Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 28023x | Ocen: 6
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
NIEZWYKŁA HISTORIA Z SAI BABĄ
To było dokładnie dziesięć lat temu. Nasz kolega z pokładu Nautilusa w czasie rozmowy ze swoją mamą dowiedział się o jej bliskiej znajomej, która zachorowała na chorobę zbierającą od lat śmiertelne żniwo i uważaną za nieuleczalną. Kobieta ta bardzo bała się śmierci, a jednocześnie niezwykle cierpiała. Rozmowa nagle zeszła na temat, czy można jej jakoś pomóc.
Nasz kolega powiedział wtedy, że w Indiach żyje bardzo dziwny człowiek, który znany jest z tego, że potrafi swoją ponadzmysłową mocą robić przeróżne rzeczy, które są uważane za cuda znane jedynie ze świętych pism. Słyszał także wielokrotnie o tym, że za jego pośrednictwem zdarzały się niezwykłe uzdrowienia, choć takie wydarzenie – jak sam ten człowiek wyjaśniał – musiało mieć swoje uzasadnienie w karmie (czyli przeznaczeniu wynikającego z poprzednich wcieleń) danego człowieka. Nazywał się Sai Baba. Jego znakiem rozpoznawczym był proszek wibhuti, który według relacji świadków Sai Baba tworzył wykonując ruch w powietrzu. Raz w roku Sai Baba wykonywał rzecz zdumiewającą, gdyż wsadzał rękę do pustego dzbana i tworzył proszek wibuthi w takich ilościach, że ten całkowicie przykrywał figurę jednego z hinduskich świętych - Sai Baby ze Shirdi.
/w archiwum FN mamy zapis tego wydarzenia/
Powróćmy jednak do tej intrygującej historii. Tuż po rozmowie ze swoją mamą nasz kolega powiedział, że posiada trochę proszku wibuthi, który pochodził wprost z owego słynnego rytuału Sai Baby. Odrobinę tego proszku przekazał mamie z prośbą, aby ta dała go swojej śmiertelnie chorej koleżance. Przekazał wtedy także bardzo jasną wskazówkę:
- Nie mów proszę nic o tym, skąd jest ten proszek. Powiedz tylko tyle, że pochodzi od człowieka, który w życiu robił absolutnie niezwykłe rzeczy, w tym potrafi uzdrawiać nawet w najbardziej beznadziejnych przypadkach pod warunkiem, że dana osoba może być uzdrowiona i jest to korzystne dla jej karmy, czyli obecnego wcielenia. Nie tłumacz jej proszę, o co chodzi… I absolutnie nie wymieniaj słowa „Sai Baba”, gdyż wtedy może wstukać w wyszukiwarkę jego imię i wyskoczą jej setki stron opluwających tego człowieka… Niech tylko wie tyle, że ten proszek pomoże jej skontaktować się z tym człowiekiem i poprosić go o pomoc. I nie mów nic więcej!
Ta rozmowa miała miejsce dokładnie dziesięć lat temu. Proszek wibuthi został przekazany dla tej kobiety w małej, celofanowej torebce. O sprawie nasz kolega dawno zapomniał.
19 sierpnia 2014 roku (czyli wczoraj – tekst jest pisany 20.08.2014 przyp. Red.) do naszego kolegi zadzwoniła jego mama i opowiedziała mu o niezwykłej rozmowie telefonicznej, jaką przed chwilą odbyła. Zadzwoniła bowiem jej koleżanka, która dziesięć lat temu poradziła sobie z tą chorobą. Powiedziała jednak coś, co naprawdę może przyprawić o ciarki na plecach… Otóż jej zdaniem jej cudowne wyzdrowienie absolutnie zawdzięcza jakiemuś „hindusowi”, który nagle zmaterializował się tuż obok niej i następnie nachylił się nad nią!
Według jej relacji było to tak:
Kiedy odebrała torebkę z proszkiem wibuthi od mamy naszego kolegi przyszła do domu. Był dzień, jasno na zewnątrz. Była wtedy sama w pokoju. Dziwny proszek wydawał się jej zagadkowy, ale ponieważ przypominał popiół, zaś człowiek chory chwyta się każdego sposobu na wyleczenie, postanowiła go po prostu wziąć na czubek języka i popić szklanką wody. Była jego tak mała ilość, że była pewna, że nie będzie żadnych skutków ubocznych. Siedziała na krześle, poprosiła człowieka który „stworzył ten proszek” o pomoc (miała wtedy bardzo silny ból), wzięła odrobinę proszku do ust i następnie wypiła trochę wody ze stojącej na stole szklanki. I nagle stała się rzecz niewyobrażalna: przed nią nagle zmaterializował się - jak to opisuje – „jakiś hindus”. Nie był ani półprzezroczysty, ani „otoczony mgłą” – po prostu stanął przed nią nagle bardzo dziwny człowiek. Patrzył się na nią niesłychanym wzrokiem, a następnie pochylił się nad nią i… w ułamku sekundy zniknął! W tej samej chwili zniknął potworny ból, który ta kobieta odczuwała.
Tu jedna ważna uwaga – nie wiedziała ona, jakiej narodowości jest człowiek, od którego dostała proszek! Nie ma więc najmniejszej szansy, aby „zasugerowała się” itp. Minęło dziesięć lat i teraz po tak długim czasie postanowiła opowiedzieć o tej zdumiewającej historii. O niezwykłym pojawieniu się „dziwnego hindusa” wiedziała tylko jej najbliższa rodzina. Chowała tę tajemnicę przed innymi w obawie przed ośmieszeniem i potraktowaniem przez nasze tolerancyjne społeczeństwo jako „nawiedzonej”. Historię tę usłyszał nasz kolega i postanowiliśmy ją natychmiast przekazać naszym czytelnikom.
Sai Baba zmarł 24 kwietnia 2011. Na jego temat pisaliśmy wiele razy, gdyż po audycji o nim wyemitowanej w Radiu Zet w 1998 roku wydarzyły się tak zdumiewające rzeczy, że do tej pory nasz kolega prowadzący tę audycję uważa to za „najbardziej silne doświadczenie pozazmysłowe, jakie kiedykolwiek miał w swoim życiu”. Namawiamy go, aby opowiedział o tym publicznie, ale cały czas powtarza, że „jeszcze nie jest ten czas, ale on nadejdzie”.
Kiedy wstukacie hasło „Sai Baba” w wyszukiwarkę, wyskoczą wam setki stron opluwające postać Sai Baby. Dowiecie się, że był oszustem, kuglarzem, że proszek sypał mu się z „ukrytych kieszeni”, że był zwykłym złodziejem, molestował małe dzieci, handlował narkotykami i tak dalej i tak dalej – możecie wypisywać tutaj wszystkie najgorsze rzeczy świata, jakie tylko przyjdą wam do głowy.
To wszystko jest w internecie, ale jednocześnie jest nasze osobiste doświadczenie z energią Sai Baby. To, że ten człowiek z dziwną fryzurą afro miał jakąś boską moc – jest poza dyskusją. To, że jego filozofia zmieniła wiele ludzi i uczyniła ich po prostu lepszymi ludźmi – jest także poza dyskusją. Od wielu lat wiemy, że tylko własne poznanie pozwala sobie wyrobić na dany temat zdanie, a kierowaniem się „wyszukiwarką google” jest po prostu absolutnym błędem, gdyż wiele osób prowadzących na przykład religijne krucjaty w obronie dogmatów swojej wiary jest gotowych na wszystko… dosłownie na wszystko.
Poprosiliśmy naszego kolegę o napisanie kilku słów na zakończenie tego tekstu. Oto ten tekst:
[...] „Historia opowiedziana wczoraj wieczorem przez moją mamę wstrząsnęła mną, gdyż naprawdę można wykluczyć kłamstwo ze strony jej koleżanki… Ja mogę jednak powiedzieć inaczej. W swoim życiu kilka razy widziałem UFO, do mojego domu kiedyś przyszedł duch po spotkaniu z egzorcystą, widziałem także ducha zmarłego mężczyzny w jeszcze innych okolicznościach. Wszystkie te wydarzenia jednak bledną wobec tego, co miałem okazję doświadczyć w związku z energią Sai Baby. Wiem, ile najgorszych oszczerstw jest pisanych na jego temat w internecie, ale na swój temat także kiedyś czytałem rzeczy tak straszne, że nie mogłem uwierzyć w to, co czytam… Mogę oceniać postać Sai Baby tylko i wyłącznie przez moje osobiste doświadczenie. Powtarzam z całą mocą: to nie była ludzka energia, lecz boska. Nie dbam o to, co ludzie sobie o tym pomyślą, jestem już w takim wieku, że przestałem na to zwracać uwagę… Przyjdzie moment, kiedy o moich osobistych doświadczeniach z tą potężną bez wątpienia energią opowiem więcej. Teraz jeszcze nie jest ten czas – proszę mi to wybaczyć.”
Baza FN, środa 20 sierpnia 2014
Uwaga! W tej sprawie ukazał się wpis w naszym "Dzienniku Pokładowym". Tekst można przeczytać po kliknięciu na link poniżej:
PRZEJDŹ DO TEKSTU "HISTORIA KOLEŻANKI MOJEJ MAMY" KLIKAJĄC NA LINK!
Komentarze: 0
Wyświetleń: 28023x | Ocen: 6
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie