Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 2981x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
DŹWIĘK WYDAWANY PRZEZ UFO – FRAGMENT ANALIZY Z PROJEKTU KONTAKT
Jeśli sięgnąć do tysięcy relacji o obserwacjach Niezidentyfikowanych Obiektach Latających, to natychmiast da się zauważyć, że większość z nich porusza się w całkowitej ciszy, gdyż świadkowie obserwują UFO przeważnie z dużych odległości. Nie robiliśmy szczegółowych zestawień, ale mniej więcej reguła ta dotyczy 97-98 procent obserwacji.
Jednak te 2 procent obiektów UFO, które wydawały się z siebie dźwięk są nieprawdopodobnie ciekawe. Ludzie, którzy byli w bezpośredniej bliskości tych obiektów relacjonowali, że słyszeli przejmujący dźwięk przypominający wibrację. Czasami czuli go „wewnątrz”. Mamy w naszym archiwum opisy dźwięku emitowanego przez UFO, które przypominały świadkom „trochę dźwięk wydawany przez transformator”. Miały one jednak inną wibrację, częstotliwość trudną porównywalną do odgłosów wydawanych przez sprzęty domowe jak lodówka czy pralka. Dźwięk wydawany przez UFO można usłyszeć najczęściej dopiero wtedy, kiedy jest się uczestnikiem Bliskiego Spotkania Trzeciego Stopnia, czyli obiekt znajduje się w odległości od świadka kilku czy najwyżej kilkunastu metrów.
Z naszego Archiwum Wideo proponujemy obejrzenie dwóch materiałów pokazujących, jakie dźwięki potrafią wytwarzać Niezidentyfikowane Obiekty Latające. Pierwszy film opisuje spotkanie naszego rodaka Stefana Michalaka w 1967 (Kanada).
I jeszcze jeden materiał, który do serwisu vimeo trafił specjalnie na potrzeby tej publikacji. To dwa odcinki serii „Bliskie Spotkania” (wszystkie odcinki mamy zgrane do postaci cyfrowej w naszym Archiwum FN), w których obiekt UFO wydawał z siebie dźwięk.
Ile na świecie jest nagrań dźwięku, który wydawał z siebie obiekt? Przypadki można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki. Warto przypomnieć dźwięk latającego spodka, który miał zarejestrować słynny kontaktowiec ze Szwajcarii Billy Meier. O ile setki jeśli nie tysiące demaskatorów zawieszało „modele na nitkach”, to z dźwiękiem szybko okazywało się, że „chętnych do zdemaskowania” brak, gdyż odtworzenie dźwięku jest nieskończenie bardziej trudne niż obrazu.
Ten unikalny zapis dźwiękowy można usłyszeć w materiale poniżej na samym końcu, czyli 1 h 25 minuty.
Ten tekst to efekt ostatniego spotkania w Bazie FN z naszym kolegą pracującym w warszawskim studiu nagraniowym, który niezwykle zainteresował się dźwiękiem wydawanym przez obiekt UFO w materiałach wideo, które pokazaliśmy w naszym LIVESTREAM. Oto fragment jego korespondencji do FN:
[…] To nieprawdopodobne, że sprawie najciekawszej z tej historii czyli odgłosowi wydawanemu przez UFO praktycznie nie poświęca się uwagi. Ludzie skoncentrowali się na tym, jak wygląda ten obiekt, bo to jest najprostsze. Tymczasem akurat w tym wypadku obraz jest o wiele mniej skomplikowany niż ten dźwięk, ten dźwięk UFO jest dosłownie nie do zrobienia – musicie to jasno napisać w serwisie, gdyż ludzie go lekceważą nie mając pojęcia, że jest to dowód absolutny na prawdziwość tej historii. Założenie, że ta wiejska rodzina posiada w domu jakieś urządzenia do wytwarzania takiej wibracji jest absurdem. Ja spróbowałem go odtworzyć na sprzęcie, do którego mam dostęp w pracy i daję gwarancję, że nie jestem w stanie. Złożoność tej wibracji (którą nazwaliście furkotem) jest tak dziwna, że to jest najlepszy dowód na prawdziwość obu filmów, a tym samym całej historii. Ludzie myślą, że obraz jest nie do skopiowania, ale się mylą. Obraz zawsze można skopiować, a dźwięk jest poza zasięgiem, gdyż jest niczym odcisk linii papilarnych – jedyny i niepowtarzalny […]
Nasz kolega oczywiście ma 100 procent racji. Od samego początku sygnalizowaliśmy, że prawdziwość tych filmów z 2014 roku można wykazać na wiele sposobów m.in. poprzez wizytę w tym domu, poznanie uczestników incydentu, ich bliższej i dalszej rodziny, a także spróbowanie wykonanie modelu – po 2,3 minutach człowiek szybko wyleczy się z opowiadania bzdur, jak to „10-ciolatek wziął i ulepił”, ale naprawdę sprawa staje się ciekawa, kiedy przyjrzymy się dźwiękowi. Oczywiście można godzinami mówić o tym, że skoro tyle osób próbowało wykonać model tego obiektu, to dramatycznie nieudane efekty ich prób powinny zamknąć w ogóle dyskusję na temat, czy „to jest model”. Ale dźwięk stawia tę dyskusję na zupełnie nowym poziomie, z którym mogę się naprawdę zmierzyć tylko najwięksi fachowcy posiadający dostęp do zaawansowanych technologicznie urządzeń do wytwarzania dźwięków o określonych modulacjach i częstotliwości. I oni mówią wyraźnie: zapomnijcie o tym, że ktoś „zrobił taki dźwięk” w warunkach domowych, skoro nawet nie mogą zrobić go profesjonaliści.
W sprawie dźwięku z filmów z projektu KONTAKT warto powiedzieć, że aparat który zarejestrował oba filmy był dokładnie obejrzany i sprawdzony. Nigdy ani wcześniej, ani później nie nagrał żadnego „podobnego furkotu”, więc wszelkie bajdurzenia o „efekcie wewnętrznej elektroniki aparatu” należy odrzucić. Jeden z naszych czytelników nawet zakupił taki aparat aby samemu się przekonać, czy ten model może wytworzyć taki dźwięk. Jego ustalenia zamieściliśmy w materiale poniżej.
I na koniec mała refleksja, bo ta rzecz zaskoczyła nawet nas. Apelowaliśmy kilka miesięcy temu do naszych czytelników o wykonania tego dźwięku jak ten, który można usłyszeć w obu filmach z 2014. Początkowo prosiliśmy o wykonanie tego dźwięku przy użyciu rzeczy dostępnych dla wiejskiej rodziny (źle ustawiona lodówka, zepsuta pralka itp.) i dowiedzieliśmy się, że ten dźwięk jest NIE DO ZROBIENIA. Przy okazji okazało się jednak coś więcej! Także przy pomocy sprzętu dostępnego w studiach nagraniowych sprawa odtworzenia tego zagadkowego "furkotu" jest poza zasięgiem! A to już była dla nas niespodzianka, bo wydawało się, że wystarczy dobry oscylator i... po problemie. Ale sprawa nie jest taka prosta.
Więcej informacji w tej sprawie w kolejnej publikacji o projekcie KONTAKT, która będzie nosiła tytuł "PROJEKT KONTAKT - tajemnica mapy".
Przed umieszczeniem tego tekstu w zakładce KONTAKT chcemy dodać jeszcze kilka informacji. Przy okazji: wszystkie teksty w sprawie naszego Projektu KONTAKT znajdziecie tutaj:
https://www.nautilus.org.pl/informacje,39,projekt-kontakt.html
Nasi czytelnicy sugerowali, aby sprawę dźwięku przekazać do studiów nagraniowych (co zresztą zostało zrobione).
Poniżej dwa komentarze z tych, które były pod tekstem.
Poniżej dwa filmy, o których wspomina czytelnik serwisu.
OPERACJA KONTAKT – rozmowa na pokładzie okrętu Nautilus
Umówiliśmy się, że przed umieszczeniem tekstu do naszego katalogu KONTAKT chwilę porozmawiamy…
Oczywiście, pytaj o co chcesz.
Jak oceniasz sytuację z Projektem KONTAKT pół roku po pierwszym przedstawieniu tej historii?
No cóż… zacznijmy od tego, że przez te pół roku tyle się wydarzyło, że w zasadzie możemy mówić o zupełnie innej historii. O części wydarzeń związanej z operacją KONTAKT jak to np. ze znakiem nad Warszawą z 25 lutego ludzie wiedzą, ale znaczna część nowych faktów w tej sprawie jeszcze musi chwilę poczekać na ujawnienie. Ja nie ukrywam, że uważam tę historię za absolutnie najciekawszą ze wszystkich, o jakich miałem okazję kiedykolwiek usłyszeć czy przeczytać. Oczywiście pomińmy wszelkie relacje o pobytach na statkach UFO czy nawet wizytach na obcych planetach uprowadzonych ludzi, bo oczywiście takie także znamy, ale ja mówię tutaj o historiach związanych z UFO, które potwierdzić można w inny sposób niż poprzez uwierzenie, że świadek czy świadkowie mówią prawdę. A tutaj pojawiają się kolejne rzeczy, które nie mają żadnego związku z tą rodziną, a są kolejnymi „dowodami w sprawie” i potwierdzeniem tamtej historii. Wszystkie elementy układanki pasują do siebie idealnie, ale moim zdaniem ta historia jeszcze się naprawdę nie zaczęła. Ona się dopiero zacznie i to wkrótce.
Kiedy to nastąpi?
Zanim odpowiem na to pytanie pozwól, że jeszcze poczynię jedną uwagę. Bardzo mnie cieszy, że jest bardzo znaczna część ludzi, którzy podobnie jak my dostrzegli w całej naszej „Operacji KONTAKT” coś więcej niż kolejną historyjkę o UFO, które przeleciało albo nie, a w zasadzie to ktoś tam zrobił zdjęcie albo i nie i tak dalej – tego typu historii mamy setki, a raczej tysiące. Tu zdecydowałem się na coś bardzo dla mnie ryzykownego, a więc ujawnienie okoliczności mojego prywatnego życia, w które ta historia się wdarła i miałem sam okazję na własnej skórze poczuć, że tu nie ma mowy o żadnej „misternej grze mistrzów oszustów z małej wsi”, ale czymś w 100 procentach wykraczającym poza wszystko, z czym miałem do czynienia do tej pory.
Masz na myśli sprawę chmury czy fotopułapki?
Tak, ale nie tylko. O wielu sprawach nie jestem jeszcze gotów opowiedzieć, szukam na to sposobu… To są bardzo delikatne sprawy, które mnie także osobiście stawiają w trudnej sytuacji. W każdym razie ludzie przynajmniej wiedzą jedno: to nie jest historia tej rodziny, ale także ludzi z FN, a szczególnie mnie. A więc to nie jest tak, że jakąś mistyczną, wyśnioną przez wielu mistyfikację godną prawdziwych arcymistrzów, Leonardów da Vinci „udawanek-oszukanek”, którzy są w stanie używając prostych sprzętów domowych jak pralka czy suszarka wygenerować dźwięk, którego nie jest w stanie wytworzyć jedno z najlepszych w Polsce studiów realizacji efektów dźwiękowych do post-produkcji filmów fabularnych, a więc że tą grupą jest zwykła rodzina mieszkająca na wsi, ale także uczestniczym w tym my wszyscy i ja oczywiście też. Miałem okazję bowiem osobiście dotknąć tego, co się kryje za… jak by to nazwać… główną siłą, która poukładała te klocki w tak subtelny sposób, że tworzy się z tego iście filmowa opowieść godna scenariusza filmu z Holywood, co zresztą zauważyli nasi sympatycy i napisali nam o tym w e-mailach. Ja jednak widzę, że prawdziwi autorzy tej historii mają inny plan…
Jaki plan?
Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Wiele osób błędnie myśli, że wszystko powinno odbywać się w taki sposób, jak działa aplikacja w ich ukochanych smartfonach: naciskasz i masz. Tymczasem gdyby wszystko było takie proste i ja na przykład miałbym spotkanie z obcymi, którzy daliby mi do ręki instrukcję zmiany świata i przesłanie do ludzkości napisane na jakiejś wymyślnej kartce, to wiarygodność takiego wydarzenia dla ludzi postronnych oscylowałaby w okolicach zera absolutnego. Tymczasem misterium kolejnych wydarzeń połączonych dosłownie boską nicią łączącą wszystko w jeden logiczny ciąg sprawiło, że każdy może prześledzić kolejne etapy, kolejne rozmowy ze świadkami, także z nami, a zwłaszcza ze mną. Dzięki temu ludzie mają okazję wręcz dotknąć tego, co ja nazywam prawdą ukrytą, która jest głębszą metodą przekonania się o tym, że to naprawdę się wydarzyło i nikt tutaj nie robi największej mistyfikacji od czasów greckich czy rzymskich, czyli od czasów spisywania historii ludzkości przez wielkich kronikarzy.
Bardzo dużo ludzi pisze nam o tym, że wierzą w prawdziwość tych wydarzeń…
Dokładnie. Myślę, że momentem przełomowym było pokazanie się tego znaku nad Warszawą na niebie, bo to, że jest to ten sam znak, który był pod obiektem sfotografowanym przez pana Mariusza w 2014 roku nie ma nawet najmniejszych wątpliwości. Ale już wcześniej wysłuchanie głównego świadka czyli pana Mariusza w ponad godzinnej rozmowie telefonicznej dało możliwość przekonania się, że nie mamy do czynienia z nawet minimalnym oszustwem… minimalnym! On mówi tak szczerze, słychać jego nawet powiedzmy nieporadność, brak orientacji technicznej co zresztą sam przyznał, że każdy mający choć minimalne pojęcie o ludziach od razu czuje, że tak nie mówią oszuści, krętacze i tak dalej. To nie jest żaden „cwaniak w ciemię bity”, który na wylot zna możliwości aparatu fotograficznego, którym robi zdjęcia, a także ma szybki komputer, na którym śmigają programy, które pozwalają na robienie cudów na ekranie… Jest w sposób naturalnie trochę nieporadny, trochę niezorientowany, często mówi „nie wiem” i tak dalej. Ja prowadzę od lat wykłady dla studentów o technikach niewerbalnych w tym o sztuce kłamania, więc jestem wyczulony na takie rzeczy. W każdym razie jeszcze przed wciągnięciem mnie osobiście przez te wydarzenia w samo centrum tej historii wiedziałem, że pan Mariusz i jego rodzina mówią prawdę w stu procentach! I jest dokładnie na odwrót, niż to błędnie myślą ludzie. To oszuści wiedzą wszystko, ludzie mówiący prawdę co chwilę się potykają, mają małą orientację w szczegółach, często podają nietrafne oceny sytuacji… to są elementy oceny tego, czy coś się zdarzyło, czy też się nie zdarzyło.
Widziałeś pocztę? Jeden z czytelników przysłał ciekawe doświadczenie z drucikiem pokazujące, że sprawa tego znaku nad Warszawą może mieć jeszcze jeden wymiar. Widziałeś to?
Nie miałem czasu, ale obiecuję, że obejrzę jutro.
Możemy to pokazać?
Jasne, nie ma sprawy. Choć pozwól, że najpierw to obejrzę i zaakceptuję...
Ale wracając… powiedziałeś, że obcy mają jakiś plan?
A tak, ale… tylko jeszcze jedną rzecz powiem. Bardzo żałuję, że nie możemy pokazać tej rodziny w pełni, a zwłaszcza, że ludzie nie mogą zobaczyć i posłuchać syna pana Mariusza, czyli Mateusza, który w wtedy w 2014 roku miał dziesięć lat. Bo gwarantuję, że po 5 sekundach obejrzenie i posłuchania Mateusza wszyscy podejrzewający go o bycie „mistrzem inscenizacji” skutecznie wyleczyliby się z opowiadania idiotyzmów o tym, jak coś tam lepił, a w ukrytym w piwnicy warsztacie przy pomocy oscylatorów o zmiennej modulacji wykonał dźwięk, który następnie emitował w trakcie nagrania dwóch filmów z ukrytych głośników, bo też takie wyjaśnienie czytałem… Naprawdę 5 sekund posłuchania i zobaczenia tego dzieciaka i… wiesz, o czym mówię?
Wiem.
/śmiech/
No… a wracając do twojego pytania, które jest podstawowe. Otóż patrząc na te wszystkie wydarzenia widzę dziś, że to był jedyny sposób, aby rzeczywiście powstała historia wiarygodna tak, jak nic do tej pory nie było wiarygodne. Ludzie mieli okazję zobaczyć, jak wygląda film z nalepką na szybie aby przestać bredzić farmazony, że „to było nalepione”. Ludzie musieli na własne oczy zobaczyć zdjęcia nieudacznych, żenujących ulepów plastelinowych z koralikami po bokach, którye masowo przysyłali nam czytelnicy... Trzeba było zobaczyć te fotografie aby przekonać się, że obiekt z 2014 roku w takim kształcie i w takich miniaturowych wymiarach jest po prostu nie do zrobienia. Ale to wszystko było ledwie zabawą przy tym, co wiąże się z dźwiękiem, który słychać w tle tych filmów… i tutaj dopiero wiele osób dostrzegło, że sprawa jest poważna. Bo opowiadanie dubów smalonych o tym, że taki obiekt to „ja ulepie i nakleję” można było do czasu, kiedy kupiło się plastelinę i paluchami ulepiło się „pokracznego ulepa plastelinowego”… Ale sprawa dźwięku to zupełnie inna zabawa, to trochę inna dyscyplina sportowa. Ludzie rzeczywiście skoncentrowali się na obrazie, bo to jest najłatwiejsze i na tym każdy się zna, bo w końcu każdy w życiu coś tam lepił z plasteliny czy wycinał jakieś kształty z kartek papieru. Ale dźwięk i spróbowanie wykonanie podobnego dźwięku o tak nieprawdopodobnej modulacji i amplitudzie to nie jest coś, co można zrobić mając „pralkę, odkurzacz czy sokowirówkę” – tu powiedziały „pas!” dwa studia nagraniowe, których szefowie okazali się także sympatykami fundacji. Jeśli ktoś szuka najciekawszych dowodów to moim zdaniem oprócz znaku na niebie czy naszych własnych doświadczeń powinien dokładnie prześledzić wydarzenia z tym dźwiękiem z filmów, bo on jest niczym znak wodny w banknotach papierowych: nie widać go na pierwszy rzut oka, ale potem jak człowiek do zobaczy to już wie, że ani farbki, ani drukarka laserowa nie pomogą i nie da się zrobić szeleszczących studolarówek razem ze szwagrem w warsztacie dziadka… /śmiech/
Plan obcych!
A tak… już mówię. Otóż moim zdaniem w tej historii będzie mogła uczestniczyć coraz większa grupa osób. Czyli nie tylko ja czy mówiąc szerzej ludzie fundacji Nautilus, ale także inni postronni ludzie.
Masz na myśli znaki na niebie?
Tak. Zwróć uwagę, że ja cały czas powtarzam, że ta pozornie banalna historia z fotopułapką dla mnie była czymś, co uważam za jedno z najbardziej zadziwiających doświadczeń z mocą pochodzącą – powiedzmy – spoza naszych zmysłów, jakie kiedykolwiek miałem okazję doświadczyć. To było niepojęte, nie do opisanie, poza skalą. Wtedy zobaczyłem „próbkę możliwości”, miałem okazję na własnej skórze przekonać się, że dziwne i wtedy dla mnie niezrozumiałe rzeczy, które opowiadał pan Mariusz że coś kazało mu nagle podejść do okna i wykonać zdjęcia pustego podwórka, że to wszystko stało się jasne wtedy, kiedy ja o 1.14 w nocy nagle zrywam się z łóżka, biorę do ręki komórkę i przestawiam ją z trybu wibracyjnego na zwykły, odkładam i w tym momencie fotopułapka przesyła zdjęcie… to była pierwsza rzecz, która pokazała mi, z czym mamy do czynienia. Potem były kolejne, które tę historię wręcz „przykryły”, ale o tym, co wydarzyło się potem i co dzieje się do tej pory jeszcze nie jestem gotów… w każdym razie chcę, aby ludzie to wiedzieli: to nie jest historia jakieś rodziny ze wsi pod Poznaniem, to jest także nasza historia, a za chwilę będzie historia większej ilości osób. Ta historia jest bowiem na etapie uśpienia, wyczekiwania. Ile osób o niej wie? Ile osób czyta nasz serwis? Tysiąc osób? Dwa tysiące?!
Przesadzasz… trochę więcej.
Wiesz dobrze, że w tej sprawie jestem sceptyczny! /śmiech/ Ale OK. nawet zakładając, że serwis FN czyta trzy tysiące osób w całej Polsce, to jest to zaledwie promil, super-elitarna mała grupa, która zorientowała się, co tak naprawdę się wydarzyło i co my opisujemy na stronach od pół roku. I wiem dobrze, że są pojedynczy ludzie, którzy podobnie jak my wiedzą, że jest to coś, co wykracza ponad wszystko związane z UFO czy nawet szerzej zjawiskami niewyjaśnionymi, co zalewa wszelkie popularne portale w sieci, a więc „to przeleciało, a ktoś tam coś tam widział”. Ale to jest pierwszy etap, a nawet nie etap, bo to nie jest właściwe słowo… Ta historia tak naprawdę się jeszcze nie zaczęła. Ona się zacznie niedługo, kiedy inni ludzie będą mieli na własne oczy okazję zobaczyć, że każda nawet najdrobniejsza cząstka związana z chronologią tych wydarzeń jest prawdziwa. A wtedy dopiero będziemy mogli mówić o pierwszym etapie. Do tej pory była zaledwie „próba generalna”.
Kiedy będzie początek?
Nie wiem, a nawet gdybym wiedział, to… w każdym razie radzę wszystkim śledzić wydarzenia w naszych serwisach. Historia tej rodziny, zdjęć obiektu, filmów z programem o spotkaniu z UFO w Rendlesham w tle – to wszystko jest „rekord świata”, ale to jest coś, co było i sprawa jest zakończona. Ona się toczy w innej sferze i z innymi ludźmi, w tym ze mną czy z nami mówiąc szerzej, ale zamysł jest inny. Ona ma wyjść poza FN w taki sposób, aby wokół ludziom dosłownie odebrało mowę ze zdziwienia. /śmiech/
Miałem ci przypomnieć o jeszcze jednej rzeczy… pamiętasz?
A tak! Pragnę wszystkim naszym sympatykom i czytelnikom złożyć najserdeczniejsze życzenia cudownych Wesołych Świąt Wielkiej Nocy! To moje ulubione święta, gdyż one są w pięknym czasie wiosny, kiedy wszystko się budzi po „pozornej śmierci zimowej”. Wielkanoc powinna być dla nas wszystkim wielkim przypomnieniem, że śmierć, co tak pięknie udowodnił gigantyczny awatar Jezus Chrystus wracając ze świata światła do świata materii – jest złudzeniem potrzebnym do tego, aby móc łatwiej przeżywać doświadczenia w naszym życiu, a dzięki temu doskonalić się i uczyć, a taki jest cel naszej przygody na trzeciej planecie od Słońca!
Dziękuję za rozmowę.
Baza FN, 14 kwietnia 2019
/poniżej prezentujemy zdjęcia, o których była mowa w wywiadzie powyżej i które przysłał nam jeden z czytelników serwisu/
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Saturday, April 13, 2019 8:06 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Projekt KONTAKT - znak.
Cześć.
Znając Waszą dociekliwość oraz programy graficzne, którymi dysponujecie, pewnie już to wiecie i nie odkryję Ameryki, przesyłając te dwa zdjęcia...
... ale skoro już zadałem sobie trochę trudu...
Na wstępie zaznaczam, że jestem z tych "wierzących" w UFO "zza okna" i chcę się podzielić moim małym eksperymentem.
Zrobiłem taki "niby model" chmury ze, khmm, szprychy rowerowej :-). W kształcie spirali, bo tak też ułożyła się ta chmura na niebie. Jaki ten model jest, każdy widzi... Jednakże nie każdy widzi (nie chce zobaczyć), jak działa perspektywa.
Starałem się odwzorować kształt tej chmury na pierwszym zdjęciu, co niekoniecznie mi się udało, trzymając pęsetą kawałek drutu w jednej ręce, a drugą ręką robić zdjęcie. No nie da się idealnie odtworzyć tego aparatem, co człowiek widzi w danym momencie i zrobić zdjęcie. Ale załóżmy, że mniej więcej mi się udało :-)
I teraz wystarczyło obrócić tę szprychę rowerową tak, aby uzyskać obraz, który jest widziany z góry, czyli np. z samolotu. Rzecz jasna nic nie naginałem - to ta sama szprycha.
Chyba nie muszę pisać, do czego jest podobna?
Jeżeli chodzi o moją interpretację, to nie jest znak. To nie jest pojedyncze słowo, ani całe zdanie. To jest przekaz. Przekaz nie stricte do samego Kapitana (RB), ale do wszystkich osób z FN, którzy są szczerze i z całego serca zaangażowani w ten projekt. Czemu tak sądzę? Bo gdyby nie koleżanka, która przesłała SMS'a do Pana Roberta, to on by dalej rysował sobie jakieś kółka na kartce papieru...
[...]
To są naczynia połączone - inaczej się nie uda nawiązać kontaktu.
W załączniku dwa zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie.
Na koniec jeszcze zapraszamy do odwiedzenia KAJUTY ZAŁOGI (po zalogowaniu do systemu wystarczy kliknąć napis KAJUTA ZAŁOGI – przyp. FN). Tam w naszym okienku „PROJEKTY FN” prezentujemy ciekawą interpretację znaków z Rendlesham od mistrzów Reiki śledzących wydarzenia na pokładzie okrętu Nautilus. Zapraszamy do odwiedzenia „ukrytych, tajnych pomieszczeń naszego okrętu”! ;)
https://www.nautilus.org.pl/kajuta,widget.html?widget=3&expandId=460
/więcej w KAJUCIE ZAŁOGI/
/poniżej dwie grafiki z naszego zbioru „OKRĘT NAUTILIS – pokład” - więcej publikujemy w KAJUCIE ZAŁOGI w dziale NAUTILUS ON-LINE/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 2981x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie