Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 18432x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
POŻEGNANIA NASZYCH 'BRACI MNIEJSZYCH'
Nie jest do końca jasne, kto pierwszy powiedział o nich „bracia mniejsi” (lub w innych wersjach „bracia młodsi”). Nie o wielkość fizyczną w końcu tutaj chodzi, ale o to, że są w jednej rodzinie istot żywych z ludźmi i potrafią przeżywać wszystkie uczucia znane człowiekowi. W tym są nam równi, a szczerością i czystością tych uczuć nas przewyższają.
Przypisuje się te słowa o "mniejszych braciach" Św. Franciszkowi z Asyżu, choć podobno jego biografowie twierdzą, że jest to nieprawda, ale… trzeba jasno powiedzieć – określenie jest absolutnie trafne. Są to bowiem nasi „bracia mniejsi”, którzy cierpią jak my, tęsknią jak my, okazują wszystkie uczucia ludzkie z wyłączeniem tych najbardziej haniebnych, jak „okrucieństwo czy obłuda”, które są w sposób wyjątkowy przypisane do rodzaju ludzkiego.
Na pokładzie Nautilusa od lat powtarzamy wszem i wobec, że ludzkość nigdy nie dostąpi zaszczytu dołączenia do Wielkiej Kosmicznej Rodziny Cywilizacji (nazwa umowna), jeśli nie zrobi czegoś z niesłychaną golgotą pełną krwi, cierpienia i łez, jaką człowiek sprawia naszym „mniejszym braciom”, czyli zwierzętom.
Dopóki nie przerwiemy tego szaleńczego, rzeźnickiego pogromu przerażonych istot żywych, dopóki nie przestaniemy być traktowani jak barbarzyńcy, z którymi nie wolno nawet zamienić słowa. To temat na oddzielną publikację, ale dziś poruszymy temat „pożegnań”.
Kiedy nagle odchodzą i zostawiają nas samych, w naszym życiu pozostawiają tak ogromną pustkę, że czasami nie sposób jej zasypać latami. Już to pokazuje, że w ich ciałach kryją się niezwykłe istoty duchowe, które bardzo często okazują nam najczystszą miłość i przyjaźń, których to niektórzy na próżno przez całe życie szukają w świecie ludzi. Jak można nie zauważać, że nasi „bracia mniejsi” to nasi wierni towarzysze w tej samej wędrówce przez życie ku wielkiej tajemnicy i trzeba ich traktować tak, jak właśnie naszych „braci mniejszych”? Trudno naprawdę to pojąć.
Ich odejścia są dla nas wielką lekcją „oswajania z przemijaniem” i ze świadomością, że także my, nasi przyjaciele i najbliżsi także kiedyś wejdą w ową bramę „życia i śmierci”, w którą one często wchodzą w samotności i z odwagą, której bardzo często brakuje ludziom. Dostaliśmy na pokład Nautilusa list z opisem pożegnania kotka, który przysłała nasza stała czytelniczka p. Renata. Przejmujący, gdyż każdy z naszej załogi także przeżywał podobne chwile, kiedy żegnał małych „przyjaciół”. Do listu były dołączone zdjęcia. Nasz komentarz będzie na końcu, ale oto ten list.
From: Renata
Sent: Saturday, June 21, 2014 9:43 PM
To: FN
Subject: Kwiat kota Lotosa
Po raz wtóry Witam załogę Nautilusa
W załączeniu przesyłam plik w którym opisuję bardzo ciekawe wydarzenie. Dzielę się z Wami tym materiałem choć nie przychodzi to łatwo. Nie wiem jak zostaną przyjęte moje śmiałe wnioski jakie zamieściłam na końcu artykułu. Bardzo ciekawa jestem waszej opinii, a zwłaszcza tej części załogi ,która zajmuje się zjawiskami związanymi ze zwierzętami. Zdjęcia w pliku są oryginalne i prawdziwe.
Pozdrawiam Renata S.
p.s mam nadzieję, że ten e-mail dotrze do FN
Wszystko jest wibracją, wszystko jest świadomością, myśl tworzy rzeczywistość. Autentyczne zdarzenie.
Przyszedł taki dzień, gdy mój kot Lotos pożegnał się z ziemskim życiem. Odszedł w ciszy, spokoju i wielkim stylu. W domu, przez około 10 dni przygotowywał się do przejścia na tamtą stronę. Nie jadł a jedynie pił po łyku wody. Miałam wrażenie, że chce wyjść na zewnątrz.
Dzień przed odejściem wyniosłam go do ogrodu aby mógł pożegnać się z matka natura. Słaby i wycieńczony zebrał w sobie na tyle siły, aby przejść nad oczko wodne. Położył się w pełnym słońcu i tak trwał. Na wszystko miałam baczenie. W pewnym momencie zachmurzyło się i zaczęło delikatnie kropić.
Lotos wstał i chwiejnym krokiem, powolutku posuwał się w kierunku zadaszenia. Ale nie dał rady i schronił się pod taczki. Gdy zaczęło mocno padać, zabrałam go do domu. Wiedziałam , że po raz ostatni zobaczył ogród i słonce. Tak bardzo kochał leżeć w trawie pośród stokrotek, mniszka i kurdybanka. Wiedziałam, że koty odchodzą samotnie w ciszy i spokoju. Zwykle zdychają w znacznej odległości od swego domu. Niestety nie miał już sił na ostatnią podróż. Rano zastałam mego kota w kącie pokoju, leżał na boku bez oznak życia. Podeszłam, aby sprawdzić puls. Gdy tylko zbliżyłam rękę zadrgał i ożył. Bardzo niezgrabnie zaczął podnosić się do góry. Czułam , że wyrwałam go z agonii. Po jakimś czasie sprawdzając puls znowu sytuacja powtórzyła się. Musiał czuć moją energię, która powodowała ożywienie i zawracała z drogi do wieczności. Dla mnie były to trudne chwile. Więcej nie zbliżałam do niego rąk, a jedynie asystowałam w przejściu na drugą stronę .
W pewnym momencie delikatnie zadrżał i otworzył mordkę wydając cichy jęk. To koniec, kocia dusza opuszcza ciało. Delikatna smuga światła uniosła się do góry, a za nią ciche miałczenie, które ulatywało do góry niczym ptak. Tak oto dał mi znać, że odchodzi. Faktycznie jego ciało już nie reagowało na dotyk moich rąk. Ułożyłam go na kawałku filcu i przeniosłam do innego pomieszczenia. Tam zapaliłam dwie świeczki i pozostawiłam ciało w towarzystwie światła. Na drugi dzień dokonałam pochówku.
Oddałam ciało w ręce matki ziemi prosząc jednocześnie, aby go przyjęła i przytuliła do swego łona. Na pożegnanie położyłam bukiet z polnych kwiatków.
[...] Matka ziemia po pewnym czasie poinformowała mnie, poprzez znak - o przyjęciu zwierzęcego ciała do swojego królestwa. Zanim przejdę do znaku chciałam opisać zdarzenie jakie miało miejsce przez trzy dni po pochówku. Gdy rano chodziłam po ogrodzie w pewnym momencie zobaczyłam dzikiego gołębia, który przysiada na taczkach zaledwie dwa metry ode mnie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a Ja zobaczyłam w jego oczach małą kocią duszyczką, pełną radości z wolności. To był mój kot Lotos. Przyleciał na skrzydłach dzikiego gołębia, aby potwierdzić swoje uwolnienie. Faktycznie czułam tą wspaniałą wibracje uwolnienia. Jeszcze przez dwa dni z rzędu przylatywał pod postacią gołębia, by na stałe oddalić się w sobie znanym kierunku.
A teraz znak od Matki ziemi.
28.04.2014 roku dosłownie w miesiąc po pochowaniu Lotosa, z bulwy cyklamenu wyrasta ciekawy liść, kształtem przypominający łebek kota. Nie trzeba mieć bujnej wyobraźni aby od razu nie zauważyć ogromnego podobieństwa. Zdziwienie, zadziwienie, radość wstąpiły we mnie. Od razu zrozumiałam, że to jest informacja przesłana przez Matkę Naturę. Ciało kota zostało przyjęte przez Ziemię, a jego energia zapisana w pamięci.
Ile razy patrzę na tego kwiatka mam ogromny szacunek do wszechświata zwłaszcza do naszej planety. I coraz bardziej przekonuję się do istnienia świadomości wszechrzeczy, do istnienia potężnych pól informacyjnych znajdujących się tuż obok nas, do tego, że wszystko jest wibracją. Po śmierci fizycznej żyjemy bez ciała, które ulega pozornemu zniszczeniu. Dlaczego pozornemu? Ponieważ nasz cielesny wzorzec energetyczny przejmuje planeta, z tego tak wynika.
Czy My ludzie możemy stworzyć dosłownie wszystko przy pomocy naszych myśli?…. Czy możemy mieć niczym nieograniczony kontakt z całym wszechświatem? Z tego wynika, że tak.
Dziękujemy pięknie za opis i tę historię, która wzbogaca nasze archiwum. Ktoś powie: autorka opowieści dopatruje się w „układzie przypadkowych plamek” rzeczy, które chce zobaczyć i tyle!
Oczywiście, tak oceniać ma pełne prawo, ale po wielu latach zajmowania się zbieraniem opowieści o świecie naszych „mniejszych braci” jesteśmy pewni, że mają one ścisłe połączenie z tym samym centrum, z którym jest połączony każdy człowiek. To jest ta sama „nić”, ta sama „więź”. Czym jest owo centrum? Wielkie światowe religie nazywają je Bogiem, a my na razie nazwijmy je „centrum” lub „punktem zero”, do którego spływają wszelkie informacje z całego wszechświata i który jest – to nie ulega dla nas najmniejszej wątpliwości – obdarzony takimi cechami, jak świadomość i wiedza.
Ale zostawmy na razie tę – fakt, że ciekawą – kwestię. Wracając do historii opowiedzianej przez p. Renatę musimy przyznać, że coś takiego jak „znaki dla ludzi” są faktem bezspornym (dodajmy – dla nas, czyli ludzi z FN).
Nasi przyjaciele i znajomi wiedzą, że w do naszej Bazy FN (wolnostojący dom z terenem na przedmieściach Warszawy) przychodzi kot sąsiadów, który nazywa się Czaruś. Jest on wiernym towarzyszem wszelkich prac na terenie naszej Bazy, traktuje nas od zawsze jako „swoją drużynę” i potrafi czekać pod bramą, kiedy my po dłuższej nieobecności przyjeżdżamy na przykład o… szóstej rano! Skąd to małe stworzonko wie, że o tej godzinie przyjadą samochody z ekipą FN? To naprawdę dowód słynnego „szóstego zmysłu zwierząt”, ale to jedynie "wierzchołek góry lodowej". Sprawa tego niezwykłego kota jest początkiem jednej z najbardziej wstrząsających historii związanych z potężną energią pozazmysłową, która objawiła się w niespotykany sposób na oczach wielu świadków, czyli... nas samych.
Ale Czaruś miał także siostrę, która zamieszkała u innych naszych sąsiadów (dwa kotki zostały przygarnięte przez dwie różne rodziny), ale podobnie jak brat przychodziła zawsze, kiedy przyjeżdżaliśmy do Bazy. Któregoś dnia po przyjeździe na teren zobaczyliśmy, że do jednego z pomieszczeń gospodarczych przez dobrze nam znaną „szczelinę dla kotów” weszła kotka i tam właśnie zakończyła swoje życie. W pewien sposób można powiedzieć, że zostaliśmy wyróżnieni, gdyż ta miła i życzliwa nam istota wybrała właśnie teren naszej Bazy za miejsce pożegnania z ziemską wędrówką.
Postanowiliśmy ją pożegnać i pojechaliśmy do pobliskiego lasu, aby tam w ustronnym miejscu „oddać kotka matce ziemi”. Podczas ostatniego pożegnania wydarzyła się bardzo osobliwa rzecz, która jak się potem okazało była początkiem jednej z najbardziej niezwykłych historii związanych ze zjawiskami niewyjaśnionymi, jakie kiedykolwiek mieliśmy okazję doświadczyć.
A proszę nam wierzyć – widzieliśmy na własne oczy naprawdę rzeczy, które się nie śniły filozofom… Historię tę opowiedzieliśmy ze szczegółami naszym przyjaciołom w Hong Kongu i zgodnie uznali, że ze wszystkich przedstawionych przez nas opowieści ta jest „numerem jeden”.
Opowiedzenie jej na łamach serwisu FN wymaga od nas pewnej odwagi, gdyż po pierwsze jest bardzo osobista (związana jest z jednym z naszych kolegów, który żegnał tę kotkę i był z nią najbardziej związany), ale także zahacza o „górne C” daleko wykraczając poza banalne „obserwacje UFO” czy nawet obserwacje „istot wychodzących z tych pojazdów”. Ta historia – możecie nam wierzyć – wbija w ziemię po szyję i jest związana z owym „centrum”, którego wszyscy jesteśmy częścią i które przyjmuje nas i naszych „braci mniejszych” po zakończeniu naszej ziemskiej podróży.
Prosimy wszystkich czytających nasz serwis o cierpliwość – taki tekst jest przygotowywany i taki tekst powstanie. Będzie to historia, jakiej – możemy to zagwarantować – jeszcze nikt z czytających nie słyszał i która wręcz przerosła naszą wyobraźnię, a tę przecież - obcując z największymi tajemnicami tego świata od tylu lat - mamy ogromną… W historii tej oprócz owego kotka występuje także motyl, ale wszystko opiszemy "w swoim czasie". Tekst jest już prawie gotowy. To będzie jeden z ważniejszych i najbardziej niezwykłych tekstów w historii serwisu FN.
Na koniec jeszcze dwie rzeczy. W temacie naszych „braci mniejszych” polecamy obejrzenie filmu „Anna i Zwierzęta”, który specjalnie dla czytelników serwisu umieściliśmy na naszej witrynie vimeo.com
Anna i zwierzęta - sztuka porozumienia from FundacjaNautilus on Vimeo.
I już zupełnie na koniec dość nietypowo jak na serwis FN, bo... wiersz. Został on napisany przez inną naszą stałą czytelniczkę, która kiedyś po pożegnaniu jednej z niezwykłych istot, która wiernie towarzyszyła jej przez tyle lat – postanowiła napisać kilka słów.
Tekst ten przesłała na pokład Nautilusa, a my uznaliśmy go za „przejmujący i oddający prawdę o tym, jak czujemy się po takich pożegnaniach naszych braci mniejszych”.
Dedykujemy go wszystkim, którzy właśnie teraz przeżywają ten moment, kiedy „oni” odchodzą…
WIERSZ PO STRACIE PIESKA
Byłaś naszą miękką skórką, milutką rudą wiewiórką
Byłaś z pieca kafelkiem i puszystym ciepełkiem
Byłaś małą łasiczką, małpką i króliczką
Byłaś Blinkcjuszem i Cjuszem
i szczerze przyznać muszę,
że kochałam cię jak dziecko
ty nasza mała Sunieczko
Ogonkiem byłaś, łapeczką, paniuśką i mordeczką
Miśką i Rurecznicą, Sunią i Warczypołnicą
Oczy zraszamy łzami, że nie ma Cię z nami
Tęsknota jest wielka do twego futerka
Elżbieta [dane do wiad. FN]
Komentarze: 0
Wyświetleń: 18432x | Ocen: 4
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie