Śr, 17 sie 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Duchowny miał w sobie nieziemską MOC!
Kim był ten człowiek?!
Dowiedziałem się od mojego znajomego zakonnika o pewnym proboszczu spod krakowskiej parafii, (lata osiemdziesiąte) który posiada niesłychaną wiedzę i umiejętności paranormalne. Ponieważ byłem bardzo ciekawy, poprosiłem więc o spotkanie się z nim. Nie minęło parę dni, jak z moim drogim znajomym zakonnikiem pojechaliśmy do tajemniczego proboszcza. Autobus zawiózł nas niemal pod same drzwi. Niestety nie zastaliśmy proboszcza. Okazało się, że chodził w pobliskim lesie i modlił się. Po godzinie oczekiwania zobaczyliśmy postać, która wychodzi z zarośli. To był on. Przywitaliśmy się serdecznie. Zaprosił nas na plebanię. Już w progu pokoju odwrócił się do mnie i powiedział: "w młodości przeżyłeś śmierć kliniczną przy operacji na wyrostek". Byłem zaszokowany! Nie mogłem zaprzeczyć, ponieważ tak właśnie
było. To mnie bardzo podbudowało i zrozumiałem, że nie mam do czynienia ze zwykłym kapłanem. Zasiedliśmy przy jednym stole. Zacząłem więc zadawać pytania, a on chętnie odpowiadał. Pytania dotyczyły historii jego życia, powstania kościoła w którym pełni funkcję proboszcza, aż po kosmos i reinkarnację. Opowiadał o swoich zdolnościach, jak to hipnotyzował swoich kolegów księży, którzy nie wierzyli na początku w jego możliwości.
Powiedział też, że miał objawienie Matki Bożej, która kazała mu zbudować w tym miejscu kościół. Tak też uczynił.
Do proboszcza przybywały pielgrzymki chorych. Posiadał wyjątkową zdolność rozpoznawania chorób, stawiania diagnoz i podawania odpowiednich lekarstw. To były fakty. Już po nas czekało parę osób w kolejce. Ponieważ przyjechałem z zakonnikiem, poświęcił nam więcej czasu. Poprosiłem, aby pokazał mi jakąś sztuczkę, gdyż słyszałem, że ksiądz potrafi. Bardzo proszę - odpowiedział. Położył na ręce paczkę zapałek i ku zdumieniu, nagle pudełko lewitowało w rożnych kierunkach. Poruszało się całkiem samodzielnie. Spytałem, jak to ksiądz robi? A on odrzekł: siłą woli. Potem dał mi pieniążek do reki i kazał go wrzucić do pustej szklanki. Jak kazał tak uczyniłem. Trzymałem pieniążek w palcach i wrzucając go do środka, usłyszałem brzdęk uderzającego metalu o dno. Ale zaraz się zorientowałem, że wcale nie wrzuciłem go do szklanki, bo leżał obok niej. A szklanka pozostała pusta. To mnie zupełnie zaskoczyło. Przecież to niemożliwe proszę księdza!!! Krzyknąłem. A on tylko się uśmiechał. Umiał załamywać światło, jak się później okazało.
Spytałem w końcu o cywilizacje pozaziemskie, gdyż wiedziałam, że coś na ten temat wie. Odpowiedział: Nie tak dawno byli u mnie. W moim pokoju. Wylądowali na podwórzu. Kształt statku podobny był do spłaszczonej kuli, o kolorze pomarańczowo czerwonej. Przyszli do mojego pokoju. Rozglądali się. Na stoliku stała malutka rakieta. Brali ją do reki i coś do siebie mówili. Na zakończenie wizyty dawali znać, że jeszcze tu przylecą. Historyjka jak z baśni. Ale najprawdziwsza. Czy wierzy ksiądz, że żyją inne istoty w kosmosie? Zapytałem. Naturalnie, jest ich całe mnóstwo. Przy każdej gwieździe są planety a tam życie i cywilizacje. Byłem zdumiony i oszołomiony tą wypowiedzią.
Zadałam też proboszczowi pytanie o reinkarnację, czy ona istnieje. Naturalnie, że istnieje. Ale ludzie źle ją rozumieją. Jest to Wielkie Miłosierdzie Boże, że można powtórzyć życie, wracając do tego czyśćca jakim jest życie na Ziemi. O tym wiedzieli wszyscy wielcy święci. Lecz oficjalnie nie mogli o tym mówić, ponieważ Kościół inaczej w tym czasie nauczał.
Przekazywali to jedynie bliskim przyjaciołom. Jeśli ktoś doszedł do człowieczeństwa, wykonał ogromna pracę, podjął straszny wysiłek duchowy, aby otrzymać ludzkie ciało. Dusza w ludzkim ciele nie wraca do ciał zwierząt, ponieważ z nich wyszła. Idzie coraz wyżej. Kto jednak źle przeżyje życie, uczyni wiele doświadczeń, które nie wzniosą go dalej i wraca na Ziemię lub inną planetę w kosmosie, by uczyć się dalej zdobywać miłość.
Dodał: Dlatego "Jezus przeszedł przez Ziemie dobrze czyniąc" - jak mówi Pismo św., ale On przeszedł przez wiele Ziem w kosmosie, nie tylko żył na naszej. Ponieważ On kocha wszystkie swoje dzieci. Niemniej o naszą Ziemię ociera się wiele dusz. Jest kolejka w oczekiwaniu na wcielenie się w ciało człowieka. Jeśli jednak dusza osiągnie niebo, nigdy już nie powraca do kosmosu materialnego. Całą wieczność poznaje nieskończony świat duchowy.
Tą odpowiedzią byłem bardzo poruszony i ogromnie zaskoczony. Zadawałem jeszcze wiele pytań z tym związanych.
Osobiście czytałem Pisma duchowe wschodu, aby być zorientowany w tematyce reinkarnacji. Ale proboszcz zaskoczył mnie całkowicie. Posiadał ogromną wiedzę na ten temat.
Spytałem: To wobec tego dlaczego Kościół o tym nie mówi?
Nie mówi - odparł - bo to wina zamknięcia i konserwatyzmu Kościoła. Ta wiedza kiedyś była powszechna. Ale nie martw się - dodał - wszystko zostanie przywrócone. Jeszcze za twego życia ten proces przywracania zostanie rozpoczęty. Zacznie się to wtedy, kiedy się trochę zestarzejesz.
Co się jeszcze potem dowiedziałem, że Karol Wojtyła dobrze znał proboszcza. Wiedział o jego niesamowitych zdolnościach. Kiedy przybył do Polski ze swoją apostolska pielgrzymką, nagle w Krakowie zaniemógł. Wysiadło gardło,
całkowita chrypka uniemożliwiła mu głoszenie Słowa Bożego. Nocą, samochodem bez obstawy, podwieziono Papieża do proboszcza, aby mu zaaplikował lekarstwo na gardło. I tym sposobem Papież szybko wyzdrowiał.
Niestety proboszcz parę ładnych lat temu zmarł. Zakonnik, z którym byłem u niego nadal żyje i utrzymuję z nim kontakty.
Dziś z perspektywy czasu, widzę jak w Kościele się zmienia na lepsze. Jest znaczna poprawa w podejściu do zagadnień teologicznych, mniej konserwatyzmu, przyznanie się Kościoła do licznych błędów, wręcz grzechów. A uczynił to publicznie Jan Paweł II. I za to mu jestem ogromnie wdzięczny.
Wiesław Matuch
Śr, 17 sie 2005 00:00
Autor: FN, źródło: FN
* Komentarze są chwilowo wyłączone.