Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 22631x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
STUKANIA, ODŁOSY KROKÓW, DZIWNE DŹWIĘKI PO ŚMIERCI BLISKIEJ OSOBY
Po śmierci bliskiej osoby jej rodzina często ze zdziwieniem zauważa, że ta osoba prawdopodobnie „nie odeszła w stronę światła”, lecz została w naszym świecie. Oto przykład historii z życia, którą opisała czytelniczka serwisu FN.
Moje przeżycia
Witam,
Przez przypadek znalazłam waszą stronę i zaczęłam czytać interesujące mnie tematy. Szczególnie interesuje się tematyką śmierci, życia po życiu i snami związanymi z osobami, które umarły. Chciałabym opowiedzieć Wam swoje doświadczenia. Mam 28 lat. W lutym tego roku zmarła moja kochana mama.
Nic nie przeczuwałam, chociaż była osobą o nie najlepszym zdrowiu, gdyż już w wieku 15 lat dostała udaru i była sparaliżowana prawostronnie. Mimo wszystko świetnie sobie radziła w życiu. Mama brała lekarstwa, jednak po tych wszystkich latach zauważyłam, że chyba jej stan się pogarsza i zmuszałam ją do badań i wizyt lekarskich. Mama nieczuła się źle, ale mnie niepokoiły różne jej dziwne zachowania.
Nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś złego. Przyszedł dzień moich imienin i Mama postanowiła mile go spędzić. Jak wróciłam z młodszą córką z rehabilitacji Mama składała mi życzenia i mówiła to w sposób całkiem odmienny niż zawsze, jak gdyby chciała mi coś przekazać o życiu w szczególny sposób. Nic jednak nie wskazywało na to, iż Mama za niedługo odejdzie. Wieczorem poszła z moją starszą córką się położyć, poczekała, aż zaśnie i położyła się do swojego łóżka. Nikomu z nas nie wspomniała, że źle się czuje. W nocy oboje z mężem obudziliśmy się dokładnie w tym samym czasie.
Nie słychać było nic, co by mogło nas zaniepokoić. Poszliśmy dalej spać. Rano mąż wychodząc do pracy jak zwykle udał się do pokoju córek i mamy, żeby dać dzieciom buziaka i wtedy to znalazł Mamę nieżywą. Pogotowie stwierdziło zgon, który nastąpił w nocy. Od tego dnia czułam, jakby świat mi się zawalił. Jeszcze przed pogrzebem mama śniła mi się, mówiła, że nas nie zostawi, że będzie z nami.
Jestem katoliczka i modliłam się za nią. Jednak zaraz po pogrzebie zaczęły dziać się w domu różne dziwne rzeczy. Każdej nocy ja i mąż, a także córki budziliśmy się zawsze o tej samej godzinie. Jak mąż wychodził do pracy Mama zawsze robiła sobie śniadanie jak żyła. I po jej śmierci zawsze, gdy mąż wyszedł słychać było odgłosy z kuchni. Byłam przerażona, ale to był początek. W mieszkaniu zaobserwowaliśmy dość często białą smugę, która przemieszcza się po domu. Co noc ten sam schemat: budzenie się i ten sam sen, że nas nie zostawi.
Byłam wykończona i doszło do tego, ze nikt z nas po domu nie poruszał się sam nawet do toalety chodziliśmy razem. Moja córka starsza miała niespełna 5 lat i była bardzo zżyta z babcią i bardzo przeżywała jej śmierć. Nie wiem, co tak naprawdę widziała, ale jej zachowanie nie dawało mi powodów, żeby nie wierzyć w to, co opowiadała teściowej w tajemnicy. Mówiła, że babcia chce ją zabrać do aniołków, że ona za nią nie tęskni, bo babcia cały czas jest obok niej i przenika przez ściany.
Jednego dnia zauważyłam, jak usiadła w swoim pokoju, do którego nie chciała wchodzić po śmierci babci. Siedziała w kącie i słyszałam, jak patrząc w pewien punkt i wyciągając rękę, w której trzymała lalkę mówiła: no masz babciu, chodź bliżej, pobaw się ze mną!
Okropnie się przeraziłam. Nie potrafiłam usiedzieć w domu, nie chciałam już w nim przebywać. Bałam się coraz bardziej. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, czy co się dzieje. W każdym śnie Mama każdej nocy mówiła, że nie odejdzie. Stawała się jakaś niemiła, specjalnie jak gdyby chciała mnie wystraszyć. We śnie wiedziałam, że jej już nie ma, a ona stawała w progu pokoju i mówiła złośliwie wręcz z agresją w głosie, że nie da nam spokoju i nie odejdzie. Kolejny sen dał mi do myślenia, nie miałam dobrego kontaktu z bratem, byliśmy skłóceni, a mama we śnie prosiła, żebym się z nim pogodziła. Po 2 dniach brat się odezwał i zaczęliśmy nawiązywać kontakt.
Mimo to wszystkiego się bałam. Zaczęłam bać się zasypiać nawet. Nikt nie chciał przychodzić do nas do domu, gdyż ciągle było słychać kroki na parkiecie i inne odgłosy różne. Byłam kłębkiem nerwów. Doszło do tego, że nie wychodziłam z dziećmi z pokoju, bo się bałam. Ale jednego dnia przeżyłam już coś czego, nie umiem wytłumaczyć, a mianowicie mama zawsze przed godz. 18-stą wychodziła do sklepu. Mąż pracuje codziennie minimum do 18.30. Tego dnia obiecał, że wróci wcześniej, że się postara być przed szóstą. Siedziałam z córkami w pokoju, gdy nagle usłyszałyśmy odgłos kluczy w naszym zamku, przekręcenie i otwieranie drzwi. Ktoś wszedł, zamknął drzwi, słychać było kroki, moja córka krzyknęła: „tata wrócił z pracy!” i pobiegła na korytarz, jednak z płaczem przybiegła do mnie przerażona i powiedziała, że to babcia przyszła.
Mąż przyszedł po ok. 30 minutach, a my przerażone roztrzęsione płakałyśmy. Spytał, co się znów wydarzyło. Z ledwością mu opowiedziałam, spakowaliśmy się i pojechaliśmy do teściów, bo w mieszkaniu nie szło funkcjonować. Czułam, że albo dostanę zawału, albo wyląduję w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiedziałam już, czy to wszystko to prawda, czy moje urojenia spowodowane bólem po stracie mamy - z tym, że nie potrafię się z tym pogodzić. Jednak nie dawało mi spokoju to, że razem w tym samym czasie słyszy i widzi to ze mną córka.
U teściów czułam się spokojniejsza. W drugi dzień pobytu u teściów myślałam o mamie i nagle spadł ze środka stołu wazon i rozbił się w drobny mak. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, jak to się stało. Kolejne dni upływały spokojnie, ale w nocy było ciągle to samo: pobudka! Z tym, że mama nie śniła mi się już tak często. Podjęliśmy decyzje, że wyprowadzimy się z tego domu, w którym zmarła mama. Wróciliśmy do niego po dwóch tygodniach pobytu u teściów z wiarą, że szybko znajdziemy inne mieszkanie i się wyprowadzimy.
Zaczęłam szukać i pakować rzeczy. Nie minął miesiąc jeszcze od śmierci mamy i nie ruszałam jej ciuchów ani innych rzeczy należących do niej. Znalazłam mieszkanie, więc pakowanie odbywało się w ekspresowym tempie. Odetchnęłam, że niedługo koszmar się skończy. I wtedy przyśniła mi się znów mama tym razem mówiąca, że to, że się wyprowadzę, to i tak nic nie zmieni, że ona pójdzie z nami, nie da mi spokoju.
Byłam przerażona i już nie wiedziałam, czy będziemy z dala od tego, co nas dotykało w tym mieszkaniu. Jednak wolałam mieszkać z dala od wspomnień, które tak bolały. Wyprowadziliśmy się i pierwsza noc w nowym mieszkaniu i innym mieście spędziliśmy dość spokojnie. Rano było wielkanocne śniadanie. Czułam, że zaczniemy nowy etap w życiu. W kolejną noc schemat się powtórzył: pobudka w nocy i kolejny sen, ale bardzo miły: mama weszła do mieszkania, w którym zamieszkaliśmy nic nie mówiąc przeszła po nim oglądając je stanęła w drzwiach, popatrzyła się na mnie i powiedziała: śliczne mieszkanie, oby wam się tu dobrze mieszkało i wyszła. To był ostatni sen tamtego czasu. We wtorek po lanym poniedziałku otrzymałam wiadomość od bratowej, że mój brat zginął w wypadku za granicą. Był kierowcą tira. Wtedy zrozumiałam, że sen, w którym mama prosiła żebyśmy się pogodzili miał sens, gdyż jak zginął, nasze relacje były dobre i rozmawialiśmy ze sobą. Ostatnia nasza rozmowa była bardzo mila i cieszyłam się. że nieporozumienie, jakie nas poróżniło, kompletnie już nie istnieje.
Byłam jednak zła na los, że zabrał mi mamę i brata, zwłaszcza w takim momencie. Nie potrafię się z tym pogodzić, że już ich nie ma. Chciałam, żeby brat mi się przyśnił, bo tęskniłam za nim.
Jednak to nie następowało aż do pewnej nocy, w której śniło mi się, że siedzą jako pasażer w kabinie jego tira, on milczy jak gdyby mnie tam nie było i minuta po minucie biorę udział w tym wypadku. Na koniec brat umiera, ja stoję obok, a on oznajmia mi, że tego nie chciał i obudziłam się zalana łzami. Wiedziałam, że ten sen przyśnił mi się dlatego, iż razem z bratowa drążyłyśmy, jak doszło do tego wypadku, z czyjej on był winy. Po tym śnie był spokój.
Po miesiącu miałam kolejny sen, znalazłam się w przedziwnym miejscu, jakby na wzgórzu jakimś, było szaro, ponuro i stały tam trumny. W jednej była mama, w drugiej brat, obok były kolejne 3 trumny puste, ale także otwarte. Byłam przerażona, czułam, że teraz moja kolej, że na mnie czas nadchodzi. Bałam się, że ten sen to oznacza.
Kolejny sen po pewnym czasie był zaskoczeniem i nie rozumiem go. Śniły mi się listy od wszystkich zmarłych z rodziny tzn. puste koperty z kwiatkami malutkimi w środku. Jednak w ostatniej kopercie były moje ulubione czekolady, tylko bez logo czekolady, a z napisem otwórz swoje serce i drzwi, a ja przyjdę po ciebie, gdy nadejdzie czas. Nurtują mnie te słowa, były w cudzysłowiu i odgrywały pierwsze miejsce w tym śnie. Od tamtej pory brat już mi się nie śnił, raz tylko mama szła i szła, było jej tak ciężko, jak gdyby szła pod olbrzymią górę, aż w końcu pojawiło się światło. Mama ucieszyła się, odetchnęła mówiąc: nareszcie dotarłam!
Podczas tego snu czułam tak silne uczucie, iż mama chce mi pokazać drogę do nieba, jak ciężko jest tam dotrzeć i jak bardzo jest szczęśliwa, że w końcu dotarła. Czułam, że chce mi pokazać, że za wszystkie grzechy płacimy jakby każdy jej krok pod tą gorę to grzech, czułam, że przekazuje mi, żebym żyła zgodnie z przykazaniami i nie popełniała jej błędów, żebym była dobrą i uczciwą osobą. Przekazała mi, że jej wędrówka do nieba trwała 7 miesięcy i była to długa, trudna droga - pod górę. Bardzo się cieszyła, że w końcu tam dotarła i jest szczęśliwa. Ostatnie jej słowa brzmiały: w końcu dotarłam, żegnajcie, do zobaczenia.
Ten sen ucieszył mnie, że mama jest szczęśliwa w końcu i że się pożegnałyśmy, a jednocześnie dał mi do zrozumienia, jak mam żyć. Od tego momentu czuję się spokojniejsza, już nie boję się każdej nocy. Brakuje mi i mamy i brata i tęsknię za nimi strasznie, ale wiem, ze muszę żyć, muszę być dobrym człowiekiem, żeby ich nie zawieść. Zawsze będę miała ich w swoim sercu i pamięci, ale już się nie boję. Kochałam, kocham i będę ich kochać przez całe swoje życie. To koniec mojej historii na dzień dzisiejszy, czy przyśnią mi sią jeszcze - tego nie wiem, ale liczę na to, że są szczęśliwi i jeśli mi się przyśnią, to właśnie mi pokażą. Wierzę też, że będą mnie strzegli przed złem. Pozdrawiam waszą fundację.
[imię i nazwisko do wiad. FN]
Historia bliskiej osoby, która po śmierci zamienia życie rodziny w koszmar, to naprawdę sytuacja zdarzająca się całkiem często. Zbyt duże przywiązanie do domu, miejsc czy nawet żyjących ludzi sprawia, że po przekroczeniu granicy śmierci fizycznej duch zmarłej osoby pozostaje w dziwnym stanie świadomości, bardzo często nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jego ciało fizyczne nie żyje!
Mamy przypadek starszej kobiety, która po śmierci fizycznej postanowiła uniemożliwić zamieszkanie w domu swojej wnuczce, której nigdy nie darzyła sympatią. W snach dawała jasno do zrozumienia, że „mieszkanie jest jej” i wara komukolwiek od tego, czemu poświęciła całe życie.
Naprawdę dzisiejsza historia opisana tak barwnie przez naszą czytelniczkę jest przy tym horrorze istną „wakacyjną sielanką”. Ataki na śpiących ludzi, rzucanie przedmiotami, całonocne odgłosy kroków uniemożliwiające sen domownikom – tak wygląda rzeczywistość tych ludzi. Ich dramat trwa od pół roku, czyli dokładnie od śmierci babci.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 22631x | Ocen: 3
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie