Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6958x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
NIEZWYKŁY ZNAK W DNIU ŚMIERCI MARKA RYMUSZKO
22 lipca 2019 umarł mój przyjaciel Marek Rymuszko. Tego dnia wydarzyła się bardzo niezwykła rzecz, którą muszę opisać, gdyż uczestniczyła w niej także moja rodzina. Doświadczyłem niezwykłego zbiegu okoliczności w dniu jego śmierci.
25 lipca 2019, Warszawa Baza FN
Jest poniedziałek 22 lipca 2019 roku. To był bardzo ciepły, ale pochmurny dzień – bardzo lubię takie dni, nawet bardziej od tych słonecznych. Najbardziej! Około 15-stej pojawiłem się w naszej Bazie FN, aby spotkać się o 19.00 z p. Agnieszką Godek, osobą obdarzoną talentem do jasnowidzenia, która potrafi odczytywać bardzo dużo informacji na postawie zdjęcia danej osoby. Ot, kładzie się przed nią fotografie dowolnych osób, ona przez chwilę milczy, a po chwili zaczyna mówić. Mówi rzeczy, które naprawdę wbijają w ziemię po szyję… Mogłem się o tym przekonać osobiście, gdyż nagle zaczęła mówić o naszym PROJEKCIE KONTAKT i po prostu zaniemówiłem z wrażenia – ona w tym momencie nawiązała z nimi kontakt! I piszę to z pełną powagą. Ale o tym opowiem państwu innym razem. Pani Agnieszka Godek natychmiast została wpisana do naszego Projektu MESSING, czyli grupy najlepszych polskich jasnowidzów.
Powróćmy jednak do wydarzeń, które miały miejsce tego dnia. Rozmawiam z p. Agnieszką, która była bardzo zainteresowana tematyką Fundacji Nautilus. Zauważyłem, że ma na szyi zawieszony metalowy wisiorek w kształcie motylka. Powiedziałem jej, że bardzo mi się on podoba, a poza tym motyl to jeden z symboli awatara Sai Baby, który kiedyś mieszkał w Indiach, zmarł w 2011, ale jego energia ciągle działa i jestem z jego energią w kontakcie od lat 90-tych, kiedy zrobiłem w Radiu Zet na jego temat audycję i tuż po niej dostałem od niego bardzo silny znak. Tak silny, że dosłownie był jak knock-out… Po tym wydarzeniu już nic nigdy w moim życiu nie było tak samo. Wiedziałem, że ten człowiek ma nieziemską moc, a poza tym wiedział o tej audycji i – co więcej – przez nieprawdopodobny zbieg okoliczności (tak absurdalny, że wykluczający przypadkowość) skontaktował się ze mną i dał mi bardzo konkretną informację. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on jest w stanie przekazywać wybranym ludziom znaki i wiadomości poprzez niezwykłe zbiegi okoliczności graniczące z magią czy może raczej literaturą Science-Fiction. To był mój pierwszy kontakt z Sai Babą. Potem przyszły kolejne, kolejne i kolejne… Moje życie zmieniło się na zawsze.
Mówiłem p. Agnieszce , że Sai Baba daje znaki ludziom poprzez motyle, że kiedyś w Bazie FN na mojej dłoni wylądował motyl, kiedy nagle zatrzymałem się przy kalendarzu z Sai Babą i nie wiedzieć z jakiego powodu (!) podniosłem prawą dłoń do góry, a wtedy na mojej dłoni wylądował motyl.
Kiedy zaniosłem tego motyla i położyłem na wycieraczce na przedniej szybie naszego pojazdu, dosłownie chwilę później na niebie pojawiła się cudowna tęcza. Tak piękna, jakiej nigdy w życiu nie widziałem. Tęcza to jego kolejny, ulubiony znak, którego wykorzystuje do przekazywania ludziom informacji. I piszę to Panie i Panowie z pełną powagą.
Był to znak od niego dla mnie w (bardzo ważnej dla niego) sprawie pewnej małej kotki, którą… ale o tym też opowiem innym razem. W każdym razie powróćmy do wydarzeń tego niezwykłego dnia. O Sai Babie zaczęliśmy rozmawiać ok. 20.00. Pani Agnieszka była zaszokowana tym, co mówię. Nigdy o Sai Babie nie słyszała, nigdy nie widziała zdjęcia tego dziwacznego małego człowieka z Indii z przezabawną fryzurą afro, który nie żyje przecież od 8 lat. I ja wtedy zacząłem opowiadać o tej poruszającej historii o motylu, który wylądował na mojej dłoni, a potem na tęcza, a potem te dalsze szokujące wydarzenia, a teraz ten medalik w kształcie motyla… Pokazuję jej zdjęcia będące dokumentacją tej historii z 2013 roku, która miała potem szokujący ciąg dalszy w moim domu już po powrocie z Bazy FN i dopiero wtedy zrozumiałem, że chodzi o tę małą koteczkę. W pewnym momencie zadzwoniła moja komórka. Patrzę – dzwoni moja Mama. Przeprosiłem p. Agnieszkę, wyszedłem na zewnątrz i zacząłem rozmawiać.
Moja Mama powiedziała mi, że dzisiaj przyszedł do mnie list od Marka Rymuszko, że przyniósł go listonosz i że list czeka w domu (gdzie się wychowywałem i gdzie mieszkają rodzice). Mam podkreśliła, że jest zaadresowany własnoręcznie przez Marka, co miało podkreślić, że jest bardzo ważny. Bardzo mnie ta sprawa zaciekawiła, powiedziałem jej, że teraz jestem w Bazie FN, mam gościa i nie mogę rozmawiać, ale list od Marka Rymuszko odbiorę z domu rodziców następnego dnia. Rozmowa była bardzo krótka, ale ja cały czas dom końca wieczoru myślałem o tym liście. Co takiego Marek mi napisał? O czym mnie zawiadomił? Pisał do mnie czasami listy, przesyłał jakieś wybrane listy od czytelników Nieznanego Świata, ale były to sytuacje bardzo wyjątkowe. Nawet w czasie późniejszej rozmowy z p. Agnieszką nie byłem w stanie się uwolnić od uporczywej myśli: co takiego napisał mi w liście Marek Rymuszko? Byłem mocno poruszony.
I tu muszę coś państwu wyjaśnić. 22 lipca 2019 przed południem zmarł mój serdeczny przyjaciel Marek Rymuszko. Tego dnia od rana ciągle pojawiał mi się w mojej głowie, cały czas nie mogłem się uwolnić od myślenia, co się z nim dzieje. Nie widzieliśmy się od kwietnia, nie dzwonił ani nie wysyłał żadnych SMS-ów. Wiedziałem, że jest ciężko chory, ale Ania Ostrzycka zapewniła mnie, że wszystko poszło dobrze i że na szczęście ta piekielna choroba została wykryta szybko. Byłem pewien, że skoro tak, to na pewno sprawy idą w dobrym kierunku, a Marek nie odzywa się, bo… po prostu nie ma czasu. Ja też nie chciałem zawracać mu swoją osobą głowy. A jednak tego dnia 22 lipca 2019 od rana myślałem właśnie o nim! Cały czas. I czułem niepokój. Bardzo duży niepokój.
Po telefonie od mojej Mamy o liście od Marka Rymuszko naprawdę moje myśli były cały czas przy nim. Co się z nim dzieje? Jak się czuje? Czy nie ma już żadnych oznak choroby? Czy rzucił palenie papierosów? Położyłem się jak na mnie bardzo wcześnie spać (ok. 23.30) i cały czas myślałem o Marku Rymuszce. Nie miałem pojęcia, że to był dzień, kiedy jego dusza opuściła fizyczne ciało. Tuż przed zaśnięciem usłyszałem krótki sygnał mojego telefonu, że ktoś mu wysłał wiadomość. Nie chciało mi się nawet sprawdzać, kto i dlaczego wysłał mi wiadomość tak późno po 23.00.
- Sprawdzę jutro rano, nic się nie stanie… - pomyślałem i zasnąłem. Tą wiadomością była informacja, którą przekazał mi jasnowidz Krzysztof Jackowski. Można ją odsłuchać poniżej.
23 lipca 2019 tuż po przebudzeniu ok. 3.00 w nocy natychmiast odsłuchałem wiadomość od Krzysia Jackowskiego i dosłownie odebrało mi mowę. Wiem, że nie ma śmierci, wiem, że żyjemy dalej i wtedy trafiamy do cudownego świata światła, ale sama świadomość, że z tym człowiekiem w tym życiu już nigdy nie porozmawiam, nigdy go nie usłyszę przez telefon… Wyszedłem na spacer i przeszedłem całą Warszawę (mieszkam na Woli) docierając aż nad Wisłę, gdzie stanąłem nad brzegiem i pożegnałem się z Markiem w sposób, który – wybaczcie – zachowam dla siebie.
Wróciłem do domu. Ania Ostrzycka z Nieznanego Świata poprosiła mnie w wysłanym przez siebie SMS, abym napisałem krótkie wspomnienie o Marku Rymuszce. I tak to miałem zrobić, więc już miałem usiąść i zacząć pisać, kiedy nagle przypomniałem sobie o liście, który Marek do mnie napisałem i który czekał na mnie w domu moich rodziców. Pomyślałem, że to na pewno jest jego pożegnalny list, który napisał do mnie w obliczu zbliżającej się nieuchronnej śmierci… najważniejszy list w życiu, o którym muszę wspomnieć w moim tekście o Marku. Zadzwoniłem do mojej Mamy i powiedziałem jej, że Marek Rymuszko nie żyje.
Miesięcznik „Nieznany Świat” ciągle pojawia się na stole moich rodziców, wiedzieli, że przyjaźnię się z Markiem. Mama była bardzo zasmucona tą wiadomością. Powiedziałem jej, że w tej sytuacji ja muszę pojechać po ten ostatni list od Marka, aby wspomnieć o tej sprawie w moim pożegnaniu, które zamieszczę w serwisie FN i wyślę do Nieznanego Świata, aby fragment zamieścili w numerze miesięcznika, który ukaże się po jego śmierci. Mama zaproponowała, że skoro tak, to nie ma sensu żebym jechał po ten list od Marka, a ona mi go przywiezie autobusem, bo i tak – cytat – ‘nie ma nic lepszego do roboty’. Zgodziłem się z nią i postanowiłem zaczekać z napisaniem pożegnalnego tekstu do momentu, kiedy nie przeczytam ostatnich słów mojego przyjaciela, które napisał do mnie tuż przed śmiercią.
Minęło pół godziny, kiedy nagle dzwoni telefon. Widzę, że ponownie dzwoni Mama.
- Robert, ja ciebie bardzo przepraszam, ale to nie jest list od pana Rymuszki, tylko od kogoś innego… To jest tak niewyraźnie napisane, że zarówno ja jak i ojciec (mój Tata – przyp. autor) odczytaliśmy nazwisko Rymuszko, a to jest jakieś inne, niewyraźnie napisane nazwisko… bardzo ciebie przepraszam synku za to zamieszanie z tym listem… – powiedziała moja Mama.
Skoro tak, to oczywiście nie było sensu, abym jechał do domu rodziców po ten list, bo to na pewno nie było nic ważnego. Jedna rzecz była jednak niesłychana – w dniu śmierci Marka Rymuszko ja myślę o nim od rana, a moja Mama dzwoni do mnie i informuje mnie o tym, że dostałem od niego własnoręcznie zaadresowany list. Mama zgodziła się ze mną, że jest to wręcz nieprawdopodobny, graniczący z prawdziwym cudem zbieg okoliczności. Ale ja wtedy powiedziałem jej coś bardzo ciekawego.
- Mamo, nie uwierzysz, ale w czasie kiedy do mnie wczoraj zadzwoniłaś i powiedziałaś, że Marek Rymuszko napisał do mnie list, to ja wtedy opowiadałem takiej jednej pani jasnowidz o Sai Babie! Wiesz dobrze, że z Sai Babą nie ma czegoś takiego jak zbiegi okoliczności… coś takiego po prostu nie istnieje, jak zbieg okoliczności i Sai Baba, a ja akurat wtedy mówiłem jej o nim i o motylku, że motylek nie jest przypadkiem, lecz zawsze jest od niego znakiem. Co za nieprawdopodobna historia z tym listem, motylem i Sai Babą… i to wszystko w dniu, kiedy Marek Rymuszko umierał! – takie mniej więcej słowa powiedziałem mojej Mamie. Ona już kilka lat temu miała okazję przekonać się o galaktycznej potędze i sile Sai Baby, więc moje słowa przyjęła spokojnie i przyznała, że mamy tu do czynienia ze zbiegiem okoliczności, który dosłownie ścina z nóg.
Po zakończeniu rozmowy z moją Mamą napisałem tekst pożegnania z Markiem Rymuszko, który można przeczytać klikając link poniżej.
List odebrałem dzisiaj w nocy (25 lipca), kiedy po nocnym dyżurze w mojej pracy wracałem do domu. Na chwilę podjechałem pod dom rodziców, a mama zniosła mi jakiś drobiazg do jedzenia (będziesz miał synku coś do jedzenia na obiad jutro… - przyp. autor), a przy okazji do torby wsadziła ten tajemniczy list, który miał być od Marka Rymuszko, a okazał się od kogoś zupełnie innego. Byłem mocno zmęczony. Zauważyłem tylko, że w liście są zdjęcia i odłożyłem go na półkę, aby przeczytać następnego dnia rano. Poszedłem spać, a tuż przed zaśnięciem znowu myślałem o śmierci Marka Rymuszko.
Jest 25 lipca 2019, ok. piątej nad ranem, kiedy obudziłem się i sięgnąłem po list. Kiedy go otworzyłem, to… jak by państwu to uczucie opisać… świat zakołysał mi pod moimi nogami z wrażenia.
Zacznijmy od tego, że na kopercie faktycznie nadawca był napisany niewyraźnie i można było nazwisko pomylić z ‘Rymuszko’ – błąd moich rodziców był w pełni usprawiedliwiony. W liście były zdjęcia ze spotkania w sprawie Sai Baby. Zanim jednak przedstawię ten list jedna uwaga – napis „list ze zdjęciami Sai Baby’ czerwonym flamastrem dopisałem po chwili, kiedy zrozumiałem, co jest na zdjęciach.
Poniżej napis nadawcy, który moi rodzice wspólnie razem odczytali jako ‘Rymuszko’. Nie dziwię się im wcale, że tak go odczytali… sam bym pewnie go tak odczytał, gdybym nie założył okularów.
A teraz o samym liście. Jego nadawcą okazała się Wanda (jesteśmy na Ty), bardzo sympatyczna osoba z grupy ludzi zafascynowanych postacią Sai Baby, z którą nie miałem kontaktu od kilkunastu lat! Nie miałem nawet pojęcia, że w ogóle ma mój adres, a o zdjęciach ze spotkania w sprawie Sai Baby nawet nie wspominając. Pamiętam, że na to spotkanie poszliśmy jako Fundacja Nautilus razem z moim przyjacielem Kubą, a było to… chyba ok. 2000 roku. Ja byłem wtedy wstrząśnięty tym, że jakiś mały człowieczek z fryzurą afro żyjący w Indiach i chodzący w takim pomarańczowym stroju jest w stanie siłą swojego umysłu wpływać na pozornie przypadkowe zdarzenia związane ze mną gdzieś w dalekiej Polsce po drugiej stronie kuli ziemskiej… dosłownie nie mieściło mi się to w głowie. To było bardzo miłe spotkanie. Powiedziałem, że ja raczej nie wstąpię do grupy sympatyków Sai Baby, gdyż jestem dziennikarzem i było by to źle postrzegane, a poza tym mam z nim bardzo silny kontakt i nie mam potrzeby uczestniczyć w specjalnych spotkaniach ani grupach – od dziecka jestem samotnym okrętem płynącym przez morze życia. Zostało to przyjęte z pełnym zrozumieniem.
Zostały wykonane wtedy zdjęcia, na którym widać mnie i Kubę, jak siedzimy obok siebie i rozmawiamy z tymi sympatycznymi ludźmi o fenomenie tego człowieka z Indii, którego ludzki rozum nie obejmie, a umysł nie pojmie. Bardzo miło wspominam tamtą rozmowę. Wśród zdjęć jedno zawierało coś naprawdę fenomenalnego – nad zdjęciem Sai Baby pojawiła się kula w kolorze pomarańczowym czyli takim, w jakim nosił swój ubiór ten nieprawdopodobny człowiek.
/poniżej zdjęcia wraz z opisem autorki listu/
FOTOGRAFIA 1
/poniżej zeskanowany opis do zdjęcia na odwrocie fotografii/
FOTOGRAFIA 2
/poniżej zeskanowany opis do zdjęcia na odwrocie fotografii/
… powiększenie fragmentu zdjęcia.
FOTOGRAFIA 3
/poniżej zeskanowany opis do zdjęcia na odwrocie fotografii/
… powiększenie fragmentu zdjęcia.
/Uwaga, to nie jest żadne odbicie 'pomarańczowej lampy' od szyby... prosimy nam zaufać - tam nie było żadnej lampy!/
I wreszcie list, który był w kopercie. Nie ma tak żadnych wielkich tajemnic poza numerem telefonu i nazwiskiem, który oczywiście wymazuję. Przedstawiam go poniżej.
Drodzy czytelnicy serwisu FN… jak pewnie zauważyliście tego typu teksty pojawiają się bardzo rzadko, a raczej prawie wcale. Opisałem tutaj moje bardzo osobiste doświadczenie z Sai Babą i śmiercią mojego przyjaciela Marka Rymuszki. Nie mam cienia (najmniejszego!) wątpliwości, że był to znak o tym, że Marek właśnie znalazł się w świecie, w którym znajdzie się każdy z nas wcześniej czy później – także piszący te słowa i wszyscy, którzy je czytają.
Chcę Państwu powiedzieć, że tego typu historie z Sai Babą towarzyszą mi od dziecka. Miałem je nawet wtedy, kiedy nie wiedziałem o jego istnieniu. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale uwierzcie mi, że jest to prawda. Wiem, że na jego temat w sieci wypisywane są straszne rzeczy, ale na mój temat jest podobnie… Już dawno przestałem zwracać uwagę na to, co jest w sieci i Państwu też to radzę. W serwisach FN piszemy o tak ciekawych sprawach jak zaginione cywilizacje, UFO, duchy czy inne tego typu historie, ale uwierzcie mi proszę – to wszystko blednie czy wręcz znika, kiedy porówna się je do tego, co jest związane z tym drobnym człowieczkiem, który nie żyje od tylu lat, a którego moc wykraczająca poza ludzką wyobraźnię zamanifestowała się w moim życiu.
Wiem, że to wydarzenie związane ze śmiercią mojego przyjaciela Marka Rymuszko było dla mnie znakiem, że opuścił on nasz świat i znalazł się tam – w cudownym świetle. Mistyka i symbolika tych wydarzeń jest czymś, co powinienem odczytać i – mam takie przeczucie – chyba precyzyjnie ją odczytałem. Jaka to była wiadomość? Pozwólcie, że zachowam moje przemyślenia dla siebie, ale ponieważ bardzo wiernie i szczegółowo opisałem ostatnie 48 godzin, więc wy także drodzy czytelnicy możecie także to zrobić.
Kończę ten tekst i nie podpisuję się imieniem i nazwiskiem (nie chcę, aby znajdowały mnie wyszukiwarki), ale wiecie, że jestem jego autorem. Wierzę, że z ludzkich słów (pisanych czy mówionych – to bez znaczenia) jeśli są pisane z serca, to emanuje prawda. I wierzę że wiecie, że wszystkie rzeczy które opisałem wydarzyły się naprawdę. Myślicie, że to jest najbardziej niezwykła historia z Sai Babą ‘ever’? Mylicie się moi drodzy. Ona jest niezwykła, ale raczej w dolnej strefie stanów średnich. Te naprawdę wstrząsające, przy których wszystkie najbardziej niezwykłe historie (i prawdziwe) o spotkaniach np. z UFO mogą się schować, więc te historie są spisane przeze mnie i na razie muszą poczekać w szufladzie na czas, kiedy będę mógł o nich opowiedzieć światu. Tym razem robię absolutny wyjątek i ujawniam coś dla mnie bardzo osobistego i intymnego, ale robię to dla autorki listu, ale także dla bliskich Marka, którzy na pewno przeczytają ten tekst.
I już zupełnie na koniec. Dla wszystkich, którzy martwią się tym, że nie ma z nami Marka Rymuszko mam ważną wiadomość: nie smućcie się, a przynajmniej nie aż tak bardzo… ;) Jest w cudownym miejscu. I jest pod dobrą opieką. I ta historia wcale na tym zdaniu się nie kończy – ona się dopiero zaczyna.
‘Kapitan Okrętu Nautilus’ ;)
Baza FN, 25 lipca 2019
Komentarze: 0
Wyświetleń: 6958x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie