Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 973x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
LOT DO SMOLEŃSKA WYKAZUJE OGROMNE PODOBIEŃSTWO DO WCZEŚNIEJSZEGO LOTU.. WŁADIMIRA PUTINA!
W rocznicę tego tragicznego wydarzenia przedstawiamy ciekawy tekst, który napisała nasza koleżanka z pokładu okrętu Nautilus pisząca pod nickiem Margo11. Postanowiliśmy opublikować ten materiał, gdyż nikt (a przynajmniej my o niczym takim nie wiemy) nie wskazał na nieprawdopodobne podobieństwa obu lotów. Trzeba powiedzieć jasno – Putin miał naprawdę wiele szczęścia…
Autor: Margo11
Dwa loty Putina i Kaczyńskiego: intrygujące koincydencje
Podobną katastrofą lotniczą najwyższych rządowych oficjeli, jak ta polska w Smoleńsku z 2010 roku, mogła się zakończyć wyprawa Władimira Putina z małżonką do Gudermesu w Czeczenii. W Sylwestra 1999/2000 roku postanowił on w dwa samoloty – w drugim byli dziennikarze i artyści – odwiedzić rosyjskich żołnierzy, stacjonujących na terenach objętych wojną. W relacji kapitana samolotu zdumiewają liczne podobieństwa do tragicznego lotu Marii i Lecha Kaczyńskich, który dekadę później przypłacili życiem: kraj, wojskowe maszyny, mgła, interweniujący w kokpicie generał, dwa samoloty i próby odejścia na drugi krąg…
„Po całym dniu lotów zaczęliśmy przygotowywać się do święta – opowiada pułkownik 148. Pułku Kaspijskiego, prosząc o niepodawanie nazwiska. – Choinkę zdobimy, stół nakrywamy, szampana tylko brakuje. Aż tu o ósmej wieczorem przychodzi rozkaz, żeby całym zastępem lecieć do Machaczkały. Tam nam wyjaśniają, że mamy dostarczyć do Gudermesu pełniącego obowiązki prezydenta z żoną i artystami. Ależ robótka… Przecież nasze maszyny nie są przystosowane do przewozu pasażerów, tym bardziej takich! Cóż robić, coś tam podmietliśmy, kurz strzepnęliśmy, siedzenia przetarliśmy na wszelki wypadek i akurat goście się pojawili. Mnie przypadł Putin z małżonką i ochroną, artyści mieli polecieć z kolegą. Towarzyszyły nam bojowe MI.
Gdy tylko się wznieśliśmy, otoczyło nas mleko. Tak na Kaukazie bywa, z minuty na minutę mgła choć oko wykol. Samoloty bojowe odprawiłem od razu z powrotem. Ładna historia – myślę – bez osłony, nocą, nad terenem walk, w absolutnej mgle leci głowa państwa nie tylko z żoną, lecz także z walizeczką jądrową. I ja za to wszystko odpowiadam. Dolatuję do Gudermesu, a tam nie widać nic. Ani sygnału, ani płomyczka – gdzie lądować? Melduję ochronie, że wracamy do Machaczkały, bo ryzykować nie mam prawa. A tu do kabiny stuka jakiś generał i oznajmia, że Putin każe lądować w Gudermesie. No, to drugi raz zataczam koło i dalej nic nie widzę.
Melduję pasażerom, że jesteśmy zmuszeni zawracać. Na to przez generała oznajmiają mi ponowny rozkaz Putina: »Lądować!«. Odpowiadam: »Na pokładzie dowódcą jestem ja, i ja lepiej wiem – lądować czy nie lądować«. Po chwili generał wraca i znowu: »Putin nalega na wypełnienie rozkazu«.
Na to drugi pilot zdejmuje hełm i posyła w kierunku pasażerów potężna wiązankę, wyjaśniając, że sam Pan Bóg by tu nie lądował. To wyczerpujące wyjaśnienie doleciało chyba gdzie trzeba, bo więcej rozkazu nie powtórzono. Patrzę na zegar i widzę, że Nowy Rok będziemy witać na wysokościach, o czym podróżnych zawiadamiam.
Proszą, żeby im włączyć światło. Hmm… Tylko tyle? Jakby to był autobus albo choinka w girlandach. Doprawdy aż się rumienię ze wstydu, w jakich to warunkach będzie witać taką wspaniałą datę głowa państwa. Ale cóż poradzę? Oświetlenia nie przewidziano. A tu nowe utrapienie: na minuty przed wybiciem północy wyjaśnia się, że moi pasażerowie mają szampana, ale nie mają szklanek. Czuję, jak włosy pod hełmem stają mi dęba: kryształowych kielichów na pokładzie też nie przewidziano. Drugi pilot wygrzebał ze schowka dwie plastikowe szklaneczki, niestety nie sterylnie czyste.
Jak się to skończyło? Tuż przed Machaczkałą przekazano nam do kabiny butelkę szampana z wyrazami wdzięczności od Władimira Władimirowicza”.
Być może gdyby kapitan polskiego Tu-154 Arkadiusz Protasiuk wykazał się podobną stanowczością i rozsądkiem, jak dowódca rosyjskiego samolotu, nie doszło by do tragicznej śmierci 96 osób.
Tymczasem świeżo namaszczony wówczas przez Borysa Jelcyna na prezydenta Putin z małżonką i towarzyszącymi mu oficjelami dotarł lądem do komandosów, zdrętwiałych od chłodu, o trzeciej nad ranem. Złożył im noworoczne życzenia a najlepszym wręczył pamiątkowe noże z wezwaniem, by znaleźli dla nich właściwe zastosowanie. Znaleźli je 14 lat później podczas wojny hybrydowej we wschodniej Ukrainie i aneksji Krymu…
Wszystko wskazuje na to, że odbywające się właśnie w Rosji wybory ponownie wygra Władimir Putin (tekst był pisany przed wyborami w Rosji, które rzeczywiście wygrał Putin - przyp. red.) . Czy świat powinien się już zacząć bać kolejnych zastosowań jego „noży”?
Cytaty za: K. Kurczab-Redlich, Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina, Warszawa, 2016, s. 371-373.
Przy okazji tej publikacji jeszcze ciekawostka związana z osobą Macieja Laska, który był w komisji badającej katastrofę w Smoleńsku. Jest on pilotem z ogromnym doświadczeniem i można się było domyślać, że jako czynny pilot musiał poznać raporty kolegów o obserwacji UFO (znamy to, gdyż FN w dużej mierze tworzą właśnie piloci, o czym wielokrotnie delikatnie sygnalizowaliśmy!)
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, April 2, 2018 6:58 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: ważna ciekawostka
Witam,
pragnę przekazać informację, myślę ważną ciekawostkę, że wybitny ekspert lotniczy Pan dr inż. Maciej Lasek powiedział publicznie na swoim wykładzie, że On wierzy w ufo. Poniżej link do wykładu, wypowiedź pana w czasie: 1:42:50.
Pozdrawiam, gratuluję tego co Państwo robicie, życzę zdrowia i dalszych sukcesów.
Poniżej ten materiał:
Osoby uczestniczące w operacji „ZAMACH NA TU-154” mogę wyliczyć natychmiast... od razu! - rozmowa w Bazie FN 9 kwietnia 2018
Ile osób znałeś z tych, którzy zginęli w katastrofie w Smoleńsku?
Większość. Myślę, że ok. 50 procent to na pewno.
Jak pamiętasz ten moment?
W sensie… moment, kiedy dowiedziałem się o tym, co się stało?
Tak.
To było… byłem w domu i zadzwoniła do mnie moja mama z prośbą, żebym szybko włączył telewizję. Jak zorientowałem się, co się stało, to pamiętam, że poczułem, jak zrobiło mi się zimno na plecach. Od razu pomyślałem o moim znajomym, z którym widziałem się 24 godziny wcześniej i który powiedział, że leci z Kaczyńskim do Smoleńska. Wiedziałem, że był na pokładzie samolotu. Przerażający moment…
Czy pomyślałeś sobie wtedy: co tam się stało?
Oczywiście, jak wszyscy. Proszę pamiętać, ze środowisko latające samolotami jako piloci w Polsce jest dosyć elitarne, praktycznie wszyscy się znają. Od razu zacząłem dzwonić do kolegów i oni od razu mówili, że lądowanie w takiej mgle na tym lotnisku musiało zakończyć się tragicznie. To było na długo przed tym, zanim poznaliśmy te wstrząsające zapisy z kokpitu.
Dlaczego wstrząsające?
Dlaczego?! Tam każde słowo, każde wypowiedziane zdanie pachnie unoszącą się w powietrzu śmiercią… Pamiętam, jak jeden z moich znajomych, który jest pilotem wojskowy i znał świetnie tzw. lotniczy slang mówił, że jak czytał co się działo w kokpicie co chwila łapał się za głowę, a potem ze zdenerwowania poszedł do kiosku i kupił papierosy, Znowu zaczął palić po 7 latach przerwy. Wcale mu się nie dziwię.
Co ciebie najbardziej zaszokowało?
Wszystko. Wiesz dobrze, że praktycznie cały zapis rozmów z kokpitu znam na pamięć i mógłbym długo opowiadać o każdym słowie, każdym nawet sygnale, który zapisał się w rejestratorze w kabinie… To się w głowie nie mieści, że… no na przykład to odczytywanie wysokości. 50, 30… 20! Głos jest coraz bardziej histeryczny, widać grozę nawigatora, który odczytuje wysokość. Jeden z moich znajomych powiedział tak i ja się z tym zgadzam: gdyby 10 kwietnia pod Smoleńskiem nie doszło do katastrofy, to trzeba by powołać komisję która by ustaliła, dlaczego do niej nie doszło!
Pamiętasz, jak pojawiła się hipoteza związana z zamachem?
Pamiętam i nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.... Tu może jednak wyjaśnię pewną rzecz. W tej sprawie niestety mocno wykrzywia wszystko ta potworna polityka, gdyż negowanie zamachu jest często używane jako deklaracja polityczna i wskazywanie jednej grupy jako kłamców robiących ludziom wodę z mózgu… Dobrze wiesz, o czym mówię.
Wiem.
… i to jest powód, dla którego o tym, co się stało pod Smoleńskiem nie można mówić spokojnie, tylko od razu człowiek jest na wiecu politycznym i widzi wokół siebie nienawistne spojrzenia, bo skoro „negujesz zamach”, to jesteś takim owakim… i tu padają najbardziej obelżywe inwektywy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Przerabiałem to i wiem, jak to wygląda. Ja w ogóle w sprawie Smoleńska staram się nie wypowiadać, gdyż od razu można sobie narobić śmiertelnych wrogów. Polityka… jak najdalej od niej!
Kiedyś powiedziałeś, że dyskusja o Smoleńsku nie ma sensu.
… i to zdanie podtrzymuję! Tam naprawdę wszystko jest jasne. Zwróć uwagę na to, co mówią piloci znający się na lataniu, a nie eksperci, którzy samoloty znają z Economy Class w dużych Boieugach i Airbusach. Jak wiesz w FN jest akurat sporo pilotów, którzy znali nawet tych chłopaków, którzy zginęli w tej katastrofie. W 36-tym pułku naprawdę byli tacy, którzy bali się latać rządowym TU-154, bo czuli, że kiedyś to szaleństwo skończy się dramatem. W zapisach znajdujących się w prokuraturze są nawet takie zeznania… ale dość o tyn.
Kiedyś powiedziałeś, że bez trudu możesz wskazać osoby, które musiały brać udział w zamachu. Możesz to wyjaśnić?
Oczywiście. Dziwię się, że nikt o tym nie mówi, a dla mnie to oczywiste. Osoby uczestniczące w operacji „ZAMACH NA TU-154” mogę wyliczyć natychmiast, od razu! Ludzie wierzący w te bzdury o zamachu oczywiście natychmiast wyliczają nazwiska polskich polityków czy rosyjskich, a to jest wielki błąd. Tego typu operacja to nie jest robota dla „dwóch czy trzech kolesi”, ale dla całego zespołu najlepszych specjalistów i to nie tylko od materiałów wybuchowych nieznanych współczesnej nauce bo nie zostawiających typowych dla wybuchów śladów, a takich przecież nie znaleziono na miejscu w Smoleńsku, ale tzw. służby przygotowania.
Ile osób powinno brać udział w takiej operacji?
Ile osób? To policzmy tylko ludzi odpowiadających za zmanipulowanie nagrań z kokpitu i zagranie mega-teatru z ponownym umieszczeniem tego w skrzynkach… co najmniej 20-30 osób! A to tylko jedna drobna rzecz związana z działaniami operacyjnymi służb wspomagających taką operację. Założenie, że z takiej masy ludzi nikt się nie wyłamie i targany wyrzutami sumienia nie pobiegnie do mediów, prokuratury czy nawet polityków spragnionych jakichkolwiek wieści o „kochanym, wyczekiwanym zamachu” jest już nawet nie naiwnością, ale prawdziwymi Himalajami naiwności! To sformułowanie „kochany zamach” nie jest mojego autorstwa, ale trafnie oddaje atmosferę oczekiwania nawet na najdrobniejszy ślad, który jakoś uprawdopodobni tak bardzo oczekiwany zamach.
Ale tych śladów nie ma…
Nie było, nie ma i nie będzie. Dobrze wiesz o tym.
Wiem. Ale… acha, bo miałam zapytać o tych, co na pewno musieliby brać udział w zamachu.
A, no właśnie… Otóż moim zdaniem ludzie wierzący w zamach powinni natychmiast dotrzeć do ekipy, która dostała w swoje ręce od razu po wydarzeniu rejestrator ATM-QAR polskiej produkcji, który był nie do odczytania przez nikogo na świecie poza dwoma właścicielami firmy, która go produkowała, gdyż mieli tzw. klucz do odczytu. Zapisy tego rejestratora dokładnie sekunda po sekundzie opisują wydarzenia związane z tym nieszczęsnym lotem. Jest dla mnie oczywiste, że jeśli założymy zamach, to zapisy tego rejestratora musiały zostać sfałszowane i to nie przez żadnych „ruskich”, ale naszych rodaków z firmy ATM Awionika. Jeśli na serio bierzemy się za tę hipotezę, to należałoby ich natychmiast aresztować. Zresztą – nie tylko ich…
A kogo jeszcze?
Dla mnie jest oczywiste, że skoro wypowiedzi osób znajdujących się w kokpicie są tak wstrząsające i w zasadzie wykluczające wszystko poza… w każdym razie tam nie ma nawet śladu po dźwięku eksplozji, a jest tylko na samo zakończenie przeciągłe i dramatyczne „Jezu!”, a wreszcie wszystko kończy okrzyk polskiego słowa na „k…”… I to są kolejne osoby, które powinni zostać praktycznie natychmiast aresztowane w związku z tym, że musieli pośrednio czy też nie brać udział w przygotowaniu zamachu.
Kogo masz na myśli?
To osoby wykonujące ekspertyzę zapisów rozmów z kokpitu na zlecenie prokuratorów z Warszawy. Aby była jasność – ci ludzie musieli wiedzieć o tym, że zapisy rozmów z kokpitu musiały być sfałszowane a typowe odgłosy dla zamachów usunięte, albo nawet jeszcze gorzej – także sami musieliby fałszować te dane. Lista osób ‘wiedzących o zamachu” i z premedytacją kłamiących lub milczących i kryjących sprawców zaczyna być coraz dłuższa… W zasadzie śmiało można by już zapełnić jeden oddział w więzieniu. A to jest dopiero początek!
Dlaczego?
W historii lotnictwa dochodziło do zamachów bombowych lub uderzenia w samolot pocisków. Zawsze to wygląda na zapisach czarnych skrzynek tak samo: trzask i… cisza. Nie ma żadnego przeciągłego „ku….aaaa!” na koniec, bo… rozumiesz, o czym mówię?
Rozumiem.
I jeszcze drobiazg: samolot to zamknięta tuba. Wybuch nawet w jednym elemencie samolotu powoduje wzrost ciśnienia tak silny, że pękają bębenki w uszach. Zawsze! Po to zresztą robiono te nieszczęsne ekshumacje, aby sprawdzać bębenki… Wszystkie ofiary nie miały pękniętej błony w uszach, czyli nie było żadnego wzrostu ciśnienia. Koniec. Kropka.
I co dalej?
Co dalej? Czarno to widzę, gdyż w tej sprawie nie udało się oddzielić polityki od bezdyskusyjnych faktów. Ja także mam prośbę do wszystkich czytających te słowa: zachowajcie Państwo własną ocenę tych tragicznych wydarzeń, ale spróbujcie oddzielić w tej sprawie aspekt polityczny, choć wiem, że to trudne. Zresztą... na to już jest za późno. Nie chcę mówić o tym, jak bardzo ta historia zmieniła Polskę, ale także jak bardzo zmieniła ludzi w Polsce, z czym spotykam się zawsze, kiedy pojawia się temat Smoleńska. Zgadzam się z Hanną Krall, która kiedyś napisała, że to wydarzenie zmieni historię Polski nie na lata, ale na dziesięciolecia, jeśli nie na setki lat. Miała rację.
Dziękuję za rozmowę.
Baza FN, 9 kwietnia 2018
Zapraszamy do udziału w naszej ECHO-SONDZIE. Zadaliśmy proste pytanie i są tylko trzy odpowiedzi:
CO SIĘ STAŁO POD LOTNISKIEM W SMOLEŃSKU 10 kwietnia 2010?
TO BYŁA ZWYKŁA KATASTROFA LOTNICZA SPOWODOWANA ŚMIERTELNĄ MIESZANKĄ POLITYKI, BRAWURY I TYPOWEGO 'POLSKIEGO STAWIANIA NA FARTA, ŻE MOŻE SIĘ JAKOŚ UDA WYLĄDOWAĆ'
TO BYŁ ZAMACH (UŻYTO BOMB, BRONI MAGNETYCZNEJ, BRONI TERMO-ELEKTRONICZNEJ, POCISKÓW ZIEMIA-POWIETRZE LUB POWIETRZE-POWIETRZE ITP.)
NIE MAM ZDANIA NA TEN TEMAT
Komentarze: 0
Wyświetleń: 973x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie