Dziś jest:
Środa, 27 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 8100x | Ocen: 17
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
NASI BRACIA MNIEJSI – HISTORIE Z ŻYCIA
Są naszym wielkim wyrzutem sumienia – nasi „bracia mniejsi”, czyli otaczające nas zwierzęta, które większość ludzi traktuje jak "żywe przedmioty". Obcy przybywający na Ziemię w pojazdach UFO podczas Bliskich Spotkań Trzeciego Stopnia z ludźmi wielokrotnie im sygnalizowali, że dopóki ludzkość nie dostrzeże w zwierzętach takich samych istot duchowych jak ludzie, to nigdy nie pozbędzie się wojen i chorób. Mechanizm tej tajemniczej zależności pozostawimy na oddzielną publikację, gdyż tylko pozornie – możecie nam wierzyć! – te rzeczy nie mają związku. Mają i to zasadniczy!
Ostatnio w naszym dziale XXI PIĘTRO było kilka wzruszających historii o zwierzętach, które przysłali nasi czytelnicy. W ciągu ostatnich dni dostaliśmy kolejne, a trzy z nich postanowiliśmy zaprezentować w tym tekście.
Jeden z naszych czytelników zwrócił nam uwagą na książkę "Return to Life - extraordinary cases od children who remember past lives" (w tłum. Powrót do życia – niezwykłe przypadki dzieci pamiętających swoje poprzednie życie), której autorem jest Jim B. Tucker. Natychmiast ją zamówiliśmy w Amazon.com i już „do nas idzie”. Autora znamy i cenimy od dawna, a jego wnioski wynikające z analizy wspomnień dzieci pamiętających poprzednie wcielenia są zgodne w 100% z naszymi. Kiedy otrzymamy tę książkę, to oczywiście napiszemy recenzję w naszym serwisie. Już teraz warto przedstawić jeden przypadek opisany w niej przez Jim B. Tucker`a.
Chłopiec z Tajlandii o imieniu Delavong w wieku trzech lat opowiedział swoim rodzicom zdumiewającą historię związaną z jego ojcem Hiyu. Stwierdził, że swojego ojca poznał w poprzednim życiu, kiedy to… był wężem, a jego obecny ojciec go zabił i zjadł. Delavong szczegółowo opowiedział, jak Hiyu jako młody mężczyzna wytropił go (jako węża!) z pomocą dwóch psów, a potem zabił, upiekł i zjadł. Wydarzyło się to przed narodzinami malca. Wszystkie te zdarzenia zostały potwierdzone przez Hiyu zdumionego precyzją opisu swojego syna, który znał nawet najbardziej szczegółowe momenty tego polowania.
W obecnym życiu dziecko ma ślad po dawnej historii – od urodzenia zmaga się z bardzo rzadką chorobą genetyczną, która sprawia, że jego całe ciało się łuszczy i przypomina skórę węża. Czy wierzymy w tę historię? Wierzymy w stu procentach, gdyż w naszym Archiwum FN mamy bardzo podobne przypadki przejść dusz ze świata zwierząt w świat ludzi. Osoby śledzące nasz serwis na pewno pamiętają historię sprzed wielu lat o dziecku z Radomia (wydarzenia miały miejsce we wczesnych latach 80-tych), które dokładnie pamiętało swojego życie jako ukochanego kota rodziny. Chłopiec dokładnie opisał bardzo osobliwą śmierć kotka, który spadł z balkonu. Takich historii – możecie nam wierzyć – jest znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrażać.
Czas na wybrane przez nas trzy historie przysłane do nas w ciągu ostatnich kilku dni. Na początek historia, która wprawiła nas w zdumienie. Nie mieliśmy do tej pory niczego podobnego, ale zapisaliśmy ją w naszym Archiwum FN jako ważny ślad „czegoś, z czym do tej pory się nie spotkaliśmy”.
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Sunday, March 19, 2017 11:00 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Awans inkarnacji
Witam załogę okrętu.
Pisze pierwszy raz, więc się przedstawię - mam na imię [dane do wiad. FN], lat 34, zamieszkały na Kujawach ;) Na wstępnie, jak wiele osób, powiem od kiedy was czytam - od mniej więcej 2006-2007 jak dobrze pamiętam ;) Moja przygoda z dostrzeganiem świata, którego nie widać zaczęła się właśnie w tym czasie. Przypadkiem trafiłem na artykuł o OOBE i oczywiście sam zapragnąłem poszybować. Z każdym kolejnym artykułem mój światopogląd stawał się coraz bogatszy.
[…] Z moją obecną żoną poznaliśmy się w 2004 roku. Wiedliśmy spokojne, beztroskie życie - najpierw u rodziców - każdy u swoich, później zamieszkaliśmy razem. Po kilku latach postanowiliśmy się pobrać i postarać się o potomka. Tak też zrobiliśmy. Do tej pory mieliśmy też psa - był z nami od początku naszej znajomości - zwykły wyjątkowy :)) kundelek. Pies - nie będę zdradzał jego imienia ponieważ było dość charakterystyczne - zwłaszcza w dorosłym życiu był aniołkiem.
W chwili złości przychodził merdając ogonem mówił - uspokój się, wszystko się poukłada - zawsze się układa. Gdy usiadła mu mucha na nosie, patrzał tylko po przyjacielsku... był przyjacielem. 2 lata temu pies przygarnął kota - malutki kociak zaczął łasić się do psa i pies go przygarnął (żona mu w tym pomogła).
No więc kiedy już wiedzieliśmy, że potomek jest w drodze miałem 2 myśli w głowie - że będzie to syn i... że zastąpi on psa, a raczej że jest to nowe ciało dla psa. Te myśli to nie były takie zwykłe myśli jak wcześniej opisałem - to była gdzieś tam w głowie wisząca wiedza. Pewna i wyrazista.
Ciąża przebiegała bez problemu a podczas któregoś badania USG lekarz potwierdził, że będzie chłopak. Psiak miał się dobrze ale w ostatnim miesiącu może dwóch ciąży dało się zauważyć słabnącą chęć do życia.
Pani weterynarz, którą spotkaliśmy gdzieś przypadkiem w tym czasie stwierdziła, że psy tak mają, często wyczuwają nadchodzącą zmianę i łapią doła. W końcu urodził się synek. Pies cały czas był bez chęci do czegokolwiek a po ok 2 tygodniach pogorszyło mu się. Udaliśmy się więc do przychodni. Weterynarz osłuchała i stwierdziła że jest nieciekawie, badania krwi wyszły złe a prześwietlenie płuc wykazało że pies ma bardzo zaawansowane zapalenie płuc. Robiliśmy wszystko aby uratować naszego przyjaciela mimo iż w świadomości wisiała wiedza... Pies dostał antybiotyk, dostawał co dziennie kroplówki - od poniedziałku do piątku, było widać znaczną poprawę. W sobotę na kontroli Pani Weterynarz powiedziała, że osłuchowo jest znacznie lepiej, choć do całkowitego wyzdrowienia jeszcze długa droga. Zresztą po zachowaniu psa było widać, że jesteśmy na dobrej drodze.
W sobotę wieczorem pies zwymiotował i znów mu się pogorszyło. Przetrwaliśmy niedziele, psiak odpoczywał, na trawę wynosiłem go aby się nie przemęczał. W poniedziałek wyglądał nadal źle.
Z samego rana zadzwoniłem do przychodni i umówiłem się na wizytę na 14:00. O godzinie 13:00 przyjechałem z pracy na chwilę do domu. Psiak przywitał mnie merdając ogonem, żona relacjonowała, że wcześniej przyczłapał się do niej do kuchni, pomerdał ogonem i wrócił na swoje miejsce. Był bardzo słaby. ok 13:45 wróciłem po psa aby pojechać z nim do przychodni. Już nie oddychał.
Nie zamknął oczu, spokojnie patrzyły przed siebie.... Wróćmy do synka. Jak to małe dziecko, jest nieświadomie. Uczy się wszystkiego od początku - nawet patrzenia. Nasz synek do tej pory też patrzał, gdzie oczy się skierowały tam patrzał. Był taki nieobecny. Zwyczajnie jak większość 2 tygodniowych dzieci.
Kiedyś gdzieś czytałem relację kobiety która twierdziła, że pamięta moment wejścia do ciała. Czytałem też (chyba w nautilusie) że dusza wchodzi do ciała jeszcze przed porodem. Ta kobieta twierdziła, że pamięta moment wejścia do ciała, że ciało leżało w wózku, po pokoju krzątali się ludzi - później jak opisywała Ci ludzie to jej rodzicie i ciocia, ona patrzała z góry i w końcu jej powiedział, że już czas i że nie ma odwrotu, leciała w góry do tego ciała a sam moment wejścia opisywała jako bardzo bolesny, porównała to do wciśnięcia pomarańczy do butelki po napoju. Bardzo płakała zaraz po wejściu do swojego nowego ciała.
Ta historia przypomniała mi się w 20-30 minut po śmierci psa. Mały spał we wózku i nagle obudził się z krzykiem. Nigdy się tak nie budził a teraz płakał i krzyczał jakby go ze skóry obdzierali. Tego samego dnia wieczorem spojrzał na mnie i patrzał mi prosto w oczy. Trwało to z 10 sekund jak nie dłużej. Od tego momentu był obecny. To już nie było ciało dzidzi tylko żywa istota z blaskiem w oku.
Dziś synek ma 5 miesięcy. Przez ten czas dało się zauważyć kilka cech które posiadał pies. Mimo iż te cechy nie są czymś wyjątkowym i dzieci tak mają to coś mi podpowiada, że nasz pies awansował.
Krótko jeszcze o tym co zauważyłem i zapamiętałem: psu pociły się łapy, małemu zaczęły się pocić rączki jak pies odszedł, pies jak to pies patrzał na mnie jak jadłem cokolwiek - jak to pies, synek jak miał 3 miesiące patrzał jakby mi chciał do talerza wejść, pies nie cierpiał być przykryty - mały też nie lubi, jak mu się uda to się odkopie z kołderki i wtedy mu się najlepiej śpi.
Mam nadzieję, że choć trochę moja historia Was zaciekawi. Niech leży w archiwum, być może się kiedyś przyda.
Pozdrawiam ;)
[dane do wiad. FN]
Kolejna historia związana jest z prawdopodobnym przejściem duszy pieska w kotka, czego ślad zauważył nasz czytelnik. Bardzo ciekawa historia i tym razem musimy powiedzieć, że kilka podobnych do tej opowieści mamy także w naszym archiwum.
[…] Taka krótka historia o reinkarnacji. Kiedyś odszedł mój piesek - duży dog niemiecki, byłam do niego bardzo przywiązana - spędzaliśmy razem dużo czasu, znajomi mówili że był dla mnie jak dziecko. Zachorował na serce w wieku 8 lat lekarze niestety nie pomogli i w maju 2011 roku odszedł. Był to wielki cios dla mnie. Tak się złożyło że po jego śmierci przyszły na świat dzikie małe kotki. Matka urodziła je w pustej stodole w pojemnikach na ziarno. Ona mogła wyskakiwać natomiast kociątka nie. Po dwóch czy trzech tygodniach podłożyłam ręcznik aby koty miały jak wyjść. Nie wszystkie się wydostały. Postanowiłam sama je wyciągnąć - obawiałam się, że zdechną. Zabrałam 4 do domu umyłam z nieczystości i wyszłam na ogród gdzie czekała ich mama, która zaczęła je wołać. Kotki były bardzo szczęśliwe, po kolei zaczęły odchodzić w kierunku matki. Jeden nie chciał iść ale kocica usilnie po niego przychodziła.
Pamiętam jego oczka jak próbował za nią iść ale ciągle się wracał i patrzył na mnie....Przed drzwiami miałam koc wyciągnięty z samochodu na którym podróżował mój piesek. Kotek który poszedł w końcu za mamą na drugi dzień o szóstej rano leżał na tym kocyku sam. Potem często przychodził do domu. Niestety musiałam się wyprowadzić chciałam zabrać kotka ale on już zgrał się z resztą rodzeństwa. Ta historia nie daje mi jednak spokoju i myślę że powinnam zabrać tego kotka gdyż może dusza mojego pieska chciała zostać blisko...
Na koniec historii z udziałem naszym „braci mniejszych” jeszcze jedna, w której powraca ważny temat samobójstw zwierząt. Pisaliśmy o tym w naszym dziale XXI PIĘTRO, a rzecz dotyczyła kotka.
https://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,480.html
Tym razem opis dotyczy ptaka.
Witaj Nautilusie :)
Po przeczytaniu artykułu o domniemanym samobójstwie kotka chciałem opisać krótko historię, której sam byłem świadkiem parę lat temu:
w mieście wychodząc z psem na spacer na taką jakby polankę usytuowaną pomiędzy bardzo ruchliwą arterią komunikacyjną a torami tramwajowymi z drugiej strony dostrzegłem, a właściwie pies dostrzegł i od razu podleciał do rannego ptaszka- chyba był to jakiś ptak z rodziny krukowatych ew. gołąb (dokładnie nie pamiętam). Otóż został on fatalnie potrącony najpewniej przez jakiś samochód i się doczłapał na tę polankę. Nie mógł fruwać tylko się posuwał wlekąc połamane i krwawiące skrzydełko, był bardzo przestraszony psa i mnie, dlatego zabrałem psa i samemu się za bardzo nie zbliżałem do niego. Uraz wyglądał beznadziejnie i ptak nadawał się moim zdaniem do uśpienia niestety :(( Zostawiłem go zabierając do domu psa z myślą powrotu samemu do niego i ew. telefonu do jakiś służb by mu skrócić cierpienie, bo szansy na wyleczenie przy takim wręcz niemal oderwaniu skrzydła, nie było moim zdaniem.
Jakie było moje zdziwienie, gdyż ptaka nie było tam tylko ślady krwi, które prowadziły... na tory tramwajowe, gdzie został już rozjechany całkowicie przez tramwaj. Co więcej- musiał położyć się na samej szynie sądząc po jego znalezionych szczątkach :(((
Jestem prawie pewien, że popełnił samobójstwo unikając męczarni po wcześniejszym potrąceniu...
Pamiętam swój płacz (nawet teraz opisując to lecą mi łzy znowu), choć z drugiej strony jest też i ulga, patrząc na to z perspektywy niekończącego się cyklu życia i śmierci, co zwierząt też dotyczy...
Pozdrawiam ciepło wszystkich oficerów z kapitanem na czele naszego Nautilusa oraz wszystkich czytelników,
majtek Ebi :)
I jeszcze dla wszystkich miłośników "naszych mniejszych braci" - film z Archiwum FN.
Komentarze: 0
Wyświetleń: 8100x | Ocen: 17
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 5/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie