Dziś jest:
Czwartek, 28 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6942x | Ocen: 10
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5
Mothman - dziwna obserwacja. Mit czy... fakt?
Mityczny "Człowiek Ćma" (ang. Mothman) to wg relacji tajemniczy stwór przypominający człowieka ze skrzydłami, który zwiastować miał zazwyczaj tragiczne w skutkach wydarzenia. Legenda prawdopodobnie narodziła się w Stanach Zjednoczonych, gdzie wg. relacji mieszkańców tajemnicza postać była widywana tuż przed wydarzeniami, które zaliczyć można następnie do tragicznych - takich jak zawalenie się mostu, czy trzęsięnie Ziemi. Wokół Mothmana urosła legenda, na tyle duża, że postać ta zapisała się w zbiorowej świadomości, niczym legendarne Yeti, czy wysysająca krew domowym zwierzętom chupacabra.
(źródło: Google Images)
Czy Mothman istnieje naprawdę, czy jest to wynik samopowtarzającej się legendy? Nie mnie to oceniać, mimo tego chciałbym opowiedzieć pewną historię, bo artykuł ten w zamierzeniu ma być przede wszystkim opisem czegoś, co wydarzyło się kilka lat temu w moim życiu i co można - przynamniej porównawczo - połączyć z historią owego mitycznego Człowieka Ćmy.
Wszystko to odbyło się pewnego jesiennego wieczora, dokładnie 11 lat temu, bo w 2005 roku. Data dla mnie pamiętna, tak jak i cała ta historia, której wytłumaczyć nie udało mi się do dziś.
Był wieczór, okolice godziny 22-ej, gdy spacerowałem ze swoją ówczesną narzeczoną. Szliśmy doskonale utartą już trasą, gdyż odprowadzałem dziewczynę do jej domu w centrum miasta i również w centrum miasta cała sytuacja miała miejsce. Trasa jak trasa, często przez nas pokonywana, bo łącząca nasze domy oddalone od siebie o jakieś 2.5 kilometra. Po środku tej trasy, w miejscu, o którym mowa mieliśmy pewien "rytuał" - mianowicie zatrzymanie się na papierosowego dymka na mroźnym powietrzu. Tak też i zrobiliśmy tym razem. Zatrzymaliśmy się na moment i nagle naszą uwagę zwróciło coś niebywałego. Nasze głowy jednocześnie obróciły się w niebo, tak jakby zostało to coś zaobserwowane jedynie "kątem oka". Dostrzegliśmy szybki, ale i ogromny obiekt przelatujący tuż obok stojącego obok wieżowca. Wieżowiec ten tak swoją drogą to dość charakterystyczny w moim mieście punkt, gdyż mieści się w nim poczta i jest położony praktycznie w samym centrum. O tym jednak za chwilę, bo wróćmy do tamtej chwili.
(miejsce wydarzenia na Google Maps)
Pierwszymi naszymi reakcjami były "widziałeś/widziałaś?" - wypowiedziane praktycznie jednocześnie. Pewne więc już było, że coś nad blokiem istotnie przeleciało i że nie było to jedynie przywidzenie. To coś wleciało za wieżowiec (mniej więcej na wysokości ostatniego piętra/dachu) więc siłą rzeczą patrzyliśmy się już od teraz w tym kierunku dalej z myślą, że może wyleci z drugiej strony. To było ogromne i mimo, iż to była jedynie chwila obserwacji - widok, który jedynie samym ruchem zwrócił naszą uwagę, to oboje zgodnie stwierdziliśmy, że to było naprawdę ogromne, zdecydowanie większe niż ptak, których notabene już o tej porze roku za dużo tutaj nie było.
(wieżowiec, za którym zniknęło "to coś", widok z mojej perspektywy z wtedy - staliśmy tutaj na chodniku, obok latarni)
Co to było? Batman w środku miasta? Może to śmieszne, ale nawet taka absurdalna myśl przeszła mi przez głowę. Staliśmy więc dalej ze wzrokiem skierowanym w górę i zastanawialiśmy się co to mogło być. Może latawiec? Ale kto o tej porze puszcza latawce? Na ptaka to było definitywnie zbyt duże. Po pewnym czasie chyba postanowiliśmy dać sobie spokój i ruszyliśmy dalej. Nie wiem, czy nawet zdąrzyliśmy poczynić ze dwa kroki, gdy to coś pojawiło się nagle ponownie, wyleciało zza bloku z drugiej strony, zrobiło w powietrzu "kółko", po czym zniknęło - nie pamiętam już, czy za blokiem, czy po prostu rozpłynęło się w ciemności nieba. Tym razem jednak widzieliśmy to jak na dłoni i świadomie obserwowaliśmy przez te kilka sekund zanim zniknęło. Tym razem przytoczony ze śmiechem Batman nie wydawał się już nam, aż takim absurdem jak jeszcze przed chwilą. A to dlatego, że to coś naprawdę dokładnie tak wyglądało. Wyglądało jak człowiek z rozpostartymi "skrzydłami".
(rozrysowana sytuacja)
Czarny, ciemny, można powiedzieć sama sylwetka, a jednak w ruchu, więc pomimo ciemności ta sylwetka była widoczna. Żadnych czerwonych oczu, nic z tych rzeczy, po prostu ogromna czarna sylwetka, przypominająca wizualnie właśnie wspomnianego już filmowego człowieka-nietoperza. Na oko postać ta miała ponad 3 metry szerokości (z rozpostartymi skrzydłami). Rozmiar tego było dość łatwo ocenić, bo przelatywało to mniej więcej na wysokości ostatniego piętra, stąd był tutaj bardzo dobry punkt odniesienia. Nie mógł to być ptak, nie te rozmiary i nie ta sylwetka. Ale o ptaku za chwilę, bo i takiego wytłumaczenia szukałem.
Otóż pierwszym najracjonalniejszym wyjaśnieniem jakie starałem sobie ułożyć w głowie była ucieczka z ZOO. W pobliskim ZOO, w ogromnej klatce mamy tutaj kondora wielkiego.
(Kondor Wielki w płockim ZOO, ptaszysko jest ogromne)
Pomyślałem więc, że być może jakimś cudem to właśnie to ogromne ptaszysko uciekło z klatki i że to właśnie je widzieliśmy. To była najsensowniejsza opcja, gdyż żaden inny ptak o tak gigantycznych rozmiarach nie przychodził mi do głowy. Po dotarciu do domu, jak i podczas kolejnych dni sprawdzałem, czy nie ma żadnych informacji o jakimś incydencie w ZOO. Nie było - kondor tak jak sobie siedział w klatce, tak siedzi do tej pory. Co to więc było? Nie wiem do dziś, choć minęło już tyle lat. Jest to zarazem jedna z tych sytuacji, po których człowiek zachodzi w głowę i nie jest sobie w stanie racjonalnie wyjaśnić tego, czego był świadkiem. Może byłoby prościej, gdybym był wtedy sam i nie miał drugiego świadka w postaci swojej dziewczyny. Zrzuciłbym to na barki, że pewnie mi się przywidziało i poszedł wtedy dalej, ale było nas dwoje, więc obserwacja była jak najbardziej realna.
(źródło: Google Images)
Co to ma teraz wspólnego z Człowiekiem Ćmą? Otóż czytając relacje wszystkich tych ludzi, którzy o Monthmanie pisali, zdaje się, że postać wizualnie okazuje się bardzo podobna do tego, czego świadkiem byłem w 2005 roku. Brakuje tu oczywiście takich "dodatków" jak świecące na czerwono oczy (które zapewne są fantazją autorów), czy też przejście jakiegoś późniejszego kataklizmu przez miasto. Chodzi mi jedynie o podobieństwo samej sylwetki, która do złudzenia przypominała właśnie coś w rodzaju człowieka ze skrzydłami.
I tak oto relacje, od których zaczęła się legenda Mothmana przedstawiają go jako ponad 2-metrowego człowieka ze skrzydłami, o czarnej sylwetce i z wielkimi świecącymi, czerwonymi oczami. Pierwsze z tych relacji jak wspomniałem na początku artykułu pochodzą z USA, a konkretnie z Zachodniej Wirginii i okolic rzeki Ohio. Zaczyna się to wszystko w 1966 roku, w którym rzekomo ponad 100 osób było świadkami pojawienia się tej dziwnej postaci. John Keel, autor książki o Mothmanie opisuje jedną z relacji tak:
- Te jego oczy! - relacjonowała - Były okropnie czerwone, a kiedy skupiły się na mnie, nie mogłam przestać się w nie wpatrywać. To cud, że nie doszło do wypadku!
Jeszcze inna osoba, której relacje spisał Keel opisała Mothmana tak:
- Mothman stał na trawniku tuż przy ganku. Był wysoki. Miał duże czerwone oczy i bardzo "zabawną" twarzyczkę. Nie miał żadnego dzioba. Przerażona krzyknęłam i uciekłam do domu. Mój szwagier wybiegł, aby sprawdzić, co się stało, ale stworzenia już nie było.
Co ciekawe, istnieją też relacje kilku pilotów samolotów, którzy zarzekali się, iż widzieli wspomniane stworzenie w powietrzu na wysokości ok. 100m. Według ich relacji stworzenie było ogromne i bardzo zwinne. Na tyle zwinne, że nie udało się im go dogonić.
Relacji o Mothmanie zebrano wtedy dość dużo. Inną sprawą jest to, że miasteczko Point Pleasant, od którego wszystkie te relacje się zaczęły zamieszkane było w tamtym czasie przez w większości wierzącą społeczność. Jak wspominał Keel:
- Więcej tam kościołów, niż domów mieszkalnych.
(źródło: Google Images)
Biorąc to pod uwagę, można wysnuć hipotezę, że duża ilość z tych opisów może być, nazwijmy to "ubarwiona", gdyż nierzadkim zjawiskiem było wśród relacji porównywanie Monthmana do postaci blisko związanych z religią. Niektórzy z ludzi widzieli w nim wręcz samego diabła. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeka Ohio i jej okolice to nie jedyne miejsce, gdzie ową tajemniczą postać podobno zaobserwowano. Smaczku temu wszystkiemu dodają relacje, wg których pojawianie się Mothmana skorelować można z obserwacjami na niebie obiektów UFO oraz z wizytami tajemniczych "facetów w czerni", którzy pojawiali się w domach świadków i "dyplomatycznym językiem" prosili o zachowanie milczenia. Ciekawą sprawą jest też fakt zapowiadania katastrof, o którym wspomniałem na początku artykułu. Otóż wiele ludzi wiąże pojawianie się owej tajemniczej postaci z kataklizmami, które następnie nawiedzały rejony, w których się ona pojawiła.
I tak oto - 15 grudnia 1967 doszło do zawalenia się mostu na rzece Ohio, w wyniku czego śmierć poniosło 46 osób. Samo zawalenie się mostu tak naprawdę związane było bardziej z przestarzałą konstrukcją, aniżeli z jakimiś tajemniczymi siłami, jednakże wiele osób połączyło ten fakt z wcześniejszymi obserwacjami "Człowieka Ćmy". O historii tej w 2002 roku nakręcono nawet film.
Film nosi tytuł "Mothman Properties" (u nas: "Przepowiednia"), a postać Johna Keel’ego (zmienionego tutaj na Johna Kleina) zagrał w nim Richard Gere.
I w zasadzie cała historia Mothmana w Point Pleasure kończy się na tamtych wydarzeniach (choć niektórzy jeszcze wspominają o klątwie, która miała spaść na osoby związane z opisywaniem wydarzeń mających tam miejsce, w tym i na ludzi odpowiedzialnych na realizację wspomnianego filmu z Richardem Gere'em). Niezależnie od tego ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile wymyślonych historii to na świecie wciąż są ludzie, którzy zarzekają się, iż byli świadkami pojawienia się tej tajemniczej istoty. Świadkiem pojawienia się "czegoś" bardzo podobnego do opisu byłem i ja, więc kto wie, wszak w każdej legendzie jest jakieś ziarnko prawdy.
A może i ktoś z Was widział w swoim życiu coś podobnego?
Jeśli tak - opiszcie swoją historię i przyślijcie na pokład Nautilusa.
Adres FN: nautilus@nautilus.org.pl
MS, FN
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6942x | Ocen: 10
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 4/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie