Dziś jest:
Piątek, 29 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Komentarze: 0
Wyświetleń: 2335x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
SPOTKANIE PROJEKTU 'OTWARTE NIEBO' - DOWODY OBECNOŚCI OBCYCH ISTOT NA ZIEMI
Są ludzie, dla których „te całe UFO to bzdura”. Bo „oni nie widzieli”, a w ogóle to „prędkość światła jak wiemy jest najwyższą prędkością i podróże między gwiezdne są niemożliwe”. Wspominanie takim ludziom o Emilcinie z 1978 roku czy przypadku ze Zdanów z 2006 jest stratą czasu, bo oni „wiedzą jak jest i już”. Tu wszelka argumentacja nie ma sensu.
Fundacja Nautilus jest oficjalną pozarządową organizacją działającą na terenie Polski zgodnie z obowiązującą ustawą o Fundacjach (Dz.U. z 1984 r., nr 21, poz. 97) i mamy statut zobowiązujący nas do ustalania prawdy o zjawisku UFO.
Wielokrotnie pisaliśmy o tym, że przypadek ze Zdanów jest kamieniem milowym w naszej działalności dotyczącej ustalania skali oddziaływania na ludzi czegoś, co się kryje za tym zjawiskiem. Przypomnijmy, że wtedy owe fenomenalne zdjęcia były jedynie dodatkiem do całej fascynującej historii. Tam „jakaś siła” zatrzymała dwa samochody, ich układy elektryczne pozbawiła prądu, świadkowie odczuwali mrowienie, kiedy ów obiekt do nich podlatywał. To pokazuje, co te obiekty potrafią, jak są w stanie oddziaływać na otoczenie, pojazdy mechaniczne czy ludzi. Już tylko analiza tego, co wydarzyło się w Zdanach w 2006 jest kopalnią wiedzy na temat tego, czym jest UFO. Jeszcze więcej dowiemy się na podstawie analizy przypadku z Emilcina z 1978. I Zdany i Emilcin mają dla nas podobną wartość – są po prostu prawdziwe. I nie ma znaczenia, ile osób będzie wyło, tupało, pomstowało i waliło głową w posadzkę, bo dla nich „to fałsz”, bo dla nich „to mistyfikacja”. To zupełnie nie ma dla nas znaczenia. Dlaczego? Bowiem to my sami uznaliśmy te przypadki za w 100% prawdziwe, to my rozmawialiśmy ze świadkami, to my zebraliśmy materiał pozwalający nam bez zmrużenia oczu powiedzieć jasno i wyraźnie – te przypadki są prawdziwe.
Emilcin pokazuje, że za tym zjawiskiem nie kryją się jakieś mądre wielce i zmyślne nielada „amerykańskie trepiarstwo” w podziemiach jakiś baz pracowicie klęcące „flying sources”, tylko istoty, które nie spotyka się na Ziemi. Emilcin jest niczym potężna latarnia oświetlająca potężny hangar, w którym nie wiemy, co jest... Bowiem widać, że te istoty bez problemu oddychały naszym powietrzem. Poruszały się w sposób świadczący, że w ich świecie jest o wiele większe ciążenie (Jan Wolski był zdumiony ich skocznością – warto pamiętać, że podobną „skoczność” posiadali astronauci na powierzchni Księżyca, gdzie jak wiadomo grawitacja jest mniejsza). Istoty te porozumiewały się za pomocą jakiegoś piskliwego skrzeku, ale Wolski mówił wyraźnie, że była to „jakaś mowa”. A więc sposób porozumiewania się mają taki sam jak my. I tak dalej, i tak dalej – wnioski z Emilcina dotyczące tego zjawiska naprawdę pozwalają sobie wyrobić opinię na temat tego, jak wygląda nasz świat złożony z wielu różnych cywilizacji. I tu też warto zwrócić uwagę na słowo „różnych”, gdyż absolutnie materiał zgromadzony przez ludzi na świecie zajmujących się badaniem tego zjawiska (podobnie jak my) dowodzi, że nie ma jednych „obcych”, jest wiele ras, wiele istot, które przybywają na Ziemi. Dzieli ich czasami wszystko, ale łączy jedno: mają z niepojętych przyczyn całkowity zakaz kontaktu z ludźmi. Mogą obserwować, czasami prowadzić jakieś badania i... to wszystko. Dlaczego tak jest? Wrócimy do tego w innych tekście.
Tym razem spróbujmy postawić jeszcze bardziej zaskakującą tezę. Oto załóżmy, że jest rasa istot bardzo podobna do nas. Tak samo jak my wyglądają, tak samo jak my oddychają, nawet są w stanie nauczyć się naszej mowy i obsługiwać nasze samochody jako kierowcy. Fantastyczna hipoteza? Że niby to „science-fiction”? Równie dobrze można by założyć, że pojawienie się latającego obiektu o średnicy ok. 2 metrów, przypominającego metaliczną kulę z kołnierzem wokół, który zatrzyma dwa samochody przy trasie “Siedlce-Terespol”, który będzie paraliżował świadka stojącego przy samochodzie jest... że to wszystko jest czystą fantazją. A jednak się zdarzyło. Skoro to się zdarzyło, skoro w Emilcinie z pojazdu wyszły istoty i chodziły po tamtejszej łące, to... naprawdę wszystko trzeba brać pod uwagę.
A więc zróbmy takie doświadczenie „symulacji teoretycznej” i załóżmy, że takie istoty przybywają na Ziemię. Są niczym ludzie, a nawet sami czują się... ludźmi. Można je nawet minąć na ulicy.
Czują wspólnotę z ludźmi na Ziemi, mówią o wspólnych korzeniach gdzieś z „dalekich gwiazd”. Patrzą na ludzi z niedowierzaniem, że ktoś żyjący tak krótko (średnia 70 lat) swoje życie poświęca na walkę z innymi i gromadzenie „materialnych przedmiotów”, które po ich śmierci rozsypią się w pył. Nie mogą uwierzyć, że istnienie duszy czy Boga to dla tych istot „kwestia wiary, a nie żadnej wiedzy”. Takie istoty mogą dobrze wiedzieć, że człowiek ze swoją pazernością, nieograniczoną zawiścią, chęcią posiadania, potrzebą zdobywania – że człowiek z tym całym prymitywnym bagażem jest nie tylko groźny dla siebie, ale może być także groźny „dla innych”. Gdyby bowiem dostał do ręki technikę którą dysponują wyższe rasy, przy swoim myśleniu „plemiennym” (to jest teren mojego plemienia, o tamten zagon to już należy do innego plemienia) nie byłby w stanie powstrzymać się przed próbą zawładnięcia innych światów. Musi upłynąć wiele tysięcy lat ewolucji, zanim ludzka istota nauczy się myśleć w sposób planetarny, zanim przyjmie prawdę o sobie, o swojej duchowości, o prawach karmy i losu każdej żywej istoty we wszechświecie. Kiedy wreszcie to wszystko dotrze do ludzi, wtedy będą gotowi na poznanie kolejnej prawdy o świecie, w którym żyją. Załóżmy więc, że takie istoty naprawdę przybywają na Ziemię. Mogliby oni czasowo, aby lepiej poznać naszą kulturę i cywilizację „wmieszać się w tłum”, przeprowadzać jakieś doświadczenia nie tylko z pokładów swoich cudownych statków, ale także „na terenie badań”, a więc między nami... Hipoteza fantastyczna? Jak najbardziej! Niemożliwa? A tego już nie wiemy. Postawmy więc kolejne pytanie: czy w archiwum FN są jakiekolwiek informacje, które mogłyby potwierdzać tak – nie ukrywajmy tego – fantastyczną hipotezę? I tu niespodzianka, ale odpowiedź jest... twierdząca.
Tą sprawą zajmował się znany światowy badacz UFO, Timothy Good. Posiadamy wszystkie książki, które napisał, a także materiały, które opublikował w internecie. Wielokrotnie natrafiał na wątki „obcych”, którzy potrafili wmieszać się w tłum ze względu na uderzające podobieństwo do ludzi. Takie historie można by opowiadać w nieskończoność, ale wystarczy przypomnieć słynną historię niemieckiego biznesmena Ludwiga F. Pallmana, który w 1964 roku w przedziale nocnego ekspresu z Bombaju do Madrasu zainteresował się niezwykłym towarzyszem podróży. Wyglądał jak człowiek, ale biła od niego tak silna energia, że ów biznesmen był niczym sparaliżowany.
Tym dziwnym człowiekiem okazał się „Satu Ra”, który ku bezgranicznemu zdumieniu Pallmana udowodnił mu, że nie pochodzi z Ziemi. Przeprowadzał na naszej planecie pewną misję, zresztą po krótkim pobycie już na zawsze ją opuścił. Brzmi niedorzecznie? Ilość materiałów zebranych w tej tylko jednej sprawie przez Timothy Gooda obezwładnia i trudno sobie nawet wyobrazić, komu by się chciało przeprowadzać taką „mistyfikację”. A to jest tylko jedna mała sprawa, podobnych jest jeszcze kilkadziesiąt. Mamy to wszystko odrzucić? Zacząć tupać i wydzierać się „fałsz, fałsz!”? Oczywiście można i tak, jak ktoś się z tym będzie lepiej czuł – proszę bardzo. Ale z terenu Polski także jest kilka ciekawych sygnałów, że taka hipoteza jest możliwa. Kiedyś w tym serwisie była opisywana historia bardzo dziwnych ludzi, którzy mieszkali przez pewien czas w Poznaniu i mieli samochód, który miał dziwną właściwość – kamień rzucony na maskę „nigdy do niej nie dolatywał”. Jakieś pole mu na to nie pozwalało. Potem ci ludzie znikli równie tajemniczo, jak się pojawili. Relacja o tym nie pochodzi od żadnego „pożal się Boże badacza zjawisk pozaziemskich”, tylko sąsiadów tych ludzi, bardzo mocno stąpających po ziemi. Mamy oczywiście to odrzucić jako „bajki”? Owszem, można. Można wszystko odrzucić, można wszystko wytupać. Wystarczy odrobina złej woli i już wszystko „jest niewiarygodne”, wszystko jest „fake”. Znamy tę postawę jeszcze z czasów badania historii ze Zdanów. Ale problem w tym, że takich sygnałów jest więcej. Przypomnijmy jeszcze jeden sprzed 4 lat, który także był przez wiele osób sprowadzony do poziomu bajki, bo „przecież to nieprawda”. Dlaczego? Dlatego. I już. Nie bacząc na tych “ekspertów od prawdy” przypomnijmy tę historię, która mimo upływu lat nadal stanowi dla nas wielką zagadkę.
Jest rok 2005. Do naszej Fundacji zgłaszają się osoby z okolic Garwolina (ich nazwiska do czasu sporządzenia pełnej dokumentacji pozostaną anonimowe), którzy opowiadają o nieprawdopodobnym wydarzeniu, które miało miejsce dwa lata wcześniej, czyli w 2003 roku.
Kilkunastu chłopców gra w piłkę na miejscowym boisku obok kościoła (piętnastu świadków), jest lipiec 2003 roku. Zaczyna być już coraz ciemniej, kiedy jeden z nich dostrzega niezwykły widok. Oto nad krawędzią lasu na wysokości kilkunastu metrów widać wyraźnie lecący w powietrzu samochód ciężarowy. Poruszał się powoli, wyraźnie się odznaczał obrys samochodu na niebie, auto powoli przemieszczało się nad drzewami.
Widać było na ciężarówce zapalone lampki (świadkowie mówią o małych „kulach”), które tym bardziej pokazywały, że jest to samochód ciężarowy. Kule były białego koloru. Chłopcy w milczeniu patrzą na lecący samochód, ale po chwili zaczynają żartować, że jest to pewnie „samochód Coca-Coli”, gdyż właśnie w tym roku pojawiła się reklama koncernu wykorzystująca motyw lecącego samochodu. Tymczasem samochód w całkowitej ciszy porusza się nad lasem, by po chwili zniknąć z pola widzenia. Chłopcy są podekscytowani, opisują szczegóły pojazdu. To nie był TIR, ale także nie minivan. Swoimi rozmiarami przypominał raczej ciężarówkę typu STAR z budą (zapytani o markę świadkowie wymienili Iveco, choć tutaj nie byli pewni). Tego dnia pogoda była wspaniała, idealna widoczność, bezchmurne niebo. Kiedy ciężarówka przemieszczała się nad drzewami, było już „szarawo” – jak opisywali świadkowie. Nie było słychać żadnego dźwięku, nie było też żadnych wątpliwości, że jest to samochód ciężarowy. Widać było ciemne szyby, wrażenie dodatkowo wzmacniały białe światła, które były na zakończeniach obrysów krawędzi samochodu, czyli na kabinie kierowcy i metalowej budzie. To jednak nie koniec tej historii.
Wyjechał z lasu na zgaszonych światłach!
Po tym, jak ciężarówka znikła za drzewami, świadkowie jej przelotu przez dłuższą chwilę rozmawiali o tym, co widzieli. Nie byli w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że „samochód leciał”. Jedyne, z czym im się kojarzył ten widok, to słynna świąteczna reklama Coca-coli. Grupa 15 chłopców rozchodzi się i opuszczają boisko idąc małymi grupkami do domów. Boisko położone jest praktycznie w lesie, w okolicy jest niewiele zabudowań. Dwójka z nich (Adam i Marek) ruszają w kierunku domu, przez chwilę idą wzdłuż zabudowań, a już po chwili ruszają drogą przez pole w kierunku lasu. W pewnym momencie słyszą odgłos silnika. W odległości ok. 400 metrów z lasu wyjeżdża ta sama ciężarówka, która pół godziny wcześniej leciała nad lasem! Auto ma zgaszone światła, wyjeżdża z lasu, porusza się powoli. Jedzie drogą zupełnie nieuczęszczaną, używaną jedynie przez rolników do dojazdu traktorem do pola. To jest ten sam pojazd, nie ma co do tego wątpliwości. Tym razem jest już prawie ciemno, ale wyraźnie rozpoznają kształt samochodu. Światła umieszczone na samochodzie są wygaszone, porusza się on w całkowitej ciemności. Obserwują auto aż do chwili, kiedy dojeżdża ono do drogi głównej, która i tak jest raczej podrzędną, drogą dojazdową do posesji. Samochód wjeżdża na drogę i znika za zakrętem. Droga od lasu do drogi dojazdowej to właściwie wyjeżdżona ścieżka w trawie - nie ma szans, żeby akurat tą drogą jechała ciężarówka. Tym bardziej, że akurat tam nie jeżdżą samochody! Obaj chłopcy nie maja wątpliwości, że to była ta sama ciężarówka, która wcześniej poruszała się w powietrzu. Na miejscu sprawdziliśmy dokładnie miejsce, skąd auto wyjechało. Droga prowadzi do... dużej polany w lesie. Na pierwszy rzut oka widać, ze jest to miejsce, w którym praktycznie nie ma powodu, aby przyjechać samochodem ciężarowym. Nie ma tam żadnych zabudowań, do których należałoby jechać właśnie przez las. Jeżeli przyjąć wersję świadków nie ma wątpliwości, że ta ciężarówka musiała gdzieś tutaj... wylądować. Potem na zgaszonych światłach postanowiła dojechać do drogi głównej.
Wszyscy świadkowie tej historii potwierdzają prawdziwość tej opowieści. Co więcej, za jej prawdziwością świadczą także relacje ich rodziców, którzy byli świadkami tego, jak relacjonowali całe wydarzenie po powrocie tego dnia do domu. Nawet przez chwilę nie pojawiła się w ich głowach myśl, że oto mają do czynienia „z fantazjowaniem młodych ludzi”. To jedna z najciekawszych historii z naszego archiwum potwierdzających obecności 'obcych' pośród nas.
I jeszcze dwie historie z naszej ostatniej poczty do FN o "dźwiękach wydawanych przez UFO'.
From: [...]
Sent: Tuesday, May 21, 2019 6:48 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dźwięki z nieba.
Dzień dobry.
Odnośnie dziwnych dźwięków, to w załączniku przesyłam ciekawą historie jaka mi się przydarzyła w 1978 roku.
Oczywiście wyrażam zgodę na publikacje, oraz zachowanie w archiwum F.N.
Pozdrawiam.
Dźwięki z nieba.
Witam Kapitana, Załogę oraz Wszystkich którzy zechcą przeczytać.
Miałem 12 lat był rok 1978. Późna jesień, ale były jeszcze zeschłe liście na drzewach.
Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym piętrowym na wsi w woj. lubelskim w pobliżu Kazimierza Dolnego.
Było już ciemno, wyszedłem w jakimś celu na schody zewnętrzne, które prowadziły z piętra na podwórko posesji. Od razu spostrzegłem dwa snopy światła świecące niemal pionowo w górę.
Znajdowały się one w lesie na zboczu góry w odległości ok. 600 metrów. Wiedziałem że w tej okolicy biegnie bardzo stroma droga gruntowa, więc pomyślałem że jakiś ciągnik rolniczy coś tam ciągnie pod górę i te światła taki efekt dają. Patrzyłem przez chwile i coś mi nie pasowało, te snopy światła były nieruchome, dziwnie równe i równoległe. Nie były jakoś specjalnie intensywne, ale
takie jak samochodu osobowego w tamtych latach, jednak nie rozproszone, uporządkowane, nie spotykane. Zastanawiałem się czy coś świeci z dołu do góry, czy z góry na dół, las nie był rozświetlony a i w górze nie było widać żadnego źródła tych świateł. Takie dwie równoległe niemal pionowe kolumny białego światła, zaczynające się gdzieś na wierzchołkach drzew w lesie a kończące gdzieś pod chmurami, ale nie rozświetlające chmur, gwiazd wtedy nie widziałem powietrze było ostre, zimne przejrzyste. W okolicy było słychać poszczekujące psy i przejeżdżające sporadycznie samochody.
Po kilku minutach obserwacji wbiegłem do domu po mamę i siostrę, żeby zobaczyły te światła ale były zajęte przymierzaniem jakiejś sukienki którą mama szyła dla siostry i nie dały się namówić. Pobiegłem więc sam dalej obserwować, wyszedłem na schody, świateł już nie było. Jednak z góry jak by z nieba dobiegał wyraźny szum, jak by gdzieś tam wysoko w górze szumiał las. Tak monotonnie jednostajnie, słuchałem tego szumu i rozglądałem się po niebie szukając jego pochodzenia. Było lekkie zachmurzenie gdzieniegdzie prześwitywały gwiazdy, bezwietrzne, ostre, zimne powietrze dawało mi się we znaki. W pewnym momencie, dobiegł z nieba na tle tego szumu wyraźny dźwięk, skojarzył mi się wtedy ze zgrzytem jakiejś ogromnej metalowej bramy z nienasmarowanymi zawiasami, taki zgrzyt o niskim chrapliwym tonie trącego metalu, słyszany z dużej odległości. Wyraźnie dobiegał z nieba trwał 2-3 sekundy, szum było nadal słychać i może po 5-6 sekundach znów ten zgrzyt taki sam, słychać że potężny silny, ale gdzieś w górze, daleko. Te dźwięki powtarzały się przez dobre 5 minut, w nieregularnych odstępach czasu i nie były identyczne były podobnie brzmiące na tle tego szumu. Wywoływały niepokój. Nie potrafiłem wtedy zlokalizować ich pochodzenia, dochodziły z góry.
Wtedy jako 12 letni chłopak tłumaczyłem sobie to w ten sposób, że w oddalonych w prostej linii ok. 20 km zakładach azotowych w Puławach, są prowadzone jakieś prace związane z przemieszczaniem jakiejś ogromnej konstrukcji stalowej, jakiejś zasuwy? I te dźwięki jakoś odbijają się od górnych warstw atmosfery, bo jest to daleko i dlatego słychać je z góry, a nie z tamtego kierunku.
Cała moja teoria pochodzenia tych dźwięków została obalona kiedy to, chyba 2011 roku w wiadomościach Polsatu zaprezentowano nagrania z różnych krajów podobnych dźwięków jakie ja słyszałem jesienią 1978 roku. Teraz w sieci jest tych nagrań mnóstwo, pewnie nie wszystkie są prawdziwe choć, znalazłem na Y.T. takie z Rosji które brzmią niemal identycznie.
Zastanawiam się czy widziane światła miały jakiś związek z tymi dźwiękami.
Pozdrawiam wszystkich.
From: [...]
Sent: Monday, August 5, 2019 12:34 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: List
Szanowny Panie Redaktorze,
Mam 37 lat i mieszkam w Szczecinie dzisiaj trafiłem pierwszy raz na Pana audycję w internecie i nie potrafię tego wyjaśnić ale słyszałem to buczenie, o którym ktoś pisał jakby transformatora wydawało mi się, że nad blokiem około 2-3 tygodnie temu. Myślałem, że to śmieciarka ładuje śmieci ale było za wcześnie i żadnej śmieciarki nie było ok 3 w nocy poza tym to zupełnie inny dźwięk. Żona też to słyszała i zażartowała rano, że to UFO, ja tez tak pomyślałem. Ok 4-5 miesięcy temu widziałem 3 światła na polach bardzo mocne i bardzo blisko siebie nawzajem, nie wydawały żadnego dźwięku. Zjechałem z drogi żeby popatrzeć po kilku minutach stały się coraz mniejsze i jakby świeciła lampa na środku pola. Przejeżdżałem tam w dzień żeby zobaczyć co to mogło być ale w okolicy dalszej i bliższej nie było nic takiego co mogłoby dawać tak intensywne i kolorowe światło. W podobnym czasie kiedy wracałem z Cedyni do Szczecina i za Cedynią widziałem księżyc (kilka razy mi się to zdarzyło), był nienaturalnie duży a po 3 -5 minutach już normalnej wielkości.
Zawsze byłem trochę inny, jak byłem mały mama mówiła, że jestem małym dorosłym, podobno jeździli ze mną do psychologa bo chodziłem po domy nieobecny, psycholog powiedział że mam charakter neurotyczny i jestem bardzo wrażliwy. Nie wiem co mam napisać bo jak pomyślę co czuję to wydaje mi się, że to jest niedorzeczne, szaleństwo i ze zmysły mi wariują.
Zostałem wychowany w religii rzymsko-katolickiej, a wiem, że jest reinkarnacja (nie umiem tego wyjaśnić), wiem że na ziemi są leki na wszystkie choroby jakie są na ziemi, wiem że jesteśmy tu, aby się rozwijać duchowo dlatego dostajemy ciała fizyczne, które mają doświadczać emocji dobrych i złych czuć jakby ramy i ograniczenia ciała, a nie być wszędzie w jednym czasie. Wiem, że dusza nie ma emocji. Wiem że ludzie są nie wiem jak to nazwać (na różnych poziomach rozwoju duchowego/ poziomach reinkarnacji – nie ważny jest status/ wiedza książkowa /zawód czy cokolwiek innego) Kilka razy zdarzyło mi się, że osoby po rozmowie ze mną musiały „rozchodzić” rozmowę, jedna zasłabła w trakcie rozmowy. Często czuję kiedy dana osoba się boi, kiedy nawiążę z kimś relację/kontakt jesteśmy jakby w stałym kontakcie nawet jak dzieli nas duża odległość i czas od ostatniego spotkania. Czuję czasem puste osoby jakby ciała nieobecne albo niezamieszkałe. Czuję kiedy ktoś jest nieszczery, od 2015 r przestałem się bać w środku. Tak jakby czasem, ciało się jeszcze boi a ja już nie.
Zawsze byłem samotnikiem a przebywanie wśród większej grupy ludzi męczy mnie a teraz ludzie do mnie lgną i znajdują mnie kiedy mają problem w życiu lub szukają pomocy. Bardzo się otwierają czasem nawet zbyt szczerze ale nie oceniam. Wiem, że to co piszę może wydawać się dla części ludzi niedorzeczne ale wiem również, że jest Pan osobą która to zrozumie. Nie mam z kim o tym porozmawiać bo moje otoczenie nie traktuje mnie poważnie staram się wytłumaczyć mojej 7 letniej córce, że umiera tylko ciało i czuję że rozumie mnie. Nie wiem po co to piszę chyba żeby się z kimś podzielić.
Zanim dowiedziałem się o chorobie mam ZZSK mówiłem i czułem, że muszę się spieszyć nie wiem o co chodzi, bo nie o pracę.
Jest dużo takich rzeczy jak to, że po 2 tygodniach powiedziałem nowo poznanej dziewczynie że będziemy małżeństwem kiedy to będzie i ile dzieci i po jakim czasie się urodzą. Ja pierwszy wiedziałem że żona jest w ciąży i dużo innych spraw… Kiedy poznałem dziewczynę mojego kuzyna, miałem ją zawieźć z Chojny do Szczecina pierwsze o co zapytałem to czy wie że będzie żoną kuzyna. To było 2 czy 3 lata temu. Była w szoku a ja wiedziałem bo nie mogło być inaczej. W 2020 r. roku będzie ślub.
Namarudziłem ?? mam nadzieję, że nie zanudziłem ale musiałem to opisać, może łatwiej będzie mi to przetrawić.
Z wyrazami szacunku
[...]
Komentarze: 0
Wyświetleń: 2335x | Ocen: 0
Oceń: 2/5
Średnia ocena: 0/5
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Artykułem interesują się
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie