Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 13893x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
DUCH ZRZUCAŁ CIĄGLE TO SAMO ZDJĘCIE
Na pokład Nautilusa dostajemy bardzo wiele relacji od ludzi, którzy mieli na własne oczy okazję przekonać się, co to znaczy „nawiedzony dom”. Niektóre są na tyle ciekawe, że warto je przedstawić w naszym serwisie. Oto przykład takiej relacji, którą przysłała nasza czytelniczka, a relacja dotyczy jej córki. Zupełnie nieświadoma zagrożenia zamieszkała w nawiedzonym mieszkaniu.
Witam,
Nie wiem czy to, o czym napiszę zainteresuje Państwa, ale ponieważ brak mi racjonalnego wyjaśnienia dla pasma wydarzeń, które miały miejsce na przestrzeni około 6-7 lat proszę o pomoc w uzyskaniu odpowiedzi na moje wątpliwości.
Pochodzę z niedużego miasta na południu Polski. Siedem lat temu moja córka dostała się na studia do Wrocławia. Ponieważ miała problem z uzyskaniem akademika (nie wszystkie formalności zostały dopełnione), musiała poszukać sobie stancji. Nie było to jednak łatwe. Po wielu poszukiwaniach znalazła maleńkie strychowe mieszkanko w starej wrocławskiej (poniemieckiej) kamienicy (wybudowanej około 1920 roku) na jednej z głównych ulic tego pięknego miasta. Jej "dziupla" graniczyła przez ścianę z innymi pomieszczeniami starego strychu, Była bardzo szczęśliwa, bo pani ,która wynajęła jej to mieszkanko zaproponowała śmiesznie niską cenę. Z okna strychowego mieszkania rozciągał się malowniczy widok na starą dzielnicę willową i duże obszary zieleni. Horyzont zamykały piętrzące się hen daleko zwaliste zarysy wieżowców. W ciągu dnia ogarniał tam człowieka spokój i wyciszenie. Niestety mimo wrażenia przytulności w mieszkaniu tym działy się dziwne rzeczy. Przede wszystkim spadał ze ściany jeden mały obrazek, w drewnianej ramce za szkłem ( w mieszkaniu tym wisiało sporo reprodukcji w antyramach).
Córka opowiadała mi przez telefon, że wieszała go w rozmaitych miejscach i zawsze spadał (wisiał w pokoju, przedpokoju, stał oparty na półce). Wszelkie próby wbijania gwoździ i mocowania małej reprodukcji kończyły się na podłodze. Kiedyś miała okazje obejrzeć, co przedstawiał obrazek : była na nim stara i młoda kobieta, pochylone nad kołyska niemowlęcia. Za nimi na dalszym planie stała świetlista postać mężczyzny... Dalsze relacje córki związane z jej pobytem w nowym miejscu zamieszkania były równie dziwne, chociaż z początku uważałam, że są one przesadzone i z pewnością "dziwy" o których mi opowiadał to wynik jej roztargnienia. Otóż wielokrotnie mówiła mi, że samoistnie włączało się radio, uruchamiał komputer (który nie był w stanie uśpienia). Zdarzało się to o różnych porach dnia i nocy.
Kiedyś zadzwoniła do mnie i opowiedziała, że w nocy ktoś ja dusił-nie mogła oddychać i ruszyć rękami, czy krzyczeć. Powiedziała mi, ze następnego dnia zaczęła głośno mówić do "lokatora", by ten zaakceptował jej obecność w tym mieszkaniu, bo nie ma złych zamiarów i chciałaby tam mieszkać, bo nie ma dokąd się wyprowadzić, a postara się nie wchodzić mu w paradę.
Na przestrzeni kilku lat, które spędziła na studiach mieszkała cały czas w tym maleńkim strychowym mieszkanku, często słyszała o różnych porach kroki, stukanie, dziwne odgłosy (jakby coś przewracało się, spadało), ale twierdziła, że nie boi się, gdyż zawarła umowę z poprzednim lokatorem i wie, że nic złego się nie stanie. Bardzo długo nie wierzyłam w opowiadania i relacje córki związane z dziwnymi wydarzeniami na strychowym lokum. Czasem nawet ironizowałam i obracałam w żart te dziwne opowieści (myślałam, że są wynikiem bujnej wyobraźni i roztrzepania mojej latorośli). Nadeszły pierwsze wakacje, postanowiłam przyjechać do córki i pomóc jej poszukać innego, równie taniego mieszkania, a przy okazji spędzić kilka dni urlopu na zwiedzaniu Wrocławia. Mieszkanie przywitało mnie łoskotem spadającego obrazka (tym razem wisiał w przedpokoju).
Na córce nie zrobiło to już żadnego wrażenia-a ja poczułam się nieswojo...mieszkanko podobało mi się, chociaż latem jak to na strychu było piekielnie gorąco, a zimą diabelnie zimno. Mnie udało się trafić na skwarne dni lipca. Córka wychodziła na całe dnie i wieczory, by spotykać się ze znajomymi-ja spędzałam czas na zwiedzaniu miasta i samotnych wieczorach na stryszku...Bardzo skrupulatnie pilnowałam, żeby wyłączać radiomagnetofon przed pójściem spać i zamykałam komputer.
Jakież było moje zdziwienie, gdy około pierwszej w nocy obudził mnie odgłos włączonego radia, podobne sytuacje zdarzały się też nad ranem. Komputer tez żył własnym życiem-potrafił włączyć się w nocy i w ciągu dnia. Wiedziałam już, że moja córka nie przesadziła w swoich opowiadaniach o dziwnych sytuacjach w wynajmowanym mieszkanku. Ja zaczęłam się bać. Najgorsze były wieczory, gdy była w domu sama. Ponieważ nie udało nam się znaleźć tańszego mieszkania, córka postanowiła,że jeszcze ten rok spędzi w tym mieszkaniu, ale zamieszka z koleżanką. Tak też się stało. Niestety współlokatorka bała się strasznie (mimo,iż nie została uprzedzona o dziwnych wydarzeniach). Dziewczyna spała przy włączonym świetle i nie chciała zostawać sama w stryszkowym lokum...Wyprowadziła się po 6 miesiącach. Kolejne współlokatorki również wyprowadzały się, twierdząc, że to mieszkanie jest nawiedzone (wszystkie spały przy włączonych lampach).Mijały kolejne lata-córka dalej mieszkała na swoim spartańskim strychu i wydawało się,że te wszystkie nieszkodliwe zjawiska są "szeroko pojęta normą" za tak niska cenę. Córka coraz częściej zaczęła chorować-mieszkanie zimą było wilgotne i pełne pleśni, samopoczucie było coraz gorsze. Zaczęły się pasma wizyt u lekarzy i brak miarodajnej diagnozy-permanentne zmęczenie, podatność na przeziębienia etc...
I znowu nadarzyła się okazja, by przyjechać w odwiedziny do niej (piaty rok studiów). Po przyjeździe i sutej obiadokolacji ja poszłam spać, a córka wyruszyła na wieczorne spotkanie z przyjaciółmi. Byłam podenerwowana i niespokojna - jak już wspomiałam nie znosiłam być sama w tym mieszkaniu i nie lubiłam, gdy córka wracała późno ze swoich towarzyskich spotkań (Wrocław-jak każde duże miasto ma w sobie dużo piękna i dużo zła-ale to już inna historia, o której może kiedyś napiszę). Jedno jest pewne: nie chciałam by coś złego przydarzyło się córce. W końcu zasnęłam... O godzinie 1:04 w nocy zadzwonił mój telefon komórkowy. Byłam sparaliżowana strachem, chociaż nigdy nie reaguje paniką na dźwięk własnego telefonu. Czułam, że coś jest nie tak. Zdjęłam telefon z półki i na wyświetlaczy pojawił się numer złożony z pięciu jedynek. Telefon dzwonił, a ja bałam się go odebrać... Stchórzyłam. Do dziś dnia nie wiem, co to za dziwny numer telefonu? Wchodziłam na różne fora internetowe, by się tego dowiedzieć - bez rezultatu.
Wkrótce wydarzyło się w naszym życiu bardzo wiele dramatycznych wydarzeń, o których nie chcę dziś pisać...córka już nie mieszka w tamtym mieszkaniu. Z tego co wiem, stoi ono puste....Nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić, co to był za numer telefonu? Proszę o jakieś miarodajne wyjaśnienia tego, co dla mnie jest niewyjaśnione i dziwne.
Pozdrawiam.
Opis wydarzeń nie pozostawia złudzeń – było to mieszkanie, w którym musiał pozostać albo duch jednego z lokatorów, albo kogoś innego, kto miał jakiś związek z tym mieszkaniem. Należałoby sprawdzić, czy w tym mieszkaniu ktoś kiedyś popełnił samobójstwo lub został zamordowany. Śmierć nagła sprawia, że czasami taki człowiek „po drugiej stronie” jest tak zdezorientowany, że zostaje na tym świecie. Zło za życia pozostaje także złem po śmierci fizycznej. Jeśli jakiś człowiek miał w sobie ogromne pokłady złej energii, po śmierci już jako duch potrafi ją nawet wzmocnić, a w skrajnym przypadku nawet zamienić się w demona. Z naszych materiałów zebranych na przestrzeni ostatnich lat wynika, że istoty demoniczne są bardzo często duchami b. złych osób, które po śmierci przechodzą „na ciemną stronę”. Kiedyś trzeba będzie chyba napisać o tym więcej.
Interesujące, że ów duch był na tyle silny, że był w stanie dusić tę biedną dziewczynę. Nie jest to pierwszy taki przypadek, który mamy opisany w archiwum. Zwykły duch zmarłego człowieka posiada określoną ilość energii, nie jest w stanie na przykład przesunąć meble (demon robi to bez problemu). Taki duch musi czerpać energię od osób żyjących, stąd bardzo często osoby mieszkające w takim mieszkaniu zapadają na zdrowiu. Najgorzej jest wtedy, kiedy któryś z mieszkańców (na przykład dziecko, gdyż dzieci w o wiele większym stopniu posiadają zdolności postrzegania pozazmysłowego) posiada dar bycia medium. Duch bezbłędnie zauważa, że taka osoba może być podatna na kontakt, bardzo często jako jedyna z całej rodziny widzi go, słyszy itp.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 13893x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie