuje swoją wizję roku 2012. Co wte
Śr, 25 maj 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.